Publikacje polecane

Tomasz Adamek, mistrz świata w boksie - Modlę się i jestem szczęśliwy

"Drogę zawodowego boksera wybrał dla mnie Pan Bóg. Podążam nią, rozwijam talent. Modlę się codziennie i jestem szczęśliwy. Często chodzę do kościoła, tak wychowuję swoje córki. Jestem katolikiem i tak już zostanie. Pan Bóg daje mi siły i łaski, o które proszę w modlitwie" - mówi zawodowy mistrz świata w boksie Tomasz Adamek.

- Pana pojedynek z Andrzejem Gołotą został uznany za walkę stulecia dwóch najlepszych pięściarzy polskich. Wywołał też ogromne zainteresowanie. Ponad osiem milionów widzów przed telewizorami i 15 tys. w łódzkiej hali Atlas Arena. Czy spodziewał się pan, że zakończy się ona już w piątej rundzie?
- Wiedziałem, jak walczyć z Andrzejem. Pokazałem, że potrafię przejść do wagi ciężkiej i zwyciężać. Wraz z trenerem Andrzejem Gmitrukiem znamy dobrze Andrzeja, więc wiedzieliśmy, czego można się spodziewać. Za bardzo liczył na jeden swój mocny cios, a przy tym nie wierzył, że ja jednak mam czym uderzyć. Taktyka była taka, że punktuję, czekam na cios. Jeżeli w ringu jesteś szybki, a dodatkowo myślisz i masz serce do walki, to możesz być mistrzem. Ja to wszystko mam i dlatego będę mistrzem. Obiecuję to wszystkim.
- Czy wychodząc na ring odczuwa Pan strach?
- Gdybym się bał, zakończyłbym karierę i zostałbym w domu. Boję się tylko Pana Boga i trochę żony.
- Największe sportowe marzenie Tomasza Adamka?
- Zostać zawodowym mistrzem świata wagi ciężkiej.
- Modli się Pan przed walką?
- Cały czas się modlę. Jest mi z tym dobrze, jestem szczęśliwy. Codziennie odmawiam różaniec. Czasem dzwonię do Radia Maryja, by wspólnie się modlić. Proszę Pana Boga o pomoc i otrzymuję od Niego wiele łask. To On dał mi talent, ja go tylko rozwijam. Przed walką staram się wyciszyć, jest to rodzaj skupienia.
- Ma Pan ulubioną modlitwę?
- Jest nią właśnie różaniec. Odmawiam go codziennie, czasem wspólnie z żoną i córkami. Maryja daje mi siłę. Po walce z Gołotą, w drodze do rodzinnych Gilowic, pojechałem na Jasną Górę, by podziękować Matce Bożej za zwycięstwo.
- Nie unika Pan tematów związanych z wiarą, modlitwą, życiem religijnym. Dziś nie jest to zbyt popularne u znanych osób...
- To przykre, ale dziś prawdziwe. Europa stara się być "modna", ale nie bardzo rozumiem, na czym ta "moda" ma polegać. My zostajemy tacy sami. Razem z żoną zostaliśmy wychowani w katolickich rodzinach i tak wychowujemy nasze córki Roxanę i Weronikę. Nie wstydzę się tego. Często chodzę do kościoła, codziennie się modlę. Wiara zawsze pomagała mi w życiu. Drogę zawodowego boksera wyznaczył mi Pan Bóg, ja nią tylko podążam. Swoimi zwycięstwami mówię o Bogu. Boks to ciężki kawałek chleba. Gdy przeciwnik staje naprzeciw ciebie trzeba walczyć, mieć mocną psychikę. To wielki dar. Wiara góry przenosi, wiem, że wybiegnę na tę górę, mimo że brakuje mi sił. Modlę się i wiem, że wygram. Pracuję ciężko, a siła pochodzi z nieba. Takie jest moje odczucie i tak pozostanie.
- W jednym z wywiadów powiedział Pan, że jego życiowym bohaterem jest Ojciec Święty Jan Paweł II. Czy miał Pan okazję osobiście spotkać Papieża?
