Wydarzenia

śp. Wojciech Kilar: Moje poglądy to Bóg, Honor, Ojczyzna



Zmarł kompozytor Wojciech Kilar - laureat nagrody im. Lecha Kaczyńskiego. Miał 81 lat


Nie żyje Wojciech Kilar, wybitny kompozytor, twórca muzyki do wielu filmów. Zmarł w wieku 81 lat. Wojciech Kilar był laureatem honorowej nagrody im. Lecha Kaczyńskiego, którą odebrał w maju 2011 roku.

Wojciech Kilar zmarł w niedzielę nad ranem w Katowicach po długiej walce z chorobą

Wojciech Kilar skomponował muzykę do wielu ważnych polskich filmów, m.in.: "Nikt nie woła" (1960), "Tarpany" (1961), "Milczenie" (1963), "Ktokolwiek wie...", "Sól ziemi czarnej" (1969), "Perła w koronie" (1971), "Paciorki jednego różańca" (1979) i "Śmierć jak kromka chleba" (1994) Kazimierza Kutza, "Giuseppe w Warszawie" (1964) Stanisława Lenartowicza, "Późne popołudnie" (1964) i "Morderca zostawia ślad" (1967) Aleksandra Ścibora-Rylskiego, "Salto" (1965) Tadeusza Konwickiego, "Chudy i inni" (1966) Henryka Kluby, "MarysGa i Napoleon" (1966) Leonarda Buczkowskiego, "Sami swoi" (1967) Sylwestra Chęcińskiego, "Westerplatte" Stanisława Różewicza (1967), "Lalka" Wojciecha Jerzego Hasa (1968), "Struktura kryształu" (1969), "Iluminacja" (1972), "Bilans kwartalny" (1974), "Barwy ochronne" (1976), "Spirala" (1978), "Kontrakt" (1980), "Cwał" (1995) i "Persona non grata" (2005) Krzysztofa Zanussiego, "Rejs" (1970) Marka Piwowskiego, "Ziemia obiecana" (1974), "Kronika wypadków miłosnych" (1985) i "Pan Tadeusz" (1999) Andrzeja Wajdy, "Trędowata" (1976) Jerzego Hoffmana, "Przypadek" (1981) Krzysztofa Kieślowskiego, "Pianista" (2002) Romana Polańskiego oraz seriali "Przygody pana Michała" (1969) Pawła Komorowskiego i "Rodzina Połanieckich" (1978) Jana Rybkowskiego.

Jest także autorem muzyki do filmów zagranicznych, m.in. do "Drakuli" (1992) Francisa Forda Coppoli, "Śmierci i dziewczyny" (1994) Romana Polańskiego, "Portretu damy" (1996) Jane Campion i "Królów nocy" (2007) Jamesa Graya.

Za muzykę do "Pianisty" zdobył francuskiego Cezara, a za muzykę do "Drakuli" nagrodę Stowarzyszenia Kompozytorów Amerykańskich.

W maju 2011 roku w warszawskim kościele św. Krzyża odbyła się uroczystość wręczenia honorowej nagrody im. Lecha Kaczyńskiego. Odbierając nagrodę Wojciech Kilar podkreślił, że odbywa się to w warunkach niezwykłych.
- Z jednej strony smutek, pamięć o zmarłych. Z drugiej strony nadzieja związana także z tą nagrodą, że być może będzie ona utrwalać pamięć o świętej pamięci prezydencie Lechu Kaczyńskim - mówił dwa lata temu.

Urodził się 17 lipca 1932 r. we Lwowie.

za:niezalezna.pl/50020-zmarl-kompozytor-wojciech-kilar-laureat-nagrody-im-lecha-kaczynskiego-mial-81-lat

***

Muzyka przesycona wiarą


Z o. Zachariaszem Jabłońskim, definitorem generalnym zakonu paulinów, rozmawia Małgorzata Pabis

Od jak dawna Wojciech Kilar był związany z Jasną Górą?

– Myślę, że można by wyróżnić kilka etapów tych naszych kontaktów, które sięgają czasów stanu wojennego. Wówczas to kontaktował się z nim o. Rufin Abramek. Wojciech Kilar już wtedy bardzo modlił się na różańcu, modlił się brewiarzem. Do nas – na Jasną Górę – przybywał z okazji różnych ważnych rocznic, z okazji imienin swoich i żony.

Zapamiętałem go jako człowieka, który miał odwagę być konsekwentny w przekazywaniu wartości, którymi żył. Jego twórczość przesycona była wartościami chrześcijańskimi.

W ostatnich latach te więzi jeszcze się zacieśniły.


