Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Grażyna i Tomasz Bieszczadowie: Portugalia w 100-lecie Objawień Fatimskich – wrzesień A.D. 2017 (dokończenie)


PORTUGALSKI GOTYK NA CHWAŁĘ PANA

Nie ma wątpliwości, że kilka dni spędzonych w Fatimie, w czasie obchodów Jubileuszu Objawień, pozostawia silny niedosyt. Bliskie obcowanie z fatimskimi Orędziami Maryjnymi i pragnienie głębszego ich przeżycia, wzmaga się, w miarę poznawania tego miasteczka, jego świątyń i miejsc upamiętnionych postaciami Pastuszków (odwiedziliśmy ich domy rodzinne, kościółek parafialny i przykościelny cmentarz – w starej części Fatimy). Dwa ostatnie obiekty przypominają do złudzenia to, co możemy zobaczyć w polskich miasteczkach. Nasuwa się nieodparcie myśl o jedności cywilizacji „Christianitas” w tak odległych miejscach, jak Polska i Portugalia.   
        
A czym była Portugalia w okresie swojego Złotego Wieku najlepiej ukazują zabytki zbudowane w stylu „gotyku manuelińskiego”. Styl ten czerpał inspiracje ze sztuki Orientu, widoczne są w nim elementy architektury mauretańskiej, lecz można w nim także dopatrzeć się „motywów marynistycznych”. Budowle z okresu późnego gotyku portugalskiego wyglądają z daleka (albo z lotu ptaka) jak wielkie spienione fale. Zdobienia dachów, wież, gzymsów, okien, portali, misterne przypory i pinakle swoim przepychem, filigranowością i – przede wszystkim – nagromadzeniem detali, rzeczywiście przypominają grzbiety morskich fal (o ile piana może mieć kolor beżu i ugru). Elementy wystroju wewnętrznego zdobione są często motywami morskimi, można dopatrzeć się tam odwzorowań koralowców, muszli czy np. morszczynów, a także wyposażenia statków: lin, węzłów marynarskich, drabinek sznurowych… W taki oto sposób portugalscy rzeźbiarze pragnęli oddać sprawiedliwość ludziom morza, którzy – ryzykując życiem – budowali potęgę państwa, zwożąc do metropolii złoto, srebro, korzenie – ze znanego w tamtym czasie świata. Cała Europa zazdrościła wówczas Portugalii sztuki budowania okrętów, a portugalscy żeglarze przestrzegali żelaznej zasady: Jeśli któryś z okrętów doznał uszkodzenia na rafie lub mieliźnie i był niezdolny do dalszej podróży – wówczas, ewakuująca się załoga podpalała go, nie chcąc by sekrety konstrukcyjne trafiły przypadkiem w ręce Hiszpanów czy Anglików.
        
Zachwycająca, portugalska „odmiana” późnego gotyku rozwinęła się bujnie za czasów króla Manuela I (panował w latach: 1495 – 1521) – stąd nazwa „styl manueliński”. Ale już wcześniej w całym państwie powstawały niezwykłej urody budynki – klasztory, kościoły, pałace, a także obiekty użyteczności świeckiej. Jednym z najdoskonalszych przejawów portugalskiej architektury późnego gotyku jest właśnie ogromny klasztor Matki Boskiej Zwycięskiej w miejscowości Battalha blisko Fatimy. Jego budowę zainicjował król Joao I, dziękując Niebu za zwycięstwo nad wojskami sąsiedniej Kastylii (w 1487 roku) i za utrzymanie portugalskiej niepodległości (battalha znaczy „bitwa”). Dzieło upamiętnienia zwycięstwa nad Kastylią kontynuowali następcy Joao I, a zwłaszcza wspomniany król Manuel (wystrój krużganków w klasztorze jest uważany za pierwszy, wzorcowy przykład stylu manuelińskiego).
        
