Tusk nie użyłby wojska

Od zawsze jestem rusofobem, nie tylko jako Polak, lecz także zwolennik wolności, którą Rosja niszczy u siebie i pod każdą szerokością geograficzną. Jako rusofob powinienem być zachwycony zmianą poglądów polityków koalicji rządzącej w tej sprawie, przeważnie o 180 stopni. No ale

są jeszcze takie drobiazgi, że rząd jedną z pierwszych decyzji przyznał, iż Putin ma rację w sprawie Smoleńska, postanowił zagłodzić antyłukaszenkową telewizję Biełsat i przywraca w MON generałów wychowanych w kulcie Moskwy – Packów, Gocułów, Bieńków et consortes. Czas powiedzieć to jasno: gdyby Rosja zaatakowała Polskę, Tusk po prostu nie podjąłby decyzji o obronie kraju. Żołnierze zostaliby w koszarach, nowoczesna broń nie zostałaby użyta. Kto zna życiorys Tuska, wie, że po ataku na Polskę powołałby on sztab PR-owców, którzy mieliby udowodnić, że poddając się agresorowi, Tusk uratował Polaków przed rozlewem krwi. Obrona byłaby bowiem przejawem poddania się terrorowi polskości-nienormalności. Kto pamięta postawę Tuska po Smoleńsku, ten wie, że powieka by mu nie drgnęła. Jak dowodziliby jego PR-owcy, lepiej w tej sytuacji zostać Petainem, Quislingiem, Hachą czy Bierutem. Wreszcie zmądrzeliśmy!

Piotr Lisiewicz

za:niezalezna.pl