– Wyrazem tych więzi było przyjęcie Wojciecha Kilara do naszej paulińskiej konfraterni. W ostatnich czasach, zwłaszcza po śmierci żony, artysta przyjeżdżał do nas częściej. Wydaje się, że to właśnie tutaj, przed Cudownym Wizerunkiem Matki Bożej, szukał ukojenia po odejściu małżonki, a jednocześnie odnajdywał z nią tutaj jakąś szczególną więź.

Słyszę cały czas w radio, że zmarł Wojciech Kilar i prośbę o modlitwę za niego. I dobrze, bo taka jest naturalna potrzeba. Ja jednak wiem, że artysta martwił się, kto przejmie niejako po nim pałeczkę, on wiedział, że jest ogromna konieczność kontynuacji, a był na tyle skromny, że nigdy nie ośmieliłby się kogoś namaścić. Trzeba więc modlić się nam także o to, by przyszli po nim godni następcy, żeby nas, nasze dusze nasycali pięknymi, dobrymi, chrześcijańskimi wartościami, jak czynił to zmarły właśnie Wojciech Kilar.

Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Pabis

za:www.naszdziennik.pl/polska-kraj/63787,muzyka-przesycona-wiara.html

***

Bóg, ojczyzna, solidarność


Miałam zaszczyt z Wojciechem Kilarem dwukrotnie przeprowadzić wywiad. Pierwszy raz w 2006 r., w czasie rządów PiS-u. Jednoznacznie stanął po stronie projektu IV RP.

Mówił: „To może ostatnia okazja do zerwania z komuną. […] Myślę, że to jest najważniejsze dla tego rządu. Dlatego właśnie głosowałem na PiS. Poparłem Kaczyńskiego, bo wyczułem w PiS-ie większą determinację do skończenia z komuną niż w PO”. Za te słowa spotkały go kłopoty – nie mówił o tym nigdy publicznie, ale choćby to, że nie on komponował muzykę do kolejnego filmu Wajdy pt. „Katyń”, było konsekwencją wojny, jaką elity III RP wytoczyły tym, którzy chcieli trwałego zerwania z komuną. Ale spotkały go też słowa uznania: „Nawet nie wie pani, jak wiele osób odezwało się do mnie po tamtym naszym wywiadzie. Bo nie cała inteligencja to wykształciuchy – mówił w kolejnym wywiadzie rok później. – Poglądy takie jak moje są zazwyczaj tak klasyfikowane – ciemnogród, moherowe berety. I tak, jestem taki”. Mówił też, że wierzy w istnienie w Polsce korzeni „patriotyzmu, chrześcijańskiej tradycji, niepodległości i tego, co tak się w słowach nadużywa, solidarności”. Odszedł wspaniały, niezwykle skromny, wielki Polak.

Joanna Lichocka

za:niezalezna.pl/50059-bog-ojczyzna-solidarnosc

***
śp. Wojciech Kilar: Moje poglądy to Bóg, Honor, Ojczyzna

W niedzielę nad ranem, po długiej walce z chorobą, w wieku 81 lat zmarł wybitny kompozytor i intelektualista, Wojciech Kilar - laureat nagrody im. Lecha Kaczyńskiego. Przypomnijmy co mówił w maju 2011 r., po otrzymaniu tego wyróżnienia w rozmowie przeprowadzonej dla "Polska Wielki Projekt"

To że ja jestem tutaj, że odbieram nagrodę Lecha Kaczyńskiego, nie dzieje się dlatego że należę do jakiejś partii, czy mam jakieś zobowiązania towarzyskie, czy inne. To jest osoba mi bliska, ja tak samo zostałem wychowany.
Dla mnie szczególnie wzruszające było jak zobaczyłem koło grobu mojego ojca na Powązkach, grób jak się potem okazało - nie wiedziałem o tym - rodziny prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Pomyślałem sobie jakie to jest fantastyczne. Wiem że mój ojciec by się z tego ucieszył, bo takie były jego poglądy.

Mamy tą formułę, która może niektórych nie zadowalać, ale która jest niesamowicie pojemna. Mówiłem o niej, jak odbierałem tą nagrodę. To jest ta formuła: Bóg, Honor, Ojczyzna. W moim pojęciu nieprawdą jest post-Bóg, post-Honor. Może to jest czyjaś prawda, w każdym razie nie moja prawda. To są czasy współczesne. Dawniej było tak jak było: Honor to jest Honor, Ojczyzna to Ojczyzna, a nie "Bóg, ale coś tam", "Ojczyzna, ale coś tam".

Odnosząc się do samej nagrody, śp. Wojciech Kilar tłumaczył co nie pozwala mu w pełni cieszyć się z wyróżnienia
Wolałbym żeby tej nagrody nie było, żeby nie było potrzeby ustalania takiej nagrody. Żeby po prostu Lech Kaczyński był z nami dzisiaj. To jest ten cień, który się kładzie, na tą radość z wyróżnienia. Taka ta radość smętna. Wolałbym nie odbierać żadnej nagrody, a żeby był dzisiaj z nami Lech Kaczyński.