W architekturze tej znalazła odbicie potęga kraju, zbudowana – jak żartują Portugalczycy – „na pieprzu”. Dzięki swej „niezatapialnej flocie” kraj niepodzielnie panował na morzach i oceanach, wytyczając nowe szlaki morskie i podbijając kolejne terytoria. Ale nie tylko o upamiętnienie konkwistadorów chodziło portugalskim architektom, nie przede wszystkim… Jak zwrócił nam uwagę dyrektor naszej szkoły, Marek Woźniak – podstawowym zamiarem fundatorów świątyń i ich budowniczych było oddanie chwały Bogu. Udokumentowanie potęgi państwa, utrwalenie znaczenia władców dla potomności, czy podkreślenie kunsztu rzemieślników, to były – można powiedzieć – „zadania poboczne” wynikające z samej majestatycznej wielkości budynku. Ale gdy chodzi o kunsztowne zdobnictwo, to Bóg miał być „głównym adresatem” trudu artystów rzeźbiarzy, często trwającego przez kilka pokoleń, to Jego chwała miała zostać wydobyta na plan pierwszy. Ślady takiego właśnie myślenia ujrzeć można w całej Portugalii, a w zasadzie we wszystkich krajach katolickich, w których Boga chwali filigranowe piękno sztuki zdobniczej, nie zaś surowy patos gołych ścian, jak bywa w krajach protestanckich...
        
Na cały świat słyną architektoniczne arcydzieła, utrzymane w stylu gotyku manuelińskiego, takie jak: wieża Belem u wejścia do portu w stolicy kraju, klasztor Hieronimitów w tejże Lizbonie (jego budowa uszczupliła środki przeznaczone na dokończenie klasztoru w Bathalii i spowodowała przerwanie prac w jednej z kaplic, która pozostała bez dachu), czy fasada największego kościoła w Portugalii – w Alcobaça.  
                     
CHWILA NAD ATLANTYKIEM

Nieduże miasto Nazare ma klimat przytulnego rybackiego portu (do dziś tamtejsi rybacy żyją z połowu sardynek). Spacerując wzdłuż ruchliwej promenady można z kolei zakosztować atmosfery wytwornego kurortu (ciągnąca się wzdłuż wybrzeża Atlantyku mogłaby z powodzeniem być ozdobą Juraty, gdyby nie wysokie skaliste klify wyrastające po obydwu skrajach miasteczka, oblepione białymi willami). Centralny plac portu zamyka niewielki kościół pobudowany na skale, do którego wiodą strome, niekończące się schody. Stąd najlepiej podziwiać żywotną urodę tego miejsca: wszechobecne sklepiki z pamiątkami, kafejki, strumienie turystów wsiadających do kolejki zębatej, która – tunelem wykutym w skale – zwozi nas na sam piaszczysty brzeg… Tego dnia horyzont Atlantyku tonie w chmurze gęstej mgły, która trzyma się w pewnym oddaleniu od brzegu. Amatorów kąpieli nie widać, tylko kilku surferów próbuje złapać falę. Wody tutaj są zimne i zdradliwe nawet dla doskonałych pływaków. Dno stromo opada. Prądy i cofająca się fala potrafi zabrać człowieka nawet gdy stoi w wodzie po kolana. Ale przy większej fali Nazare staje się jednym z kilku wybrzeży najwyżej cenionych przez światową czołówkę surferów.    
        
Naprzeciw kościoła, po drugiej stronie głównego placu, można zejść po ciasnych schodach do maleńkiej groty, w której przechowywana jest najcenniejsza relikwia miasta: mały posążek Matki Boskiej Karmiącej (miejscowi mówią: Matka Boska od Mleka). Był tam przechowywana przez cały okres arabskiej okupacji. Matka Boska od Mleka nie jeden raz broniła miasta przed zagrożeniem.
        
Z kolei na nadmorskiej promenadzie można zobaczyć poruszający pomnik – charakterystyczny dla wielu miast i wiosek rybackich – od Wysp Owczych po Nową Zelandię: kobieta z dziećmi stoi wpatrzona w morze, wyglądając męża, który zbyt długo nie wraca z połowu... Na skraju plaży rozłożyli się sprzedawcy suszonych ryb, krabów i kalmarów – wszystko wystawione na specjalnych stelażach. Lepiej się jednak do takiego straganu nie zbliżać. Niepowtarzalna woń tych owoców oceanu, nie do końca zakonserwowanych słońcem, może lekkomyślnego gapia przyprawić o zawrót głowy i omdlenie. Zatem – po krótkim relaksowym pobycie w Nazare – wracamy do Fatimy.

