Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - BETANIA

Upiornie wyglądający mur z betonu, wysoki na dwanaście metrów, biegnie zygzakiem między wiekowymi oliwkami, rozdzielając zabudowania Łazarzówki – al-Azariyya – od Góry Oliwnej. A przecież jeszcze nie tak dawno, jakieś piętnaście lat temu, można było wędrować na przełaj od grobu Łazarza na punkt widokowy u stóp hotelu Seven Arches, skąd rysuje się jedyna w swoim rodzaju panorama na Jerozolimę. Łazarzówka, jedna z enklaw Autonomii Palestyńskiej, w obecnych czasach intensywnie się rozbudowuje, z braku dogodnego miejsca pod zabudowę wkraczając nawet na skarpy okolicznych wzgórz. Niezmienne są tylko owe pryzmy śmieci i hałdy wszelakiego złomu przy głównej drodze prowadzącej do muzułmańskiej dzielnicy.

Na dziedziniec przed kościół franciszkanów wiedzie ścieżka obrzeżem bujnego ogrodu o wyglądzie oazy na pustyni, prawie ocierając się o bizantyński mur z regularnie ciętych bloków. Kościół jest nowy, o fatalnej akustyce, w to miejsce barwnie ozdobiony wysokiej klasy mozaikami krótko po tym, jak Antonio Barluzzi ukończył swe kolejne arcydzieło w 1955 roku.

Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł (J 11,21), lamentowała siostra zmarłego, Marta. To główny temat cyklu mozaikowego. A miała prawo postawić podobny wyrzut Jezusowi, wszak to Jego zaprzyjaźniony dom i Jego przyjaciel. Ileż to razy zatrzymywał się w tym domu podczas pobytów w Jerozolimie! Przecież nie miał innego, podobnie gościnnego schronienia w żydowskiej stolicy. Po powrocie ze świątyni, gdy za dnia miał zwyczaj nauczać lud i przepowiadać Dobrą Nowinę, noce spędzał w grotach na zboczu Góry Oliwnej. Może gdyby był jeszcze sam jeden, częściej by zachodził w gościnę do Łazarza, Marii i Marty, ale przecież zawsze towarzyszyła Mu spora gromada uczniów i sympatyków. Jak w takich okolicznościach nachodzić przyjaciół i wpraszać się pod cudzy dach.

Tak, niezwykle inspirujący to dialog, jaki w związku z tą wymówką wywiązał się pomiędzy Nauczycielem z Nazaretu a Martą, kobietą konkretną i rzeczową. Kiedy Jezus zapewniał ją, że pomimo śmierci brat jej zmartwychwstanie, ta się z tym zgodziła, owszem, ale stanie się to w dniu ostatecznym. Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Tego Marta pojąć już nie była w stanie, dlatego w pytaniu o wiarę w moc Jezusa nad śmiercią zeszła z głównego tematu w dygresję: Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży.

Druga mozaika każe nam zatrzymać się przy samym Łazarzu, który oto na głos Jezusa wyszedł z grobu, cały powiązany opaskami, już cuchnący, przecież od czterech dni spoczywał w grobie, zauważyła Marta. W bizantyńskim kręgu kulturowym artyści przedstawiają ludzi towarzyszących tej scenie z wymownym gestem zaciskania nosów palcami.  

Franciszkański artysta już tego nie dopowiedział, ale z Ewangelii wiemy, jakie następstwa pociągnął za sobą ten cud. Zdarzenie musiało być na ustach całej Jerozolimy, tym bardziej że odbyło się w obecności naocznych świadków, Żydów towarzyszących siostrom zmarłego. Elity żydowskie jakieś stanowisko winny zająć wobec niesłychanego zdarzenia: uznać, że Jezus jest posłańcem Boga, wyczekiwanym Mesjaszem przez naród wybrany, albo uznać Rabbiego z Galilei za uzurpatora, który zwodzi lud, przez co narażał wypracowaną z Rzymianami równowagę polityczną w kraju. No dobrze, ale przywrócić człowieka zmarłego do życia po kilku dniach od śmierci? Co z tym? Czy można ten fakt zignorować? Przecież byli naoczni świadkowie cudu. Czy i oni doświadczyli zbiorowej halucynacji?

Jakiś czas wcześniej doszło do podobnego rozdwojenia opinii, kiedy przy sadzawce Siloe Jezus przywrócił wzrok niewidomemu od urodzenia  (J 9,1-41).  Jedni mówili, że Jezus jest  opętany przez złego ducha i odchodzi od zmysłów, kiedy wykorzystał zdarzenie do wygłoszenia apologii o dobrym pasterzu, za jakiego się uznał. Inni, przeciwnie, nie dali się przekonać pogłosce rozpowiadanej przez ówczesną propagandę szeptaną i zdecydowanie twierdzili: To nie są słowa opętanego (J 10, 20-21).

