Zostaliśmy rodzicami. Naturalnie!

Z dr. Tadeuszem Wasilewskim. ginekologiem położnikiem, "'specjalizującym się w leczeniu niepłodności małżeńskiej przy wykorzystaniu najnowszych osiągnięć medycyny, w tym naprotechnologii, rozmawia Jolanta Tęcza-Ćwierz

W Polsce liczba małżeństw niepłodnych waha się między 15 a 20%. Jakie są główne przyczyny niepłodności?


- Niepłodność definiowana jest Jako niemożność  posiadania  potomstwa w sposób naturalny po okresie co najmniej jednego roku starań. W nowoczesnym rozumieniu niepłodność nie jest chorobą, lecz objawem choroby lub zaburzeń uniemożliwiających naturalne poczęcie. U  około 10-20% par małżeńskich nie udaje się ustalić jej podłoża. Jest to tzw. niepłodność idiopatyczna. U 40% niepłodnych małżeństw przyczynę stanowi czynnik męski. Czynniki hormonalne to 20-30% niepłodności; wśród nich należy wymienić zaburzenia owulacji. Czynniki
mechaniczne - zrosty, guzy w obrębie  miednicy małej, niedrożność jajowodów to również 20-30% niepłodności. Czynniki immunologiczne stanowią o 5-10% niepłodności małżeńskiej. Generalnie u 40% niepłodnych małżeństw przyczynę można znaleźć po stronie kobiety, u 40% po stronie mężczyzny, zaś u 20% przyczyna występuję u obu współmałżonków. Taki jest ogólny podział przyczyn u wybranych losowo stu małżeństw, które mają kłopoty z poczęciem dziecka.

- Jak współczesna medycyna radzi sobie z leczeniem niepłodności?


- Medycyna, która zajmuje się diagnozowaniem, opisywaniem i leczeniem niepłodności nazywana jest medycyną rozrodu. Gdy para małżeńska mająca problemy z poczęciem dziecka zgłasza się do lekarza, ten zleca wykonanie badań diagnostycznych, mających na celu wykrycie przyczyny. Następnie proponuje trzy główne sposoby „pomocy" małżeństwu w uzyskaniu ciąży. Pierwszy polega na nadzorowaniu przebiegu cyklu naturalnego, względnie farmakologicznym oddziaływaniu na przebieg cyklu i wskazaniu czasu współżycia określonych dniach, które są płodne. Drugi sposób opiera się na stymulacji jajeczkowania i zastąpieniu współżycia tzw. inseminacją, czyli podaniem nasienia na szyjkę macicy, plemników do jamy macicy albo też pośrednio do jajowodów. Trzeci sposób to in vitro. Jest to metoda zapłodnienia pozaustrojowego. Polega na stymulacji gonad żeńskich, w wyniku której w jajnikach dochodzi do wzrostu i dojrzewania pęcherzyków. Następnie pęcherzyki te są poddane punkcji - nakłuciu, co pozwala na uzyskanie komórek jajowych. Po wydobyciu komórek na zewnątrz, poza organizm kobiety, następuje połączenie ich z plemnikami. Powstałe zarodki są „hodowane" w inkubatorach. Po kilku dniach następuje wybór, zazwyczaj dwóch, najlepszych zarodków i podanie ich do jamy macicy. Pozostałe zarodki umieszcza się w bardzo niskiej temperaturze i zamraża. Tego procesu nie przeżywa większość z nich. W stosowaniu programu in vitro daleko jest do słów Jana Pawła II: „W centrum wszelkich działań medycznych powinien zawsze stać człowiek - osoba z niezbywalną godnością oraz prawem do życia od samego początku aż do naturalnego kresu".

- Na czym polega technologia naturalnego wspierania prokreacji, czyli naprotechnologia?

