Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Czego uczy 11 Listopada?

O wielkich mężach stanu Polski powstajacej po 123 latach niewoli pisze w Naszym Dzienniku  prof. Grzegorz Kucharczyk. I pyta:

Czy Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa mogą być w czymkolwiek porównywani z Piłsudskim i Dmowskim? Co wspólnego z Paderewskim ma Jerzy Owsiak - kreowany na "sztandar jedności narodowej" w III RP? Sapienti sat.

10 listopada 1918 roku do Warszawy z Magdeburga przybył Józef Piłsudski. Następnego dnia z rąk Rady Regencyjnej przyjął najwyższą władzę wojskową, a po kilku dniach - cywilną. Jako Tymczasowy Naczelnik Państwa skupił w swoich rękach pełnię władzy w tworzącym się państwie polskim. Już w samej tytulaturze tkwiło jasne nawiązanie do tradycji pierwszego naczelnika, a zarazem wodza pierwszej insurekcji - Tadeusza Kościuszki.

Tego samego dnia - 11 listopada 1918 roku - w CompiÝgne Niemcy przyjęły warunki rozejmu podyktowane im przez naczelnego dowódcę sił zbrojnych państw ententy, marszałka Ferdynanda Focha. A w tym samym czasie na ulicach Warszawy rozpoczęła się spontaniczna i udana akcja rozbrajania Niemców. Czytając relacje naocznych świadków tamtych wydarzeń, można odnieść wrażenie, że właśnie to ostatnie wydarzenie inaugurowało dla nich Niepodległość.

Mission impossible?
Piłsudski wysiadający z "czerwonego tramwaju na przystanku Niepodległość" i obejmujący władzę w powstającym państwie polskim - miał przed sobą niebotycznie trudne zadanie. Piętrzyły się zagrożenia zewnętrzne, sytuacja wewnętrzna była skomplikowana. Zaczynając od tych pierwszych - należy przypomnieć, że ziemie polskie zagrożone były niszczycielską (pod każdym względem) rewolucją nie tylko od wschodu (bolszewizm), ale i od zachodu. W listopadzie 1918 roku rewolucją ogarnięte były bowiem także Niemcy. Po drugie, z Niemcami graniczyliśmy jesienią 1918 roku nie tylko od zachodu, ale i od wschodu. Na wschód od Bugu stacjonowało kilkaset tysięcy wojsk niemieckich z tzw. komendy Ober-Ost, które z pewnością chciały jak najszybciej powrócić do swojej ojczyzny. A droga nieuchronnie wiodła przez Polskę.
W samym kraju jesienią 1918 roku wykształciło się wiele ośrodków aspirujących do sprawowania władzy: Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej w Lublinie (pod prezesurą socjalisty Ignacego Daszyńskiego), Polska Komisja Likwidacyjna w Krakowie (na czele z Wincentym Witosem), Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu (ale obejmująca swoim działaniem cały zabór pruski oraz Górny Śląsk). Do pełni obrazu trzeba dodać dramatyczną sytuację aprowizacyjną i olbrzymie zniszczenia wojenne w przeważającej części kraju.
W tej sytuacji podstawowym zadaniem było utrzymanie - możliwie jak najdłużej - spokoju w kraju. I w tym kontekście można powiedzieć, że Piłsudski w listopadzie 1918 roku jako Naczelnik Państwa okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu i we właściwym czasie. Oto bowiem władzę w kraju obejmował dawny "towarzysz Wiktor" (jak nazywano go w PPS) - a więc był on do zaakceptowania przez rosnącą w siłę na fali ruchów rewolucyjnych lewicę. Nie tylko jako dawny więzień carski (zesłaniec syberyjski), ale i niemiecki (Magdeburg od 1917 roku) - zatem możliwy do zaakceptowania przez dawnych "pasywistów" (reprezentujących w okresie I wojny światowej orientację antyniemiecką, głównie endecję).
Nie tylko sama osoba Naczelnika Państwa, ale i jego pierwsze decyzje polityczne świadczyły o tym, że trafnie rozpoznał on hierarchię stojących przed nim zadań. A więc na początku: porozumienie z odchodzącymi niemieckimi władzami okupacyjnymi, które umożliwiło pokojowe rozbrojenie Niemców w Warszawie i przetransportowanie do Niemiec wojsk Ober-Ostu. Mianowanie przez Piłsudskiego rządu pod prezesurą socjalisty Jędrzeja Moraczewskiego (gabinetu zdominowanego przez dwa lewicowe stronnictwa PPS i PSL Wyzwolenie) skutecznie wytrącało argument tym, którzy chcieli dowieść, że w Polsce władzę objął "obóz reakcji". Chodziło o uniknięcie niepotrzebnej eskalacji nastrojów rewolucyjnych, co - dla kraju wyniszczonego materialnie przez wojnę i znajdującego się między dwiema rewolucjami - było jesienią 1918 roku kwestią życia lub śmierci.

