Publikacje członków OŁ KSD

Solidarnościowy półkownik. Z Piotrem Zarębskim, łódzkim reżyserem i producentem filmowym rozmawia Andrzej Klimczak.


ANDRZEJ KLIMCZAK: W tym roku, po raz kolejny, podjąłeś nieudaną próbę wyemitowania w telewizji publicznej swojego filmu o Solidarności, który powstał w roku 1990.

PIOTR ZARĘBSKI: Muszę najpierw przypomnieć historię realizacji filmu, bo jestem przekonany, że ma to znaczenie. W 1980 roku, w Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi, mój kolega ze Szkoły Filmowej, Adam Sobolewski, nakręcił materiały filmowe opowiadające o wydarzeniach w grudniu 1970 roku. Nie zdążył zmontować filmu, bo Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Kolega został internowany i potem zmuszony do wyjazdu zagranicę. Na szczęście materiały filmowe zostały doskonale ukryte i mimo kipiszu przeprowadzonego wówczas przez SB-ecję, przetrwały do dzisiaj.

Nadszedł rok 1989, a wraz z nim zamieszanie, które było dla mnie impulsem aby wykorzystać sprzyjający moment i zrealizować film dokumentalny o Solidarności. Wiedząc jak komuniści „dotrzymują” umowy i czym się to z reguły kończy, pomyślałem, że póki jeszcze można, to trzeba pojechać na zjazd Solidarności do Gdańska. Zarejestrować to wydarzenie, oraz podjąć próbę odpowiedzi na pytanie - jaka Solidarność pozostała po stanie wojennym?

Udało się i film pt. „1980 Solidarność 1990 – 10 lat później” powstał w marcu 1990 roku w Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi. Film zrealizowano na taśmie czarno – białej 35 mm. To ważne bo technika video była jeszcze w Polsce w powijakach.

Od kolaudacji – czyli przyjęcia filmu w WFO, film praktycznie przestał istnieć w przestrzeni publicznej. Odbyło się jedynie kilka autorskich pokazów w kinach. Ku uciesze oficjeli, film trafił na półki archiwum.

Chcesz wiedzieć ile razy podejmowałem próbę wyemitowania filmu w telewizji publicznej?

Otóż film jest własnością Wytwórni Filmów Oświatowych. Tak naprawdę dyrektorzy tej wytwórni powinni być zainteresowani dystrybucją filmu. Ale nigdy nie byli. Zresztą do dzisiaj na stronie internetowej WFO, ten tytuł nie jest aktywny i film nie ma żadnego opisu.

Po roku 1989 władze TVP były najczęściej z nadania postkomunistów, lub wręcz składały się z agentów minionego systemu. Z góry było wiadomym, iż ten film nie będzie w kręgu zainteresowania telewizji publicznej, z uwagi na wydźwięk sprzeczny z kłamliwą propagandą, jaką stosowano wobec społeczeństwa polskiego po okrągłym stole.

Tym niemniej, za zgodą wytwórni, przekopiowałem film na nośnik video i zaczął się okres mojego filmowego tourne po Polsce i zagranicy. Ta podróż trwa do dzisiaj. Film jest pokazywany od czasu do czasu na autorskich pokazach.

O moim filmie swego czasu mówiło się dość dużo, ale jedynie w… nieoficjalnym drugim obiegu.

Czasami próbowałem zainteresować nim redakcję dokumentalną TVP. Nadzieja, że to się uda była tylko wtedy, kiedy u władzy był rząd premiera Jana Olszewskiego lub Jarosława Kaczyńskiego.

Wówczas wysyłałem ofertę do prezesa TVP, lub odpowiedniego redaktora, z pytaniem czy będą zainteresowani emisją? Nigdy nie otrzymałem odpowiedzi. Mogę jedynie usprawiedliwić byłego prezesa TVP, Bronisława Wildsteina, bo otrzymał moją ofertę tuż przed utratą stanowiska i nie zdążył na nią odpowiedzieć.

W 2016 roku zaoferowałem film o Solidarności redaktorom z „Obserwatora” w TVP. Tam bardzo się zainteresowano jego emisją i na chwilowym zainteresowaniu sprawa się zakończyła. Do dzisiaj nie wiem, czy wystąpili do WFO o prawa do emisji.

Może powodem braku odpowiedzi w sprawie emisji w TVP były błędy techniczne, uniemożliwiające emisję?

