Publikacje członków OŁ KSD

Jan Szałowski: GMO – niebezpieczne eksperymenty

Nie ma dwu zdań. Stoimy wobec niebezpiecznych decyzji. Współczesna cywilizacja ufundowana jest na wielkiej rewolucji, która dokonała się 10 tys. lat temu. Bez tamtego przełomu, jakim była rewolucja neolityczna

, czyli w pewnym uproszczeniu powstanie rolnictwa, nie byłoby dalszych wielkich zmian prowadzących do współczesności.

Neolityczny przełom umożliwił stopniowo przekierowanie milionów ludzi do innych zajęć, niż tylko pozyskiwanie żywości, ale aż do drugiej połowy XIX wieku rolnictwo korzystało wyłącznie z nawozów naturalnych.  Co więcej od XVIII stulecia wchodził w coraz powszechniejsze stosowanie płodozmian, który umożliwiał lepsze wykorzystanie pozostałości po uprawach dla lepszej wydajności gleby. Dopiero u schyłku XIX wielu zaczęto stosować pierwsze nawozy sztuczne, a nawet jeden z chemików dostał za to nagrodę Nobla.

Od zawsze stosowano w pewnej mierze selekcję materiału pod przyszłe zasiewy. Znany starszym czytelnikom artysta Franciszek Starowieyski w swoich wspomnieniach z okresu młodości, przeżytej w rodzinnym domu ziemiańskim, wspomina o pewnej maszynie do sortowania, którą zakupił jego ojciec. Wychwytywała ona wszystkie większe ziarna, które starannie odkładano na bok i chowano. Czyniono to przez wiele lat i tak odłożono wiele worków lepszego ziarna pod przyszłe zasiewy. Sortowanie to stosowano także w czasie wojny, lecz gdy naszedł czas komunistycznych rządów pewnego dnia wydarzyła się katastrofa. Otóż młodzieżowi działacze przyjechali ciężarówkami, by zabrać zboże ukrywane przez ‘wrogów ludu’. Zabrali wszystko. Nie tylko zboże zebrane niedawno z pola, lecz także to sortowane latami. Młodzi aktywiści powieźli wszystko do młyna.

Czy czasami dzisiaj nie stoimy przed znacznie większą katastrofą? Dzisiaj w czasach zysku ‘ponad wszystko’, zysku dla samego zysku, bez oglądania się na zdrowie ludzi i przyszłość planety. Na pokaz powszechnie opłakuje się znikanie bioróżnorodności na obszarze lasów tropikalnych, zwanych także lasami deszczowymi. Ta troska jest w dużej mierze uzasadniona, ale nie powinna nam przesłaniać troski o utrzymanie bioróżnorodności w skali globalnej. A tutaj dzieją się rzeczy niebezpieczne. Drastycznie redukuje się od lat różnorodność materiału siewnego, co prowadzi do trwałej eliminacji większości odmian. Podobnie dzieje się w odniesieniu do innych upraw. Przykładowo: odmian ziemniaków w Ameryce jest niemalże dwieście, ale w Irlandii w XIX wieku uprawiano zaledwie trzy odmiany. Z całą pewnością wielu czytelników słyszało o wielkiej klęsce głodu na tej wyspie około roku 1840. Żadna z odmian kartofli sadzonych w Irlandii nie była odporna na zarazę ziemniaczaną. Z głodu zmarło milion Irlandczyków. Drugi milion wyemigrował do Ameryki. Dzisiaj w Irlandii mieszka mniej ludzi, niż 150 lat temu. Tamta katastrofa powinna być wielkim ostrzeżeniem dla współczesności.

Świat współczesny, za sprawą nielicznych decydentów, idzie dramatycznie w kierunku skrajnie nieodpowiedzialnych działań wprowadzania monokultur. Nie chodzi przy tym  wyłącznie o redukcję różnorodności materiału siewnego, lecz przede wszystkim o eksperymentowanie genetyczne. Rzecznicy zysku za wszelką cenę dążą do rozszerzenia upraw roślin genetycznie modyfikowanych na kolejne kraje. Aktualnie krajem, który produkuje najwięcej żywności modyfikowanej są Stany Zjednoczone. Pewne światowe koncerny, w tym Monsanto, starają się o zmianę przepisów w kolejnych krajach. Praktyka jest taka, że oferuje się plantatorom i drobnym rolnikom do wysiewu ziarno zmodyfikowane, które jest jednakże na licencji. Oznacza to, iż po zbiorach nie można części ziaren odłożyć pod przyszłe zasiewy. Należy kupić ponownie materiał siewny lub i tak zapłacić za korzystanie z ziarna do wysiewu uzyskanego z własnych plonów. To jest jednakże jedynie wierzchołek góry lodowej. W wielu krajach powstają więc oddolne ruchy sprzeciwu wobec koncernów sprzedających zmodyfikowane ziarno siewne. Prowadzone są także międzynarodowe akcje sprzeciwu wobec roszczeń koncernów, które potrafią gromadzić nawet więcej, niż milion podpisów pod konkretnymi petycjami. W Europie, w przeciwieństwie do USA, większość plantatorów i rolników ma słuszne opory przeciwko stosowaniu w zasiewach ziaren pochodzących od roślin genetycznie zmodyfikowanych. W krajach Unii Europejskiej wszystkie rządy krajowe zostały zobligowane do dokładnego określenia obszaru ziem na których są lub mogą być wysiewane nasiona genetycznie zmodyfikowane.

Aktualnie prace nad tym zagadnieniem prowadzone są w polskim Sejmie na poziomie odpowiedniej podkomisji i komisji. Wiele wskazuje na to, że w Polsce może dojść do ustanowienia stref w których można wysiewać ziarno genetycznie zmodyfikowane. W takim wypadku ograniczenie miałoby polegać na ustaleniu odległości od obszarów na których wysiewa się jedynie tradycyjnie stosowany materiał siewny, lub też istnieją pasieki. Ustalenie odległości 3, 5 czy też 10 km dla upraw zmodyfikowanych w stosunku do obszarów upraw tradycyjnych nie jest w rzeczywistości żadnym uczciwym rozwiązaniem. Naukowcy stwierdzili, że pyłki zbóż roślin zmodyfikowanych potrafią przemieszczać się nawet na odległość kilkudziesięciu kilometrów. Także nasiona z upraw zmodyfikowanych mogą przemieszczać się w sposób naturalny, np. jako nieprzetrawione przez migrujące ptaki lub też przypadkowo rozsypywać się w znacznej odległości od miejsca zbioru, czy też magazynowania. W tej sytuacji wydaje się, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłoby ustanowienie całej Polski, jako strefy wolnej od GMO. Niestety taka realistyczna postawa występuje jedynie wśród posłów zaledwie jednego klubu w polskim parlamencie.

Nie jest więc wykluczone, że już niebawem znaczne obszary Polski zostaną skażone ziarnem zmodyfikowanym genetycznie. W praktyce będzie to oznaczać, iż nie będziemy wiedzieć co spożywamy, gdyż optycznie nie da się odróżnić ziaren z upraw tradycyjnych od tych z obszarów, na których wolno uprawiać zboża genetycznie zmodyfikowane. Temat jest gorący, więc zapewne do niego wrócimy.

Jan Szałowski