Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Materiały nadesłane

Rechot starych żab

Z Krzysztofem Feusette’m o nieformalnym układzie rządzącym w Polsce mediami rozmawia Błażej Torański.

Krzysztof Feusette, rocznik 1971. Dziennikarz, publicysta, poeta, autor tekstów piosenek i scenariuszy filmowych. Od grudnia 2012 roku współpracuje z tygodnikiem „W Sieci”. Przede wszystkim jest felietonistą, laureatem Nagrody im. Macieja Rybińskiego – „Złotej Ryby” (2011). Do 2012 roku był stałym felietonistą „Rzeczpospolitej” i tygodnika „Uważam Rze”. Kilka tygodni temu wydał „Alfabet Salonu”, książkę o dziennikarzach, artystach, naukowcach i celebrytach, którzy tworzą – jak to Feusette nazwał – Front Jedności Przekazu.

Dostał Pan już jakiś pozew do sądu po Alfabecie Salonu?

Nie, ale też żadnego się nie spodziewałem. Piszę prawdę i tylko prawdę, nikogo nie obrażam i korzystam z wypowiedzi publicznie dostępnych. Gdyby któryś z 80 bohaterów „Alfabetu salonu” uznał jednak, że różnica zdań – między moim na jego temat, a jego własnym na swój temat – kwalifikuje się do rozstrzygnięcia na drodze sądowej, chętnie się stawię.  

Bohaterowie zareagowali?

Sporadycznie. Na debatę w Polskiej Agencji Prasowej „Czym jest Salon?” nie pofatygowała się żadna z zaproszonych 80 postaci. Szkoda, bo niektóre z nich podejrzewałem o większą odwagę cywilną. Ksiądz Adam Boniecki poświęcił mojej książce kilka zdań na swoim blogu w Onet.pl, pisząc, że „autor zeszmaca 80 znanych osób, lekko manipulując cytatami”. Problem w tym, że manipulacji nie ma tu żadnej, a co do mocnego słowa na „z”, mam opinię odmienną. Po prostu uważam, że nie można nikogo „zeszmacić” jego własnymi słowami. A czy ludzie Salonu czynią to sami sobie? Niektórzy, niestety, bywają chyba dość blisko.

W poszukiwaniu recenzji przejrzałem największe odsłony w sieci: gazeta.pl, press.pl, tokfm.pl, portale onet czy NaTemat. Zero reakcji. Przypuszczam, że Pana książka zostanie przemilczana.


Wielki sukces poprzedniego bestsellera wydawnictwa Fronda, czyli „Resortowych dzieci”, nauczył mainstream – a używam tego pojęcia wymiennie z Salonem – że nic tak dobrze nie robi promocji podobnych książek jak głosy oburzenia. Po każdym pozwie, red. Olejnik i red. Żakowskiego, sprzedaż „Resortowych…” szła mocno w górę. Więc teraz milczą. Z drugiej strony – cóż mieli powiedzieć? „Nie, to nie my, to ktoś inny?”.

Ale czytałem też posty. Anonimowi autorzy nazywają książkę „kolejnym paszkwilem opluwającym dziennikarzy”. Dlaczego przyjął Pan rolę adwokata PiS?


Nie jestem niczyim adwokatem, staram się jedynie pokazać skrajne umoczenie wielu dziennikarzy i stale zapraszanych przez nich gości w narrację prorządową. A że atakując rządowych propagandystów staję się dziś w Polsce jednocześnie „adwokatem opozycji” – cóż na to poradzić? W „Alfabecie salonu” masę miejsca poświęcam też ludziom, którzy bezpardonowo, bez żadnych hamulców, niszczą Kościół katolicki. Czy Kościół jest „pisowski”? Sądzę, że partyjne sympatie rozkładają się w nim także na PO, a nawet SLD.

Znam z historii Front Jedności Narodu. Ale cóż to takiego Front Jedności Przekazu?

Próba nazwania nieformalnego układu rządzącego w Polsce mediami głównego nurtu. Przekładając to na język znany z afery Rywina, czyli czasu, gdy afery jeszcze w Polsce wyjaśniano – grupa trzymająca w ryzach medialną narrację.  

Co ich łączy? Tajny kodeks? Rytuał inicjacji?

Forsa, poglądy polityczne, koniunkturalizm, poczucie bezkarności, bezczelność i głęboka – szczera lub udawana – niechęć, czasem nienawiść, do partii konserwatywno-prawicowych. Czyli PiS, Solidarnej Polski, Polski Razem i kilku mniejszych

Co grozi za wyłamanie się z szeregu Frontu Jedności Przekazu?