Kompozytor mówił również czym dla niego jest Prawda:
Prawda jest wtedy, kiedy artysta mówi prawdę o sobie. Prawda to jest szczerość. Ale to są banały, rzeczy oczywiste. Prawda to jest bezkompromisowe mówienie tego co się myśli.

oraz odniósł się do sporu ideologicznego w Polsce. Już wtedy alarmował, do czego prowadzi dyskryminacja niepostępowych poglądów:
Skąd jest ten podział? W cywilizowanym kraju przyjaźnią się ludzie o najrozmaitszych poglądów. To jest coś czego nie rozumiem. U nas jest od razu dyskwalifikacja. Jak na kraj cywilizowanym, o kulturze, o tysiącletnim istnieniu dla mnie ten podział jest niepojęty. Tu już zahaczamy o rasizm.

Na przyszłość Wojciech Kilar patrzył jednocześnie z dużą nadzieją:
Myślę że musi być jeszcze dobrze. W końcu nie takie rzeczy przetrwaliśmy.

za:niezalezna.pl/50034-sp-wojciech-kilar-moje-poglady-bog-honor-ojczyzna

***
Requiem dla Wojciecha Kilara

Jasna Góra była dla niego miejscem, w którym czuł się najlepiej na świecie. Czerpał siły z mocy tego miejsca i przede wszystkim Najświętszej Panienki. Można powiedzieć, że moc ta bezpośrednio przekładała się na jego niezwykle silny imperatyw twórczy.

- Był człowiekiem wielkiej wiary. Zaufanie do Boga było wyznacznikiem jego życia. Odmawiał brewiarz i żartobliwie tłumaczył, że robi to za kapłanów, na wypadek gdyby oni o tym zapominali. Jego utwory były przepojone wiarą – mówi operator, fotograf i filmowiec Zdzisław Sowiński, od czasu stanu wojennego bliski przyjaciel kompozytora. Współautor wyemitowanego wczoraj w TVP2 filmu „Wojciech Kilar. Credo”.

Wojciech Kilar był genialnym kompozytorem muzyki poważnej i filmowej. Dziennikarze, próbując rysować jego sylwetkę, duży nacisk kładą na twórczość filmową, podkreślając, że stworzył muzykę do ponad 130 produkcji, w tym do filmów zagranicznych, m.in. do „Drakuli” Francisa Forda Coppoli, „Śmierci i dziewczyny” Romana Polańskiego, „Portretu damy” Jane Campion i „Królów nocy” Jamesa Graya. Jednak muzyka filmowa nie była najważniejszą w życiu artysty. – Komponował ją szybko. Świetnie czuł obraz, ale zwykł mawiać, że i tak reżyser tu skróci, tam wyciszy i przytnie – wspomina Sowiński i tłumaczy, że to do muzyki poważnej podchodził niezwykle szczególnie. – Ograniczał kontrakty, potrafił odmawiać, jeśli dawano mu niewiele czasu na realizację, pisał długo. Powtarzał, że niełatwy jest jego los, gdy musi sam swoje dzieło akceptować, zanim zaprezentowane będzie krytykom i publiczności – dodaje. – Do wszystkich kompozycji podchodził bardzo poważnie. Nie komponował do każdego filmu. Precyzyjnie wybierał zlecenia – wspomina w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie" Violetta Rotter-Kozera, współautorka filmu „Wojciech Kilar. Credo”. – Muzyka była jego życiem. Czuł niezwykłą energię. Miał silny imperatyw twórczy. Do tego zawsze starał się przekazywać w muzyce wartości, tworzył dzieła związane z dziejami Polski, jak „Bogurodzica”, „Angelus” czy „Exodus”. Ale był człowiekiem z krwi i kości. Pogodnym, z poczuciem humoru i dużym dystansem do siebie – dodaje Rotter-Kozera. Kilar był obok Pendereckiego i Góreckiego przedstawicielem awangardy lat 60. i 70. Pisał dzieła o charakterze oratoryjnym, czerpał z muzyki dawnej, nawiązywał do muzyki góralskiej. Jego ostatnie utwory to kompozycje głównie religijne. Jego „Krzesany” na orkiestrę z 1974 r. podziwiany jest na całym świecie.

Sylwia Krasnodębska


za:niezalezna.pl/50078-requiem-dla-wojciecha-kilara
---

W ostatnich latach swojego życia, kiedy odeszła już po długiej chorobie jego żona Barbara, czytał Dantego i Petrarkę. Komponował muzykę do ich poezji. Dedykował ją żonie.