- Niestety, nie miałem tego szczęścia, by ucałować pierścień. Ojciec Święty był dla mnie przede wszystkim wielkim autorytetem moralnym, dobrym Polakiem. Pokazywał światu znaczenie modlitwy m.in. różańca. Wielu ludzi kochało i kocha go do dziś, mimo że już od nas odszedł. Pozostał jednak w naszych sercach. Teraz na pewno także jest z nami, patrzy z nieba. W tamtych dniach byłem w USA. Sam, nie było ze mną rodziny. Tam inaczej się wszystko odczuwało, nie było takiej żałoby jak w Polsce. Pogrzeb Ojca Świętego też oglądałem na polskich stacjach i swoją walkę w tym czasie zadedykowałem właśnie Papieżowi.
- Czym dla Pana jest rodzina?
- Rodzina to silna więź. Jesteśmy razem, wracam do domu, czekają na mnie. Po prostu żyje się dla kogoś i to jest piękne. Praca jest moją pasją, ale myślę też o przyszłości moich dzieci. Cieszę się patrząc, jak rosną, są moją pociechą i chcę im przekazać, żeby chodziły do kościoła, żeby dobrze pokierowały swoim życiem. Córki powiedzą pewnie, że jestem surowym ojcem, ale staram się je dobrze wychować, po katolicku. Nie, żebym je karcił, ale staram się nie być także zbyt pobłażliwym.
- Jak rodzina odnalazła się w nowej rzeczywistości w USA? Nie tęsknicie za Polską?
- Wiadomo, że wolałbym mieszkać w Polsce. To moja Ojczyzna, tam mam dom. Teraz moje miejsce jest jednak w Stanach Zjednoczonych. Tu jest mekka boksu i najlepsi pięściarze. Musieliśmy się przeprowadzić. Mieszkamy w New Jersey, niedawno kupiliśmy tam dom. Żona z dziećmi została, by przypilnować remontu. Mieszkamy w USA już czternaście miesięcy i radzimy sobie całkiem dobrze. Moje córki mówią po angielsku już lepiej niż ja. Uczą się także języka hiszpańskiego. Nie wiem, jak długo zostaniemy w USA. To tylko Pan Bóg wie. Póki trwa moja kariera, tam jest moje miejsce.
- Co lubi Pan robić w wolnych chwilach?
- Grać w tenisa! Idzie mi coraz lepiej. Razem ze mną gra żona i córki. Poza tym uwielbiam szybką jazdę samochodem. Niestety, w Stanach nie jest to mile widziane. Tu trzeba jeździć przepisowo. Nie pomaga to, że jestem znanym sportowcem. Policjanci są surowi.
- Chciałby Pan, by młodzi chłopcy garnęli się do boksu?
- Jeśli lubią walczyć, to czemu nie? Jeśli młody chłopak ma talent, energię, jest pracowity - to powinien spróbować swoich sił w ringu. Zamiast bić się na ulicy i mieć z tego same kłopoty, może iść na salę gimnastyczną, a jeśli okaże się naprawdę dobry, to może w ten sposób będzie zarabiał na życie? Podobnie było ze mną. Choć jako 6-7-latek zaczynałem od piłki nożnej, to zawsze ciągnęło mnie do boksu. W domu żyliśmy skromnie, ale ciężką pracą, treningiem doszedłem do mistrzostwa świata. Z wykształcenia jestem mechanikiem sprzętu AGD. Pracowałem nawet w swoim zawodzie i dobrze mi szło, ale chciałem walczyć. To nie jest drogi sport, jak np. narciarstwo. W boksie wystarczą chęci, zdrowie i sala do treningów. Nie zawsze było lekko, miewałem ciężkie chwile. Wytrwałość, a także trochę szczęścia sprawiły, że ktoś mnie zauważył, trafiłem pod skrzydła dobrego trenera i tak już dwadzieścia lat jestem bokserem. Nie zawsze jest łatwo. Kiedy jest mi ciężko, patrzę w niebo, a Pan Bóg daje mi odpowiedź!

Rozmawiała: Agnieszka Bialik
fot. Mike Gladysz

za:Tygodnik Rodzin Katolickich Źródło nr 46 z 15.11.2009r.