72. rocznica wyzwolenia niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau



72. lata temu żołnierze Armii Czerwonej wyzwolili niemiecki obóz koncentracyjny, w którym naziści zamordowali ok. 1,1 miliona osób - głównie Żydów, Polaków, Romów, żołnierzy radzieckich oraz ludzi innych narodowości. W piątek 27 stycznia w 72. rocznicę wyzwolenia obozu na terenie Auschwitz-Birkenau mają miejsce uroczystości upamiętniające ofiary niemieckiego obozu zagłady.

Liczba ofiar niemieckiego obozu Auschwitz jest zatrważająca. W niemieckich obozach śmierci zginęło 1,1 mln Żydów, 70 tys. Polaków, 21 tys Romów, 14 tys. sowieckich jeńców i 12 tys. innych.

za:telewizjarepublika.pl/72-rocznica-wyzwolenia-niemieckiego-obozu-zaglady-auschwitz-birkenau,43819.html

***

Niemieckie obozy śmierci. Znaleźć współwinnego

W Niemczech panuje powszechna zmowa milczenia. Mało tego! Większość niemieckich instytucji nie była i nie jest zainteresowana ściganiem winnych. Wręcz przeciwnie: gdy pojawia się tego typu „niebezpieczeństwo”, to rozpoczyna się akcja ukrywania i rozgrzeszania zbrodniarza!” – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl prof. Tadeusz Wolsza, członek Rady oraz Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.

Kim byli niemieccy naziści?

Niemieccy naziści byli współtwórcami zbrodniczego systemu, który doprowadził do gehenny i śmierci milionów ludzi w Europie. Na początku zgotowali oni piekło obywatelom III Rzeszy w 1933 roku, po dojściu Hitlera do władzy. Potem te same metody zaczęli praktykować w okupowanej Europie. Ich pierwszą „zagraniczną ofiarą” były ziemie polskie, gdzie zaczęto wykorzystywać do mordowania ludzi różnego rodzaju zbrodnicze techniki, których wcześniej nikt nie stosował.

Gazowanie na masową skalę mężczyzn, kobiet i dzieci umieszczonych w obozach zagłady nie było przecież wcześniej praktykowane. Pierwsze takie próby miały miejsce w obozie w Chełmnie nad Nerem. Mordowano tam gazami spalinowymi w bardzo szczelnych pomieszczeniach, do których były podłączone specjalne przewody doprowadzające spaliny samochodowe. Z zachowanych dokumentów wynika, że metoda ta sprawdzała się w 100 procentach. Była jednak zbyt droga i „za mało wydajna”, dlatego postanowiono wdrożyć nowe technologie związane z gazem – cyklonem. Poligonem doświadczalnym był niemiecki obóz zagłady w Auschwitz – Birkenau.

Dlaczego tak wiele obozów śmierci Niemcy zlokalizowali na polskich ziemiach?


Było to związane z „niemieckim pragmatyzmem”. Niemcy na wszelki wypadek postanowili ukryć miejsca swoich zbrodni i dlatego też najbardziej mordercze obozy były zlokalizowane „gdzieś daleko na Wschodzie” w Bełżcu, w Sobiborze, w Treblince, w Auschwitz - Birkenau i innych „ustronnych miejscach”. Do każdego z nich dobudowano specjalne linie kolejowe umożliwiające dostarczanie kolejnych ofiar niemieckich zbrodni. Dodatkowo w Polsce gros społeczeństwa stanowili Żydzi. Można było ich bez większych problemów i bez większych dodatkowych środków dostarczyć do „fabryk śmierci”, jakimi były niemieckie obozy zagłady.

Kiedy Niemcy doszli do wniosku, że mordowanie na masową skalę jest możliwe do przeprowadzenia w warunkach obozowych?

Najprawdopodobniej jeszcze przed wojną, przynajmniej w skali zamierzeń. Potem podczas konferencji w Belinie w styczniu 1942 roku podjęli decyzję o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Następnie skrupulatnie wdrażali ją życie. Wszystko w myśl planów Adolfa Hitlera, które zakładały eksterminację Żydów, Słowian, Romów i wszystkich innych ludzi, których uznawali za gorszych. Nie jest więc uzasadnione twierdzenie, że wszystkie te działania były przypadkiem. Była to akcja przygotowana z premedytacją i miała „pomóc” w zdobyciu nowej przestrzeni życiowej dla „wybranego narodu niemieckiego”.

Dziełem przypadku nie była również działalność niemieckich kolei państwowych. Miały one podpisaną z władzami specjalną umowę, zgodnie z którą za każdą osobę dostarczoną na śmierć otrzymywały „zwrot kosztów podróży”. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale było wypełnieniem niemieckiego porządku. Powtarzam: wszystko było zaplanowane, obliczone w kosztach i wręcz nastawione na zysk! Na tym „interesie” zarabiało wiele osób. Trudno mówić, że odpowiada za to jeden szaleniec, ponieważ w cały ten „przemysł śmierci” zaangażowały się dziesiątki tysięcy Niemców. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości.