W niedzielę zmarł Wojciech Kilar. Wielu kojarzy się głównie z muzyką filmową. Ale to twórca, którego dzieło miało o wiele większe znaczenie niż „Polonez” skomponowany do „Pana Tadeusza” Wajdy czy słynna muzyka do „Soli ziemi czarnej” Kutza. Nie Wajda czy Coppola sprawią, że pamięć o Kilarze będzie trwała długo i zapewne wpisze się w klasyczny kanon. Będą to raczej wspaniały poemat symfoniczny „Krzesany”, monumentalny „Exodus” i przejmująca „Bogurodzica”. Jego najważniejsze dzieła były w awangardzie muzyki swoich czasów, nowoczesne, odkrywcze i niepowtarzalne. Kilar wszelako należał do tych awangardowych polskich twórców, dla których nowoczesność i muzyczne odkrycia nie polegały ani na małpowaniu eksperymentów z innych krajów – na tym paskudnym przekonaniu, że awangardowe jest to, co z importu – ani na innym zabobonie, zgodnie z którym odkrywanie nowych form musi wiązać się z bluźnierstwem. Kilar, po pierwsze, był głęboko zakorzeniony w wierze katolickiej, a po drugie, w polskiej kulturze.

Konserwatyzm i awangarda

Jego awangardowość dojrzała właśnie wtedy, gdy w czasie stanu wojennego wrócił do Kościoła. Takich nawróceń było wtedy wiele, ale tylko część z nich okazała się trwała. Dla Kilara nie był to wybór koniunkturalny i dlatego wytrwał w nim do końca. Nie nawrócił się też – w przeciwieństwie do wielu innych przedstawicieli elit – na dość okrojoną wersję „chrześcijaństwa humanistycznego”. Wiara, która wtedy w nim wykiełkowała, była bardzo prosta, mocno związana z kultem maryjnym (samo nawrócenie nastąpiło na Jasnej Górze), miała charakter wspólnotowy i liturgiczny. W ten sposób Wojciech Kilar dokonał niezwykłej syntezy duchowej, która mocno naznaczyła jego twórczość muzyczną. Połączył wiarę prostą, ale nie prostacką, z pogłębioną teologią muzyki z nawiązaniami do J.S. Bacha, z życiem z liturgią Kościoła – przede wszystkim modlitwą brewiarzową – jak i z kontemplacją wielkiej literatury z Dantem i Petrarką na czele. Temu wszystkiemu nadał charakter bardzo polski, stąd nawiązania i do polskich tańców ludowych, i do polskiej tradycji muzyki sakralnej. Wreszcie, droga Kilara była dość konsekwentna, bo najbardziej znane jego utwory pochodzą z połowy lat 70., a więc jeszcze sprzed pełnego nawrócenia. Ono jakby dopełniło proces, który w artyście musiał dojrzewać od dawna.
– Doskonałość dzieła jest powtórzeniem aktu stworzenia Boga – mówił w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”. – Przykładem na to jest muzyka Bacha, który zmaga się z doskonałością kosmosu. Stany mistyczne, w które nas przenosi, to ogromne pocieszenie. Wszystko wydaje się wtedy takie proste. Nie potrzeba żadnych materialnych dowodów na istnienie Boga.

Szacunek dla tradycji

Kilar zostanie zapamiętany przede wszystkim jako jeden z ostatnich w naszych czasach teologów muzyki. To dość szczególne. Cała trójka wielkich kompozytorów polskiej awangardy – oprócz Kilara to Henryk Mikołaj Górecki i Krzysztof Penderecki – swoje największe dzieła komponowała, nawiązując do tradycji sakralnej. Cała trójka także potrafiła połączyć nowoczesność form muzycznych z silnymi inspiracjami klasycznymi, nie traktując nowatorstwa w muzyce jako zerwania, ale raczej podtrzymanie ciągłości przekazu kulturowego. Można powiedzieć, że to właśnie z tego nawiązania bierze się w największym stopniu oryginalność polskiej awangardy. Czy będzie to nadal dobrze rozumiane? Czy znajdą swoich kontynuatorów?
Kilar nie tylko był człowiekiem głęboko wierzącym. Z grona współczesnych artystów wyróżniał go także pogłębiony patriotyzm. Urodzony we Lwowie i wypędzony z niego w latach 40. swoje dojrzałe życie spędził w Katowicach. Mówił, że wielkość jego muzyki bierze się z przywiązania do miejsca, w którym przychodzi mu żyć. Sprawa bardzo szczególna, bo wielka kultura nie bierze się z odrzucania swojego najbliższego otoczenia, ale z oswojenia się z nim i pokochania. Ale przywiązanie do śląskości wcale nie przeszkadzało mu w wyznawaniu tego patriotyzmu w większej skali. Był Polakiem.

