Publikacje polecane

Tomasz Sulewski -Chrystus mógłby być kobietą

Na łamach wczorajszego wydania Gazety Wyborczej ks. Alfons Skowronek w rozmowie z Aleksandrą Klich i Janem Turnauem postanowił stoczyć kolejną bitwę o prawa kobiet w Kościele. Tekst wywiadu, poza swoją ewidentną funkcją kabaretową, jest idealnym przykładem tego, do czego prowadzić może – także w praktyce rozmów o Kościele – potrzeba udowodnienia założonej z góry tezy

(Feministyczna rewolucja Chrystusa, 12 października 2009). Warto przy tym zauważyć, że wywiad ten jest elementem większej kampanii, którą przygotował największy w kraju, (zarazem – jak powszechnie wiadomo – najbardziej dbały o dobro polskiego Kościoła) dziennik. Jej celem jest „przerwanie milczenia Kościoła w sprawie parytetów i równouprawnienia”. No cóż – to, że redaktorzy z ul. Czerskiej po raz kolejny postanowili pouczyć katolików, jak powinni myśleć, już mnie raczej nie zdziwi. Za to smutkiem napełnia mnie fakt, że ten niemłody już przecież kapłan po raz kolejny dał się niecnie wykorzystać w złej sprawie.

Tekst wywiadu, poza swoją ewidentną funkcją kabaretową, jest idealnym przykładem tego, do czego prowadzić może – także w praktyce rozmów o Kościele – potrzeba udowodnienia założonej z góry tezy. Potrzeba ta pcha ks. Skowronka m.in. do tendencyjnego wykorzystywania dla własnych celów autorytetu papieży. Ekumenista cytuje na przykład Benedykta XVI, który w 2006 roku powiedział: „Wierzę, że kobiety z ich witalną dynamiką, liczebną przewagą i potencjałem niespożytej energii same odnajdą swe miejsce w Kościele, czerpiąc moc ze wzoru Matki Bożej i Marii Magdaleny”. Dla ks. Skowronka jest to oczywiście dowód na to, że papież zachęca kobiety do sięgania po należne im prawa. Nie dostrzega przy tym tego prozaicznego faktu, że ani Najświętsza Maryja Panna, ani Maria Magdalena, nie biegały po świecie z feministyczną pianą na ustach, żądając tego, co się im niby „słusznie należy”. Jeśli papież mówi o „swym miejscu” kobiet w rzeczywistości kościelnej wspólnoty, to – zgodnie z katolicką doktryną – w żadnym wypadku nie chodzi mu o ich wyświęcanie. Nie zniechęca to jednak ks. Skowronka, który wie lepiej.

Przy okazji w artykule „obrywa się” także Janowi Pawłowi II, który był co prawda „świętym człowiekiem”, ale „tkwił niekiedy w tradycji konserwatywnej”, czemu dał wyraz w sposób jednoznaczny i bezalternatywny przecinając dyskusje nad święceniem kobiet. Na szczęście jednak można, zdaniem ks. Skowronka, odpuścić mu to ewidentne faux pas, jako że po pierwsze papież-Polak napisał (w sumie chyba na swoją obronę) „list apostolski o godności kobiety Mulieris dignitatem, akcentując równouprawnienie kobiety, przeciwstawiając je stosunkowi Kościoła do kobiet we wcześniejszych epokach”, a po drugie Kościół „dziś już tych dyskusji nie tłumi”.

Wypowiadając się w taki sposób ks. Skowronek udowadnia, że albo nie rozumie rzeczywistości kościelnej, albo jej po prostu rozumieć nie chce. Prawdą jest, że Kościół, od czasów listu apostolskiego Ordinatio sacerdotalis, faktycznie nie tłumi dyskusji o ordynacji kobiet. Głównie jednak dlatego, że po słowach Jana Pawła II: „Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22, 32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne" nie widzi już pola do takiej dyskusji. Sprawa została wyjaśniona i dalsze jej ciągnięcie grozić może co najwyżej interdyktem.

Taka perspektywa nie jawi się najwyraźniej ks. Skowronkowi jako szczególnie groźna. Nie tylko w tym zresztą zakresie – wydaje się, że w ogóle dość lekko podchodzi on do kościelnych przepisów. Na stwierdzenie dziennikarki, że jej córka, która mieszka we Francji, rozdziela okazjonalnie Komunię Świętą pomimo, że nie jest urzędową szafarką Eucharystii (swoją drogą jest to dość interesujący termin prawny, nieznany w Kościele rzymskim), odpowiada: „I słusznie. Tak samo bym postąpił”. Deklaruje tym samym publicznie, że wystąpiłby otwarcie przeciwko przepisom zawartym m.in. w punkcie 155. Instrukcji Redemptionis Sacramentum. Nie trzeba dużej fantazji, aby wysnuć na tej podstawie wniosek, jak bardzo ks. profesor przejmuje się zasadami swojego własnego kościoła.

