Publikacje polecane

Koszmar powraca

Już w chwili, kiedy Beata Szydło ogłaszała skład swojego gabinetu, można było zauważyć, że tym razem nie planuje się zwyczajowej taryfy ulgowej dla poprzedników. Zbigniew Ziobro (pomimo swoich wątpliwych niekiedy politycznych wyborów w przeszłości) jako minister sprawiedliwości i Mariusz Kamiński jako koordynator służb specjalnych byli oczywistym wyborem, a zarazem sygnałem dla wyborców – polityka z lat 2005–2007 będzie kontynuowana, zaś PiS nie zamierza rezygnować z działań, które narażają tę partię na nienawiść ze strony skorumpowanych elit III RP.

Ziobrze mainstream wybaczyć nie mógł spraw Barbary Blidy czy doktora G., Kamińskiemu całej praktycznie działalności Centralnego Biura Antykorupcyjnego, przede wszystkim zaś sprawy Beaty Sawickiej. Jednak nawet nominacja dla Mariusza Kamińskiego nie wzbudziła takich emocji, jak mianowanie ministrem obrony narodowej Antoniego Macierewicza.

Macierewicz Superstar

Macierewicza spodziewali się wierni wyborcy PiS-u. Więcej – dla twardego elektoratu tej partii każdy inny wybór byłby prawdopodobnie niezrozumiały. Macierewicz gwarantował bowiem zarówno ukrócenie wpływów komunistycznej agentury w armii czy pracę na rzecz wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej (za co zresztą szczególnie jest znienawidzony), jak i realne działania na rzecz bieżącej i przyszłej obronności państwa. Słowem – bezkompromisowy polityk na trudne czasy, co zresztą znalazło odbicie w licznych internetowych memach i grafikach. Trochę niespodziewanie, choć całkiem zasłużenie, Macierewicz stał się w ciągu kilku miesięcy ikoną i symbolem politycznej popkultury wśród prawicy, również tej młodszej. Przyczynili się do tego także jego przeciwnicy. W ciągu ostatnich tygodni kilka mających uderzyć w ministra obrony internetowych grafik stało się przebojami, jego zwolennicy zaś – wręcz fani – nadali im nowe, odwrotne znaczenie. Tak było choćby w wypadku komiksu, w którym na rząd arabskich liter, Macierewicz, z dość zapiekłą twarzą, odpowiada „Nie radzę”. Na innym obrazku widzimy zestawienie twarzy ministrów obrony państw UE (samych kobiet), kilku autokracji, wreszcie naszego szefa MON-u, który wygląda zdecydowanie najgroźniej.

Czarny sen się spełnia


Wbrew sporej grupie publicystów trudno, zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej, wyobrazić sobie, by na czele resortu obrony stanął Jarosław Gowin. Wielu komentatorów, spodziewając się tej nominacji, głosiło tezę, że duża część wyborców poczuje się oszukana faktem, że niekojarzący się z byciem fighterem Gowin ostatecznie trafił do Ministerstwa Nauki.

Przez kilka miesięcy dało się jednak odczuć pewne zniecierpliwienie części sympatyków Prawa i Sprawiedliwości, którzy spodziewali się szybkich i spektakularnych działań wobec ludzi poprzedniej władzy. Praca komisji smoleńskiej spędzała sen z oczu opozycji, każde działanie czy wypowiedź Macierewicza były obowiązkowo wyszydzane, z Kamińskiego zaś, wbrew faktom i przyzwoitości, robiono w propagandzie wręcz kryminalistę. Rząd jednak skupił się, jak się zdawało, na działaniach pozytywnych i socjalnych, z programem 500+ na czele. Jednak ogłoszony kilka tygodni temu audyt rządów koalicji PO i PSL pokazał dobitnie, że ekipa Beaty Szydło bynajmniej nie zapomniała o konieczności rozliczenia ekip Donalda Tuska i Ewy Kopacz.

Pracowitości rządowi odmówić nie można, jednak od audytu obserwujemy wyraźne przyspieszenie. Propozycje reform podatkowych i nowych regulacji dla przedsiębiorców, program Mieszkanie+, podniesienie płacy minimalnej, lecz również coraz więcej konkretów w ramach naszej obecności w NATO i przygotowań do szczytu Paktu w Warszawie. Obniżenie świadczeń dla byłych esbeków, o wiele lat spóźnione, lecz tym bardziej konieczne dla elementarnego poczucia sprawiedliwości. Wreszcie kilka zakrojonych na szeroką skalę akcji CBA. Wygląda to tak, jakby czarny sen opozycji zaczynał się spełniać.

