Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - U GROBU APOSTOŁA BARNABY

Chociaż nie należał do grona dwunastu apostołów, w niczym to nie przeszkadza zaliczyć Barnabę do głównych głosicieli Dobrej Nowiny i mienić go apostołem. Według tradycji przyszedł na świat w żydowskiej rodzinie zamieszkałej w Salaminie, najważniejszym mieście Cypru o kulturze greckorzymskiej. Jako dorastający młodzieniec udał się

do Jerozolimy dla pobierania nauk w Prawie mojżeszowym. I tam, w Jerozolimie, po raz pierwszy zetknął się z chrześcijanami pochodzenia żydowskiego.  Nie są znane okoliczności włączenia się Józefa - bo takie nosił imię hebrajskie - do wspólnoty wierzących w Jezusa jako zapowiadanego przez proroków Mesjasza. Po raz pierwszy pojawia się na scenie historii w związku z organizowaniem się jerozolimskich chrześcijan w gminę. Dzieje Apostolskie tak o nim piszą: Józef, nazwany przez Apostołów Barnabas (…) lewita rodem z Cypru, sprzedał ziemię, którą posiadał, a pieniądze przyniósł i złożył u stóp Apostołów (Dz 4,36).
Musiał być to człowiek wiarygodny i sprawdzony, jak zauważył Łukasz Ewangelista, autor  Dziejów Apostolskich: Był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary (Dz 11,24). Jako taki zdobył zaufanie Apostołów, a ci właśnie jemu powierzali ważne misje do spełnienia, jak ta, kiedy trzeba było wysłać z Jerozolimy do Antiochii rzetelnych i odpowiedzialnych aktywistów do organizowania gminy chrześcijan w tym syryjskim mieście.

Barnaba przebywał tam przez dłuższy czas, wszak było to miasto ogromne, ważne, handlowe, o hellenistycznej kulturze, kosmopolityczne, gdzie dom znalazły gminy żydowskie skupione wokół licznych  synagog. Barnaba dwoił się i troił, przekonując do Jezusa nie tylko swych ziomków, ale i pouczając pogańskich Greków w tym samym duchu, a przychodziło mu to z łatwością, znał bowiem nie tylko ich język, grekę, ale i mentalność pogan. W Antiochii nad Orontesem, zwanej podówczas Antiochią Syryjską, było tak wielu wyznawców Jezusa, iż to w tym mieście na ich określenie zaczęto używać po raz pierwszy terminu chrześcijanie.

Porwany zapałem w głoszeniu Dobrej Nowiny przypomniał sobie Barnaba o istnieniu Pawła, którego wcześniej już był poznał w Jerozolimie, gdy ten nawrócony pod Damaszkiem Szaweł rozglądał się za kimś, kto mógłby go uwiarygodnić i przedstawić Piotrowi i wprowadzić do grona jerozolimskich wyznawców Jezusa. Uczynił to nie kto inny, lecz Barnaba. Teraz ruszył do Cylicji, do rodzinnego miasta Pawła, do Tarsu, by go stamtąd wyciągnąć i skłonić do pracy misyjnej w Antiochii. Wyprawa powiodła się. Obaj, Barnaba i Paweł, przez rok pracowali wspólnie w Antiochii, skąd tylko na krótko wyprawili się do niedalekiej Jerozolimy dla poratowania zebranymi pieniędzmi tamtejszych współwyznawców dotkniętych klęską głodu.

Paweł, który w początkowym okresie działalności apostolskiej pozostawał pod wpływem Barnaby i zapewne jemu zawdzięczał swą formację jak aktywista Jezusowy, uległ teraz perswazji Cypryjczyka, aby w pierwszą podróż misyjną, niejako rekonesansową, udać się właśnie na Cypr. Z Seleucji, portu obsługującego położoną nieco w głębi lądu Antiochię, przypłynęli do rodzinnego miasta Barnaby, do Salaminy, by w tamtejszych synagogach głosić nowinę o Jezusie, że to On jest owym zapowiedzianym i wyczekiwanym Mesjaszem, i że nie ma potrzeby wyczekiwania na przyjście innego. W wyprawie na Cypr wziął udział również Marek, o imieniu Jan, przyszły autor drugiej Ewangelii, kuzyn Barnaby. Po ukończeniu cypryjskiego etapu podróży odłączył się od współtowarzyszy i powrócił do Jerozolimy, podczas gdy obaj misjonarze, Barnaba i Paweł, przeprawili się z Pafos na Cyprze do Perge  na wybrzeżu Pamfilii, obecnie w Turcji.

Jakichże to oni nie doświadczali tam przygód, w owych zhellenizowanych miastach Azji Mniejszej, licznie zasiedlonych także przez ludność żydowską! Iluż to doświadczali od Żydów przykrości, przeciwieństw i prześladowań! Tak było w Antiochii Pizydyjskiej,  w Ikonium, w Listrze i w Derbe, w Perge i w Attalii, dzisiejszej Antalyi. A wszystko z powodu głoszenia Ewangelii, czemu przeciwstawiali się Żydzi, w przeciwieństwie do pogan, skłonnych do słuchania nauk o Jezusie.

Nieco zabawna historia przydarzyła się wędrownym apostołom w Listrze w związku z nagłym uzdrowieniem człowieka z bezwładu nóg. Gdy unieruchomiony od urodzenia kaleka poderwał się na moc uzdrawiających słów Pawła i zaczął chodzić, zdumiony tłum okrzyknął apostołów bogami, którzy z nieba zstąpili do swego ludu. W Pawle rozpoznawano Hermesa, a Barnabę uznano za Zeusa. Kapłan miejscowej świątyni wiódł już woły na ofiarę, by je złożyć w podzięce bóstwom za tak ewidentny dowód swej potęgi i łaskawości dla swych wyznawców.


