Materiały nadesłane

Grzech obrzydliwy w oczach Boga: Pornografia

Nieczystość to chyba najbardziej typowy grzech pogańskiego świata. Święty Paweł pisał do nowo nawróconych: „(…) wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymać własne ciało w świętości i we czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie” (1 Tes 4, 3-5).

Nieliczni początkowo chrześcijanie z czystością obyczajów dźwigali i przemieniali zepsute cesarstwo rzymskie. Dzisiaj w zachodniej cywilizacji następuje odwrotny proces: nieliczni poganie, posługując się różnymi instytucjami, a zwłaszcza za sprawą środków masowego przekazu, degenerują chrześcijańskie dotąd narody. Dlaczego nieopanowane pożądanie, z którego wynika nieczystość, degeneruje?... Dlatego, że zabija miłość. Pożądliwość jest egoizmem. Zniewala – a więc odbiera odpowiedzialność. Uprzedmiotawia drugiego człowieka. Tam, gdzie wzrasta pożądanie, tam też słabnie miłość, a zewnętrznym i najbardziej dostrzegalnym tego owocem jest obecnie wzrost liczby zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową, ciąży nastolatek, zdrad małżeńskich, rozwodów, matek samotnie wychowujących dzieci, aborcji itp. To wszystko jest przecież przejawem braku miłości i odpowiedzialności w relacjach między kobietami a mężczyznami.

Pożądanie seksualne niepodporządkowane miłości małżeńskiej jest ślepe, egoistyczne i wulgarne. Człowiek, który pozwala mu sobą kierować, właśnie takim się staje. Poganie nie wiedzą, na czym polega miłość, ponieważ żyją daleko od Boga, który jest miłością i źródłem miłości. Miłość daje mądrość, wrażliwość, głębię w relacjach, zdolność do poświęcenia, radość.

Dla pogan seks staje się prawdziwym bóstwem; wszystko obraca się wokół niego. Nie potrafią żyć inaczej, bo są już uzależnieni, choć wiele mówią o wolności. Dla innych stał się przesadnie ważną częścią ich życia. Ci staną się wkrótce od niego uzależnieni… Wiele dziewcząt poczytuje sobie za sukces, kiedy przez swój sposób ubierania się i zachowania potrafią utrzymać w „pożądliwej namiętności” otaczające ich męskie towarzystwo. Zupełnie nie myślą o swoim powołaniu do małżeństwa i macierzyństwa. Myślą natomiast o tym, jak być atrakcyjnymi i zdobywać kolejnych partnerów… Staruszkowie przyjmują viagrę (czasami umierając po niej) i oglądają filmy pornograficzne, z nadzieją, że uda się im osiągnąć jeszcze choć raz pięć minut seksualnego haju… Prostytucja nie jest zwalczana przez władze, chociaż uprzedmiatawia kobiety i jest zarządzana przez mafie. Jest przeważnie całkowicie akceptowana („bo mamy wolność”), a prostytutka staje się nawet inspiracją w swoich umiejętnościach dla „nowoczesnych i postępowych” kobiet oraz przedmiotem tęsknot „nowoczesnych i postępowych” mężczyzn... Sodomici nie wstydzą się swoich wołających o pomstę do nieba grzechów, ale przeciwnie: manifestują je na ulicach największych miast...

Oto kilka obrazków z nowego, wspaniałego świata według „europejskich standardów”, konstruowanego wytrwale przez współczesnych pogan… Nowego?... Mamy do czynienia raczej z cofaniem się do mentalności i standardów cesarstwa rzymskiego.

Pornografia lekarstwem?


