Publikacje polecane

Cele wciąż te same - kłamać i obrażać

Eskalacja ataków na Radio Maryja
Ks. bp Adam Lepa

Przyzwyczaja się nas do ataków na Radio Maryja. Wzrasta ich liczba i są coraz bardziej wyrafinowane. Ostatnio w internecie pojawił się zwiastun filmu Aro Korola "Córka Hitlera" szkalującego to radio. W przedstawionym materiale pomawia się Radio Maryja i społeczeństwo polskie o antysemityzm. Stosuje się też analogie do działań faszystowskich. Cała sprawa powinna się zakończyć w sądzie. Tymczasem samo wydarzenie skłania do poważnej refleksji, zwłaszcza że zjawisko jest szersze i bardzo złożone, a znane fakty mają charakter działalności zorganizowanej. Nowy atak jest wyzwaniem nie tylko dla katolików czy słuchaczy Radia Maryja, lecz również dla wszystkich Polaków. W ten niewybredny sposób testuje się również naszą wrażliwość i poczucie tożsamości narodowej. fot. K. Cegielska

Środowiska, które permanentnie atakują Radio Maryja, Telewizję Trwam i "Nasz Dziennik", nie potrafią zdobyć się na podjęcie ambitnej polemiki. Posługują się pseudoargumentami, które budują na okłamywaniu społeczeństwa i obrażaniu przeciwnika. Są to więc działania rozpaczliwe. Na więcej ich nie stać. Metody te łudząco przypominają taktykę stosowaną w systemach totalitarnych, gdzie z zasady nie ma miejsca na oceny obiektywne i kulturę dialogu. Dlatego w atakach stosuje się bogaty arsenał inwektyw, które oparte są na zakłamaniu i na histerycznym dążeniu do znieważania. Do tego dochodzi stosowanie techniki ośmieszania, która ma obrażać i okazywać pogardę. W niektórych mediach dziennikarz, mimo osobistych uprzedzeń i niechęci, cytuje wypowiedzi z Radia Maryja czy "Naszego Dziennika", ale wyłącznie w tym celu, żeby je ośmieszyć i obrazić. Praktyki takie przy okazji demaskują nową formę cenzury, którą jest poprawność polityczna i medialna. Odbiorcy takich treści, gdy są uprzedzeni do Radia Maryja i "Naszego Dziennika", pogłębiają swoją niechęć do nich. Odbywa się to zgodnie z zasadą "wpływu wzmacniającego": odbiorcy życzliwi dla danego medium pogłębiają swoją sympatię do niego, uprzedzeni zaś jeszcze wyraźniej stają się jego przeciwnikami.
Trzeba też podkreślić, że ataki na Radio Maryja, Telewizję Trwam i "Nasz Dziennik" oraz na ojca Tadeusza Rydzyka w niektórych mediach trafiają na podatny grunt. Od lat prowadzona w nich propaganda sprawiła, że w odbiorze mediów więcej znaczy argument siły niż siła argumentu. Nie na próżno Jan Paweł II przestrzegał świat, że w ustrojach totalitarnych i autokratycznych "została doprowadzona do ostateczności zasada pierwszeństwa siły przed rozsądkiem", dlatego podkreślał, że "demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm" ("Centesimus annus", 29 i 46). Również wybitni mediolodzy biją na alarm, że dominacja jakiegoś monopolu medialnego może prowadzić do powstania totalitarnego systemu władzy (m.in. Harold A. Innis). Właśnie dlatego niepokoi fakt, że błędy popełnione po 1989 r. w związku z niesprawiedliwym podziałem przejętych mediów drukowanych doprowadziły w Polsce do powstania oligarchicznego modelu mediów, który wyraża się głównie w monopolu orientacji liberalnej i lewicowej. Sytuacja ta wyjaśnia wiele dziwnych zagadek na scenie polityki i mediów.
Należy tu przypomnieć, że symptomem prawdziwej demokracji w państwie jest wolność mediów i możliwość tworzenia alternatywnych źródeł informacji. Jeżeli zasada ta przestaje funkcjonować lub jest ograniczana, stawia to pod znakiem zapytania przyszłość demokracji. Wskutek tego zagrożony zostaje również ład medialny, co jest już sprawą bezpieczeństwa państwa i polskiej racji stanu.