Dwaj wielcy mężowie stanu
Dobrze rozumiał to Roman Dmowski obserwujący sytuację w Polsce z Paryża. Szef Komitetu Narodowego Polskiego miał świadomość siły ruchu narodowego w Polsce, ale jak mówił do swoich najbliższych współpracowników: endecja nie może sobie w aktualnej sytuacji pozwolić na przejęcie władzy w kraju. Interes Narodu dla przywódcy KNP nie był tożsamy z interesem partyjnym (nawet jego własnej partii).
W tym miejscu należy przypomnieć, że jesienią 1918 roku istniały de facto dwa polskie rządy. Jeden w Warszawie - podporządkowany Piłsudskiemu (rząd lubelski i PKL z Krakowa już wcześniej uznały zwierzchnictwo Naczelnika Państwa) i drugi w Paryżu - czyli KNP Dmowskiego, uznany przez zwycięskich aliantów za "organizację reprezentującą interesy narodu polskiego", co faktycznie oznaczało uznanie Komitetu za rząd.
Pozycja Dmowskiego była tym silniejsza, że kierowany przez niego KNP sprawował polityczne zwierzchnictwo nad jedynymi oddziałami polskimi, które brały udział u boku ententy w zwycięskich bojach z Niemcami na froncie zachodnim. (Mowa o "błękitnej armii" gen. Józefa Hallera.) Dzięki temu Polska wzięła udział w pokojowej konferencji w Paryżu wśród państw zwycięskich, co miało swoje znaczenie.
Dmowski rozumiał jednak, że nakazem chwili jest kompromis między nim a Piłsudskim. W żywotnym interesie Polski było to, żeby w obliczu zbliżającej się wielkimi krokami konferencji pokojowej, która ustali polityczny ład w Europie po I wojnie światowej (konferencję zainaugurowano w Wersalu 18 stycznia 1919 roku), Rzeczpospolita miała jednolity rząd - uznawany przez wszystkie znaczące siły polityczne w samej Polsce oraz przez zwycięskie mocarstwa. Dmowski był przeświadczony, że mimo swojej siły ruch narodowy nie może pod koniec 1918 roku przejąć władzy. Nie mógł jednak zaakceptować lewicowego rządu Moraczewskiego. Nowy premier - jak pisał Dmowski - "nie może być socjalistą, ale do zaakceptowania przez socjalistów".
Również Piłsudski był całkowicie świadomy faktu, że gabinet Moraczewskiego jest rządem przejściowym. Pod koniec 1918 roku Dmowski wysłał do Polski z "misją rozpoznawczą" jednego ze swoich bliskich współpracowników, Stanisława Grabskiego. W listach do niego szef KNP nie szczędził słów krytyki pod adresem Piłsudskiego, ale potrafił przejść ponad osobistymi animozjami. Zalecał Grabskiemu "stosunki z nim [Piłsudskim], o ile możności, naprawić i utrzymywać jak najbliższe". Naczelnik Państwa rewanżował się nawiązaniem korespondencji z przywódcą KNP, zaczynając ją od znamiennych słów: "Drogi Panie Romanie".
Kompromisową kandydaturą okazała się osoba Ignacego Jana Paderewskiego - wybitnego pianisty i kompozytora, wielkiego patrioty i członka KNP. Wymowne są słowa z listu napisanego 16 grudnia 1918 roku przez Dmowskiego do Stanisława Grabskiego: "Nie trzeba Ci wykładać, jak ważne jest, żebyście Paderewskiemu ułatwili wszelkimi sposobami zbliżenie i porozumienie z różnymi żywiołami, i doprowadzenie do rządu koalicyjnego. Trzeba go wysunąć jako sztandar jedności narodowej". I takie zadanie wypełnił rząd Paderewskiego powołany 17 stycznia 1919 roku, na dzień przed początkiem obrad konferencji pokojowej w Wersalu. Wielu badaczy wskazuje, że w tym kompromisie, który wiódł do powstania tego gabinetu, na więcej ustępstw poszedł Dmowski, ale przecież najwięcej zyskał narodowy interes Polski. Jedno jest pewne - w kluczowych tygodniach przełomu 1918 i 1919 roku zarówno Piłsudski, jak i Dmowski pokazali, że są mężami stanu - bez cudzysłowu.
Należy przy tej okazji podkreślić, że powstanie rządu pod prezesurą Paderewskiego nie tylko dawało Polsce gabinet uznawany przez ententę, ale także przez wszystkie ośrodki władzy na ziemiach polskich. Oto bowiem kierująca Powstaniem Wielkopolskim (od 27 grudnia 1918 roku) Naczelna Rada Ludowa uznawała zwierzchnictwo polityczne KNP. Od 17 stycznia 1919 r. nie miała już żadnych oporów przed uznaniem nowego rządu w Warszawie.
Jest jeszcze jedna znamienna cecha - obok dalekowzroczności i kompromisu czołowych polskich polityków tamtego czasu - rodzącej się Niepodległości w 1918 roku. Oto bowiem do patronowania kompromisowi zaproszono bardzo szybko cały Naród. Wiadomo, jaki stosunek do demokracji parlamentarnej po 1926 roku miał Piłsudski, jednak u progu Niepodległości jako Naczelnik Państwa związał odbudowę państwa właśnie z szybkim przygotowaniem i przeprowadzeniem wolnych i demokratycznych wyborów do Sejmu ustawodawczego, które odbyły się (według zasad ordynacji wyborczej przyjętej przez rząd Moraczewskiego) w styczniu 1919 roku. A więc pierwszy parlament II Rzeczypospolitej został wyłoniony niespełna dwa miesiące po 11 listopada 1918 roku - i to mimo toczącej się już wówczas właściwie na wszystkich granicach wojen w obronie odzyskanej wolności.