Wielkość i prostota

W 2007 r. udzielił „Rzeczpospolitej” wywiadu o znaczącym tytule „Jestem z zaścianka”. Z rozmowie z Joanną Lichocką powiedział: „Gdy zacząłem słyszeć o »moherowych beretach«, uświadomiłem sobie, że ja jestem właśnie z takiego domu, że moja babcia, gdyby dzisiaj żyła, to byłaby słuchaczką Radia Maryja. Ja też go słucham, ale ona pewnie byłaby taką babcią-słuchaczką od rana do wieczora. Jej zawdzięczam najważniejsze sprawy w życiu. Używając wielkich słów – patriotyzm, wiarę, szacunek dla innego człowieka”. W 2011 r. odebrał Nagrodę im. Lecha Kaczyńskiego. Ubolewał wtedy, że w naszych czasach jest post-Bóg i post-ojczyzna. Że w dobrze działającym kraju ludzie potrafią przyjaźnić się niezależnie od poglądów politycznych, w Polsce natomiast nienawiść polityczna zabija przyjaźń. Szukał zakorzenienia w całej polskiej historii i w haśle, które wielokrotnie przywoływał: Bóg, Honor, Ojczyzna. Innych form nie rozumiał.
Swoją wiarę i poglądy wyznawał w sposób niemal bezczelny i bez kompleksów. Komponował dla Wajdy. Dziś „Polonez”, który stworzył dla Wajdowej wersji „Pana Tadeusza”, stał się jednym z najpopularniejszych utworów polskiej muzyki filmowej. Film należy do mniej udanych dzieł tego z pewnością utalentowanego twórcy. Najwartościowsza jest w nim właśnie muzyka. Jeśli w najbliższym czasie ciepło go będą wspominali także ci, którym daleko do wartości, które wyznawał Kilar, to będzie to jego największy sukces. Oby za miłością do twórczości Kilara szło coś więcej – pamięć o źródle, dzięki któremu powstała. Bez religijności, patriotyzmu śląskiego i patriotyzmu polskiego nie byłoby Kilara. Nie byłoby go także bez Dantego, Petrarki i ukochanej żony kompozytora, Barbary. Najwspanialsi twórcy nie są skomplikowani.


Mateusz Matyszkowicz

za:niezalezna.pl/50103-requiem-dla-wojciecha-kilara

***

Janusz Janyst - Odszedł Kompozytor

29 grudnia zmarł Wojciech Kilar - jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów. Urodzony w 1932 roku we Lwowie, po przymusowym wysiedleniu Polaków z tego miasta mieszkał przez jakiś czas (i uczęszczał do szkół muzycznych) w Rzeszowie, Krakowie, następnie w Katowicach. W latach pięćdziesiątych studiował w katowickiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej fortepian i kompozycję u Bolesława Woytowicza. Po otrzymaniu w 1955 roku dyplomu z wyróżnieniem i już jako laureat II nagrody na Konkursie Utworów Symfonicznych w ramach V Festiwalu Młodzieży w Warszawie (za Małą uwerturę) został asystentem prof. Woytowicza w PWSM w Krakowie. Uczestniczył następnie w Wakacyjnych Kursach Nowej Muzyki w Darmstadcie a korzystając ze stypendium rządu francuskiego doskonalił umiejętności kompozytorskie u Nadii Boulanger w Paryżu. Za swoją twórczość, z roku na rok coraz bogatszą, obejmującą utwory orkiestrowe, kameralne, wokalno-instrumentalne oraz muzykę filmową, otrzymywał liczne nagrody w kraju i za granicą.
W latach 1979-81 pełnił funkcję wiceprezesa Związku Kompozytorów Polskich. Był członkiem-zalożycielem Towarzystwa im. Karola Szymanowskiego w Zakopanem, należał do Związku Podhalan. Niejednokrotne występował w roli pianisty wykonującego własne utwory.