Ten klimat nieczystości przenika niestety do sakramentalnych związków małżeńskich. Otrzymaliśmy list mówiący o pornografii w małżeństwie:

„Mam 28 lat, jestem mężatką od 2 lat, mamą rocznego synka oraz córeczki, która rozwija się w moim łonie. Oboje z mężem jesteśmy osobami wierzącymi i praktykującymi. Bardzo się kochamy, wspieramy, nie mamy przed sobą tajemnic, jesteśmy wobec siebie szczerzy, ufni i otwarci. Jednak mamy pewien problem, który zaczyna narastać i oddalać nas od siebie. Na tym tle dochodzi do coraz częstszych nieporozumień, kłótni i łez. Jest to dla nas bardzo przykre, gdyż bardzo pragniemy być blisko siebie i być jednością, a przez ten problem zostaje ona rozbita.
Nasz problem to nasze coraz rzadsze współżycie seksualne. Nie przynosi nam ono radości ani spełnienia. Mamy nawzajem do siebie pretensje i obarczamy się winą. Mąż często przypomina mi, jaka to wcześniej byłam energiczna, spontaniczna i pełna pomysłów w tej sferze. Mówi, że tęskni za »tamtą mną«. W obecnej chwili jest mną rozczarowany z powodu mojego ciągłego zmęczenia, braku zaangażowania i inicjatywy. Coraz częściej więc sięga po filmy pornograficzne, których ja nie akceptuję: czuję się w jakimś stopniu zdradzona, porównywana, mniej atrakcyjna od pań na filmach, poniżana. Na początku, gdy reagowałam złością, kiedy mąż oglądał takie filmy (mówiłam mu, jak się czuję), potrafił z nich zrezygnować, liczył się z moim zdaniem i często razem niszczyliśmy te filmy. Do następnego razu...

Niedawno przyszła kolejna próba. W tajemnicy przede mną mąż kupił znów taki film i gdy poszłam spać, postanowił go obejrzeć. Po raz pierwszy ukrył to przede mną. Ja jednak się zorientowałam i kazałam mu dokonać wyboru: albo film, albo ja. Zagroziłam, że będę spać osobno i nie dojdzie już więcej między nami do zbliżeń. Mąż, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, wybrał obejrzenie filmu! Nie mógł opanować narastającego napięcia i ciekawości (wspomnę jeszcze, że w okresie dojrzewania oboje mieliśmy kontakt z pornografią i mamy świadomość złego jej wpływu na nasze życie). Świat mi runął... Nie czułam się dla niego ani najważniejsza, ani kochana przez niego. Po około pół godzinie wróciłam do pokoju, w którym mąż delektował się scenami erotycznymi. Czułam wściekłość... W pewnej chwili mój wzrok zatrzymał się na szybie meblościanki, w której niewyraźnie odbijały się sceny z filmu. Zaczęły mnie wciągać i pomyślałam, że mogłyby być inspiracją w naszych zbliżeniach. Mąż często mi przypominał, że kiedyś razem oglądaliśmy takie filmy i sprawiały mi one przyjemność. Tłumaczyłam, że wtedy byłam inną osobą… Kiedy więc byłam normalna? Wtedy czy teraz?...

Prawdą jest, że nasze kontakty seksualne stały się rzadsze i schematyczne. Winy doszukiwałam się w swoim zmęczeniu po całym dniu opieki nad dzieckiem. Jednego, czego pragnęłam wieczorem, to zamknąć oczy i zasnąć. Mąż więc zostawał sam ze swoim pragnieniem bycia z żoną. Mówi, że czuje się niekochany i odrzucony przeze mnie.

Mąż raz po raz namawiał mnie do wspólnego obejrzenia filmu erotycznego, by zachęcić mnie do działania. Mówiłam stanowczo nie, a teraz zaczynam się nad tym zastanawiać. Równocześnie pojawiają się we mnie wątpliwości: Czy obejrzenie takiego filmu może być lekarstwem na monotonię i schematyczność współżycia seksualnego? Jeżeli nawet tak, to na jak długo? Przecież w jakimś momencie uodparniamy się na bodźce i trzeba je zastępować silniejszymi. I drugie pytanie: Jeżeli uznajemy pornografię za zło, grzech, to czy korzystając z niej, można oczekiwać dobrych owoców? Czy możliwe jest, że w jednym aspekcie niszczy ona i deprawuje, a w drugim pomaga, inspiruje do dobra?