DRZEWA PO PORTUGALSKU

 Z prawej strony Kaplicy Objawień, za metalowym ogrodzeniem rośnie okazały egzemplarz dębu skalnego (Quercus suber). Ma dobrze ponad sto lat, jest więc „rówieśnikiem” dębu, na którym ukazywała się Pastuszkom Matka Boża i który został do ostatniej gałązki „rozebrany” przez tłum ludzi po ostatnim Objawieniu. Dęby skalne są wiecznie zielone, mają kłujące liście, bardzo ładny pokrój, a ich pnie są porośnięte suchym mchem, przyjemnym w dotyku. Z końcem września z dębów zaczynają sypać się żołędzie. Zabraliśmy kilka, ciekawe czy wyrosną w polskim klimacie?
        
Naprawdę niesamowity jest dąb korkowy (Quercus coccifero), jego kora nosi miano „złota Portugalii”. Jeśli ktoś oglądał stary program Wojciecha Cejrowskiego o tym kraju, wie, że pień i niższe konary dębu korkowego obdziera się z kory do wysokości ok. 2,5 metra (wyżej nie można, bo byłoby to nieekonomiczne, a zresztą dąb tego nie lubi). Z tej kory portugalscy rzemieślnicy wytwarzają niemal wszystko. Nie tylko banalne korki do butelek, ale także: tapety, fornir do mebli, torebki, portmonetki, czapki (typu kaszkiet), okładki do skoroszytów, notesów i kalendarzy, paski do spodni… itd. Portugalczycy żartują, że z dębu korkowego nie da się zrobić tylko dewolaja. Obdarty z kory dąb korkowy wygląda jak owca po postrzyżynach. Cienki, goły rdzeń pnia budzi wręcz współczucie... I teraz jest najciekawsze: Przez następne dziewięć lat kora na takim ogołoconym pniu odtwarza się, odrasta, grubieje i po dziewięciu latach można ją znowu oderwać. I tak znowu, i znowu – przez całe dziesięciolecia. Jest to prawdziwy cud natury i najbardziej altruistyczne drzewo świata!
        
Eukaliptusy – które zobaczyć można wzdłuż każdej autostrady – występują w Europie (w takiej ilości) tylko w Portugalii. W połowie XIX wieku sprowadzono je z Australii, w nadziei, że rosnące szybko drzewa, zapewnią zapotrzebowanie kraju na drewno. Rzeczywiście tak się stało: drewno eukaliptusów to podstawa miejscowego przemysłu papierniczego. Niestety, drzewa te mają kilka bardzo uciążliwych cech. Lasy eukaliptusowe (te starsze) są wysokie i wyglądają naprawdę efektownie, roztaczają piękny zapach, ale olejki eteryczne, które wytwarzają liście, ulegają łatwo samozapłonowi w upalną pogodę. Ogień potrzebny jest drzewu do wysiania nasion: twarde skorupki pękają od gorąca, pryskają bardzo daleko na boki i wtedy eukaliptus się rozsiewa. Tegoroczne wielkie pożary lasów w Portugalii, w których zginęło ponad 60 osób, to sprawka eukaliptusa, który zajmuje już jedną czwartą terenów leśnych kraju. Powstał też problem z wodą: lasy eukaliptusowe potrzebują jej bardzo dużo, w porze letniej robi się z tym problem.
 
NOWOCZESNOŚĆ NIE DAJE ZA WYGRANĄ
       
Kiedy będziecie na placu Cova da Iria i zapatrzycie się w urzekającą, śnieżnobiałą kolumnadę Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej, unikajcie raczej spojrzeń w prawo. Po prawej stronie placu, przy samym końcu kolumnady stoi bowiem „nowoczesna” szopka bożonarodzeniowa, sporych rozmiarów, zrobiona z drutu, blach i innych metalowych części (w niektórych regionach na Południu Europy szopki stanowią całoroczną dekorację). Na szczęście „rzeźba” ta (czy raczej „instalacja”) jest ażurowa i z daleka nie rzuca się specjalnie w oczy. Z bliska twarz Dzieciątka – jakby wytłoczona z mosiężnej blachy – po prostu straszy. Św. Józef i Maryja tylko z grubsza przypominają postacie ludzkie, zaś w tle „szopki” stoi anioł zrobiony z kilku zespawanych, drucianych trójkątów. Patrząc na ten koszmar, człowiek musi zadać sobie pytanie... komu zależało na tym, by w tym właśnie miejscu postawić taką brzydotę? Kiedy wszystko dookoła jest piękne i urzekające, dlaczego nagle pojawia się jakiś ważny Ktoś, dochodzi do wniosku, że „było za dobrze” i zaprasza wziętego artystę, a ten – w bólu i męce – tworzy swoją upiorną, „nowoczesną” konstrukcję i stawia ją tam, gdzie ona w ogóle nie powinna stać, psując nam humor, wprawiając w depresję, albo w złość.
        