Obserwacja mediów i sceny politycznej w Polsce pozwala stwierdzić, że groźba, przed którą przestrzegał Jan Paweł II, może się okazać zupełnie realna. A przybliżają ją dwa zjawiska. Są to: obojętność społeczeństwa wobec kłamstwa, wyniesiona z minionych czasów, gdy funkcjonował system zakłamania, oraz fakt odnotowywany z niepokojem przez obserwatorów życia publicznego, że kłamstwo stało się w Polsce metodą polityczną. Na Zachodzie od pewnego czasu mówi się nawet o funkcjonowaniu "przemysłu kłamstwa". Tak zatytułowana jest książka Johna Stanbera i Sheldona Romptona. Ukazała się w wielu krajach Europy i Ameryki, otwierając oczy na mechanizmy zakłamania i przyczyniając się do pogłębienia troski o prawdę.
Kościół w Polsce wyniósł olbrzymie doświadczenie z bezpośredniej konfrontacji z totalitaryzmami. Wie dobrze, że gdy jest atakowany, idzie drogą właściwą i słuszną. Gdyby zaś stał się przedmiotem publicznych pochwał i chytrej kokieterii, nie spełniałby dobrze swojej misji. Ma być wszak "znakiem sprzeciwu". Właśnie dlatego niektórym środowiskom nie jest na rękę przedstawianie w mediach katolickich pełnej prawdy i nazywanie rzeczy po imieniu, także wbrew obowiązującej poprawności politycznej. Pewne kręgi opiniotwórcze w Polsce drażni przede wszystkim wysoka skuteczność ewangelizacji w Radiu Maryja, co przejawia się m.in. w rosnącej aktywności jego słuchaczy. A jest to bardzo niewygodne dla osób, które chcą za wszelką cenę zrealizować inną zupełnie wizję człowieka i świata. Tymczasem są w Polsce media, w których z zasady nie mówi się pozytywnie o Polakach i z lubością powiela szkalujące ich mity.
W sposób szczególny obraża nas mit antysemityzmu Polaków jako społeczeństwa. Uwłacza on naszej godności narodowej. A może o to przede wszystkim chodzi. Urodziłem się i wychowałem w Łodzi, w której tuż przed wojną prawie jedną trzecią mieszkańców stanowili Żydzi. Nie było w tym wielkim mieście konfliktów na tle religijnym czy etnicznym, wiele zaś dzieci z rodzin żydowskich uczęszczało do szkół katolickich. A Sługa Boża Stanisława Leszczyńska, bohaterska położna z mojego miasta, w straszliwym obozie Auschwitz-Birkenau z narażeniem własnego życia ratowała przed śmiercią również dzieci żydowskie.
Pewnym środowiskom bardzo zależy na tym, aby opinii światowej wmówić, że Polacy dyszą nienawiścią do wszystkiego, co obce. W tym wyjątkowo krzywym zwierciadle pokazywani jesteśmy jako zapiekli antysemici, społeczeństwo owładnięte najgorszymi fobiami. W ten nurt propagandy wpisuje się "dzieło" Aro Korola, które, jak widać, bardzo potrzebuje treści skandalizujących. Pewnie po to, aby już teraz być zauważonym i na obecnym etapie móc obrażać Polaków i okazywać im "należną" pogardę.

Ksiądz biskup Adam Lepa - łódzki biskup pomocniczy, wybitny specjalista w dziedzinie środków społecznego przekazu. Członek Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu (i jej wieloletni przewodniczący). Wykładowca na UKSW, KUL i w WSD, autor ponad 500 prac naukowych z dziedziny wiedzy o mass mediach oraz wielu książek ("Świat propagandy", "Świat manipulacji", "Pedagogika mass mediów", "Mity i obrazy", "Mass media i tożsamość Polaków"). W 1989 r. powołany do Europejskiego Komitetu Biskupów ds. Mediów Masowych (CEEM).

Za: Nasz Dziennik Sobota-Niedziela, 1-2 sierpnia 2009, Nr 179 (3500)