Mówiąc o swej pracy kompozytorskiej podkreślał znaczenie formy muzycznej oraz tzw. rzemiosła. W Ciesząc się darem życia - rozmowach z Wojciechem Kilarem przeprowadzonych przez Klaudię Podobińską i Leszka Polonego (Polskie Wydawnictwo Muzyczne 1997) można m.in. przeczytać: - Wydaje mi się, że w moich utworach najważniejsza jest forma, mimo że często wiele detali, na przykład szczegóły instrumentacyjne, przesłania ją. Uważam, że jest ona najmocniejszą strona moich kompozycji /.../ Gdybym w czasie komponowania myślał o czymkolwiek z wyjątkiem warsztatu, byłby to koniec. Grafoman jest człowiekiem, który pisze z wielką, światową, kosmiczną misją, musi stworzyć coś „humanistycznego”. Natomiast prawdziwy kompozytor ma wyłącznie rzemiosło. Pisanie muzyki jest walką z interwałami, instrumentami, z materią muzyczną. Dlatego dopiero po ukończeniu utworu zastanawiam się nad jego sensem, znaczeniem. Moja apoteoza rzemiosła jest apoteozą czegoś, co sam chciałbym posiadać w możliwie najwyższym stopniu.
Początkowo tworzył w duchu neoklasycyzmu (przykładem - Oda Béla Bartok in memoriam z roku 1957, kończąca zresztą ten okres), potem związany był z awangardą i poszukiwaniami sonorystycznymi (Riff 62, Générique, Diphtongos). W latach siedemdziesiątych zaczął odchodzić od awangardy, inną jednak drogą, niż np. Krzysztof Penderecki, który upodobał sobie stylistykę neoromantyczną i neoekspresjonistyczną. Kilar skłaniał się w stronę swoiście pojętej „nowej prostoty” (to zresztą jeden z powodów jego późniejszej, szerokiej popularności), w tym folkloryzmu nawiązującego do muzyki podhalańskiej (Krzesany, Siwa mgła, Orawa). W jego dorobku znalazł się też szereg dzieł o charakterze religijnym, będących wyrazem głębokiej wiary twórcy (Bogurodzica, Angelus, Exodus, Missa pro pace). Pisana systematycznie muzyka filmowa (w sumie do ponad 160 filmów) również stała się ważną dziedziną aktywności. Szczególnie ścisła współpraca łączyła go z Krzysztofem Zanussim. Z zagranicznych reżyserów warto wymienić Francisa Forda Coppolę – ścieżka dżwiękjowa do jego Draculi osiągnęła wybitnie wysokie notowania (i zdobyła nagrodę w San Francisco).

Na początek grudnia planowane było spotkanie z kompozytorem w Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów. Nie doszło do skutku z powodu pogarszającego się stanu zdrowia Wojciecha Kilara.


***

Pożegnano śp. Wojciecha Kilara



Przy dźwiękach jego własnych utworów żegnano Wojciecha Kilara. Pogrzeb kompozytora w Katowicach miał charakter państwowy. Mszy świętej przewodniczył metropolia katowicki abp Wiktor Skworc.

Oprawę muzyczną mszy świętej zapewniła Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod batutą Jerzego Maksymiuka, Orkiestra Filharmonii Śląskiej pod dyrekcją Mirosława Jacka Błaszczyka, Orkiestra Kameralna Miasta Tychy „Aukso” pod dyrekcją Marka Mosia oraz Zespół Śpiewaków Miasta Katowice Camerata Silesia. W Katedrze pw. Chrystusa Króla zabrzmiały utwory Kilara, m.in. "Angelus", "Exodus", "Symfonia Adwentowa", "Agnus Dei" i "Veni Creator".

Artystę pożegnała rodzina, środowisko muzyczne i politycy, m.in. małżonka Prezydenta RP Anna Komorowska, minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski, wicepremier Elżbieta Bieńkowska, były premier Jerzy Buzek, wicemarszałek Sejmu Marek Kuchciński i prezydent Katowic Piotr Uszok. Arcybiskup wspominał szczęśliwe dzieciństwo Kilara, spędzone we Lwowie i późniejsze przenosiny na Śląsk, który stał się jego drugą, ukochaną ojczyzną. „Był światłem ze Śląska” - powiedział metropolita.

Przy wybrzmiewającej w katedrze kompozycji Kilara "Exodus" w wykonaniu Chóru Filharmonii Śląskiej, zebrał się kondukt żałobny, który następnie wyruszył na cmentarz, gdzie urna z prochami Kilara zostanie złożona obok zmarłej w 2007 r. żony kompozytora. W drodze na cmentarz przy ul. Sienkiewicza konduktowi towarzyszyła Orkiestra Wojskowa z Bytomia; na cmentarzu zagrała kapela góralska z Podhala.

Wojciech Kilar zmarł 29 grudnia po ciężkiej chorobie nowotworowej w wieku 81 lat. Był wybitnym kompozytorem utworów orkiestrowych, kameralnych, wokalno-instrumentalnych i fortepianowych, twórcą muzyki filmowej i współtwórcą polskiej szkoły awangardowej.

za:niezalezna.pl/50245-pozegnano-sp-wojciecha-kilara


***

Był arystokratą ducha


Z prof. Lidią Kozubek, jedną z najwybitniejszych polskich pianistek, wieloletnim profesorem Akademii Muzycznej w Warszawie, rozmawia Adam Kruczek

Pani Profesor, śp. Wojciech Kilar to postać znana w Polsce i na świecie jako kompozytor znakomitych utworów muzyki poważnej i filmowej. Pani go poznała jeszcze w przededniu sławy.