Nie podobał nam się również ogromny krzyż (postawiony przed nową bazyliką Trójcy Przenajświętszej) z bardzo „schematyczną” postacią Ukrzyżowanego – wykonaną z kilku połączonych z sobą… metalowych sztab. Na wspomnianej – w poprzednim odcinku – wystawie „Barwy słońca. Światło Fatimy we współczesnym świecie” widzieliśmy inny wariant tej rzeźby – jeden z niezrealizowanych projektów, w którym sztaby składające się na poszczególne członki postaci Jezusa były przymocowane do krzyża… każda oddzielnie. Być może jest w tym wszystkim jakaś myśl i autor projektu byłby w stanie głęboko ją uzasadnić. Zresztą sama nowa bazylika też może budzić kontrowersje – zarówno swoją ostentacyjnie surową, betonową bryłą postawioną na planie koła, jak i nowoczesnym wystrojem wewnątrz. I nie jest to tylko nasza opinia. W paru innych miejscach – m.in. w Bathalii – również udało się nam zobaczyć – jednak w mniejszej skali – różne artystyczne dziwactwa (np. ekspozycję „instalacji”), które sprawiały wrażenie „obcego ciała” w charakterze tych budowli. Być może w Fatimie chodziło o to, aby przestrzeń placu Cova da Iria była odzwierciedleniem dzisiejszego świata: naprzeciw „starego” Sanktuarium z lat 20. XX wieku stanęła nowoczesna bazylika z salą główną mogącą pomieścić ogromną liczbę pielgrzymów albo – wedle potrzeby – uczestników konferencji naukowej, czy koncertu rockowego.  
        
Fatima nie wydaje się najlepszym miejscem, dla takich nowatorskich działań. Wtłaczanie w miejscowy krajobraz, czy w spokojną przestrzeń miejską, eksperymentów z kręgu nowoczesnej sztuki XX wieku, wydaje się nadużyciem wobec tożsamości tego miasta i szerzej – kraju. Inkulturacja, także w dziedzinie estetyki, szeroko stosowana przez Kościół przy chrystianizacji pogańskich plemion, nie powinna chyba polegać na akceptacji nowoczesnej brzydoty (jak w przypadku tej szopki) lub na rozwiązaniach będących – w swej istocie – artystycznymi prowokacjami.
        
W XX wieku Portugalii oszczędzone zostały bardzo dramatyczne wydarzenia: przede wszystkim wojna domowa z komunistami, która spustoszyła materialnie i światopoglądowo sąsiednią Hiszpanię i – kolejny raz – otworzyła wrażliwość Hiszpanów na radykalnie, lewackie nurty. Pozostawiła też Hiszpanię z głęboką raną podziału politycznego, której nie udało się zaleczyć podczas długich lat rządów generała Franco (mimo prób pojednania polegających m.in. na wybudowaniu wspólnego Panteonu dla ofiar wojny). Portugalii też nie zostały oszczędzone ateistyczne rządy, w XIX wieku i na  początku XX były one bardzo agresywne. Jednak wrogość rządzących wobec katolików nie przybrała form represji zbrojnych – jak w sąsiedniej Hiszpanii. Portugalię ominęła też II wojna światowa, kiedy kraj zachował neutralność i nie przeżył – w takim stopniu jak inne regiony Europy – radykalnych przemian ideowych, podziałów politycznych czy społecznej dezintegracji, jak to miało miejsce w Europie Wschodniej. Jest za to w Portugalczykach trwała cześć dla ofiar pierwszej wojny światowej: W klasztorze w Batthalii znajduje się bogata ekspozycja pamiątek zaświadczająca o udziale kraju w zmaganiach wojennych (ich rychły kres i powrót mężczyzn do domów obiecała dzieciom fatimskim Maryja). W kapitularzu klasztornym w Batthalii wisi wielki Krucyfiks, na którym Chrystus… nie ma nóg. Posąg pochodzi z jednego z francuskich kościołów, który został zniszczony w czasie działań wojennych. Ponieważ kościoła tego bronili portugalscy żołnierze, Francja podarowała Krucyfiks ich ojczyźnie, i w takim stanie, w jakim wyszedł on z wojny, został zawieszony w reprezentacyjnej sali w Batthalii. Do dziś sprawują przy nim całodobową wartę portugalscy żołnierze. Tu  – lepiej niż gdzie indziej – widać świadomość tożsamości kulturowej i historycznej, utrzymanej przez minione dziesięciolecia i stulecia przez ten niewielki kraj…

CO PRZEGAPIAMY, CO TRACIMY…?
       