Czy Zachód w czasie wojny wiedział o niemieckim „przemyśle śmierci”?

Informacje o niemieckich zbrodniach przekazywały na Zachód struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Polscy kurierzy, m.in. Jan Karski dostarczali odpowiednie raporty do Stanów Zjednoczonych. Wiedzę o obozach przekazał rotmistrz Witold Pilecki, w swoim bezcennym raporcie z Auschwitz. To dokumenty wskazujące na zbrodniczy charakter niemieckiego systemu obozowego w okupacyjnej Polsce. Zachodni alianci doskonale znali polskie dokumenty, ale nie chcieli dać im wiary. Nie dopuszczali do swojej świadomości, że „przemysł śmierci” może działać na tak ogromną skalę.

Kiedy przedstawiciele Polskiego Państwa Podziemnego przygotowywali raport dla Brytyjczyków z myślą o nagłośnieniu sprawy, prof. Adam Pragier, który był członkiem Rady Narodowej RP w Londynie, powiedział rzecz straszną: „Propaganda by była skuteczna, musi mieć przynajmniej jakiś związek z prawdą lub prawdopodobieństwem. Jak można uwierzyć w zabicie 700 tys. ludzi? Bund powinien był napisać, że zabito 7 tys. ludzi. Wtedy moglibyśmy tę wiadomość podać Anglikom, z jako taką szansą, że w to uwierzą. W mojej wyobraźni nie mieściło się, że zabijanie ludzi można zorganizować na sposób przemysłowy…”.  Wydaje się, że działacz PPS, niestety, trafnie przewidział reakcję Anglosasów.

Żadne działania polskich polityków nie otwarły im oczu?

Absolutnie nic. Nawet tragiczna śmierć Szmula Zygielbojma, członka Rady Narodowej w Londynie, który 13 maja 1943 roku jeszcze w okresie powstania w getcie warszawskim, popełnił samobójstwo na znak protestu przeciwko bierności świata wobec zbrodni niemieckich. Zrobił to myśląc, że w ten sposób nagłośni informacje o masowych zbrodniach, o likwidacji getta oraz przewiezieniu do obozów kolejnych osób skazanych na zagładę. Niestety… Jego poświęcenie poszło na marne.

Anglosasi uwierzyli w skalę niemieckich zbrodni dopiero po wojnie, kiedy żołnierze amerykańscy na własne oczy zobaczyli, co działo się w obozach śmierci w Niemczech. Nie zobaczyli jednak tego, co działo się w Polsce. Niemcy kończyli bowiem akcję zacierania śladów. Przykładem jest Treblinka, którą zburzono, likwidując jednocześnie całą tamtejszą infrastrukturę. Po doświadczeniach katyńskich, kiedy Niemcy zorientowali się, że ciała ofiar zakopane w ziemi mogą świadczyć przeciwko nim, podjęli decyzję o rozkopaniu obozowych grobów i spaleniu wszystkich zwłok. Była to „działalność perspektywiczna” likwidująca wszystkie dowody.

To samo Niemcy robili na warszawskiej Woli w czasie powstania warszawskiego, kiedy to w czasie rzezi wymordowali kilkadziesiąt tysięcy cywili. Ich ciała były potem palone na podkładach kolejowych. Podobnie postępowali w Poznaniu, na Kresach, wszędzie! Ślady zbrodni zacierali również w Auschwitz – Birkenau. W obozie zamierzali wysadzić w powietrze komory gazowe i krematoria. Akcji nie dokończyli. Przerwali ją tuż przed wkroczeniem do obozu wojsk sowieckich. Ale dowody zostały.

Niemieckie obozy istniały nie tylko na ziemiach polskich. Ciężko jednak znaleźć w mediach informacje o nich…

Jeśli popatrzymy na mapę okupowanej Europy, to zauważymy, że nie było kraju, w którym nie istniałby ani jeden niemiecki obóz koncentracyjny, czy też obóz pracy. Francja, Holandia, Czechosłowacja, Węgry, kraje bałkańskie, kraje nadbałtyckie etc. – niemieckie obozy śmierci były wszędzie!

W najbardziej znanym obozie niemieckim – Auschwitz Birkenau – wymordowano 1,1 mln osób! W Treblince 800 tys. osób. W obozach Europy zachodniej liczba ofiar była mniejsza – od kilku do kilkunastu tysięcy osób – ale powtarzam: było to podyktowane potrzebą ukrycia „przemysłu ludobójstwa” przed Zachodem. Łatwiej było zamordować 2 mln osób w Auschwitz i Treblince, bo przy odpowiedniej dozie szczęścia świat mógł nigdy się o tym nie dowiedzieć.