- Podstawą naprotechnologii jest sięgnięcie do tego, o czym współczesna medycyna klasyczna zapomniała - do obserwacji cyklu miesięcznego kobiety. Jej organizm na co dzień wysyła wiele sygnałów dotyczących płodności, trzeba tylko umieć je odczytać. Spostrzeżenia zapisane symbolicznie na karcie wg tzw. modelu Creightona są kopalnią wiedzy. Na tej podstawie można wyciągnąć wnioski co do przebiegu cyklu, Jego prawidłowości lub nieprawidłowości. Obserwacje są uzupełniane elementami diagnostycznymi, którymi są przede wszystkim bardzo szczegółowy wywiad, badania hormonalnie, badanie nasienia i aktywności hormonów, USG, badania endoskopowe. Naprotechnologia sięga również do operacji naprawczych, czyli chirurgii w obrębie narządu rodnego: usuwanie endometriozy, zrostów czy niedrożności jajowodów.

- Jest czymś naturalnym, że małżonkowie nie mogąc doczekać się potomstwa szukają sposobu, dzięki któremu będą mogli odzyskać utracony dar płodności. W jaki sposób naprotechnologia może im pomóc?

- Naprotechnologia oferuje wnikliwą, bardzo precyzyjną diagnostykę. Większość małżeństw, które zdecydują się na ten sposób leczenia, może się spodziewać, że zostaną rodzicami i dojdzie do upragnionej ciąży. Jednak nie wszyscy. Nie ma stuprocentowo pewnej metody. Naprotechnologia pogłębia szacunek małżonków wobec siebie dzięki temu, że poznają oni nawzajem swoje organizmy. Ta metoda szanuje i wzbogaca ich relacje, Jeżeli nawet nie dochodzi do cięży, wiele z tych małżeństw decyduje się na adopcję, a z obserwacji wielu lekarzy wynika, że jest im łatwiej podjąć taki wybór.

W jaki sposób odpiera Pan doktor zarzuty, że naprotechnologia nie pomoże, gdy przyczyna niepłodności leży po stronie mężczyzny?

Mężczyzn także można leczyć, a obniżona wartość nasienia musi wynikać z konkretnych przyczyn. Wielokrotnie obserwowałem, że podanie leków mężczyźnie poprawia wartość nasienia. A jeżeli nawet nie uzyskamy poprawy parametrów nasienia, to poprawa płodności kobiety poprzez zredukowanie wszelkich możliwych nieprawidłowości w przebiegu cyklu sprawią, że nie będzie to miało aż takiego znaczenia. Sumaryczna płodność pary małżeńskiej i tak będzie większa. Poprawa parametrów śluzu, jego ilości i jakości, sprawia że nawet obniżone parametry nasienia wcale nie muszą utrudniać możliwości zajścia w ciążę. Mam w swojej praktyce tego dowody na co dzień.
Gdy chodzi o kwestię niepłodności męskiej, około 35-40 lat temu, kiedy ustalano normy wartości nasienia, stwierdzono, że liczba 60 mln i więcej plemników w jednym mililitrze ejakulatu była prawidłowa. Poniżej tej wartości nasienie oceniane było jako niepełnowartościowe 20 lat temu limit dolnej granicy został obniżony do 40 mln plemników. Obecnie według WHO dolną granicą normy jest 20 mln plemników w mililitrze nasienia. Warto też pamiętać, że kiedy u kobiety w okresie okołoowulacyjnym śluzu jest mało, lub nie ma go w ogóle, wówczas nie pomogą nawet najlepsze parametry nasienia.

- Naprotechnologia nie niesie ze sobą wkalkulowanego ryzyka uśmiercania poczętych w sposób sztuczny dzieci. Pomaga również zapobiegać nawykowym poronieniom, przedwczesnym porodom oraz depresji poporodowej. A jaka jest skuteczność tej metody?

- Sukcesem naprotechnologii i in vitro jest urodzenie zdrowego dziecka. W naprotechnologii w czasie dwóch lat leczenia ten sukces wynosi prawie 80%. W przypadku in vitro jest to 62% w ciągu półtora roku leczenia, w tym czasie para może wykonać 3-4 podejścia wykonania procedury zapłodnienia pozaustrojowego. Te dane są bardzo wymowne. Trzeba jednak pamiętać, że w programie in vitro ginę zarodki, giną dzieci i nie ma to znaczenia, że mają one dopiero dwa czy pięć dni. In vitro nie szanuje godności kobiety, mężczyzny ani ich potencjalnych dzieci.

