Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Nie dla tego szantażu!

Już kilkakrotnie zdarzało się, że Polska akceptowała rozwiązania dla siebie wybitnie niekorzystne, jak choćby w przypadku unijnej polityki klimatycznej.

Polska powinna użyć wszelkich dostępnych środków, aby przeciwstawić się aroganckiemu dyktatowi.

Nie mam najmniejszych wątpliwości: Unia, a w niej Polska znajdują się dzisiaj w punkcie granicznym. Szantaż, który wobec Europy Środkowej (pogardliwie coraz częściej nazywaną przez dyplomatów „starej” Unii„Wschodnią”) zastosowała właśnie Komisja Europejska, działając dokładnie według życzeń Berlina, jest faktycznie – jak napisał na Twitterze Marek Cichocki – rewolucją.

Już kilkakrotnie zdarzało się, że Polska akceptowała rozwiązania dla siebie wybitnie niekorzystne, jak choćby w przypadku unijnej polityki klimatycznej. Zawsze jednak działo się to w wyniku mozolnie ucieranego porozumienia w ramach Rady Europejskiej (pozostawiam na boku kwestię kompetencji i woli polskich władz, aby doprowadzić do korzystnego dla nas rozwiązania). Tym razem jednak w sprawie absolutnie dla nas priorytetowej i mającej całkiem bezpośredni wpływ na życie Polaków Unia stosuje wobec nas i innych krajów regionu bezprecedensowy dyktat, tak żonglując przepisami, aby projekt Komisji Europejskiej mógł zostać przepchnięty na zwykłym spotkaniu Rady UE w głosowaniu większościowym. Oczywiście według nowych zasad Traktatu Lizbońskiego.


I tutaj nie sposób nie wspomnieć dawnego hasła „Nicea albo śmierć” oraz porażki, jaką odniósł na brukselskim szczycie Lech Kaczyński. Dawna kapitulacja mści się teraz.

Dzisiejsze wystąpienie Jean-Claude’a Junckera należało do najbardziej aroganckich i bezczelnych, jakie kiedykolwiek wygłoszono w Parlamencie Europejskim. Szef KE pouczał Polaków w kwestii europejskiej solidarności, przywołując powojenną polską emigrację, ale zapominając o jej przyczynach. Może ktoś na sali powinien był krzyknąć „Teheran, Jałta!”. Groził paluszkiem i stwierdzał, że nie ma czasu na dyskusje – oczywiście, bo mogłoby z nich wyniknąć coś niewygodnego – a zaproponowane rozwiązania muszą być przymusowe!

Gdy Juncker pokrzykiwał o potrzebie solidarności, ktoś powinien był odkrzyknąć: „Pakiet Klimatyczno-Energetyczny! Nordstream! Nordstream II! Bazy NATO!”.


Nie ma sensu powtarzanie wielokrotnie już przytaczanych argumentów przeciwko uznaniu, że Polska ma w tej sprawie jakiekolwiek zobowiązania. Nie my namieszaliśmy na Bliskim Wschodzie i nie my prowadziliśmy liberalną politykę, zachęcającą kolejne setki tysięcy ludzi do szukania w Europie wygodnego miejsca, obfitego socjalu i możliwości terroryzowania otoczenia poprzez narzucanie mu własnych norm kulturowych. Winnych należy szukać w takich miejscach jak Berlin, Sztokholm czy Kopenhaga (przy czym akurat Duńczycy zapewnili sobie wygodny opt-out z obecnej polityki imigracyjnej). Nie my prowadziliśmy politykę kolonialną.

Gdy dziś dyplomaci państw UE z niesmakiem mówią mi, że u nich przebywają już setki tysięcy albo miliony imigrantów, a my mamy problem z przyjęciem paru tysięcy, odpowiadam: mamy problem, bo widzimy, do czego to doprowadziło u was. I nie chcemy iść waszą drogą.

Nie mam żadnych wątpliwości: Polska powinna użyć wszelki dostępnych środków, aby przeciwstawić się temu aroganckiemu dyktatowi. Przede wszystkim dlatego, że jest to próba wprowadzenia nowych reguł gry bez zmiany traktatu. Jeśli teraz się na to zgodzimy, będziemy musieli godzić się już zawsze.

Są też oczywiście inne powody.

Pierwszy to ten, że w swoim wystąpieniu Juncker mówił ogólnie o metodzie dystrybucji imigrantów, ale nie wspominał o jakichkolwiek pomysłach na zatrzymanie ich napływu. Tymczasem już od dawna na zagrożonych inwazją (tak, bo to jest inwazja) granicach UE, w tym na Węgrzech, powinny znajdować się oddziały strażników granicznych z innych krajów Unii. Operacja Tryton, mająca zwalczać przemyt ludzi przez Morze Śródziemne, kosztuje – uwaga! – 120 mln euro rocznie. Przy budżecie UE wynoszącym 145 mld euro. Juncker nie jest idiotą, a jednak – podobnie jak wielu innych urzędników zamkniętych w swoich złotych klatkach – nie dostrzega lub dostrzec nie chce, że wprowadzanie mechanizmu rozdziału imigrantów przy braku jakichkolwiek bodźców zniechęcających do przybywania do Europy jest jak zaproszenie.