Przyznam szczerze, że nigdy nie spotkałem się z określeniem „czeski obóz zagłady w Terezinie”. Bezprawne, ale celowe używanie określenia „polskie obozy koncentracyjne” jest konsekwencją polityki historycznej realizowanej przez Niemców. Przez wiele lat mogli oni praktykować to bezkarnie, zwłaszcza kiedy władze polskie unikały zabierania głosu w tej sprawie. Mało tego: jeśli w wypowiedzi byłego prezydenta podczas przemówienia na Westerplatte nie pojawia się ani razu sformułowanie „niemiecka odpowiedzialność”, tylko bliżej nieokreślona „nazistowska odpowiedzialność”, to jest to tylko i wyłącznie zachęta do dalszego fałszowania historii na jeszcze większą skalę.

I tak też się dzieje! Niemiecka polityka historyczna, która nie ma absolutnie nic wspólnego z prawdą jest prowadzona na coraz większej liczbie frontów propagandowych.

Absolutnie tak! Niemcy wpadli na wspaniały z ich punktu widzenia propagandowy pomysł „dzielenia się” odpowiedzialnością za obozy koncentracyjne, za Holocaust, za śmierć milionów cywili, za zrujnowaną Europę etc. Sprzyjają temu, niestety, najsilniejsze media i pasywna postawa niektórych polityków, którzy nie reagują w sposób zdecydowany, choć powoli się to zmienia. Efektem niemieckiej polityki historycznej był pomysł przygotowania wspólnego podręcznika do historii dla kilku krajów Unii Europejskiej, w którym Polska została przedstawiona, jako zło konieczne, wręcz odpowiadające nawet za faszyzację Europy, z fotografią Józefa Piłsudskiego. To wręcz skandal!

Podręczniki, filmy fabularne, seriale, wystawy etc., pokazywane na całym świecie i inne niemieckie działania tworzą obraz, w którym Niemcy nie do końca odpowiadają za swoje zbrodnie. Powiem więcej: coraz częściej powielane są kłamstwa mówiące, że zbrodni dokonywali Polacy, którzy nie mieli nic do roboty, więc codziennie z samego rana polowali na Żydów. Zdaniem niektórych Niemców zbrodni dokonywali również żołnierze Armii Krajowej, która wedle tej propagandy była organizacją antyżydowską.

Nie chcę powiedzieć oczywiście, że w Polsce nie było szmalcowników. Niestety byli. Jednak ich liczba to kropla! Kropla w morzu Polaków, którzy ratowali Żydów, którzy ryzykując życie swoje i bliskich udzielali Żydom schronienia i pomocy. Bohaterska rodzina Ulmów to tylko jeden przykład tego typu działań Polaków. Badania IPN pokazują setki takich ludzi jak Ulmowie. Dokumentacja w YadVashem też to potwierdza. Polacy stanowią najliczniejszą grupę „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”

Jednak porucznik Eilert Dieken, który odpowiada za śmierć rodziny Józefa i Wiktorii Ulmów wraz z ich siódemką dzieci, w powojennych Niemczech robił dość błyskotliwą karierę.

Nie tylko on! Co jakiś czas pojawiają się informacje, że w niemieckim mieście, miasteczku burmistrzem był oficer SS, który ma na sumieniu zagładę tysięcy osób. Po 30-40 latach, gdy sprawa wychodzi na jaw, ludność jest w szoku. „Jak to? Przecież to taki dobry człowiek. Tyle zrobił dla naszego miasta! A kogo obchodzi historia z lat 1939-1945?”. Tak zwykli Niemcy komentują takie sprawy. W latach powojennych ci, którzy nie zdołali uciec do Ameryki Południowej nadal żyli na terytorium Zachodnich Niemiec, pracowali, mieli rodziny, wielu było szanowanymi urzędnikami, naukowcami. Przecież nic nie stało na przeszkodzie, żeby pociągnąć ich do odpowiedzialności. Tyle, że w Niemczech nie było takiej potrzeby. Nie zależało im na prawdzie!

Krzysztof Kąkolewski opisał w książce „Co u Pana słychać?” swoje spotkania z dziesięcioma „zapomnianymi” zbrodniarzami z Niemiec. Każdy z nich stosował tą samą formę obrony: Sąd mnie uniewinnił, więc nic złego nie zrobiłem…

Książka Kąkolewskiego została po raz pierwszy wydana w latach 70. Niedawno zaś ukazała się książka na ten temat (Trudny spadek dysydentów III Rzeszy w RFN) autorstwa polskiego historyka Sebastiana Fikusa. Jest ona dowodem na to, że w Niemczech panuje powszechna zmowa milczenia. Mało tego! Większość niemieckich instytucji nie była i nie jest zainteresowana ściganiem zbrodniarzy. Wręcz przeciwnie: gdy pojawia się tego typu „niebezpieczeństwo”, to rozpoczyna się akcja ukrywania i rozgrzeszania zbrodniarza!

