Wojna wewnętrzna w TVN, czyli jak funkcjonują prywatne telewizje

Rynek telewizyjny w Polsce został tak skonstruowany, że główne skrzypce grała i gra w nim „czerwona orkiestra”, czyli Polsat i TVN – strażnicy pomagdalenkowego ładu. To właśnie te telewizje decydowały o tym, kto w Polsce jest autorytetem, co się powinno podobać publiczności i jak traktować naturalne, niepodległościowe pomysły na przemiany.

Oczywiście dla tych telewizji, tak jak dla ich założycieli, wrogiem był polski żywioł patriotyczny, Kościół katolicki i każdy, kto śmiał przypominać o tym, że komunistyczni okupanci Polski nigdy nie zapłacili sprawiedliwej ceny za swoje zdrady. Tej sytuacji sprzyjał układ, w którym państwowa TVP nieustannie była kontrolowana przez rozmaite inspekcje, sanepidy i wymagano od niej drobiazgowego przestrzegania prawa pracy, podczas gdy w postkomunistycznych, prywatnych telewizjach panowała w tej kwestii „wolna amerykanka”, a skarżyć można się było na przysłowiowy Berdyczów. Być może teraz to się zmieni.

Koncesje na pierwsze prywatne telewizje w Polsce znajdowały się pod ścisłą kuratelą ludzi z postkomunistycznych służb specjalnych. Przyznanie koncesji Polsatowi odbyło się w iście anegdotycznych warunkach. Wtedy Lech Wałęsa i jego otoczenie lobbowali za przyznaniem tej koncesji Nicoli Grauso, przeciwko sobie mieli świetnie funkcjonującą machinę, w której pierwsze skrzypce odgrywali Kwaśniewski, Sławomir Wiatr i ówczesny członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Marek Siwiec. Swoją rolę w tej sprawie odegrali także słynni bracia Kunowie z Wiednia oraz Aleksander Żagiel. Byli mocniejsi i pierwszą koncesję na prywatną telewizję otrzymał Zygmunt Solorz z Radomia.

Uśmierzeniem burzy w środowisku PRL-owskich służb specjalnych była droga do ogólnopolskiej koncesji dla dzisiejszej telewizji TVN. Formalnie za staraniami tej grupy stali – powiązany z wywiadem PRL i niemający bladego pojęcia o telewizji – Jan Wejchert oraz  wychwalany przez Jerzego Urbana, były dziennikarz TVP za czasów komunizmu Mariusz Walter. Ponieważ nie było już ogólnokrajowej koncesji na nadawanie… TVN otrzymał początkowo koncesję na propagowanie swoich programów w Polsce centralnej i północnej. W tym samym czasie dziwna mieszanka komunistycznej nomenklatury i tzw. przedsiębiorców założyła w Krakowie Telewizję Wisła, która otrzymała koncesję na nadawanie w Polsce południowej. Rychło doszło do połączenia obu telewizji i tak – nie mając koncesji ogólnopolskiej i łamiąc de facto przepisy – telewizja TVN zaczęła nadawać swoje programy w całym kraju. TVN jeszcze kilkakrotnie otarł się o złamanie prawa w Polsce. Nigdy jednak KRRiTV nie wyciągnęła z tego znaczących konsekwencji.

Praca w TVN od samego początku nie przypominała normalnego wykonywania swoich obowiązków. Wielokrotnie można było odnieść wrażenie, że wszelkie kontrole państwowych instytucji skrzętnie omijają tę telewizję. W TVP działało kilkadziesiąt związków zawodowych, a w TVN czy Polsacie nie powstał nawet jeden. Ludzie wykonywali swoje obowiązki na śmieciowych umowach, nikt nie przejmował się zapewnieniem pracownikom stabilizacji i podstawowych praw. TVN zmieniał swoich właścicieli, jednak ekipa kierownicza pozostawała ciągle ta sama, a co za tym idzie – przez wiele lat nie zmieniało się także traktowanie pracowników, którzy de facto etatowo wykonywali swoje obowiązki, jednak formalnie funkcjonowali ciągle na śmieciowych umowach. Niewytłumaczalny był na przykład fakt, że w Krakowie niektórzy pracownicy TVN funkcjonowali w zwykłych budowlanych barakach, bez zapewnienia podstawowych warunków do pracy i nikt – z państwowych służb – się tym nawet nie zainteresował.

Sytuacja zmieniła się nieco, gdy pojawił się pierwszy odważny, który postanowił TVN wytoczyć proces o łamanie prawa pracy. Operator Kamil Różalski chciał walczyć o swoje prawa w sądzie. Różalski pracował w TVN przez 23 lata i w lutym tego roku zarzucił swojej firmie poważne naruszenia praw pracowniczych – na przykład wymuszanie przejścia z umów etatowych na umowy cywilno-prawne. Jego zdaniem w takiej formie stale świadczy pracę na rzecz tej stacji prawie 1,8 tysiąca osób. Różalski twierdzi, że są oni traktowani przez swoją firmę jako „ludzie drugiej kategorii” i nieustannie podlegali zjawiskom mobbingu.  Discovery – aktualny jeszcze właściciel TVN – wydało w tej sprawie oświadczenie całkowicie zaprzeczające oskarżeniom Różalskiego. Sprawa ruszyła jednak przed sądem, a wokół byłego operatora zgromadziło się wiele osób, których historie wnoszą wiele nowej wiedzy, mogącej posłużyć do poznania mechanizmów rządzących w tej firmie.

Sprawa jest precedensowa, a wynik tego postępowania może stanowić otwarcie dla całej lawiny roszczeń osób, które uważają, że były przez TVN bezprawnie wykorzystywane.

Witold Gadowski

za:niezalezna.pl