KGP: Prowokacje mediów mogą mieć tragiczne konsekwencje

Informowanie policji o wydarzeniach, które nie miały miejsca może mieć tragiczne konsekwencje – przypomina rzecznik policji po prowokacji dziennikarskiej jednej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych; zapowiada, że sprawa trafi do sądu.

Rzecznik Komendanta Głównego Policji mł. insp. Mariusz Ciarka poinformował w czwartek w komunikacie, że w kilku miejscach kraju do dyżurnych policji dzwoniła kobieta podając się za urzędniczkę gabinetu jednego z wiceszefów MSWiA. Twierdziła, że zepsuł jej się samochód i oczekiwała podwiezienia jej służbowym pojazdem do hotelu lub warsztatu. Po sprawdzeniu okazała się ona dziennikarką jednej z ogólnokrajowych TV. Przyznała, że sytuacja została zaaranżowana, by sprawdzić, czy policyjne pojazdy służą urzędnikom za taksówki i czy są na każde zawołanie.

„Informowanie policji o niezaistniałych zdarzeniach może mieć tragiczne konsekwencje. Policjanci bowiem zamiast jechać do interwencji, gdzie ktoś może potrzebować pomocy, w tym czasie angażowani są do wykonywania innych czynności, a dyżurny jednostki zamiast zarządzać podległymi mu służbami pochłonięty jest wydarzeniem, które nie ma miejsca” – podkreślił Ciarka.

Jak dodał, policjanci zostali wprowadzeni w błąd, a zachowanie kobiety wywołało niepotrzebne działania funkcjonariuszy, w związku z tym sprawa została skierowana na drogę sądową.

za:www.radiomaryja.pl/informacje/kgp-prowokacje-mediow-moga-miec-tragiczne-konsekwencje/

***

NASZ NEWS: to stacja Tadli i Sekielskiego stoi za prowokacją przeciw policji

Dziennikarze jednej z ogólnokrajowych stacji telewizyjnych próbowali przeprowadzić prowokację przeciw rządowi PiS i policji. Ale akcja nie wypaliła, a dziennikarka telewizji będzie musiała tłumaczyć się przed sądem. Jak ustalił portal Niezalezna.pl - chodzi o telewizję Nowa TV. To stacja, do której po zmianie rządu trafiło wielu byłych dziennikarzy TVP, m.in. Beata Tadla, Jarosław Kulczycki, Tomasz Sekielski i Marek Czyż.

W ostatnich dniach w kilku miejscach w kraju doszło do sytuacji, w której do dyżurnych policji dzwoniła najprawdopodobniej ta sama kobieta, podając się za urzędniczkę gabinetu jednego z wiceszefów MSWiA. Zgłaszająca, która twierdziła, że zepsuł jej się samochód, nalegała i oczekiwała podwiezienia jej służbowym pojazdem do hotelu lub warsztatu. Każdorazowo, zgodnie z obowiązującą procedurą, policjanci informowali kobietę, jakie w takiej sytuacji można podjąć kroki, podając przy tym m.in. numer kontaktowy do pomocy drogowej czy instytucji świadczących pomoc w takich przypadkach.

Po kilku takich telefonach wykonanych do dyżurnych policji w całym kraju funkcjonariusze postanowili sprawdzić, kto oczekuje przyjazdu radiowozu i podwiezienia do hotelu. Policjanci po przyjechaniu na miejsce rzekomej awarii samochodu, zastali stojącą przy drodze kobietę. Jak się okazało, w rozmowie telefonicznej z dyżurnym podała ona inne dane niż policjantom na miejscu rzekomej awarii. Osoba ta w rozmowie z policjantami cały czas usiłowała wymóc na nich podwiezienie radiowozem do hotelu bądź warsztatu. Funkcjonariusze zaś od samego początku rozmowy dążyli do uzyskania informacji o niesprawnym pojeździe i w tym celu, po sprawdzeniu kobiety w policyjnym systemie, udali się wraz z nią nie radiowozem, a pieszo w kierunku miejsca, gdzie miał być zaparkowany jej pojazd. Po kilkunastu metrach kobieta zatrzymała się i oświadczyła, że takiego pojazdu nie ma, a ona jest dziennikarką jednej z ogólnokrajowej TV.

A zatem była to nieudolna prowokacja dziennikarska. Wymierzona oczywiście w rząd i policję. Przekaz miał brzmieć: policja, zamiast pracować, podwozi urzędników rządu PiS.

Jak informuje policja - zachowanie kobiety wywołało niepotrzebną czynność policji. W związku z faktem, że działania dziennikarki wypełniły znamiona wykroczenia z art. 65 § 1 (tj. wprowadzenie w błąd organu co do własnej tożsamości oraz miejsca zatrudnienie) i 66 § 1 (tj. wywołanie niepotrzebnej czynności) Kodeksu Wykroczeń, na podstawie art. 54 Kodeksu Postępowania w Sprawach o Wykroczenia, podjęto decyzję o skierowaniu sprawy na drogę sądową.

Co to za telewizja? Jak ustalił portal Niezalezna.pl - chodzi o telewizję Nowa TV. To prywatna stacja, którą od niedawna można oglądać w platformach cyfrowych. Do telewizji tej trafiło wielu byłych dziennikarzy TVP, którzy odeszli stamtąd po przejęciu władzy przez PiS, m.in. Beata Tadla, Tomasz Sekielski, Marek Czyż, Jarosław Kulczycki.

za:niezalezna.pl/92120-nasz-news-stacja-tadli-i-sekielskiego-stoi-za-prowokacja-przeciw-policji