Przyznam, że czasami mam ochotę obejrzeć z mężem taki film. Boję się jednak, że zniszczy on i wypali w nas subtelność, delikatność, piękno i czystość spojrzenia na nasze ciała. A może ja to wszystko wyolbrzymiam i jestem rzeczywiście skostniała, sztywna i schematyczna?
Wiem jedno: bardzo pragnę, by mój mąż czuł się ze mną spełniony w swoim powołaniu i szczęśliwy. Ja również chcę doświadczać radości w intymnych zbliżeniach z nim. Pragnę też, by nic z tego, co robimy, nie sprzeciwiało się woli Bożej i było tym, czym ma być w zamyśle Boga i Jego planie wobec człowieka”.

Dobra żona i jej mąż


Dziękujemy za list! Spróbuję go streścić własnymi słowami. Chciałbym na początku zaznaczyć, że moim zamiarem nie jest nikogo osądzać, ani tym bardziej potępiać. Niestety, robimy różne śmieszne, głupie czy złe rzeczy. Albo lepiej powiedzieć – dajemy się wodzić diabłu za nos. Dostrzeżenie zła daje szansę na zmianę. Właściwie dopiero wtedy możliwa jest nasza osobista przemiana, gdy dostrzeżemy swoje błędy. Z taką intencją piszę poniższe.
Autorka listu jest w stanie błogosławionym, a oprócz tego zajmuje się rocznym synkiem. Jest jej trudno. Każda kobieta czułaby się w takiej sytuacji zmęczona. Tymczasem jej mąż, jakby w ogóle tego nie zauważając, martwi się tym, że żona nie jest już obecnie tak „energiczna, spontaniczna i pełna pomysłów” w zaspokajaniu go seksualnie, ale wieczorem, ledwie żywa, chce tylko zasnąć. Żona ma z tego powodu duże poczucie winy. Jeszcze bardziej pogłębiają je narzekania męża, który czuje się „niekochany i odrzucony”.

Chciałoby się powiedzieć, że nasza Czytelniczka jest matką w ciąży samotnie wychowującą dwójkę dzieci – jednego rocznego i drugiego dorosłego. Tym dorosłym jest mąż, który zamiast być oparciem dla żony – jak przystało na głowę rodziny – sam domaga się opieki. Słusznym okazuje się w tym przypadku powiedzenie: „Z małym dzieckiem mały kłopot, z dużym dzieckiem duży kłopot!”. Żona ma rzeczywiście duży kłopot ze swoim dużym mężem. Problem dałoby się łatwo rozwiązać, gdyby mąż – skoro ma tyle energii – zechciał przejąć obowiązki swojej ciężarnej żony – a więc gdyby po prostu zajął się synem, zrobił zakupy, ugotował, wyprał, posprzątał itp. Wtedy niewykluczone, że żona wieczorem narzekałaby na brak zaangażowania, inicjatywy i pomysłów ze strony swego męża, a on, ledwo zipiąc ze zmęczenia, marzyłby tylko o zaśnięciu.

Nie tak jednak jest. Mąż się nie zastanawia, jak pomóc swojej żonie, ale jak wycisnąć z niej mimo wszystko zainteresowanie seksem. Robi to, oglądając filmy pornograficzne... Komunikat jest następujący: „Popatrz, tu jest wzór, jaka powinnaś być. Tu są moje ideały. Postaraj się trochę bardziej”. Na takie postawienie sprawy na miejscu żony zapytałbym męża, dlaczego skoro seks jest dla niego tak superważny, nie poszukał sobie małżonki w jakimś domu publicznym, bo tam są przecież panie zawsze gotowe, zawsze chętne i nigdy nie zmęczone...
W chrześcijańskiej kulturze wzorem do naśladowania byli i są święci. Z nimi się porównujemy i oni są dla nas inspiracją. Dzisiaj prostytutki oraz gwiazdy porno-filmów stają się wzorem oraz inspiracją nawet dla ochrzczonych, bierzmowanych i chodzących do kościoła. Ciekawe, nieprawdaż?...

