Publikacje członków OŁ KSD

PORANEK WIELKANOCNY 2017. ROZPOZNAĆ ZMARTWYCHWSTAŁEGO



Czytając relacje ewangelistów odnośnie zmartwychwstania Pana Jezusa budzą się w nas uzasadnione wątpliwości: jak to możliwe, żeby nawet Jego najbliżsi nie potrafili Go rozpoznać, kiedy ukazywał im się po swej śmierci. Maria Magdalena wzięła Go za ogrodnika, kiedy dzień po szabacie, czyli w naszą niedzielę, udała się z samego rana do Jezusowego grobu. Rozpoznała Jezusa dopiero po Jego głosie, kiedy Pan zwrócił się do niej po imieniu: Mario. A już dopytywała się rzekomego ogrodnika o miejsce przeniesienia zwłok Jezusa, wszak ujrzała grobowiec pusty, a okrągły kamień, blokujący wejście do środka, był już wypchnięty z koleiny. Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę (J 20,11-18).

Zaskakuje nas postawa owych dwóch uczniów powracających z Jerozolimy do swej wsi, do Emaus. Ci przecież mieli dość czasu, by przypatrzyć się twarzy i sylwetce Nieznajomego, który dołączył do piechurów. Przecież Go wcześniej musieli dobrze znać. A teraz szedł z nimi dość długo, może nawet nie jedną godzinę, aż do zmierzchu. I nic! Łukasz ich wprawdzie usprawiedliwia: oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. Zgoda, ale wdali się z Nieznajomym w rozmowę, nawet wyrazili zdumienie, że powracający z Jerozolimy jakby nic nie wiedział o zaszłych tam wypadkach: Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało. Podczas drogi zaprezentował im Jezus obszerny wykład biblijny, połączony z zaczerpniętymi z proroków cytatami odnośnie Mesjasza. A musiało być tych odniesień sporo, skoro wyszedł od Mojżesza a skończył zapewne na ostatnich prorokach. I ten wyrzut: O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały? I to nie wystarczało, by rozpoznać w Nieznajomym Jezusa. Stało się to dopiero podczas wieczornego posiłku, na który uczniowie z Emaus niemal przymusili dziwnego Wędrowca. Ten, niczym pan domu, poprowadził tę kolację: wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. To był ten moment! Rozpoznali w nieznajomym Jezusa, ale On znikł im z oczu. I radosna refleksja: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? (Łk 24, 13-34).

Kolejne spotkanie, tym razem w Galilei, nad jeziorem. Zapewne aby pozbyć się traumy i odzyskać jaką taką równowagę psychiczną po tragedii Wielkiego Piątku, Piotr otrząsnął się, próbując  powrócić do swego zawodu: Idę łowić ryby. Do łódki wsiedli i jego wspólnicy. Daremny wysiłek, nic nie ułowili przez całą noc. Kiedy już świtało, ujrzeli na brzegu samotnie stojącego mężczyznę: Dzieci, nie macie nic do jedzenia? – usłyszeli. –Nie! – Zarzućcie sieci po prawej stronie łodzi, a znajdziecie. Tego już było za wiele jak na doświadczonych rybaków, żeby ryba mogła znajdować się tylko po jednej stronie łódki. I to w takiej ilości, aż 153 duże sztuki. I sieć się nie porwała. Zdumiewające, Jan rozpoznaje w samotnie stojącym na brzegu mężczyźnie Jezusa, ale nie po Jego głosie, lecz po dokonanych cudzie: To jest Pan! Co więcej, ujrzeli na brzegu pieczącą się na rozżarzonych węglach rybę i chleb, śniadanie przygotowane dla nich przez samego Jezusa. - Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili – nakazał.  

Jan Ewangelista, który przy tym był obecny i rzecz spisał kilkadziesiąt lat później, jest tak sugestywny w swej relacji, iż czytelnik, także dzisiejszy, staje się niejako uczestnikiem tego przedziwnego śniadania i partycypuje w tym wszystkim, co się później stało odnośnie Szymona Piotra. Na marginesie: skoro Jezusowi uczniowie spożywali to śniadanie w wielkim milczeniu, to i On sam też musiał z nimi jeść. I zastanawiające zdanie Jana: Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: Kto ty jesteś, bo wiedzieli, że to jest Pan. A zatem po zmartwychwstaniu ciało Jezusa jest tak różne od wyglądu ciała ziemskiego, iż zmysł wzroku na nie już nie reaguje, pozostają wiedza i wiara, inny sposób recepcji, bo wkraczamy w sferę świata nadprzyrodzonego, transcendentnego. Ten świat nie jest światem duchów, lecz bytów realnych, tyle że istniejących w nieznanych nam wymiarach. Co do poznania tego innego świata musimy nieco poczekać, do przekroczenia naszego własnego progu.