Drogi Pawła i Barnaby rozeszły się w atmosferze sprzeczki, kiedy apostołowie szykowali się do drugiej podróży misyjnej. Poszło o udział w niej Jana Marka, którego chciał zabrać ze sobą  Barnaba, wszak to jego krewny, a na to nie wyrażał zgody Paweł, motywując swą odmowę wycofaniem się Ewangelisty z pierwszej podróży małoazjatyckiej. Paweł, dobrawszy sobie innych współpracowników, poszedł w swoją stronę, Barnaba pozostał na Cyprze i osiadł w rodzinnej Salaminie w towarzystwie swego kuzyna, Jana Marka. To im Salamina zawdzięcza swoje chrześcijaństwo, opłacone śmiercią Barnaby przez ukamienowanie z rąk miejscowych Żydów. Po pogrzebie krewnego Jan Marek odpłynął do Aleksandrii, na zawsze żegnając się z Cyprem, by z kolei tam znaleźć śmierć męczeńską.



Podczas pobytu w tureckiej części Cypru udałem się do grobu św. Barnaby. Znajduje się on w pobliżu rozległych ruin Salaminy, z dala od ludzki siedzib, pośród łąk, na pustkowiu znaczonym obecnością  monasteru. Klasztor stanął już tam w V wieku, kiedy miejscowy biskup Antemios, po powrocie z Konstantynopola,  rozpoczął jego budowę. Niszczony i odbudowywany wielokrotnie na przestrzeni wieków otrzymał ostateczny kształt  w połowie XVIII wieku, kiedy miejscowy pasza wydał arcybiskupowi Filoteuszowi pozwolenie na jego przebudowę i dokonanie niezbędnych napraw. Były to czasy słabnącego już imperium otomańskiego, nawet lokalni paszowie bardziej łaskawie patrzyli na swych chrześcijańskich poddanych i pozwalali im na więcej, spoglądając łakomym okiem na zwyczajowy bakszysz z ich strony. Ortodoksyjni mnisi zasiedlali klasztor do 1974 roku, po podziale wyspy przenieśli się na jej grecką połowę, na miejscu pozostało zaledwie trzech duchownych, ale i oni, odosobnieni i pozostający w nieprzyjaznym środowisku muzułmańskich Turków, po kilku latach dołączyli do swych zakonnych współbraci po greckiej stronie wyspy. Przez całe lata klasztor stał bezpańsko, niszczał, mało kto tu zaglądał, cypryjskim Grekom wstęp był zabroniony, w końcu władze tureckie podjęły decyzję urządzenia w jego murach czegoś w rodzaju muzeum.

Kilka razy obszedłem kościół dookoła wzniesiony na planie bazyliki o trzech nawach z trzema apsydami. Wszędzie dominuje solidny kamień, który przydał kościołowi wygląd twierdzy. Wenecjanie, kiedy panowali na wyspie, dostawili wieżę dzwonną. Wszedłem do środka. Ogarnęło mnie doznanie dziwnej pustki, opanował mnie smutek i przygnębienie, bo to kościół martwy, bez życia.  W uszkodzonym ikonostasie świecą pustymi kwaterami ubytki ikon. Żadnych sprzętów kościelnych. Zacieki na ścianach. Duszny zapach pleśni. Eksponowane ikony nie mają nic wspólnego z ortodoksyjnym kanonem. Rządzi nimi przypadek. Tureccy muzealnicy porozwieszali je na ścianach naw  gdzie popadnie, grupując je nie według wymogów teologii, jak chce prawosławie, lecz według tematyki przedstawianych świętych lub religijnych zdarzeń. Ikony są późne, najwyżej XIX-wieczne, nie przedstawiają większej wartości artystycznej. Być może ewakuujący się na południe po podziale wyspy mnisi zabrali ze sobą co cenniejsze obiekty.

Wyszedłem na zewnątrz. Kilkaset kroków od klasztoru stoi samotnie w łąkach przystrojonych wiosennym kwieciem maleńka kaplica, klasyczny przykład kościoła krzyżowo-kopułowego, tyle że w miniaturze. Wygląda na starą. To w jej podziemiach znajduje się grób św. Barnaby. W rogu krypty grobowej stoi częściowo nadłamany kamienny sarkofag okryty czerwoną kapą obszytą złotą lamówką z wizerunkiem świętego. Żadnych kwiatów,  ani śladu palących się zwyczajem prawosławnym cieniutkich świeczek. Aromat słodkawego kadzidła już dawno się stąd ulotnił. Pozostałem tu dobrą chwilę, bo  to mocne miejsce, przemawia do duszy. Smak odległych dziejów.  Dotyk pierwocin chrześcijaństwa.
W bezpośrednim sąsiedztwie kaplicy św. Barnaby archeolodzy zdjęli wierzchnią warstwę ziemi, spod której wyziera labirynt murów. Wyglądają jakby należały do fundamentów rozległej budowli. Biegną w różnych kierunkach. Skąpo opracowana broszurka, w jaką można się zaopatrzyć w kasie biletowej, bo do grobu przybywają już pielgrzymi i turyści, nie jest w stanie zaspokoić ciekawości co do wyjaśnienia zagadki pochodzenia starożytnej zabudowy.  

(Jan Gać, Cypr. Cudowna wyspa Afrodyty, Wydawnictwo Bernardinum 2017)