Błędy? Rozmawiamy o profesjonalnie wykonanym filmie na taśmie 35 mm, który może być wyświetlany w kinach! Nie ma mowy o żadnych niedoskonałościach technicznych. Uważam, że powodem dla którego film nie może się doczekać emisji w TVP, są jego archiwalne treści, uświadamiające dlaczego Solidarność z dziesięciomilionowego ruchu społecznego stała się jednym z kilkunastu niewiele znaczących związków zawodowych

Co zatem znajduje się w treści tego filmu, że wciąż tkwi w archiwalnym areszcie?

Powodem blokowania emisji filmu w TVP jest jego przesłanie i prawda udokumentowana w faktach, potwierdzona przez wypowiadających się w filmie kluczowych działaczy Solidarności. Skupiłem się w filmie na przeprowadzeniu rozmów z osobami, które ubiegały się o stanowisko przewodniczącego Solidarności w roku 1980 oraz po stanie wojennym w 1989 roku. Byli to: Jan Rulewski, Andrzej Gwiazda, Marian Jurczyk, Zbigniew Wójcik i Andrzej Słowik.

Wówczas jedynie Lech Wałęsa odmówił mi udzielenia wywiadu. Nagrałem jednak jego wystąpienie z trybuny zjazdu Solidarności i to wystarczyło jako uzupełnienie  dokumentalnego materiału filmowego.

A może to jest tak, że fakty przedstawione w filmie mogą zaszkodzić komuś, kto dzisiaj jest na politycznym świeczniku?

Prawda może zaszkodzić tylko kłamcom. Tym, którzy boją się prawdy – a jest ich dzisiaj jeszcze wielu i to tych na świeczniku, jak to nazwałeś.

Są to osoby, które na kłamstwie i manipulacji budowały swoje kariery polityczne i biznesowe. Zarówno w poprzednim systemie, w stanie wojennym oraz po  roku 1989, aż do dnia dzisiejszego.

Ten układ oparty na kłamstwie, coraz słabiej, ale trzyma się nadal, co widać dzisiaj po protestach sztucznie inicjowanych jako odpowiedź na prospołeczne i propaństwowe zmiany, które ograniczają ich wpływy i zagrażają zawłaszczonym stanowiskom i majątkom.

Wydaje się, że po ponad ćwierćwieczu, licząc od przełomu roku 1990, „Solidarność” wymaga solidnej dyskusji, spojrzenia na jej historię z wielu perspektyw. Należy wyjaśnić dlaczego związek zawodowy, posiadający niegdyś 10 milionów członków i wszelką pomoc finansowo-techniczną, został doprowadzony do dzisiejszej, bardzo ograniczonej formuły. Czy Twój film mógłby być pretekstem do takiej społecznej dyskusji i wyjaśnienia wielu tajemnic związanych z  NSZZ Solidarność?

Najpierw musiałaby zaistnieć polityczna wola poszukiwania prawdy historycznej ostatniego ponad ćwierćwiecza. Jestem przekonany, że mój film mógłby pomóc w takiej dyskusji. Należało to zrobić dużo wcześniej i rozbroić jak najszybciej tę bombę, którą Polsce podkłada dzisiaj opozycja i awanturnicy z SB-ecji.

To najczęściej dawni, tajni współpracownicy komunistycznych służb specjalnych, używają dzisiaj argumentu, że to oni są z pierwszej Solidarności (sic!). To jest obraza dla wszystkich uczciwych ludzi, którzy tworzyli ten ruch w 1980 roku. Agenci i informatorzy byli w pierwszej Solidarności po to, by inwigilować uczciwych ludzi, denuncjować, a w konsekwencji wsadzać do więzień, niszczyć psychicznie a nawet mordować. Bezczelnie wykorzystywali i wykorzystują fakt, iż po 1989 roku powstała inna Solidarność niż ta, którą tworzyli robotnicy w 1980 roku. Agenci tkwili w strukturach Solidarności przez lata. Część z nich udało się ujawnić. Myślę, że inni „działają” w NSZZ  „S” do dzisiaj.

Po 1989 roku nie reaktywowano tego samego związku Solidarność z roku 1980, nie zwołano Komisji Krajowej w poprzednim kształcie personalnym. Zmieniono statut bez żadnej procedury i do tego wszystkiego, dobrano „działaczy związkowych” wytypowanych przez otoczenie Wałęsy, Kuronia, Geremka, Kiszczaka, Jaruzelskiego.

W nowym związku Solidarność nie było Anny Walentynowicz czy Andrzeja Gwiazdy, Ewy Kubasiewicz – to już wtedy budziło wątpliwości.

Dzisiejsi liderzy Solidarności przeszli nad tym do porządku dziennego… czyli tak naprawdę usankcjonowali zdradę zafundowaną Narodowi przez panów pijących wódkę w zaciszu  Magdalenki. Zafundowali zdradę przyklepaną przy okrągłym stole.

