Promocja ateizmu, czyli jak zabrać ludziom wiarę. Tylko co dalej?

Fundacja „Wolność od religii” rozwiesza plakaty z hasłem „Nie dajemy wiary, dajemy wolność”. Na jeden z nich w przejściu do metra trafił prof. Wojciech Roszkowski. Na łamach „Do Rzeczy” podjął więc temat wolności, krytykując tę kampanię. Czy organizacja promująca ateizm daje coś w zamian, odbierając wiarę?

Profesor zaznacza, że warto zastanowić nad tym, co taki plakat naprawdę przekazuje.

Po pierwsze zwraca uwagę na nadawcę – kto to jest „my”? Zaznacza, że są to ludzie, którzy po prostu kupili to miejsce, czyli skorzystali z wolności, którą dają im pieniądze. Te pieniądze nie służą tylko rozwieszaniu plakatów, ale także płaceniu pracownikom, którzy „powiązali swe kariery życiowe z firmą lansującą ateizm”.

„Czy naprawdę nie ma bardziej pożytecznych celów? Czy wszyscy ci ludzie naprawdę wiedzą, co czynią, poza tym, że chcą zarobić?” – pisze autor.

Po drugie zastanawia się, czy nadawcy takiego komunikatu cokolwiek dają tym, którzy się do niego zastosują.

„Nie dają wiary, co ma dwa znaczenia: sieją zwątpienie, a także, odbierając spokój, nie dają nic w zamian. Po prostu człowiek bez wiary nie ma nic” – zauważa profesor.

Jak zaznacza, nie chodzi tylko o wiarę w Boga. „Wedle twierdzenia Kurta Gödla w każdym systemie myślowym można udowodnić tylko to, co tkwi w jego założeniach. A te trzeba nazwać wiarą” – tłumaczy. Podkreśla, że jeśli ktoś twierdzi, że w nic nie wierzy, „jest groźnym dla otoczenia nihilistą”.

Po trzecie, jak wymienia profesor, „wolności nikt nie musi nikomu dawać. Jest ona po prostu cechą człowieczeństwa”.

Po czwarte zwraca uwagę, że wolność od religii to po prostu czysty ateizm. Jak tłumaczy:

„Istnieją dwa rozumienia pojęcia wolności: «wolność od» i «wolność do». Samo wyrywanie się od zniewolenia nie wystarczy. Pozostaje bowiem pytanie, jaki jest pozytywny cel używania wolności, a więc do czego ma ona służyć. Jeżeli, jak twierdzi Isaiah Berlin, każdy cel pozytywny wolności jest jej ograniczeniem, to mamy do czynienia z błędnym kołem bezsensu. O ile ostateczną konsekwencją postawy Stirnera jest akceptacja zbrodni, o tyle ostateczną konsekwencją twierdzenia Berlina jest anarchia”.

Jak pisze prof. Roszkowski, spokojne przejście do metra i zajmowanie się swoimi sprawami może zostać przerwane przez Fundację „Wolność od religii”, która wyskakuje „ze swoim dobrze płatnym zwątpieniem, obiecując wolność od zdrowego rozsądku, próbując pozbawić nas nadziei, że w tym świecie można znaleźć sens, pozbawiając nas spokoju i wolności do nieoglądania bzdur. Wstyd”.

Autor zwraca uwagę też na wcześniejszą akcję fundacji, w której promowano hasło „Masz prawo nie wierzyć”. Jak tłumaczy, chodzi oczywiście o prawo do niewiary w Boga, czy raczej o „prawo do wiary w Jego nieistnienie”.

„Nie da się bowiem rozumowo udowodnić Jego nieistnienia. Jest ono jedynie przedmiotem wiary ateistów” – zaznacza prof. Roszkowski.

Fundacja „Wolność od religii” „uprzejmie nas informuje, że mamy prawo do zwątpienia w jakikolwiek sens” – pisze profesor. Zwraca uwagę, że jest organizacja pożytku publicznego, która nie przynosi żadnego pożytku. „Trudno powiedzieć, jaki jest pożytek z jej działalności. W sumie nic ona nie daje, a odbiera sens. To bardzo smutne” – kończy profesor.

za:opoka.news


***

Wciąż powtarzam, że żal tych głupiątek, wystawiających się na zatracenie. Wieczne!
"Głupiątek" - dlatego, iż każdy MYŚLĄCY samodzielnie i logicznie Homo sapiens, MUSI dojść do przekonania, iż nie mógł "wziąć się" z niczego-MATERIA MUSIAŁA MIEĆ SPRAWCZY POCZĄTEK...
kn