Po drugie – Juncker mówi o stworzeniu stałego mechanizmu podziału. Jeśli miałby się on opierać na proponowanym obecnie rozwiązaniu, dla Polski musiałoby to oznaczać przyjmowanie przy każdej kolejnej fali co najmniej kilku, jeżeli nie kilkunastu tysięcy imigrantów z obcych nam kulturowo rejonów. Dodajmy do tego obowiązkowe w myśl przepisów łączenie rodzin (czyli każdą liczbę należy przemnożyć przynajmniej przez trzy), a wyjdzie, że jeśli mielibyśmy się zgodzić na takie zasady, mówimy o imigracji liczonej w setkach tysięcy ludzi.

Widać też jasno, że w myśl politycznej poprawności nie będzie mowy o dokonywaniu selekcji na podstawie wyznania. A więc Polska nie będzie miała możliwości ubiegania się o przyjęcie do siebie przede wszystkim chrześcijan, naprawdę zagrożonych w Syrii.


Po trzecie – na jednego imigranta ma przypadać 6 tys. euro. Resztę kosztów ma po-nieść państwo przyjmujące. Owe 6 tys. euro pochodzi ze wspólnego budżetu, a Polska jest na granicy bycia płatnikiem netto. Znaczna część z tych pieniędzy zostanie przekazana imigrantom jako zasiłek, co samo w sobie jest w polskich warunkach niemoralne: imigranci mają co miesiąc dostawać pieniądze, o jakich wiele ubogich polskich rodzin tylko marzy? Nietrudno sobie wyobrazić, jakie napięcia będzie to wywoływało, szczególnie że doświadczenia Szwecji czy Francji nie pozostawiają wątpliwości, że przybysze w większości będą po prostu żyć z socjalu.

Nie można się też łudzić, że 6 tys. euro pokryje całość kosztów, jakie poniesie Polska. Tu bowiem pojawia się argument czwarty: zgodnie z propozycją imigranci mają być rozdzielani (według jakich kryteriów – nie wiadomo) do poszczególnych państw, a następnie mają w nich pozostawać bez możliwości przeniesienia się do wymarzonych Niemiec czy Szwecji. Nikt jednak nie wyjaśnia, w jaki sposób państwo przyjmujące miałoby imigrantów pilnować, skoro – jak można wnioskować – nie mieliby przebywać w obozach. Wydatki związane z monitoringiem z pewnością przekraczałyby 6 tys. euro miesięcznie.


Co na to polski rząd? Mamy pecha: na jego czele nie stoi polski odpowiednik Viktora Orbána, ale zahukana kobiecina o bardzo miernych zdolnościach intelektualnych, której horyzonty myślowe nie wykraczają poza najbliższe wybory. To zresztą jedyny bat, jaki Ewa Kopacz nad sobą czuje. Gdyby nie październikowa elekcja, najprawdopodobniej nie byłoby nawet wspólnego stanowiska Grupy Wyszehradzkiej.


Jednak wypowiedzi Grzegorza Schetyny, a także samej Kopacz pozwalają podejrzewać, że czeka nas kapitulacja. Jej dzisiejszy komentarz do słów Junckera był równie żenujący jak bezczelna było samo przemówienie szefa KE. Próba wciągnięcia opozycji do procesu decyzyjnego przed szczytem Rady UE – słusznie zbojkotowana przez Jarosława Kaczyńskiego i Leszka Millera – była oczywistą pułapką. Potem można by próbować podzielić odpowiedzialność za kapitulację. Tymczasem sprawa jest prosta: za polskie stanowisko odpowiada tylko i wyłącznie rząd Kopacz. I to on poniesie odpowiedzialność za podjęte decyzje. Na czym prawdopodobnie straci na tym kolejne punkty w sondażach, bo mimo medialnych zaklęć i czarów kapitulacja wobec brukselsko-berlińskiego dyktatu będzie PO kosztowała drogo. Marna to jednak pociecha wobec skutków.

Na to, że do kapitulacji dojdzie, wskazuje też niemalejąca ofensywa prorządowych mediów, dla których kwestia zgody na wpuszczenie do Polski imigrantów w dowolnej liczbie stała się najważniejszym zagadnieniem.

Ważne, żeby dobrze zrozumieć, że położenie przez Polskę – a także całą Europę Środkową – uszu po sobie w tej sprawie określi naszą pozycję na lata. Mówiąc brutalnie – to próba jak „pod celą”. Jeżeli więzień pozwoli zrobić z siebie wiadomy użytek, zostanie popychadłem na cały okres odsiadki. A Juncker na spółkę z Merkel zachowują się właśnie jak agresywny żul, terroryzujący słabszych. W tej sytuacji jedynym właściwym postępowaniem jest twarda obrona swojego kawałka podłogi.

autor: Łukasz Warzecha

Copyright © 2017. All Rights Reserved.