Jeśli chce się budować wspólnotę narodową należy skończyć z kłamstwem i udawaniem, że go nie było.

To ostatnie zdanie wypowiedziane przez Ciebie brzmi jak apel do obecnie sprawujących władzę...

To apel do Polaków, którzy powinni dbać o prawdę historyczną. To Naród wybiera swoich przedstawicieli do parlamentu, który de facto wskazuje sprawujących władzę.  Naród winien władzę kontrolować w tak istotnych sprawach. Powinien żądać każdej prawdy na każdym kroku, nie tylko o tym o czym tu rozmawiamy, ale także by ujawniono wszelkie archiwa komunistyczne, w tym ów sławetny Aneks sporządzony przez min A. Macierewicza. A dzisiaj słyszymy od decydentów, że nie teraz… Dlaczego nie teraz?

Wiadomo, że Solidarność od początku swojego istnienia nie była instytucją jednolitą. Do tego należy dodać indoktrynację służb specjalnych PRL, oraz działających w związku agentów- również tych nadal nieujawnionych i nierejestrowanych. Czy Twój film może wyjaśnić mechanizmy, które doprowadziły do dzisiejszego kształtu tego legendarnego związku zawodowego?

Jak wspomniałem w 10 milionowym ruchu, oprócz ogromnej ilości uczciwych ludzi, znajdowali się i tajni agenci i karierowicze. W 1980 roku jawni i niejawni przedstawiciele instytucji PRL zaczynali tracić wpływy w wyniku oddolnych i demokratycznych wyborów. Dlatego wprowadzono stan wojenny. Trwał tak długo, aż udało się komunistom odtworzyć utracone pozycje, kradnąc przy okazji znak Solidarności.

Po 1989 roku  kompletnie zdyskredytowali znaczenie Solidarności, po to by móc swobodnie parcelować dobra narodowe pomiędzy siebie.

Wielu uczciwych ludzi Solidarności dało się zwieść nie tylko Wałęsie – Bolkowi, ale także propagandzie przekonującej, że teraz będziemy mieli wolną i demokratyczną Polskę.

Tak bardzo „demokratyczną”, iż… prezydentem został Jaruzelski. Nierozliczeni z win komuniści pozostali przy władzy, a oszukiwane społeczeństwo wegetowało zgadzając się na zaciskanie pasa na rzecz pomysłów Balcerowicza i pozbywania się majątku państwowego.

Niemrawy związek zawodowy nawet nie miał odwagi osądzić poprzedniego systemu, przeciwstawić się wyprzedaży majątku narodowego i milcząco przyglądał się  jak z honorami przeznaczonymi dla bohaterów chowano Jaruzelskiego. Wstyd!

Warto przypomnieć rotę Solidarności, jaką składają jej kolejni przewodniczący: „Przysięgam na honor, na tradycje Narodu Polskiego być godnym kontynuatorem sierpniowej idei Solidarności. Będę bronił praw i godności człowieka, bez względu na konsekwencje, jakie będę ponosił. Będę przestrzegał postanowień zawartych w statucie NSZZ Solidarność i działał w interesie ludzi pracy. Będę służył Ojczyźnie i Związkowi poprzez umacnianie demokracji i koleżeńskiej idei Solidarności. Będę strzegł ich niezawisłości i suwerenności. Przysięgam.”

Tak jak zdradzono ideały Solidarności z 1980 roku, tak Wałęsa – Bolek złamał tę przysięgę. Na dodatek dołożył jeszcze „Tak mi dopomóż Bóg”… Nic dodać nic ująć.

Czy nie uważasz, że warto byłoby dzisiaj uzupełnić Twój dokument 10-lecia Solidarności o następne dekady?

Nie zastanawiałem się nad tym… Ale myślę, że te kolejne dekady są podobne do siebie i chyba byłby to nudny serial…

W Twoim filmowym dorobku nie brakuje filmów, których przez wiele lat nie mogłeś zrealizować, a potem próbowano je cenzurować, tak jak dokument o Rafale Gan Ganowiczu, walczącym z komunistami w Kongo i Jemenie.

Staram się robić filmy, które przekazują określone wartości. Przez cały czas okazywało się, że moja wizja i dobór tematów zasadniczo rozmijała się z wytycznymi decydentów medialnych. Z kłopotami, ale mimo wszystko udawało mi się robić te filmy, które uważałem za ważne. Utarczki o fundusze na produkcję spowodowały, że uodporniłem się na wszelkie trudności. Przecież o film pt „Więźniarki” musiałem stoczyć 10 letnią batalię by go nakręcić.