W zwołanym na wniosek arcykapłana Kajfasza Sanhedrynie w związku z Łazarzem, i tym razem panowało niemałe poruszenie, a zapewne i rozdwojenie opinii. Co więcej, zgromadzenie musiało mieć przebieg bardzo burzliwy, niemniej w konkluzji przeważył oportunizm i postawa niesprzeciwiania się opinii faryzeuszy, którzy stanowili większościowy blok antyjezusowy. Ich wyrazicielem był sam Kajfasz, piastujący podówczas najwyższą godność kapłańską, który w tych słowach zabrał głos: Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród (J 11,49-50). I tę opinię motywował bojaźnią przed Rzymianami, że okupanci wkroczą do Świętego Miasta, że zniszczą świątynię i wytępią naród. Ale Rzymianie w Palestynie już byli od dawna, od blisko stu lat, kiedy przywiódł ich do ziemi żydowskiej Pompejusz w 63 roku starej ery.

O co zatem chodziło? O jakie z ich strony niebezpieczeństwo w związku z wystąpieniem Jezusa? Otóż establishment żydowski nie mógł uznać Jezusa za Mesjasza, czyli tego, który w ich wyobrażeniu o mesjanizmie miałby stać się kimś w rodzaju generała lub wodza, narodowym przywódcą w walce  z Rzymianami. Jeśli lud uznałby Jezusa za Mesjasza i poszedłby za Nim, Ten, w przypływie wiary w swą moc i misję, porwałby naród do walki z Cesarstwem Rzymskim, jak błędnie przewidywano. A każdy polityk przy zdrowych zmysłach podobne powstanie uznałby za krok samobójczy dla narodu, bo nie było podówczas ludu w basenie Morza Śródziemnego, który byłby władny przeciwstawić się potędze Rzymu. Wielka tragedia w rozminięciu się pojmowania roli Mesjasza w narodzie wybranym! Tego więc dnia postanowili Go zabić (J 11,53).

Kolejna scena z mozaiki jest już spokojniejsza w swej wymowie, bo przywołuje rozmowę obu sióstr w obecności Jezusa, Marty i Marii. I znów Marta wystąpiła z wymówkami: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła (Łk 10, 38-42). Widać z tego, że Marta była spoufalona z Jezusem. Ale to nie ona dostąpiła pochwały, lecz jej siostra, Maria, ale nie z powodu jej rzekomego ociągania się od prac domowych, tylko przez jej wybór: należy wszystko odstawić na bok, kiedy Pan mówi! W takim momencie nie ma ważniejszej chwili, ważniejszego zajęcia, ważniejszych spraw. Swoją drogą, jakby to wyglądało, gdy dwie kobiety krzątają się przy kuchni, a Jezus, jako gość, zostałby pozostawiony sam sobie, bez towarzystwa gospodarzy domu?

I jeszcze jedna rzecz: w ówczesnej kulturze semickiej przebywanie kobiety w pojedynkę w obecności obcego mężczyzny, choćby uchodził on za przyjaciela domu,  uchodziło za rzecz wielce naganną. Jezus łamał ówczesne kanony obyczajowe, ale nie motywowany przekorą, lecz przez samoświadomość: występował jako Pan szabatu, a więc i Pan ówczesnych zaszłości, niebawem już i Pan Historii.

Ostatnia mozaika znów każe nam odwołać się do Jana Ewangelisty, który przytoczył zdarzenie, jakie miało miejsce na tydzień przed śmiercią Jezusa. Pewien bardziej zamożniejszy sąsiad rodzeństwa z Betanii, Szymon Trędowaty, wyprawił we wsi ucztę dla Jezusa i Jego uczniów, zaprosił na nią także Łazarza i jego siostry.

I wtedy rozegrała się poruszająca scena. Oto pewna kobieta, którą Jan Ewangelista identyfikuje z Marią, czyli tą,  która „wybrała lepszą cząstkę”, czym zaskarbiła sobie pochwałę Jezusa, teraz nachyliła się do Jego stóp, wylała na nie olejek i poczęła swymi włosami je wycierać. Czy można sobie tę scenę w ogóle wyobrazić? Jan, kiedy będąc już starcem i spisywał swoją  Ewangelię pod koniec I wieku, a więc po kilkudziesięciu latach od zdarzenia, czuł jeszcze aromat olejku nardowego: A dom napełnił się wonią olejku (J 12,3). Ktoś musiał wymowę tej podniosłej sceny zepsuć. To Judasz swoją małością: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Zawsze znajdą się ludzie, którzy wzniosłość, szlachetność i bezinteresowną miłość potrafią sprowadzić do poziomu gruntu, nawet w takim jak ten momencie!