Czyli procesy na które powołuje się tak wiele osób, w których 90-letnich SS-manów wnosi się na noszach do sali sądowej, to w rzeczywistości procesy pokazowe?

A czy wie Pan ile było takich procesów przez kilkanaście ostatnich lat?

Nie wiem.

Myślę, że moglibyśmy je policzyć na palcach jednej ręki. Ludzie, o których pan pyta powinni być ukarani 50 – 70 lat temu! Wtedy nikt nie chciał tego zrobić, bo nie było na to zapotrzebowania! Zapotrzebowanie było, ale na ich ukrywanie! Obecnie, jeśli dochodzi do procesów, to najczęściej sądzi się najniższych rangą strażników obozowych. Tego typu akcjom zawsze towarzyszy program „dzielenia się” odpowiedzialnością za zbrodnie z innymi.

Jest to bardzo prosty mechanizm. Z jednej strony formułowany jest przekaz: zobaczcie – my tu sądzimy nawet tych, którzy mają 90 lat. W zasadzie to szkoda karać takiego biednego i schorowanego człowieka. Ale musimy to zrobić, aby sprawiedliwości stało się za dość. Z drugiej zaś strony dodaje się: zobaczcie - Polacy nie dość, że współuczestniczyli, to nigdy nikogo nie rozliczyli!


Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Tomasz Kolanek

za:www.pch24.pl/niemieckie-obozy-smierci--znalezc-wspolwinnego,49065,i.html#ixzz4WyipeI00

***

UJAWNIAMY: Niemcy przekroczyli granicę bezczelności. „To nie może być przypadek”

Dokładnie w tym samym dniu, w którym cały świat obchodzi Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu, Niemieckie Muzeum Historyczne (Deutsches Historisches Museum) zaprasza na pokaz filmu Claude Lanzmanna, który - jak czytamy na oficjalnych stronach internetowych tego muzeum – opisuje bohaterskie powstanie więźniów w październiku 1943 roku w „POLSKIM OBOZIE ZAGŁADY” w Sobiborze. Dzień wcześniej lokalny dziennik „Rhein Zeitung” także przy okazji obchodów „Dnia Ofiar Holokaustu” pisze o zdjęciach wykonanych przez Wilhelma Brasse w Auschwitz, które są dowodem na zbrodnie dokonywane w „POLSKIM OBOZIE KONCENTRACYJNYM”.

Portal niezalezna.pl po raz kolejny wykrył proceder obrażania narodu polskiego przez niemieckie media, ale także przez oficjalne niemieckie instytucje.

27 stycznia 1945 roku wyzwolono niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau i od 2005 roku zgodnie z rezolucją ONZ w tym dniu jest obchodzony Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Od lat szczególnie uroczyście dzień ten jest obchodzony także przez niemieckie władze. Podobnie było również w tym roku. Podczas uroczystego posiedzenia Bundestagu potomkowie ofiar holokaustu wygłosili w izbie niższej parlamentu płomienne przemówienia. Podobne uroczystości odbywały się w całych Niemczech, bowiem rząd federalny, władze lokalne, ale także niemieckie społeczeństwo (przynajmniej oficjalnie) pragną za wszelką cenę pokazać się światu, jako naród odpowiedzialny, który „pamięta o holokauście”.

Specjalny prezent dla Polski i Polaków


W tym jakże ważnym dla światowej opinii publicznej dniu niemieckie media, oraz (co dużo gorsze) Niemieckie Muzeum Historyczne (Deutsches Historisches Museum) zrobiły nam „prezent” w postaci sugestii, że niemieckie obozy zagłady w Sobiborze oraz w Auschwitz były „polskie”. Na swoich oficjalnych stronach Deutsches Historisches Museum w związku z Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu zaprasza do prowadzonego przez muzeum kina „Zeughauskino” w dniu 27. stycznia 2017 roku na film Claude Lanzmanna zatytułowany „Sobibór, 14 październik 1943, godzina 16”. W opisie filmu na stronach Niemieckiego Muzeum Historycznego czytamy, że dotyczy on powstania więźniów w „polskim obozie zagłady” Sobibór i było to jedyne powstanie w nazistowskich obozach zakończone sukcesem (wersja niemiecka: „Am 14. Oktober 1943 startete um 16 Uhr im polnischen Vernichtungslager Sobibor der einzige erfolgreiche bewaffnete Aufstand in einem Vernichtungslager der Nationalsozialisten“). Z opisu muzeum jasno wynika, że obóz zagłady w Sobiborze nie był (zgodnie z prawdą) niemiecki, lecz polski.
Niemieckie Muzeum Historyczne (Deutsches Historisches Museum - DHM) powstało w 1987 roku z inicjatywy ówczesnego kanclerza Helmuta Kohla oraz burmistrza Berlina Eberharda Diepgena z okazji 750. rocznicy założenia Berlina. Umiejscowione jest w Zeughaus, najstarszym budynku alei Unter den Linden w centralnej dzielnicy Berlina. Muzeum jest finansowane ze środków federalnych przez rządowy Urząd Pełnomocnika ds. kultury i mediów.