Oczywiście przeciwko takim porównaniom i wzorcom słusznie buntuje się żona. Mąż dostrzega, że sprawia jej przykrość, ale jednak nie zrywa z pornografią. Mamy prawo przypuszczać, że jest w niemałym stopniu uzależniony od pornografii. W jaki sposób przejawia się jego uzależnienie?... Domaga się od żony rzeczy niemożliwych, nie rozumie jej niezwykle trudnej sytuacji i nie stara się jej pomóc, nie szanuje jej, ale manipuluje nią, wywiera na nią presję, szantażuje ją emocjonalnie oraz wpędza ją w poczucie winy. Innymi słowy, tak jak każdy nałogowiec, egoistycznie dąży do zaspokojenia swego nałogu, bez względu na koszty.
Mamy tutaj wyrazisty obraz tego, jak uzależnienia seksualne niszczą małżeństwa. Skąd się biorą te uzależnienia?... Są one najczęściej wynikiem niezachowywania czystości przedmałżeńskiej! Nieczystość przedmałżeńska zatrzymuje normalny rozwój emocjonalny młodego człowieka, utwierdzając jego egoizm.

Żona kocha męża i chce, aby ten czuł się spełniony i szczęśliwy w małżeństwie. Dokładnie tak samo powinien myśleć i mąż: „Wiem tylko jedno: bardzo pragnę, by moja żona czuła się ze mną spełniona w swoim powołaniu matki oraz żony i szczęśliwa”. Mówi jednak swoim zachowaniem coś innego: „Wiem jedno: bardzo pragnę czuć się ze swoją żoną spełniony i szczęśliwy. Mniejsza o nią”.

Poczucie winy i troska o dobro małżeństwa powodują, że żona zaczyna się zastanawiać, czy ratunkiem dla coraz bardziej kulejącego pożycia małżeńskiego nie będzie – jak sugeruje mąż – oglądanie pornografii. Taką „pornoterapię” proponuje zresztą wielu seksuologów. Nie są oni marginalizowani jako głupcy, ale przeciwnie – kreowani przez ateistyczne media na „autorytety” i gwiazdy popkultury… Dla ludzi uzależnionych od seksu pornografia wydaje się lekarstwem, ratunkiem i zbawieniem – czyli bóstwem. Podobnie alkohol dla alkoholika i narkotyk dla narkomana.

Na szczęście – w przeciwieństwie do swojego męża – żona potrafi racjonalnie ocenić sytuację i pyta, czy rzeczywiście mogłoby wyniknąć coś dobrego z takiej terapii. Pomaga jej wiara. Wie, że korzystanie z pornografii jest grzechem śmiertelnym, który niszczy relację miłości z drugim człowiekiem i jedynym Źródłem Miłości, którym jest Bóg. Słusznie: pornografia nie jest nigdy i na nic lekarstwem. Odwrotnie: jest główną przyczyną kryzysu małżeńskiego naszej Czytelniczki. Organizmu nie odtruje się przez przyjmowanie kolejnych dawek trucizny. Alkoholizmu nie uleczy alkohol. Grzech nie jest lekarstwem na żaden kryzys – jest on przyczyną wszelkich kryzysów, i to nie tylko małżeńskich.

Żona jest wierząca i mądra. Pragnie, aby wszystko, co robią małżonkowie, zgodne było z zamysłem Boga. Mądry jest ten, kto chce właśnie tak czynić. Pan Jezus powiedział: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony” (Mt 7, 24-25). Znajdujemy w tych słowach Bożą receptę na udane życie w ogóle, w tym i na życie małżeńskie. Nie ludzką, ale Bożą receptę – a więc z całą pewnością niezawodną. Odchodzenie od pełnienia Bożej woli – czyli grzech – jest przyczyną kryzysów małżeńskich i wszelkiego rodzaju kryzysów. Nawracanie się – czyli powrót do pełnienia Bożej woli – jest pierwszym, podstawowym lekarstwem na kryzysy i przyczyną zdrowienia.