Najpierw żarliwa krytyka, potem medialny lincz, na końcu utrata funduszy, a przede wszystkim znaczenia, które owe fundusze tak ładnie generuje.  

Wybrał Pan 80 osób, które „daleko zabrnęły w popieraniu władzy”. Ale czy to nie jest tak, że w dziennikarstwie ostały się już niemal wyłącznie „stojaki do mikrofonów”, pracownicy medialni unikający trudnych pytań, zblatowani z władzą tak bardzo, że jak do władzy dojdzie PiS równie gorliwie będą mu służyć?


Część – być może. Tyle że PiS rządziło już przez niespełna dwa lata i jakoś nie przypominam sobie, by red. Sobieniowski chciał mu służyć. Nie mylmy dwóch zasadniczych pojęć: władzy i postkomunistycznego establishmentu. Ten drugi ma często większe pieniądze do zaoferowania niż władza. Cóż się stało, gdy zdobył ją PiS? Wszystkie ręce na pokład i pełna nagonka na rząd. Jak śmieszno-strasznie zauważył wtedy jeden z czołowych przedstawicieli mainstreamu: „Walczyliśmy z rządem, a po ostatnich wyborach będziemy dla odmiany walczyć z opozycją”. Widać jak na dłoni, że ostrza mainstreamu są wymierzone przede wszystkim w określone wartości, a nie opozycję jako taką. Najkrócej rzecz ujmując tzw. salonowcom nie podobają się słowa z najpiękniejszych polskich sztandarów: Bóg, honor, ojczyzna.   

Alfabet Salonu to książka błyskotliwa, fragmentami zabawna. Ale śmiech grzęźnie w gardle, kiedy opisuje Pan zakochanego w Conchicie Wurst Piotra Pacewicza, Kubę Wojewódzkiego zdradzającego, że jego „prostatę wypróbowują teraz dużo młodsze, a więc wymagające partnerki” czy Piotra Najsztuba opowiadającego o depilacji miejsc intymnych: „Miałem partnerki gęsto zarośnięte”. Na wymioty zbiera opis „alfonsa stylisty” Tomasza Jacykowa. Ociera się Pan o stylistykę „Pudelka”.

Proszę nie mieć pretensji do Dariusza Szpakowskiego czy Mateusza Borka, że pomstuje na poziom polskiej piłki. Naprawdę wolałbym pisać o kulturalnych gwiazdach wolnych mediów. Tylko gdzie je znaleźć w mainstreamie, skoro sam Pan widzi, że nawet Panu robi się niedobrze? A co mają powiedzieć rodzice dzieciaków, którym ludzie pokroju Jacykowa stawia się za wzór? Za autorytet w dziedzinie smaku i stylu? Byłego alfonsa?

Cytuje Pan wiele intymnych wypowiedzi. Wierzy Pan w to, co ludzie na swój temat wygadują? Pana bohaterowie już tak zgłupieli, że stracili poczucie rzeczywistości? Sięgnęli Mount Everestu pychy, narcyzmu?

I pną się wyżej. Kiedy Wojewódzki nazywa samego siebie „królem TVN-u”, to myśli Pan, że on to pisze „tylko dla jaj”? Kiedy red. Michnik siedzi u niego na kozetce i spijają sobie z dzióbków rechot starych żab, to tylko udają? Nie sądzę. Myślę, że stracili raczej kontakt z rzeczywistością, także dzięki ludziom stale ich okadzającym: „Kubusiu, jesteś taki młody…”, „panie Adasiu, jak pan coś powie, to mi klapki spadają” i tak dalej. To przykre, ale dla felietonisty przyglądającego się temu zjawisku z dystansem – wdzięczny temat.

Wydawca informuje na okładce: „Kto się nie załapał niech nie płacze; możliwe są kolejne tomy alfabetu”. A może odważy się Pan napisać „Alfabet Niepokornych”? Gdzie znalazłoby się miejsce dla Bronka Wildsteina, Tomasza Sakiewicza, Anity Gargas i dajmy na to prezesa SDP, Krzyśka Skowrońskiego.

Zaskoczył mnie Pan tym „odważy się”. Gdyby to była kwestia odwagi, musielibyśmy uznać, że red. Wroński czy red. Kublikowa, którzy stale atakują dziennikarzy niezależnych od reklam rządowych, to nowe wcielenia Robina Hooda i Joanny D’Arc. Tyle że nazwiska, które Pan wymienił, należą do dziennikarzy. Gdyby któregoś dnia przeszły na własność prorządowych goryli, podejmę taką próbę, obiecuję.  

otrzymane od Autora rozmowy.
Publikowane również na portalu SDP

Copyright © 2017. All Rights Reserved.