Kto nie przeczytał „Pana Tadeusza”, jest Polakiem ułomnym


Jest tak dobrze, że już gorzej być nie może. Takim paradoksalnym zdaniem można podsumować czytelnictwo w Polsce, stan literatury polskiej czy nawet szerzej – kultury narodowej.
[...] Trzeba to powiedzieć wyraźnie: literatura polska nie odzwierciedla tego, czym żyje dzisiejsza Polska. A żyjemy na beczce prochu, czekając nieuchronnej eksplozji. W tym kontekście rozporkowe (copyright by Janusz Krasiński) problemy ludzi pióra nie tylko śmieszą, ale i gorszą. A sytuacja jest o tyle trudniejsza niż jeszcze paręnaście lat temu, że rozliczeniami przeszłości nie da się zamydlić oczu potencjalnym czytelnikom. Rozliczenia te, niezbędne i niestety w pełni niedokonane, ograniczyły się do wiwisekcji konfliktów polsko-żydowskich, wiwisekcji choć potrzebnej, to jednostronnej i w wielu wypadkach fałszywej. W efekcie niemała część odbiorców odwraca się od tej problematyki, co w jeszcze bardziej drastyczny sposób widać w filmie polskim.

Niepożądany Nobel

Niesłychane upolitycznienie naszego życia społecznego nie ominęło kultury. Oceny utworów i dzieł, było nie było artystycznych, podlegają partyjnej weryfikacji. To, co się podoba po prawej stronie sceny politycznej, po lewej nie istnieje. I odwrotnie. Przy czym hucpiarstwo mainstreamowej części środowiska literackiego osiągnęło zdumiewająco bezmierne wyżyny. Jeśli tuzy (Boże, przebacz) owego środowiska nie kryją wcale, że ich oceny, wybory, poparcia zależą od tego, kto z kim śpi, to już pukamy w dno od spodu. A tak niestety jest i nie liczmy na minimalną choćby rzetelność sądów ze strony ludzi, którzy swoją pozycję zbudowali wyłącznie na obecności w nieobiektywnych mediach.

A przecież nie istnieje życie kulturalne bez telewizji i radia ani życie literackie bez prasy kulturalnej. Tymczasem mamy telewizję publiczną, która nie spełnia swoich publicznych obowiązków, a kulturę zastępuje żałosną rozrywką i coraz głupszymi serialami; mamy prasę już nie z działami, ale kącikami kulturalnymi, gdzie dla książki i tak nie ma miejsca, bo te zawłaszczyły popkultura, film i hip-hop; mamy wreszcie internet, który miał być społecznym lekiem na całe zło zmanipulowanych i manipulujących mediów, a stał się bagniskiem, ściekiem i szambem, przytuliskiem dla frustratów. [...]

Zmiana rządów – co daj Boże, amen – nie spowoduje automatycznego wzrostu czytelnictwa, podobnie jak urządzane z hukiem przez Instytut Książki „festiwale kryminałów” nie przekładają się na poziom bieżącej produkcji literackiej. Za to na alarm bić trzeba w każdej chwili, gdy mamy do czynienia z zamachem na to, co w naszej literaturze, w naszej kulturze najważniejsze. To, co się dzieje od co najmniej kilkunastu lat wokół twórczości jednego z naszych najwybitniejszych pisarzy wszech czasów, a z pewnością najznakomitszego prozaika, Henryka Sienkiewicza, jest już niezwykłym skandalem. To, używając młodzieżowego języka, megaskandal. Kwestionowanie rangi twórczości Henryka Sienkiewicza w czymś, co nazywane jest humanistyką polską, stało się normą. Ponieważ występują jednak spore trudności z uzasadnieniem, dlaczego ta, rzekomo w popularności swej byle jaka, literatura wyróżniona została najwyższym pisarskim laurem – Nagrodą Nobla – odmawia się odpowiedniej rangi i tej nagrodzie. Najczęściej spotkać można się z sugestią, jakoby przyznanie Sienkiewiczowi Nobla spowodowane było z jednej strony ukłonem w stronę literatury masowej, z drugiej zaś – co uważa się za czynnik decydujący – wyjątkowo korzystną atmosferą w Europie wobec sprawy polskiej. A że z kolei marnie stały akurat w polityce akcje Rosji, przepadł w rywalizacji o Nobla Lew Tołstoj, zaś inna, poważna kandydatka – Eliza Orzeszkowa – była za słabo promowana. W tej sytuacji – niestety, co koniecznie trzeba zaakcentować – przyznawana po raz piąty w historii Nagroda Nobla przypadła Sienkiewiczowi. [...]

(Czerski) klasyk ciemnoty

Paradoksalne, że Henryk Sienkiewicz, tak chętnie zaliczany w poczet autorów czasów dawnych, historycznych, ba, prehistorycznych niemal, wykorzystywany bywa w celach absolutnie doraźnych i to często wcale nie przez tych, których byśmy o to podejrzewali. Oto na początku września 2014 r. prezydent Bronisław Komorowski zainaugurował narodowe czytanie Trylogii Henryka Sienkiewicza – od pierwszych zdań „Potopu”, przy okazji nadmieniając, że jego żmudzińską babkę łączyło pokrewieństwo z Billewiczami. Prezydent słowami Sienkiewicza opowiedział, skąd starożytny ród Billewiczów się wywodził, a uczynił to z należnym postaci i sprawowanemu urzędowi majestatem, za to bez wdzięku, ale do tego już się przyzwyczailiśmy

zawartość zablokowana

Autor: Krzysztof Masłoń

Pozostało 50% treści.


za:http://gpcodziennie.pl/38673-kto-nie-przeczytal-pana-tadeusza-jest-polakiem-ulomnym.html#.VQ2WVuHpzVE