Kochający i wierzący mąż


Dla kochającego męża najważniejsza jest troska o dobro żony, a nie doświadczenie przyjemności seksualnej z nią. Zawsze, nawet w czasie, gdy nie mogą współżyć, jest dla niego jedyna, wyjątkowa, najważniejsza. Jest matką jego dzieci (cóż za godność!), opiekunką ogniska domowego, towarzyszką całego życia w dobrym i złym. Ani w okresie przedmałżeńskim mężczyzna, który prawdziwie kocha, nie domaga się współżycia, ani w małżeństwie nie czyni tego kochający mąż. Potrafi zrezygnować ze swoich pragnień ze względu na inne pragnienia ukochanej. Takie rezygnowanie ze współżycia – zwróćmy uwagę – jest pięknym wyrazem miłości. „Uprawiać miłość” można, powstrzymując się od seksu. Oczywiście! Kochający mąż wręcz cieszy się w takiej sytuacji, bo może ukochanej dać coś z siebie. Dla niej gotów jest do znacznie większych ofiar. Wręcz zrobi wszystko, aby czuła się szczęśliwa. I odwrotnie: seks małżeński, jeżeli jest w jakikolwiek sposób, choćby najsubtelniej, wymuszany, nie ma nic wspólnego z miłością albo rujnuje tę istniejącą. Akt małżeński ma być aktem miłości i oddania się sobie dla obu stron, a nie na przykład spełnianiem przez żonę przykrego „obowiązku” wobec męża, który przez całe swoje życie nawet palcem nie kiwnął, aby nauczyć się panować nad swoim popędem seksualnym.

Autorka listu już została zraniona przez egoizm męża. Uwierzyła, że jest „schematyczna”, „skostniała” i „sztywna”. W rzeczywistości jest tylko zmęczona. Ale taki schemat myślenia o sobie, powstały na skutek manipulacji uzależnionego męża, bardzo trudno pokonać. Każdemu współżyciu będzie teraz towarzyszył stres. „Czy tym razem w oczach męża zdam egzamin?”. Albo jeszcze gorzej: „Czy tym razem dorównam dziewczynom z filmu?”… Im większy stres, tym gorszy rezultat. Im gorszy rezultat, tym większy stres w kolejnym współżyciu. Prawdziwie diabelski krąg prowadzący do zupełnej oziębłości…

Kochający mąż nie ogląda pornografii. Cóż by go mogło obchodzić ciało jakiejś prostytutki występującej w filmie, skoro on ma to najwspanialsze na świecie. Najwspanialsze nie dlatego, że podobne w kształcie i wymiarach do ciała „Miss Świata”, ale ponieważ należy do najbliższej na świecie osoby, z którą Chrystus w sakramencie małżeństwa uczynił ich „jednym ciałem”. Oglądanie pornografii jest znakiem zdrady miłości małżeńskiej i przyczynia się w szybkim tempie do jej zniszczenia, nigdy zaś do jej rozbudzenia. Rozbudza pożądliwość, a ta zabija miłość. Co rozbudza miłość? Przezwyciężenie pożądliwości daje w sercu miejsce na miłość. Każde zwycięstwo nad pożądaniem umacnia miłość.
Kochający mąż to również wierzący mąż. Miłość Boga jest fundamentem i źródłem miłości bliźniego. Bez miłości Boga, wyrażającej się w pełnieniu jego nauki, nie ma również i prawdziwej miłości małżeńskiej.

Wierzący mąż nie ogląda pornografii, ponieważ jego Boski Nauczyciel mówi: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5, 27). Oglądanie pornografii jest zdradą żony! Wątpliwości co do oceny moralnej pornografii można skonfrontować z jasnym wykładem Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Znieważa ona [pornografia] czystość, ponieważ stanowi wynaturzenie aktu małżeńskiego, wzajemnego, intymnego daru małżonków. Narusza poważnie godność tych, którzy jej się oddają (aktorzy, sprzedawcy, oglądający), ponieważ jedni stają się dla drugich przedmiotem wulgarnej przyjemności i niedozwolonego zarobku. (…) Pornografia jest ciężką winą. Władze cywilne powinny zabronić wytwarzania i rozpowszechniania materiałów pornograficznych” (2354). Słowa te skierowane są do wszystkich: młodych, dorosłych, starych, mężczyzn i kobiet, małżonków i samotnych. Pornografia jest tak wielkim złem, że jej produkcja powinna być zabroniona, tak jak zabroniona jest produkcja narkotyków. Z obu wynika tylko destrukcja.