Media jak zwykle na stanowisku

Oczywiście nie mogło w „Dniu Pamięci Ofiar Holokaustu” zabraknąć także publikacji ze strony niemieckich mediów. Tym razem lokalny dziennik „Rhein Zeitung” uznał, że niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau jest jednak... polski. W tekście umieszczonym na łamach tej gazety w dniu 26. stycznia 2017 roku, dotyczącym zdjęć zrobionych w Auschwitz przez Wilhelma Brasse, napisano, że zdjęcia pokazują okropności, jakich dopuszczali się naziści w „polskim obozie koncentracyjnym” (wersja niemiecka: „das Bildmaterial und damit Zeugnisse vom Nazi-Schrecken zu bewahren und welche unfassbar grausamen Erlebnisse er in dem polnischen Konzentrationslager durchlitt“).

Skandal to za mało, to jawna prowokacja


W rozmowie z portalem niezalezna.pl berliński prawnik Stefan Hambura stwierdził, że ciągle pojawiające się w Niemczech fałszywe określenia o „polskich obozach zagłady lub koncentracyjnych” pokazują jak ważna jest polityka historyczna i jak ważne są decyzje rządu Pani Beaty Szydło, aby o nią skutecznie walczyć.

– Tylko zdecydowane działania polskiego rządu mogą spowodować, iż znikną obraźliwe dla Polski i Polaków fałszywe sformułowania o polskich obozach. Teraz widzimy, że wyrok przeciwko niemieckiej telewizji ZDF uzyskany przez polskiego więźnia niemieckiego obozu Auschwitz, Pana Tenderę, jak najbardziej powinien zostać wykonany, bowiem pojawiające się określenia o polskich obozach wcale nie są pojedynczymi przypadkami, lecz nawet teraz tyle lat po wojnie takie sformułowania się pojawiają – powiedział nam Hambura – Mam nadzieję, że polscy dyplomaci w takim dniu jak dzisiaj, ale także w każdym innym będą pilnie monitorować tego typu sprawy. Ponadto chciałbym w tym miejscu podziękować korespondentowi Gazety Polskiej Codziennie, oraz portalu niezalezna.pl panu Waldemarowi Maszewskiemu za to, iż jako jeden z nielicznych od wielu lat nie tylko śledzi i opisuje pojawiające się w niemieckiej prasie fałszywe określenia o „polskich obozach koncentracyjnych lub zagłady, ale także prowadzi szerokie archiwum tego typu spraw – dodał w rozmowie z nami adwokat.

Pokazaliśmy znalezione sformułowania o „polskich obozach koncentracyjnych i zagłady” przedstawicielom niemieckiej Polonii. Wszyscy nie kryli wielkiego oburzenia.

– Pisanie o „polskich obozach śmierci” i to jeszcze w takim dniu jak dzisiaj, to nie może być przypadek. Przecież wszyscy wiemy jak właśnie Niemcy, wszystkie tutejsze media i obywatele są szczególnie wyczuleni na takie słowa jak: holokaust, obóz koncentracyjny lub zagłady, czy ludobójstwo, oni doskonale wiedzą, że obozy były nie polskie, lecz niemieckie, ale jednocześnie nie chcą o tym ciągle przypominać, więc co jakiś czas puszczają w obieg sfałszowaną wersję o „polskich obozach” mając nadzieję, że tym sposobem coś się od nich odklei i przyczepi do kogoś innego, a konkretnie do Polski – powiedział nam Witold Wojtkiewicz z Hamburga.

za:niezalezna.pl/92947-ujawniamy-niemcy-przekroczyli-granice-bezczelnosci-nie-moze-byc-przypadek

***

Dokument dla ZDF

Kilka staruszek wspomina obozowy rozdział swojej młodości. Dla normalnych dziewcząt już widok tłumu nagich kobiet pędzonych do gazu czy sterta ciał-szkieletów czekających na spalenie w krematoriach były obrazami piekła na ziemi.

Praca ponad siły, głód, choroby, zimno i wszechobecna śmierć towarzyszyły im od pierwszego dnia w obozie. Noworodki roztrzaskiwane o ścianę, starsze kobiety zagryzane przez psy, śmierć od kolby karabinu lub kuli SS-mana. I orkiestra grająca idącym na śmierć. To obozowa codzienność ukazana w dokumencie „Dziewczęta z Auschwitz” wyświetlanym w polskiej telewizji publicznej. A powinna go pokazywać „dwójka” niemieckiej telewizji publicznej – ZDF. I to codziennie. Na mocy wyroku sądowego. Uzupełniającego ten, który nakazał stacji przeproszenie za nazywanie Majdanka i Auschwitz „polskimi obozami”, przed czym ZDF się miga, jak może

Lech Makowiecki

za:niezalezna.pl/92950-dokument-dla-zdf.