Ostatnie Objawienie w Fatimie miało miejsce 15 października. Zwieńczeniem sześciu wizyt Pięknej Pani był – obiecany przez Nią – Cud Słońca: zjawisko nigdy wcześniej na Ziemi nie widziane i w żaden sposób niemożliwe do wytłumaczenia. Tak właśnie, sto lat temu, Maryja pożegnała się z Portugalią i z pielgrzymami przybyłymi do Fatimy z innych krajów. Świadków „tańczącego słońca” było blisko sto tysięcy… Pytanie, które zadawała w Fatimie Matka Boska, jest zawsze takie samo jak w innych miejscach Objawień: Jak powinniśmy się – wobec takich cudownych zdarzeń – zachować? Czy podejmiemy wyzwanie? I w jaki sposób je podejmiemy? Czy Cud Słońca zmieni nasze życie? Czy może zasłonimy się stwierdzeniem „sola scriptura” i damy sobie spokój z wyzwaniami… A przecież nie chodzi tu tylko o sam Cud. Jest jeszcze całe bogactwo tekstów Pięknej Pani: przesłań, orędzi, apeli… Ten problem – kwestia posłuszeństwa wobec Fatimskich próśb i żądań Maryi – idzie za nami przez dekady. Z tym posłuszeństwem bywało różnie. Jak będzie teraz, po Jubileuszu?
        
Wspomniany (w poprzednim odcinku) wybitny znawca Objawień Maryjnych – Wincenty Łaszewski tak oto ocenia, na łamach miesięcznika „Egzorcysta”, obchody setnej rocznicy Objawień zorganizowane przez fatimskie Sanktuarium: w marcu – kilka warsztatów muzycznych, w kwietniu – wielki koncert, w maju – wizyta papieża („szkoda jednak, że niewiele powiedział o treści orędzia i o świętości pastuszków”), potem – dwa interdyscyplinarne sympozja, w lipcu – finał konkursu dziennikarskiego,  na koniec, w październiku – wielki koncert i „balet na cześć cudu słońca”... Łaszewski tak kończy tę część swojego krytycznego omówienia: „Sanktuarium nie powiedziało nam nic o tym, co chciała nam przekazać Matka Najświętsza. Próżno szukać w programie (Jubileuszu) tego, co trudne: słów o konieczności nawrócenia, o radykalizmie chrześcijańskim, pokucie, spowiedzi, adoracji, różańcu, poświęceniu…”
        
Można by tu wtrącić, że tego wszystkiego każdy pielgrzym i tak musi poszukać sam i sam to znaleźć…  a w Fatimie nie jest to takie trudne: nawróceniu sprzyja atmosfera tego miejsca i atmosfera pielgrzymki Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich – świadomość, że to, co zaczerpniemy w Fatimie będzie owocować w pracy z młodzieżą i dziećmi.
        
Wydaje się, że dzięki niedawnemu doświadczeniu z akcją „Różaniec do granic”, możemy powiedzieć, że Polacy dobrze „odrobili fatimską lekcję”. Milion osób, które dało świadectwo, że wspólny Różaniec jest tym działaniem, który zdoła odmienić świat – to właśnie ten element, o który w swoim orędziu Maryja apelowała: żeby nie być obojętnym, żeby – w jakiejś cząstce – wziąć odpowiedzialność za nawrócenie grzeszników i całego świata, żeby – to najważniejsze – chcieć ponieść w tej intencji jakieś, choćby drobne, ofiary. A przecież kilka godzin spędzonych w autokarze i dwie godziny na powietrzu… to naprawdę niewiele.    
        
Ale to już temat na zupełnie inne opowiadanie...

Copyright © 2017. All Rights Reserved.