Jak i z kim jechać do "przystanku Niepodległość"?
Jedynym ugrupowaniem, które wezwało do bojkotu wyborów sejmowych w 1919 roku, byli komuniści, którzy już wcześniej wzywali do bojkotu powstającego wojska polskiego. Tyle że wtedy - u progu II RP, komuniści byli na zupełnym marginesie polskiego życia politycznego; rozpoznawani przez wszystkie polskie stronnictwa od prawa do lewa jako agenci obcego mocarstwa. Po 1989 roku - jak wiadomo - stali się (pod szyldem "socjaldemokratów") jedną z sił decydujących o ładzie politycznym i ustrojowym państwa polskiego (np. decydujący wpływ postkomunistów na uchwalenie Konstytucji z 1997 roku).
W III RP musieliśmy czekać na w pełni wolne wybory nie dwa miesiące, ale ponad dwa lata po przełomowej dacie 4 czerwca 1989 roku. Od początku zresztą była widoczna niechęć elit politycznych III RP - co ciekawe, także tych wywodzących się z dawnej opozycji - by respektować głos Narodu wyrażony nawet w ograniczonej formule tzw. wyborów kontraktowych (np. sprawa listy krajowej).
Zabrakło przede wszystkim mężów stanu z prawdziwego zdarzenia, myślenia w kategoriach polskiej racji stanu. Nie tylko chodzi tutaj o traktowanie kraju jako "postawu czerwonego sukna" rozrywanego przez rozmaite "grupy trzymające władzę" i "kolegów z cmentarza i ze stacji benzynowej". Ale dojmujący jest brak szerszej, samodzielnej wizji politycznej, bo nie ma samodzielnej myśli politycznej. Trudno bowiem do tej kategorii zaliczyć kolejne deklaracje zmieniających się komitetów wyborczych. Czy Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa mogą być w czymkolwiek porównywani z Piłsudskim i Dmowskim? Co wspólnego z Paderewskim ma Jerzy Owsiak - kreowany na "sztandar jedności narodowej" w III RP? Sapienti sat.
I jeszcze jedno. Powstająca do Drugiej Niepodległości Rzeczpospolita uchwaliła w dwa lata Konstytucję Polski; Ustawę Zasadniczą opartą na mocnych podstawach aksjologicznych. Wystarczy przeczytać preambułę do Konstytucji marcowej z 1921 roku i porównać ją z preambułą Konstytucji z 1997 roku. Tam zaczynano od Boga Wszechmogącego, tutaj półgębkiem wspomina się tych, którzy wierzą, przy pełnej tolerancji dla tych, którzy nie wierzą. Dwa rodzaje mężów stanu, dwie preambuły, Druga i Trzecia Niepodległość. Różnica nie tylko w numeracji.


za: NDz z 10-11.11.09 Dział: Myśl jest bronią  (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.