To, że Jezus zmartwychwstały mógł jeść, a nie miał potrzeby posilania się, wiemy z kolejnej relacji Łukasza. Oto zjawił się Jezus w sali Wieczernika. Drzwi były zamknięte. Przeniknął przez ściany, tak jak przeniknął w swym grobie przez pogrzebowe płótno bez jego naruszania. Kiedy pozdrowił zgromadzonych słowami pokoju, ci popadli niemal w panikę: Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Jezus uspokoił ich: Patrzcie na moje ręce i nogi: to ja jestem. Dotknijcie się mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że ja mam. Uczniom i to nie wystarczało, dalej trwali w osłupieniu. Macie tu coś do jedzenia? – próbował ich Jezus uspokoić. Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich (Łk 24, 36-43). Kolejna zastanawiająca okoliczność. Przy każdym z takich zjawień Jezus przekazuje swym uczniom kolejne porcje poleceń, wskazówek i nauk. Nie dlatego, by nie zdążył z nimi za swego ziemskiego życia, lecz by po swej fizycznej śmierci pouczeniom tym nadać inny wymiar. Łukasz to prawidłowo ujął: Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma (Łk 24, 45).

I jeszcze jedno zdarzenie, bardzo mocne. Oto podczas jednego z takich odwiedzin swych uczniów w sali Wieczernika, tego dnia nie było wśród nich Tomasza. Gdy się w końcu zjawił, uczniowie powiadomili go o radosnym spotkaniu. Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę. Minął tydzień. Jezus przyszedł do swoich. Tym razem Tomasz był obecny. I musiał ten swój palec włożyć w Jezusowe rany. Oczywiście, tym razem uwierzył, ba, przekonał się w realne istnienie Jezusa (J 20, 24-29).

Jakże sugestywnie scenę tę przybliżył nam niezrównany Caravaggio. Oto zgromadził, głowa przy głowie, cztery osoby: dwóch bohaterów zdarzenia i dwóch świadków, Jezusa z Tomaszem i nieznanych nam z imienia dwóch innych apostołów. Na sam widok Zmartwychwstałego Tomasz już uwierzył. Nie potrzebował dotykać palcem Jezusowych ran, wystarczył mu wzrok, zbędne już było angażowanie pozostałych zmysłów, w tym zmysłu dotyku. Nie wystarczyło to bynajmniej Jezusowi! Zbliżył się do Tomasza, uchwycił lewą ręką prawą dłoń apostoła i łamiąc jego widoczny opór, siłą naprowadził Tomaszowy palec do swej rany po włóczni, a świeże jeszcze, nie zaleczone płaty skóry rozchylają się z takim realizmem, jakby dopiero nacinał je skalpel chirurga.

Odebrał tę lekcję i już nic nie będzie w stanie podważyć Tomaszowych  przekonań opartych na doświadczeniu. Powie z całą pokorą: Pan mój i Bóg mój. Do tej bowiem pory jego sceptycyzm nie wypływał ze złej woli, lecz znajdował źródło  w zdrowym rozsądku, a ten kwestię zmartwychwstania  usuwał z rzeczywistości i wkładał w sferę przewidzeń. Skoro wiara jest łaską, a zdrowy rozsądek cnotą, jedno i drugie pochodzi od Boga. Ktoś słusznie zauważył, że przez niewiarę Tomasza uwierzyło więcej ludzi, aniżeli przez wiarę pozostałych apostołów.

Możemy z pełną wyrozumiałością zrozumieć zaskoczenie Jezusowych uczniów, a nawet ich niewiarę, na widok przystającego z nimi Jezusa po swej śmierci w ciele uwielbionym, jak ten stan przemiany nazywają teolodzy. Przecież nikt nigdy przed Nim wcześniej nie zmartwychwstał. Takie odnowione ciała mamy i my otrzymać w swoim czasie. Sugestywnie to odmalował na ścianach kaplicy w przepięknej katedrze w Orvieto Luca Signorelli. Oto na głos trąb aniołów oznajmiających Sąd Ostateczny z grobów powstają zmarli, ci zbawieni oblekli się już w uwielbione ciała, wszyscy są piękni i jednakowo młodzi, młodością wieku Jezusa.

(Jan Gać, Jak rozpoznać Zmartwychwstałego /w:/ Idziemy, 16.04.2017)