– Po wojnie uczyliśmy się w tych samych szkołach muzycznych. Było to Państwowe Liceum Muzyczne, a potem Wyższa Szkoła Muzyczna w Katowicach. Wojtek uczył się w młodszej klasie, ale kontaktowaliśmy się dość często choćby z tego powodu, że studiowaliśmy w jednej klasie fortepianu u pani profesor Władysławy Markiewiczówny. A poza tym w tamtych czasach nie było takiego wielkiego podziału między klasami, wszyscy się znaliśmy i spotykaliśmy przy różnych okazjach koleżeńskich.

Jakim był kolegą w szkole i na studiach?

– Przede wszystkim Wojtek był bardzo lubiany. Odznaczał się nie tylko wysoką kulturą osobistą, zresztą pochodził z bardzo dobrej rodziny, jego mama była aktorką teatru katowickiego, a ojciec lekarzem, ale jeszcze czymś więcej, powiedziałabym, że miał w sobie coś z arystokratyzmu artystycznego czy duchowego. Był szlachetną osobą, którą chętnie wszędzie zapraszano jako miłego i interesującego rozmówcę i kolegę.

Czy w okresie studiów znane były kresowe korzenie Wojciecha Kilara, to, że musiał wraz z rodzicami opuścić ukochany Lwów?

– Tak, wiedzieliśmy, że jest lwowianinem i podziwialiśmy go za tę jego szlachetność, dobre wychowanie, takie polskie, a zarazem lwowskie. To pochodzenie ze Lwowa, jednego z głównych ośrodków kultury polskiej, było u niego widoczne. On jakby reprezentował tę wysoką polską kulturę. Myśmy go bardzo cenili i szanowali za to.

Jak wyglądało życie przyszłych muzyków na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku?


– Jako młodzi ludzie byliśmy wtedy niesłychanie zajęci. Ćwiczyliśmy na instrumencie przez wiele godzin dziennie. W szkole średniej mieliśmy normalne przedmioty, potem muzyczne, ciągle jakieś egzaminy. To bardzo nas absorbowało. Nie mieliśmy dużo czasu na dodatkowe zajęcia czy na zabawę. Czasami spotykaliśmy się w gronie bliskich osób, aby pograć w brydża. Naturalnie chodziliśmy wspólnie na koncerty do filharmonii, na przedstawienia teatralne. Studiowaliśmy z wielkim zaangażowaniem. Byliśmy pokoleniem, które przeżyło wojnę i cieszyło się z tego, że nareszcie możemy po polsku uczyć się i studiować. Z wielkim entuzjazmem przystępowaliśmy do tej pracy. Istniał wielki pęd do nauki. Ja na przykład miałam zamiar studiować fakultet po fakultecie.

Ze środowiska katowickiego wyrosło wielu wspaniałych polskich muzyków.

– To dzięki temu, że na Śląsku mieliśmy naprawdę wspaniałych pedagogów. To byli w zasadzie pedagodzy jeszcze przedwojenni. W czasie wojny to środowisko uległo rozproszeniu, a potem po wojnie zaczęli wracać. Tak było na przykład z naszą panią profesor Markiewiczówną. Przed wojną była w Katowicach w konserwatorium, potem wyjechała do Krakowa. Podobne były losy pani prof. Wandy Chmielowskiej, prof. Bolesława Woytowicza i wielu innych. Dzięki nim nasze wykształcenie było na wysokim poziomie i rozwijało się we właściwym kierunku. Wyszło z tego środowiska wielu wybitnych i bardzo znanych muzyków, jak np. dyrygenci Tadeusz Strugała, Kazimierz Kord czy Józef Bok. Wielu muzyków studiujących w tamtych czasach w Katowicach zasiliło Filharmonię Narodową w Warszawie, kiedy Witold Rowicki zaczął tworzyć tę orkiestrę.

Czy po wyjeździe ze Śląska utrzymywała Pani znajomość z Wojciechem Kilare
m?

– Po dyplomie prof. Markiewiczówna posłała mnie do Warszawy, do prof. Jana Ekiera, wybitnego pianisty i pedagoga, wielokrotnego jurora konkursów chopinowskich, i nasze kontakty stały się rzadsze. Ale kiedy tylko pojawiła się taka możliwość, np. w czasie Warszawskiej Jesieni czy gdy Wojtek był w Warszawie z okazji jakiegoś koncertu, to zawsze się widywaliśmy i z przyjemnością z nim rozmawiałam. Choć tych spotkań siłą rzeczy nie było zbyt wiele i czasami upłynęło między nimi dużo czasu, to jednak zawsze sprawiał wrażenie, jakbyśmy się dopiero co widzieli. Miał taki dar serdeczności w kontaktach ze znajomymi. Pamiętam, że w którejś z rozmów namawiałam go, żeby napisał koncert fortepianowy i okazało się, że on później napisał koncerty fortepianowe. Chciałam je zagrać, ale nie dotarłam do nut. Może jeszcze zainteresuję się tym.