Pornografia jest profanacją świętego aktu małżeńskiego – czyni z niego widowisko na sprzedaż. Prostytutki (mężczyźni i kobiety) za opłatą małpują i parodiują małżeńskie – a więc sakramentalne – współżycie. Według zamysłu Boga współżycie ma być tylko sakramentalne. Kojarzy mi się to z satanistami, małpującymi i parodiującymi różne święte czynności, łącznie ze Mszą św. Profanuje się sferę świętą po to, aby widzowie mogli się seksualnie podniecić… Jest coś niezwykle demonicznego w oglądaniu pornografii. Rzeczywiście, pornografia bardzo szybko ściąga, nawet dobrych, do poziomu rynsztoka.

Tobiasz i Sara

Wśród wielu małżeństw pokazanych w Biblii chciałbym zwrócić uwagę na małżeństwo Tobiasza i Sary z Księgi Tobiasza. W noc poślubną Tobiasz modli się: „A teraz nie dla rozpusty biorę tę siostrę moją za żonę, ale dla prawdziwego związku. Okaż mnie i jej miłosierdzie i pozwól razem dożyć starości” (Tob 8, 7). Jest to bardzo ciekawy fragment wart dłuższej, samodzielnej medytacji zarówno przez przygotowujących się do małżeństwa, jak i przez samych małżonków. Pismo św. sugeruje tutaj, że w małżeństwie można uprawiać rozpustę, tzn. popełniać w nim ciężkie grzechy. I tak się dzieje! Małżeńskie współżycie płciowe może być święte i błogosławione przez Boga lub przeciwnie – grzeszne, rozpustne. Niektórzy myślą, że małżeństwo wszystko w dziedzinie seksualnej legalizuje. Błąd.

Pod wpływem pornografii nawet małżeństwa zawarte dla „prawdziwego związku” zmieniają się szybko w związki „dla rozpusty”. Pornografia ma pod tym względem niezwykle silne działanie. Małżonkowie stają się coraz bardziej lubieżni i wyuzdani według oglądanych wzorów. Oporne żony przyuczane przez swoich sakramentalnych małżonków do naśladowania filmowych prostytutek miękną z obawy, że mąż „poszuka sobie innej”, i godzą się na wszystko. Kupuje się gadżety w sex-shopach, żeby jeszcze bardziej „urozmaicić sobie współżycie”, tzn. uczynić je jeszcze bardziej lubieżnym, bo poprzednie bodźce już przestały działać. Święty Paweł pisał, że wstyd mówić o tym, co dzieje się w domach pogan. Dziś wstyd nawet mówić, co się dzieje w niektórych „katolickich” domach. W tych domach, które mają być „domowymi kościołami”, a więc oazami promieniującymi pokojem, miłością i wiarą na coraz bardziej ateizowany otaczający świat... Na dodatek jeszcze to używanie, często w najbardziej poniżający sposób, osoby, która powinna być najbliższa, nazywa się „miłością”, albo też „postępem i nowoczesnością”… Szatan odnosi dzisiaj niezwykle spektakularne sukcesy.

Na zakończenie chciałbym jeszcze raz powrócić do słów Pisma św. Znajduję tam bardzo aktualny apel: „To zatem mówię i zaklinam was w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie, z ich próżnym myśleniem, umysłem pogrążeni w mroku, obcy dla życia Bożego. (…) Oni to doprowadziwszy siebie do nieczułości sumienia, oddali się rozpuście, popełniając zachłannie wszelkiego rodzaju grzechy nieczyste. Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa” (Ef 4, 17-19); „Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała – będziecie żyli” (Rz 8, 13).
O co więc chodzi w tej prymitywnej i wulgarnej kampanii rozbudzania pożądliwości na wszelkie możliwe sposoby i propagowania wszelkiej rozwiązłości na masową skalę? O drobne, banalne sprawy? Bynajmniej! W ostatecznym rozrachunku nie chodzi nawet o małżeńską miłość, udane małżeństwo, satysfakcjonujące współżycie małżeńskie czy szczęśliwą rodzinę. W ostatecznym rozrachunku stawką jest – jak jasno wynika z powyższych słów – życie wieczne.

Jan Bilewicz

Miłujcie się! 4/2010