Ważna jest teraźniejszość, o której chciałem przy tej okazji wspomnieć. Niedawno zrobiliśmy wspólnie z reżyserem Leszkiem Ciechońskim film pt. „Kocham cię jak w Irlandii”. Film dotyka ważnego problemu odbierania polskim rodzicom dzieci na Zachodzie, na przykładzie Polki mieszkającej w Irlandii. Nie chciałbym streszczać filmu, ale w grę wchodziła stronniczość irlandzkiego sądu i zamiecenie pod dywan sprawy podejrzanego o pedofilię jej partnera, Irlandczyka. Obnażamy w filmie bezwzględność z jaką działa przedziwna organizacji Tusla, która - że tak dobitnie to nazwę, „bazuje na dystrybuowaniu dzieci” do rodzin zastępczych. To wszystko działo się przy biernej postawie polskiego konsula.

Wydawałoby się, że tak ważny film stanie się w TVP wręcz tematem dnia. I co? Przeszło pół roku odbijaliśmy się od drzwi redakcji różnych programów. W końcu film wyemitowano w takim czasie, kiedy ludzie byli jeszcze w pracy.
To pokazuje jak realizowana jest misja, w publicznej podobno TVP.

I drugi przykład: także z Leszkiem Ciechońskim staramy się znaleźć fundusze na Filmową Antologię o Niemieckich Obozach Zagłady w Europie. Powstały już dwa filmy z tego cyklu o obozie w Flossenburgu i Stutthofie. Idea jaka nam przyświeca, to pokazać mechanizm skrupulatnie zaplanowanej przez Niemców fabryki śmierci. Czynimy to na przykładzie 25 obozów, uznanych za obozy koncentracyjne. Chcemy aby te filmy były dostępne dla każdego, a szczególnie służyły jako materiał dydaktyczny dla szkół w Polsce i zagranicą. Aby przetłumaczone na kilka języków obcych, służyły ambasadom i innym instytucjom do odkłamania polskiej historii.

Przy tym projekcie uczestniczą także studenci Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej z Torunia, realizując własne etiudy filmowe.

Projektem zaczęto się interesować dopiero po wyborach parlamentarnych - między innymi zainteresowanie wyraziła Minister Edukacji Narodowej, Anna Zalewska, która zadeklarowała daleko idąca współpracę. Również IPN przez kilka miesięcy deklarował wolę współpracy. Jednak ostatnio coś się „zacięło” w tych instytucjach, doprowadzając do wstrzymania realizacji Antologii.

Tak więc pokazuję tu, że droga pod górę z moimi filmami czy projektami jest ciągle taka sama, choć tematy są niezwykle ważne i dotyczą istotnych spraw Polski i Polaków.

Antologia niemieckich obozów koncentracyjnych, to bardzo ważny głos w przeciwdziałaniu fałszowania historii i próbie przeniesienia winy na Polskę, która była ofiarą tej zbrodni. Jednak rodzi się obawa, że kolejne Twoje projekty filmowe zostaną umieszczone na półkach archiwum i to w czasie, kiedy rządy sprawuje partia Jarosława Kaczyńskiego?

W urzędach pracuje się jak dawniej powoli a decyzje wydaje się zależnie od „uznawalności” urzędniczej. Być może takie inicjatywy są uznawane jako zagrożenie dla ich własnych inicjatyw, bo w innym przypadku byliby niepotrzebni, potraciliby lukratywne stanowiska czy wpływy. Urzędnik, który im więcej wymyśli zagmatwanych przepisów, tym bardzie czuje się potrzebny. Stąd bierze się dzisiaj taka biurokracja i ten urzędniczy język, który dla większości Polaków jest kompletnie niezrozumiały. Za tym ciągnie się kolejna grupa osób i firm świetnie wyspecjalizowanych w wypełnianiu wniosków, rubryk, krateczek w pozyskiwaniu funduszy.

To nie tylko polski problem – przecież widzimy co serwuje Unia Europejska… aczkolwiek w Niemczech czy Francji korzystanie z dotacji jest znacznie łatwiejsze. Może dlatego, że tam urzędnik myśli o dobru społecznym, o wspólnocie, o państwie, a nie tylko o swoim stołku. W przypadku Antologii obozów koncentracyjnych powinna być otworzona specjalna linia dla tej realizacji, o której tu nie powinniśmy w ogóle wspominać. Antologia powstanie bez względu na dziwny „opór materii” i jako twórca pragnę to przyrzec Polakom.

http://www.sdp.pl/wywiady