- Tym, co budzi słuszne nadzieje w związku z naprotechnologia, są udokumentowane przypadki małżeństw, które po bezowocnych, kilkakrotnych próbach sztucznego rozrodu zostały rodzicami w sposób naturalny. Czy takie przykłady miał Pan już w swojej praktyce?

- Tak, nawet w ostatnim czasie. Pewne małżeństwo podchodziło do programu in vitro dwukrotnie nie uzyskując ciąży. Kilkakrotnie decydowali się na inseminację, a pacjentka była wielokrotnie stymulowana - także bez pozytywnego rezultatu. Takie leczenie trwało trzy i pół roku. Kiedy spotkaliśmy się w gabinecie lekarskim, zaproponowałem im obserwację wg modelu Creightona. Wszystkie inne elementy diagnostyki zostały wykonane uprzednio. Już przy drugim cyklu doszło do poczęcia dziecka! Obecnie są w 14-tygodniowej, prawidłowo rozwijają cej się cięży. Wspólnie słyszeliśmy bicie serca poczętego dziecka. To dla mnie kolejny dowód na to, że naprotechnologia nie Jest narzędziem z XVIII wieku, że droga, którą obrałem ma sens, jest słuszna i sprawdza się w praktyce. Naprotechnologia wnika bardzo głęboko, szuka przyczyn, ale bazuje na tym, co pokazuje sama natura.

Na początku swojej pracy zajmował się Pan leczeniem niepłodności metodą in vitro. Co spowodowało, zainteresowanie się naprotechnologią?

- Chciałem wykorzystać swoją wiedzę na temat leczenia niepłodności, a ta wiedza była odłożona na półkę. Od programu in vitro odszedłem (a posługiwałem się nim przez 14 lat), ponieważ w pewnym momencie swojego życia zawodowego zobaczyłem, że nie daję możliwości życia każdemu poczętemu istnieniu ludzkiemu. To było tak silne i wyraźne, że nie pozwoliło mi na dalszą pracę metodą in vitro, nie chciałem być takim lekarzem. Przez kilka miesięcy szukałem innej drogi. W końcu trafiłem na słowo „naprotechnologia". Okazało się, że jeśli do klasycznych metod diagnozowania niepłodności, które znam, dodam jeszcze model Creightona stosowany w naprotechnologii, to pomoc niepłodnym małżeństwom staje się naprawdę skuteczna. W styczniu 2009 roku w Białymstoku otworzyliśmy pierwszą w Polsce klinikę leczenia niepłodności małżeńskiej NaProMedica.

- W mediach o naprotechnologii prawie się nie mówi, a jeśli już, to po to, aby ją zdyskredytować. Zamiast rzeczowej i uczciwej debaty jesteśmy świadkami wielkiej kampanii na rzecz in vitro. Dobrze zatem wiedzieć, w czym tkwi wartość naprotechnologii. Jak mógłby ją Pan zareklamować?

- W naprotechnologii zakłada się uporządkowane, systematyczne rozpoznawanie, a następnie leczenie schorzeń ginekologicznych, w tym zaburzeń płodności, bez stosowania środków i metod antykoncepcyjnych oraz technik sztucznej reprodukcji. Wykorzystuje się przy tym aktualną, nowoczesne wiedzę w zakresie endokrynologii, chirurgii ginekologicznej oraz naturalnego rozpoznawania płodności. Ważne jest opanowanie stresu i wsparcie duchowe. Zaczyna się od dokładnych obserwacji cyklu pod okiem instruktora, potem prowadzi się badania diagnostyczne przy pomocy dostępnych, nowoczesnych metod. Naukowcy zajmujący się tą dziedziną medycyny zwracają uwagę, że naprotechnologia nie zakłóca naturalnych mechanizmów prokreacji, chroni wzajemne relacje kobiety i mężczyzny, przyszłej matki i ojca. Charakteryzuje się przy tym absolutnie nie mniejszą skutecznością niż in vitro. Także cena leczenia jest wielokrotnie niższa niż koszt programu in vitro.                      
W rękach świadomego tej wiedzy lekarza, może być narzędziem skutecznymi bezpiecznym.    

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Za: Źródło nr 11/2010