Powrót IV RP

15 czerwca, podczas konferencji Impact ’16, poświęconej nowym wyzwaniom gospodarczym, Jarosław Kaczyński mówił między innymi: „Podstawowe pytanie brzmi: czy Polska jest dziś krajem suwerennym? Czy możemy podjąć wszelkie działania mające na celu wsparcie IV Rewolucji Przemysłowej? Tak, jesteśmy na początku drogi, ale IV RP, którą budujemy, to państwo suwerenne”. Hasło IV RP, z którym Prawo i Sprawiedliwość szło do władzy 11 lat temu, nie było w ostatnim czasie zbyt mocno eksploatowane – w sezonie politycznym 2015/2016 zastąpiła je, z powodzeniem, „dobra zmiana”. Zważywszy na to, jaki sens „IV RP” nadali przeciwnicy PiS-u, nie sposób nie zauważyć tu pewnej ironii losu. Zeszły tydzień upłynął bowiem pod znakiem działań Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Funkcjonariusze CBA, którzy już wcześniej interesowali się warszawską reprywatyzacją, będącą tak naprawdę jednym wielkim skandalem, o którym wie każdy oprócz urzędników ratusza, zajęli się kolejną kamienicą w centrum miasta oraz działką przy Pałacu Kultury i Nauki. Niemal równocześnie, we wszystkich województwach, wkroczyli do urzędów marszałkowskich, aby skontrolować, jak wydano 17 mld euro z funduszy unijnych. Te ostatnie działania sprowokowały kilka interesujących wypowiedzi polityków opozycji, z których można odnieść wrażenie, że są oni przeciwni kontrolowaniu urzędników w ogóle – trudno bowiem inaczej zrozumieć zarzuty wobec przyjrzenia się wydatkowaniu tak wielkich środków. Agenci rozpoczęli też kontrole oświadczeń majątkowych marszałków. Swoją drogą, wypada chyba zadać pytanie, czy CBA nie powinno za kilka miesięcy przyjrzeć się również temu, co dzieje się z pieniędzmi, przekazanymi w ramach programu 500+, które, dziwnym trafem tam, gdzie rządzi Platforma, z opóźnieniem trafiają do właściwych beneficjentów.

Bezsilni

Kilkanaście lat temu głośna była wypowiedź Ryszarda Miazka, związanego z PSL-em szefa Telewizji Polskiej, który zastępując Wiesława Walendziaka, stwierdził, że TVP będzie teraz przyjazna dla polityków. W pewnym sensie, choć bez oficjalnych deklaracji, podobną strategię przyjął Paweł Wojtunik za swojej kadencji w CBA. Wojtunik dobrze wiedział, dlaczego funkcję utracił jego poprzednik, biuro zaczęło więc unikać spraw, w których przewijały się nazwiska ważniejszych polityków, koncentrując się na działaniach pozorowanych i płotkach. „Za czasów Pawła Wojtunika instytucja została wyhamowana, wygaszona, nie zajmowała się poważnymi sprawami, do jakich została powołana. Zajmowała się łapówkami przy egzaminach na prawo jazdy, przy wójtach, burmistrzach… Wszystko to jest potrzebne, ale CBA to instytucja powołana do ścigania korupcji na szczytach władzy, do kontrolowania największych inwestycji i projektów” – mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl Maciej Wąsik, sekretarz Kolegium do spraw Służb Specjalnych, odnosząc się do rozpoczętej akcji w urzędach marszałkowskich. Na wymienionych działaniach lista zaś się nie kończy, CBA zajmuje się również choćby informatyzacją PZU. Czy tak jak przyjazdu Donalda Tuska z Brukseli, wiele osób wypatrywać będzie powrotu Pawła Wojtunika z Kiszyniowa? Na razie najczęstszą reakcją jest zdziwienie, że ktoś w ogóle próbuje kontrolować jakąkolwiek instytucję, przetykane przywoływaniem jako argumentu wyroku na Mariusza Kamińskiego. Świadczy to o całkowitej bezsilności przeciwników działań dzisiejszych służb.

Histeria totalna

Wyrazem bezradności są też ostatnie ataki na Antoniego Macierewicza. Przez całe miesiące Polaków próbowano straszyć, że w związku z rzekomymi zagrożeniami dla demokracji szczyt NATO w Warszawie może nie dojść do skutku. Nic takiego, jak wiemy, się nie stanie, jesteśmy za to po największych w historii wspólnych natowskich manewrach na terenie Polski, liczymy również na najsilniejszą w historii obecność Paktu w naszym regionie. Jest to niewątpliwy sukces Macierewicza. Odpowiedzią jest pełen desperacji i kompromitujący dla samych oskarżycieli atak „Gazety Wyborczej”. Zarzuty, z radością podchwycone przez ostatecznie żegnającego się z wizerunkiem pragmatycznego patrioty Tomasza Siemoniaka, a później przez Grzegorza Schetynę i innych polityków PO, dotyczące relacji szefa MON-u z Robertem Luśnią, są tak naprawdę mniej ważne niż fakt podpisania tekstu przez Tomasza Piątka. Piątek, który wielką karierę rozpoczął od opisania swoich doświadczeń z heroiną, nie jest uznanym dziennikarzem śledczym, ale agresywnym, histerycznym czasem felietonistą. W 2013 r. wyrzuconym nawet z „Krytyki Politycznej”. Gdyby „GW” miała mocniejsze karty, nie podpisywałaby artykułu nazwiskiem osoby z takim bagażem.

Opozycja totalna nie może się obudzić ze swojego koszmaru.

​Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl/82272-koszmar-powraca