***

Skandal we włoskiej telewizji. Canale 5 użyło sformułowania "polski obóz zagłady"

Materiał, który ukazał się w dzienniku stacji Canale 5, był poświęcony obchodom Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. W sprawie "polskiego obozu śmierci" interweniowała ambasada RP w Rzymie.

Skandalicznego sformułowania "polski obóz zagłady" użyto w porannych wiadomościach Canale 5, w których ukazał się materiał mówiący o tym, że 27. stycznia to rocznica wyzwolenia "polskiego obozu zagłady" Auschwitz.

W sprawie kłamstwa interweniowała już, u kierownictwa telewizji, ambasada RP w Rzymie, która przypomniała o poprawnym, zaaprobowanym przez UNESCO, sformułowaniu "niemiecki, nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady".

Co ciekawe, przedwczoraj, polska ambasada wystosowała obszerny apel do włoskich mediów, z prośbą o to, aby używały właściwego określenia w odniesieniu do obozu Auschwitz.

za:telewizjarepublika.pl/skandal-we-wloskiej-telewizji-canale-5-uzylo-sformulowania-quotpolski-oboz-zagladyquot,43830.html

***

Premier o Auschwitz: Tutaj człowiek odebrał drugiemu człowiekowi człowieczeństwo

Tutaj człowiek odebrał drugiemu człowiekowi człowieczeństwo. Odebrał to, co definiuje nas jako ludzi – mówiła premier Beata Szydło podczas obchodów 72. rocznicy wyzwolenia byłego niemieckiego obozu Auschwitz. Rana po Zagładzie nigdy się nie zabliźni – podkreśliła.

W piątek przypada 72. rocznica wyzwolenia byłego niemieckiego obozu Auschwitz. Obchody odbyły się w budynku tzw. Centralnej Sauny na terenie byłego obozu Auschwitz II-Birkenau, gdzie od grudnia 1943 r. Niemcy przyjmowali więźniów do obozu.

„Od 72 lat ten dzień – 27 stycznia – jest dniem wyjątkowym. Jesteśmy w miejscu, które trudno nazwać i trudno zdefiniować. Jedni określają to, co się tu wydarzyło, jako wielką tragedię, inni nazywają to Golgotą, fabryką śmierci, ale żadne z tych słów nie oddaje tego, co się tu wydarzyło. Tutaj człowiek drugiemu człowiekowi oddał człowieczeństwo, odebrał to, co definiuje nas jako ludzi” – powiedziała premier Beata Szydło przemawiając do zgromadzonych.

Dodała, że „każdy z nas – i ci wszyscy, którzy tutaj przyjeżdżają – próbujemy sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego?”.

„Co takiego musiało się wydarzyć, aby człowiek człowiekowi wyrządził takie zło. Nikt z nas nie potrafi znaleźć odpowiedzi na to pytanie, nikt z nas nie potrafi zrozumieć tego cierpienia, przez które wy przeszliście” – podkreśliła premier.

W jej ocenie, Holokaust to zło „ujawnione i namacalne”.

„Zginęło wielu ludzi, miliony ludzi, miliony nadziei, tożsamości, marzeń. To nie jest ani do wyobrażenia, ani do pojęcia. Nie można tego zrozumieć. Chociaż chcemy nadać temu jakieś ramy, to nie uda się, bo my jesteśmy ludźmi, a tę fabrykę stworzyli ci, którzy ludzi nienawidzili. Ale nie mówmy o nich. Wspominajmy ofiary, wspominajmy bohaterów. Na morderców spuśćmy kurtynę potępienia” – powiedziała premier.

Podkreśliła, że historia powstania obozu Auschwitz-Birkenau to prawda, o której należy mówić, a największym przesłaniem dla nas i dla kolejnych pokoleń jest to, by „prawdą i dobrem zło zwyciężać”.

„To jest nasz obowiązek wobec tych, którzy tutaj zostawili swoje życie i to jest nasz obowiązek wobec tych, którzy przeżyli i całym swoim życiem krzyczeli: nie zapominajcie, nie zapominajcie! – po to, by świat był lepszy, by świat uniknął po raz kolejny tak niewyobrażalnego zła, które nie mieści się nam w głowach” – zaznaczyła premier.

Podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Wojciech Kolarski podkreślił, że „na nas współczesnych spoczywa powinność niesienia światu prawdy o Auschwitz”. W jego ocenie ten obowiązek wypełniają szczególnie Polacy i Żydzi.

