Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Łódzki mieszczuch na wystawie rolniczej

 Gdy Ewa siała, a Adam orał, kto był wtedy mieszczaninem? – każe nam się zastanowić stare angielskie przysłowie. Pytanie nabiera szczególnej wagi w takim mieście jak Łódź, do której napływowi mieszkańcy, w 99. procentach, przyjechali z okolicznych terenów wiejskich, a dziś nie zawsze chętnie chcą się do tego przyznawać.

W latach znacznie późniejszych, gdy Kraj był podzielony na 49 województw, województwo łódzkie było „najbardziej miejskim” w kraju: wielkie skupisko ludzi otoczone skrawkami ziemi rolnej. Toteż nazywano je złośliwie „kapslem w środku Polski”.

    
Dzisiejsze Łódzkie jest rolniczą potęgą, co dobitnie unaoczniła Wojewódzka Wystawa Zwierząt Hodowlanych i Targów Rolnych – W sercu Polski, zorganizowana na rozległych terenach i w obiektach Łódzkiej Doświadczalnej Stacji Rolnej w Bratoszewicach koło Strykowa (sobota – niedziela: 17–18 VI 2017).
    
Takie wydarzenia – obok oczywistego aspektu handlowego i edukacyjnego – mają swój nieodparty urok. Nie tylko dlatego, że pomagają przypomnieć sobie „skąd nasz Ród”. Bratoszewicka Wystawa pozwoliła też uczestnikom i zwiedzającym – jakby w pigułce – doświadczyć tego, co stanowi o sile polskiego rolnictwa, co na nowoczesne rolnictwo dzisiaj się składa, od A do Zet: od maleńkich kolczyków do znakowania zwierząt hodowlanych, po wielkie maszyny do uprawy roli. Od pasz dla zwierząt i ekologicznych nawozów, po miody, dżemy, cydry, wędliny, frytki, sery i smażoną karkówkę. Jemy dlatego żeby żyć, a rolnictwo jest gwarancją tego, że jemy. Jest jednym wielkim odzwierciedleniem „łańcucha pokarmowego”, dzięki któremu trwamy jako ludzkość. Kto ów „łańcuch” lekceważy – jest po prostu głupi albo niedouczony. Młodzież – zamiast do teatru, na niektóre sztuki współczesne – powinna być zaprowadzona na Wystawę do Bratoszewic. Zobaczyłaby – jak powstaje żywność, od czego tak naprawdę zależymy. Człowiek współczesny wychowuje swoje dzieci w taki sposób, że dorastają w przekonaniu, iż żywość powstaje w supermarketach (najczęściej niemieckich). Zaś pieniądze, za którą się ją kupuje, powstają w takiej podświetlanej skrzynce zamontowanej do muru... Mój znajomy opowiadał mi, że kiedyś klęczał przy swoim aucie, na poboczu drogi i w ulewnym deszczu wymieniał koło... i nagle jego dzieci otworzyły okno i powiedziały mu: Tato, przełącz na inny kanał, bo ten program nam się nie podoba...
    
Byt rolnika, plantatora zależy od pogody zawsze. Byt mieszczucha tylko wtedy, gdy zmienia koło, albo gdy jedzie do Juraty na urlop. Jadąc z Łodzi do Bratoszewic widziałem stojących przy drodze plantatorów truskawek, którzy – świątek, piątek – sprzedają tam swoje płody. Druga połowa czerwca, a tu słońca nie ma, zimno, truskawki nie są zbyt słodkie, słabo się sprzedają... Przysłowiowy mieszczuch idzie do pracy w przysłowiowej korporacji i co miesiąc przysyłają mu na przysłowiowe konto przysłowiową kasę, niezależnie od pogody.
    
Niesamowite bogactwo bratoszewickiej Wystawy oszałamia: widać aż pewien nadmiar tego wszystkiego, co tam się wystawia. Jest to obraz ogromnego potencjału naszego rolnictwa. Chciałoby się, żeby ten potencjał eksplodował. Ale rolnik zależy nie tylko od pogody. Zależy też od polityki, od polityków, od przepisów, od biurokracji. Politycy – zwłaszcza wywodzący się z ruchu ludowego – często powtarzają, jak fundamentalne znaczenie ma samowystarczalność żywieniowa państwa i narodu. No, bo czy ktoś z państwa chciałby – na wypadek wojny – zależeć od niemieckich albo rosyjskich dostaw żywności? Ja nie. Zwłaszcza że polska żywność jest coraz bardziej ceniona i poszukiwana przez zachodnich konsumentów. Dopóki nie trzeba jeździć do „Jackowa”, żeby ją nabyć – nie jest źle!
    
A jednak, kiedy przyszło do zorganizowania restauracji w pawilonie polskim, na światowej wystawie w Aslanie, stolicy Kazachstanu, zlecenie otrzymało najbardziej miejskie z miast polskich – Łódź i nie za bardzo sobie z tym prostym przecież zadaniem poradziło. Jestem pewien, że – gdyby powierzyć je Łódzkiej Stacji Doskonalenia Rolniczego – wszystko by zagrało, a zebrani w Bratoszewicach mistrzowie kuchni zrobili by w Aslanie furorę. Nawet z samymi namiotami i grillami.
    
Ale poważnie... rolnictwo to nie tylko idylla przy zakupach cydru, miodu i oscypków na targach zdrowej żywości. Polskie rolnictwo to nadal potężne problemy – pozostałości po komunizmie, biurokracji i po „błędach Rosji”. Zidentyfikować je, nazwać i próbować rozwiązywać starano się podczas – towarzyszącego Wystawie – Forum dyskusyjnego „Wieś Polska”. Jego celem było wypracowanie wizji rozwojowej polskiej wsi i rolnictwa po roku 2020, w ramach Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Zakres tematyczny kilkugodzinnego Forum, niezwykle rozległy, obejmował m.in. takie problemy jak: funkcja gospodarcza, społeczna i kulturowa gospodarstw rodzinnych, tradycje obywatelskie wsi, prawne aspekty współpracy wsi z innymi sektorami państwa, zagrożenia rozwojowe (korporacje, konkurencja, globalizacja), innowacyjność rolnictwa w Polsce... i wiele innych.

Organizatorami byli m.in.: Urząd Wojewódzki, NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” (na czele z niezmordowanym społecznikiem, przewodniczącym Piotrem Korwin-Kochanowskim) oraz posłowie Regionu łódzkiego. Dobrze, że efektownej Wystawie towarzyszą mniej efektowne, ale jakże potrzebne dyskusje, które – swoją głęboką refleksją teoretyczną – wspierają rolników, plantatorów, hodowców i przetwórców. Jak widać z pobieżnego choćby wyliczenia, wystąpienia zawierały nie tylko tematykę stricte fachową czy ekonomiczną, ale także i zagadnienia kulturowe – z obszaru tradycji, obyczaju czy patriotyzmu. Konferencja w przekonywujący sposób nam to ukazała, że polskie rolnictwo to „rzecz wspólna” nas wszystkich...
                                    
Tomasz Bieszczad