Kiedy rozmawiała Pani z Wojciechem Kilarem po raz ostatni?


– Ostatni mój telefon do niego sprzed ponad roku związany był z gratulacjami z okazji 80-lecia jego urodzin i odznaczenia Orderem Orła Białego.

Jak przyjął uhonorowanie tym najwyższym polskim odznaczeniem?


– Co prawda nie było mnie przy dekoracji, ale gdy tylko wspomniałam o tym orderze, bardzo się ucieszył. To można było wyczuć. A potem odbyliśmy bardzo serdeczną i miłą rozmowę.

Czy Wojciech Kilar jako kompozytor miał swoich mistrzów, osobowości muzyczne, które wpłynęły na kształt jego twórczości?

– Myślę, że nie miał takich wielkich mistrzów, na których by się wzorował. On szedł swoją drogą. Wystarczyły mu te studia u prof. Woytowicza. Co prawda pani prof. Markiewiczówna też była kompozytorką, ale ona uczyła go głównie pianistyki, bo na studiach Wojtek był przede wszystkim pianistą. A potem jak się dostał do prof. Woytowicza, to zaczął studiować kompozycję.

Nie od razu Wojciech Kilar zaczął tworzyć muzykę, dzięki której jest dziś tak znany i rozpoznawalny.

– Miał okres fascynacji muzyką awangardową, ale potem wrócił do głównej linii tradycji muzycznej i dobrze zrobił, że nie został w tej awangardzie, bo ona się w końcu przeżyła i nie odniósłby w niej takiego sukcesu.

Jak Pani Profesor tłumaczy tak silną inspirację Wojciecha Kilara muzyką i kulturą ludową? Sam rodzinnych korzeni ludowych przecież nie miał?


– Myślę, że po prostu miał blisko na Podhale i często wyjeżdżał na wakacje do Zakopanego. Tam się spotykał z muzyką góralską. To są te naturalne sytuacje, z których artyści czerpią później inwencję do swojej twórczości. Nie wiem, czy inspirował się Chopinem, ale jakieś dalekie sugestie mogły mieć tu znaczenie. Wojtek w sposób bardzo naturalny przetwarzał wewnętrznie muzykę, którą poznawał i tworzył swoją. Wszystko to było jakoś zakotwiczone w jego duchowości i stąd czerpał inspiracje do pisania muzyki.

Mówiąc o duchowości, trudno nie zauważyć wielkiej roli, jaką w jego życiu i twórczości odgrywała wiara, kult Matki Bożej Częstochowskiej, Jasna Góra.

– Przypuszczam, że stało się tak również nieco pod wpływem żony Barbary, której jednak nie poznałam osobiście, ale wiem, że był do niej bardzo przywiązany, kochał ją i cenił. Myślę, że to jego głęboka duchowość pokierowała go do Jasnej Góry. Miał z ojcami paulinami coraz częstsze kontakty i coraz bardziej się do nich przywiązywał. Tam czuł się jak w domu – to był w zasadzie jego drugi dom. Tak głęboka religijność nieczęsto występuje u współczesnych kompozytorów i w ogóle u artystów. Pod tym względem był wyjątkiem.

Wojciech Kilar twierdził, że muzyka filmowa nie jest dla niego najważniejsza, ale to głównie dzięki niej zyskał światowy rozgłos.

– To, że bardziej cenił swoją muzykę symfoniczną, jest zrozumiałe, ale rzeczywiście dał nam dużo pięknej muzyki filmowej. Dzięki temu jego twórczość jest taka różnorodna i trafia do szerokiej publiczności. Myślę, że powinno się zrobić jakiś festiwal jego muzyki. Są kompozytorzy, którzy co roku mają swoje festiwale, więc warto pomyśleć nad festiwalem i jego muzyki. Należałoby mu się to, nieprawdaż?

Z pewnością. Dziękuję za rozmowę.
Adam Kruczek

Nasz Dziennik

za: http://www.naszdziennik.pl/mysl/64197,byl-arystokrata-ducha.html

***

Wojciech Kilar: Wolałbym nie odbierać żadnej nagrody, a żeby był tu z nami w tej chwili Lech Kaczyński

http://vod.gazetapolska.pl/5916-wojciech-kilar-wolalbym-nie-odbierac-zadnej-nagrody-zeby-byl-tu-z-nami-w-tej-chwili-lech-kaczyn