Kolarski zaznaczył, że Polacy od samego początku byli ofiarami i świadkami tego, co działo się w Auschwitz.

„Chociaż nasz kraj znajdował się pod brutalną okupacją hitlerowską, Polskie Państwo Podziemne czyniło, co w jego mocy, aby poznać zbrodnicze zamiary Niemców i powstrzymać ich realizację” – powiedział. Przypomniał, że rotmistrz Witold Pilecki dobrowolnie dał się osadzić w Auschwitz, gdzie zbudował organizację konspiracyjną i udokumentował popełniane ludobójstwo, a kurier władz polskich na uchodźstwie Jan Karski dostarczył tę wiedzę władzom państw alianckich.

Ambasador Rosji Siergiej Andriejew mówił o byłych więźniach niemieckich obozów, że „przeżyli i przekazali nam pamięć o zbrodniach, do których powtórzenia nie możemy nigdy dopuścić”. Przypomniał, że jesienią minęło 70 lat od czasu skazania w Norymberdze przywódców Rzeszy Niemieckiej. Jak dodał, współcześnie też „nie można pobłażać współczesnym zwolennikom nazizmu i ich pomocnikom”.

„Obecnie żyjący są ostatnim pokoleniem, które ma szansę usłyszeć o Zagładzie od tych, którzy doświadczyli jej okrucieństwa na własnej skórze” – zauważyła ambasador Izraela Anna Azari.

„Dlatego musimy włożyć maksymalny wysiłek, żeby odnaleźć i zachować jak najwięcej indywidualnych historii świadczących o tamtych strasznych czasach” – mówiła.

Dyrektor Muzeum Auschwitz Piotr Cywiński, zwracając się do byłych więźniów zauważył, że po czasie ocierania się o śmierć w obozie, wrócili do życia w normalnej przestrzeni.

„Trud tego powrotu chyba nigdy nie będzie zrozumiały dla ludzi, którzy przez to nie przeszli” – powiedział. Cywiński dziękował im „za każde słowo świadectwa” i „za wszystkie głosy ostrzeżeń”, które powojenne pokolenia mogą przekazywać kolejnym rocznikom dzieląc się ciężarem doświadczenia. Jak dodał, może to uchronić ludzkość „przed tak potwornym systemem odczłowieczenia”.

W trakcie obchodów 72. rocznicy wyzwolenia byłego niemieckiego obozu Auschwitz przemawiali także jego byli więźniowie.

„Jestem numer 192 tys. 731. Mam obok numeru czerwony winkiel z literą +P+. Wszystko to razem oznacza, że jestem polnische banditen aus Warschau. Mam 12 lat, jestem polskim bandytą z Warszawy. Dwa dni wcześniej, zanim dostałem ten numer, miałem jeszcze rodziców, miałem dom, żyłem – jak w trudnych warunkach okupacji można powiedzieć – w miarę spokojnie. Ale to wszystko było dwa dni temu. Dzisiaj mam 12 lat i od dwóch dni jestem w Birkenau. Tym korytarzem długim idę, a właściwie drepczę w tłumie nagich, brudnych, spoconych kobiet, które razem ze mną przyjechały tu z warszawskiej Woli i Ochoty. W nocy z 11 na 12 sierpnia 1944 roku. I jestem w tym tłumie” – opowiadał były więzień Auschwitz II-Birkenau Bogdan Bartnikowski.

Wspominał swój pobyt w obozie, codzienny strach i myśl, że każdy dzień, każda noc może być tą ostatnią.

„I przychodzi szczęśliwy dzień – tu w Auschwitz! Wychodzę z Auschwitz trzymając matkę za rękę. Nie przez komin – przez bramę! To było nie do wiary, że stąd można wyjść. Nie na wolność – na dalszą poniewierkę, ale wyjść z Birkenau” – opowiadał moment wyzwolenia obozu.

Jak mówił, na piątkowych uroczystościach z okazji 72. rocznicy wyzwolenia obozu dostał plakietkę z napisem „gość honorowy”.

„Ale ja tu nie czuję się gościem honorowym, ja tu się czuję zawsze byłym więźniem, albo więźniem. Gdy dziś idę tym korytarzem, nie jestem wolny. (…) Wszyscy jesteśmy do śmierci naznaczeni” – podkreślił.

Mówił, że do byłego obozu przyjeżdża, by dawać świadectwo prawdzie.

„To są bardzo trudne chwile, po tym się nie śpi. Ale odczuwam te moje przyjazdy jako obowiązek, by młodym ludziom mówić, do czego może doprowadzić terror, nienawiść” – mówił.