Cóż to wszystko jednak dla człowieka, który ośmiela się korygować samego Zbawiciela? Z tekstu wywiadu dowiadujemy się oto, że Pan Jezus, przychodząc na świat dwa tysiące lat temu, popełnił fatalny błąd. „Dzisiejszy świat jest znacznie mniej patriarchalny niż ten, w którym żył. Razem z feministycznymi ruchami kobiet pojawiło się pytanie o to, jak rozumiemy rolę kobiety w Kościele i jak ona sama ją rozumie. Pojawiła się teologia feministyczna, która z jednej strony bada, w jakim stopniu Kościół przeniknięty był seksizmem, a z drugiej analizuje możliwości angażowania kobiet w pracę w Kościele”. Innymi słowy – niemądrze, oj niemądrze zrobił Chrystus objawiając się światu w Betlejem. Odmówił tym samym kobietom – nie wyzwolonym jeszcze przez XXI-wieczne feministki w rodzaju Magdaleny Środy i Wandy Nowickiej – prawa do pełnego uczestnictwa w swoim apostolstwie. Gdyby pojawił się dzisiaj, to na pewno powołałby kobiety na swoje kapłanki, a tak.. stracona szansa. Zresztą, ks. Skowronek w swoim uwielbieniu dla zrzuconych okowów męskiej dominacji idzie dalej, snując dywagacje na temat tego, czy Chrystus dziś nie objawiłby się jako kobieta. „To gdybanie, ale logiczne”.

Na skutek tych wszystkich pomysłów zapętla się ks. Skowronek dokumentnie. To, co w jednym akapicie ma przemawiać na korzyść jego argumentów, w kolejnym stoi z nimi w sprzeczności – zależnie, jak jest wygodniej. Co ciekawe, nie przeszkadza to ani dziennikarzom, ani samemu bohaterowi wywiadu. Ostatecznie przecież nie o prawdę tu chodzi, ale o tezę. A ta jest jasna: dzisiejszy Kościół wrednie krzywdzi kobiety.

W pierwszej części wywiadu ks. profesor – skądinąd słusznie – opowiada o tym, że podejście Pana Jezusa do kobiet było w ziemskiej perspektywie jak na owe czasy rewolucyjne. Widzi w tym Jego boski „nonkonformizm”. Tyle tylko, że dosłownie chwilę później stwierdza, że Chrystus nie powołał do grona Dwunastu kobiety „ze względów kulturowych i społecznych. Gdyby w tamtym czasie, w patriarchalnej i paternalistycznej Judei, Chrystus uczynił kobiety apostołkami, wtedy własnymi rękami położyłby całe dzieło zbawienia. Skompromitowałby się. Nikt by mu nie zaufał”. Nie umie więc znany ekumenista zdecydować się ostatecznie, czy Zbawiciel płynął z prądem, czy pod prąd społecznych zasad.

Nawiasem mówiąc, stosując taką argumentację, udowadnia ks. Skowronek, że przywołany już wcześniej list apostolski Mulieris dignitatem czytał raczej pobieżnie, skoro nie dostrzegł tam fragmentu: „Powołując samych mężczyzn na swych Apostołów, Chrystus uczynił to w sposób całkowicie wolny i suwerenny. Uczynił to z taką samą wolnością, z jaką w całym swoim postępowaniu uwydatniał godność i powołanie kobiety, nie dostosowując się do panującego obyczaju i tradycji sankcjonowanej ówczesnym ustawodawstwem. Tak więc hipoteza, że powołał jako Apostołów mężczyzn, stosując się do mentalności swoich czasów, wcale nie odpowiada sposobowi działania Chrystusa”.

Całość wywiadu po raz kolejny dowodzi, że ks. Skowronkowi jego własne fantazmaty pokrywają oczy bielmem tak szczelnie, iż nie widzi on, do czego prowadzą. Zaprzeczanie boskości Chrystusa (a do tego nieuchronnie sprowadza się stwierdzenie, że Bóg-człowiek, gdyby zechciał, nie mógłby ze względów społecznych (sic!) powołać do grona Apostołów kobiety, bo to położyłoby (sic!) dzieło zbawienia) nie jest z całą pewnością zgodne z doktryną wiary. I tylko żal bierze, że emerytowany profesor Uniwersytetu kard. Stefana Wyszyńskiego, wieloletni członek Komisji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu i Podkomisji ds. Dialogu z Kościołami zrzeszonymi w Polskiej Radzie Ekumenicznej może opowiadać tak piramidalne niedorzeczności.

Jedyne, co mnie pociesza, to fakt, że ks. Skowronek niedowidzi. Pod koniec wywiadu, pytany o „koedukację” w Kościele, odpowiada: „To znakomity sposób na wychowanie. Wielokrotnie obserwowałem w Niemczech, jak ministrantki świetnie wpływają na swoich kolegów ministrantów. Sprawiają, że chłopcy stają się ambitniejsi, lepiej się koncentrują na modlitwie, są bardziej uważni i poważni”. No cóż, z moich długoletnich doświadczeń wychowawcy wynika wniosek wprost przeciwny. Młodzi chłopcy w towarzystwie dziewcząt dostają „małpiego rozumu” i zdolni są do różnych wariactw, byle tylko zwrócić na siebie ich uwagę. Każdy, kto popatrzy na dowolnie wybraną grupę nastolatków, dojdzie do takich samych wniosków. Może więc w takim razie czytelnik, widząc, że ks. Skowronek tak mylnie opisuje rzeczywistość w tym banalnie obserwowalnym punkcie, postanowi z pobłażaniem przyjąć też pozostałe jego rewelacje? Tej nadziei będę się trzymać.

Tomasz Sulewski

za: Teologia Polityczna

http://www2.teologiapolityczna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1942&Itemid=113