Katyń dociera do Amerykanów

Z prof. Andrzejem Pityńskim, twórcą Pomnika Katyńskiego w Jersey City, rozmawia Piotr Falkowski
Jak Pan ocenia kompromis pomiędzy Polonią a władzami miasta dotyczący przyszłości Pomnika Katyńskiego?

– To jest jedyne możliwe porozumienie. Nie mieliśmy dużych szans. Jeżeli miasto zdecyduje, że chcą mieć ten park, to będą mieć park. W tym wypadku komitet pomnika doszedł do porozumienia z merem. Odbyło się już pierwsze czytanie w radzie miejskiej. Zobaczymy, co będzie za kilka tygodni, kiedy zapadną decyzje ostateczne. Jeżeli przesuną pomnik o 60 metrów, to przecież to nie jest wielka różnica. Cały czas jest piękny widok na Manhattan, dużo miejsca. Jeśli przy tym nowe warunki oznaczają gwarancję, że pomnik zostanie na 99 lat w wieczystym użytkowaniu z opłatą jednego dolara za rok, to ma to sens.

Przy tej okazji Polakom udało się policzyć, poczuć siłę.

– Absolutnie. Mobilizacja była taka, że mogły się tam zdarzyć różne rzeczy. Dobrze, że się krew nie rozlała. Pomnik stał przez 30 lat, odbywały się przy nim różne uroczystości, ale niewiele się o nim mówiło. Teraz stał się znowu sławny. Ale tu nie chodzi o sam pomnik, tylko o to, po co on został zrealizowany. I teraz Amerykanie się dowiadują, co on właściwie oznacza. Nie chodzi wyłącznie o ten pomnik, ale o wszystkie pomniki historyczne, patriotyczne. Wszystkie pomniki, które robi Pityński, są drzazgą w oku trockistowskiej lewicy. Międzynarodowa komuna idzie ostro i widzimy, że zatacza koło. Najlepszym tego przykładem jest to, że przewodniczący Komisji Europejskiej odsłania w Niemczech pomnik Karola Marksa. W Polsce też są bardzo silni, mają mocne tuby medialne. Oni chcą, żeby Naród Polski nie istniał. Podobne trendy są na całym świecie, w USA również. Mimo wszystko też mamy swoją siłę. Chcieli ruszyć Pomnik Katyński, a okazało się, że wdepnęli zupełnie. Już się nie mówi tylko o samej zbrodni katyńskiej, ale i o jej sprawcach. Nie możemy dać się sterroryzować lewicy, która działa na szkodę narodu. Trzeba się z nią rozliczyć. Im szybciej, tym lepiej.

Wśród obrońców pomnika uwidocznił się spór. Część działaczy chce dalej walczyć, by pozostał przy Exchange Place.

– Ten pomnik nie jest mój czy komitetu, ale całego narodu. Uważam, że najlepiej by było, gdyby pomnik stał tam, gdzie stał. Po co to przesuwać? Ale skoro miasto się uparło, to przecież nie będziemy się bić. Komitet pomnika nie może pozwolić sobie na ryzyko konfliktu, który mógłby doprowadzić do likwidacji pomnika. Ale jeżeli ktoś ma inne zdanie, chce walczyć prawnie, to niech to robi. Byle nie szkodzić. Jeśli mają tyle sił, to proszę bardzo. Niech taka opcja też będzie. Ważne jest, żebyśmy pilnowali do końca tego, co już osiągnęliśmy. Dopóki nie będzie wszystkiego na papierze, nic nie jest pewne. W Ameryce niczego nie załatwia się „na gębę”.

Polskie władze również zaangażowały się w obronę pomnika.

 – Oceniam to bardzo pozytywnie. Po raz pierwszy w historii doszło do takiej współpracy Polonii w USA z polskimi władzami. Wcześniej była komuna, potem lewica laicka, która w ogóle by się czymś takim nie zajęła. Teraz konsul generalny bardzo ostro wszedł w sprawę. Rząd się zaangażował. Wielkie oburzenie wywołała zniewaga pod adresem marszałka Stanisława Karczewskiego, który jest też moim przyjacielem. W ubiegłym tygodniu przy Pomniku Katyńskim był prezydent Andrzej Duda. Wcześniej było piękne spotkanie z weteranami na Manhattanie. Widać było, że zależy mu na pomniku i jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Falkowski

Artykuł opublikowany na stronie: https://naszdziennik.pl