Bogdan Bartnikowski urodził się w 1932 r. w Warszawie. Był uczestnikiem powstania warszawskiego. Służył jako łącznik. Po opanowaniu w sierpniu 1944 r. dzielnicy Ochota, gdzie mieszkał, przez brygadę RONA (Rosyjska Narodowa Armia Wyzwoleńcza), znajdującą się pod niemiecką komendą, został wypędzony wraz z matką z domu i skierowany do obozu przejściowego w Pruszkowie. Stamtąd 12 sierpnia 1944 r. oboje zostali deportowani do KL Auschwitz. Był więziony w Auschwitz II-Birkenau, początkowo w bloku dziecięcym obozu kobiecego, a następnie w części obozu męskiego, gdzie byli więzieni chłopcy z Warszawy. 11 stycznia 1945 r. został wraz z matką ewakuowany przez Niemców do Berlina-Blankenburga, gdzie znajdowało się komando robocze obozu Sachsenhausen. Do wyzwolenia w dniu 22 kwietnia 1945 r. pracował przy odgruzowaniu miasta. Po wojnie powrócił wraz z matką do Warszawy. Ukończył szkołę, odbył służbę wojskową, a następnie pracował jako dziennikarz. Jest autorem książek o losach polskich dzieci w latach wojny.

Batszewa Dagan, która do obozu trafiła mając 17 lat, powiedziała, że „życie jest najpiękniejszym podarkiem, jaki możemy dostać”.

„Żyję, przeżyłam i dożyłam – być z wami 72 lata po. Powiem, że to jest wielkie uczucie szczęścia, bo życie jest najpiękniejszym podarkiem, jaki możemy dostać” – podkreśliła.

Była więźniarka opowiadała, że po wyzwoleniu obozu, na początku swojej kariery zawodowej pracowała jako przedszkolanka w Izraelu. Na ręku widoczny był jej numer obozowy, więc dzieci pytały ją skąd go ma.

„Wtedy musiałam powiedzieć, co to jest obóz koncentracyjny, wytłumaczyć prostymi słowami – i tłumaczyłam” – mówiła Dagan.

Dodała, że napisała kilka książek, które pomagają dzieciom zrozumieć, czym było Auschwitz. Tłumaczyła, w jaki sposób należy uczyć dzieci o obozach, kiedy najlepiej zacząć naukę, jakimi słowami opisywać to, czym był Auschwitz.

Batszewa Dagan urodziła się w 1925 r. w Łodzi jako Izabella Rubinstein. Po wkroczeniu Niemców rodzina uciekła do Radomia. Tam trafili do getta, w którym kobieta związała się z tajną organizacją młodzieżową Haszomer Hacair. Z jej ramienia jeździła do getta warszawskiego, skąd szmuglowała do Radomia gazetkę „Pod Prąd”.

W 1942 r. uciekła z getta i dzięki fałszywym dokumentom przedostała się na teren Niemiec. Po kilku miesiącach została aresztowana i wysłana do Auschwitz. Przebywała tam do początku 1945 r., kiedy wraz z innymi więźniarkami została ewakuowana do Ravensbrueck, a później do Malchow. 2 maja 1945 r. została wyzwolona przez armię brytyjską. Krótko potem przeniosła się do Palestyny, gdzie wraz z mężem Paulem przyjęła nazwisko Dagan.

Pracowała jako przedszkolanka, a następnie jako psycholog i wykładowca w seminarium nauczycielskim. Jej osiągnięciem jest stworzenie filozofii i unikalnej metody psychologiczno-pedagogicznej pomagającej przekazywać dzieciom i młodzieży wiedzę o Szoah. Batszewa Dagan jest autorką wielu publikacji dla dzieci i młodzieży wykorzystywanych w nauczaniu o Holokauście.

Przed główną uroczystością kilkudziesięcioro byłych więźniów uczestniczyło w mszy św. odprawionej przez biskupa pomocniczego diecezji bielsko-żywieckiej Piotra Gregera w oświęcimskim Centrum Dialogu i Modlitwy. Po głównej ceremonii uczestnicy przeszli pod pomnik ofiar obozu.

Ofiary Auschwitz w rocznicę wyzwolenia zostały upamiętnione także w Miejscu Pamięci w Brzeszczach Borze. To kilka kilometrów od Birkenau. Podczas okupacji znajdowała się tam karna kompania więźniarek i podobóz. W październiku 1942 r. doszło w tym miejscu do masakry francuskich Żydówek. Dozorczynie i wartownicy SS m.in. drągami, siekierami, kolbami karabinów zabili 90 kobiet. Przed budynkiem, gdzie doszło do masakry, kwiaty złożyli dyplomaci, dyrekcja Muzeum, władze lokalne, a także przedstawiciele Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau, którzy opiekują się tym miejscem.

Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości. Obóz wyzwolili 27 stycznia 1945 r. żołnierze Armii Czerwonej.

27 stycznia obchodzony jest na świecie jako Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu.

za:www.radiomaryja.pl/informacje/premier-o-auschwitz-czlowiek-odebral-drugiemu-czlowiekowi-czlowieczenstwo/