Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki-Cokolwiek czynisz...

"Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca" ("Quidquid agis prudenter agas et respice finem" - anonimowa myśl pochodząca ze Średniowiecza)
Z satysfakcją napisałem >Średniowiecze< z dużej litery, oddając i w ten sposób hołd czasom, w których bardzo poważnie traktowano człowieczeństwo i sens żywota. Bajecznie kolorowe, roztańczone i rozśpiewane, wzlatujące ku niebu strzelistym gotykiem katolickich katedr, ustanawiające uniwersytety, organizujące sensownie życie, czujne na zakusy piekieł Średniowiecze. (Co nie znaczy, że wolne od grzeszności.)

Opisywane z podziwem przez autentycznych badaczy dziejów. Okrzyczane przez mydłków postępu za „obskurne” – bo bez wodociągów, lodówek, papki telewizyjnej wciskającej mity jako rzeczywistość, ogłupiającego łomotu decybeli, śmiercionośnego relatywizmu...

Tą wyliczankę „przewag” teraźniejszości nad dawnymi czasy, można mnożyć. Żadna nie odda jednak istoty ludzkich uczuć. Cóż z tego, że szeroko rozumiana technika dała nieosiągalne ongiś narzędzia dla penetracji świata – naszej Ziemi, naszego mikro i (naszego?...) makro – kosmosu?...

Pisałem przed laty: „Czy poziom medycyny, techniki może być wyznacznikiem jakości naszego życia? Kto i w jakim zakresie bywa konsumentem wygodniejszej, lżejszej, czasami bezpieczniejszej egzystencji? Czy patrząc na urokliwą, o wielkich ciemnych oczach, twarz młodziutkiej Egipcjanki z portretu natrumiennego z Fajum widzimy różnicę wieków? Odważymy się powiedzieć pod jej wzrokiem, że tamte - sprzed setek, tysięcy lat - marzenia, pragnienia, tęsknoty, tamte oczekiwania na miłość, na spełnienie, tamto ludzkie szczęście i rozpacz, radość i ból, przyjaźnie i osamotnienia, odwaga i lęki były mniej odczuwalne, bo bez telewizora, „komórki”, internetu, samochodu, samolotu, wypraw mających osiodłać Marsa? Gorsze bez pralek, kuchenek mikrofalowych, superproszków i extraczyścideł,?  Inne bez przeszczepów, antybiotyków? Niedoskonałe bez – o zgrozo! – hamburgerów i big maca?...
 
Każdy czas ma swoje odkrycia, standardy i rzeczy, którymi posługują się ludzie. I to jest normalne dopóki zależność nie zostanie odwrócona, a przedmiot nie zajmie miejsca podmiotu. To, co najważniejsze realizuje się zawsze w obszarze uczuć; w osiąganiu i przekraczaniu zewnętrznych i wewnętrznych horyzontów człowieczeństwa. Tam można odkrywać swoją wyjątkowość, godność, powołanie. Tam można odszukać „telefon” do Stwórcy, aby pytać o prawdę i fałsz, aby zorientować, jaki jest aktualny bilans handlu wiecznością i teraźniejszością. Nawet z kosmosu wynieść świadomość: „Nie to jest największym wydarzeniem, że osiągnęliśmy Księżyc, lecz to, że Chrystus chodził po Ziemi!” (Neil Armstrong, amerykański kosmonauta, który pierwszy postawił nogę na srebrnym globie w 1969r.)
I to jest prawdziwy, najprawdziwszy Postęp.”

Tak, powtarzam się. Ale czy to wszystko, czym dysponujemy w obszarze ludzkich pragnień – szczęścia, wolności - nie opiera się na dawnych, określonych fundamentach? Od czasu, kiedy człowiek otrzymał Ziemię, aby czynił ją sobie poddaną w trudzie i znoju? Wcześniej niż Średniowiecze. Wcześniej niż sięgają dokumenty Starożytności.
                                                                                                      ***
Quidquid agis prudenter agas et respice finem. - Sentencja jak sentencja, powie zagoniony, wdeptywany w codzienność człowiek postępu. Chwytający chwile w aranżowanym wyścigu ku nicości. Tak czy inaczej ku nicości materialnej. A przecież w tej niezwykle skondensowanej wskazówce zawarty jest drogowskaz dobrej wyprawy przez życie człowieka rozumnego.

- „Czyń roztropnie” – mówi złota myśl. Roztropnie – mądrze. Mądrze – czyli docierając jak najbliżej prawdy. A prawda, daje ogląd rzeczywistości, a nie jej miraże wiodące na manowce, ku zgubie – jeżeli nawet etapy pośrednie mogą dawać poczucie bezpieczeństwa i sukcesu. Bo prawdą jest zgodność rozumienia rzeczywistości (rzeczy, zjawisk) z nią samą. My jeno jesteśmy upartymi odkrywcami jej coraz głębszych tajemnic. I dobrze. I tak być powinno. A nawet – tak być musi. To odwieczne pragnienie i obowiązek człowieka.

Dramat, a nawet tragedia zaczyna się wtedy, kiedy penetracja szczegółów zaciera obraz całości. A rozum zostaje zaciemniony przez pyszałkowatość. Czy nie o to chodzi Kłamstwu, atakującemu nas miliardami impulsów informacyjnych (wszystko jest informacją), przedefiniowującemu klasyczne, fundamentalne dla komunikacji społecznej pojęcia? Kierującemu naszą uwagę, nasze „priorytety” na wytężoną codzienną krzątaninę za chlebem, pracą, inni za kasą, seksem bez zobowiązań, za lustrem samozachwytów.

Powtórzenia, powtórzenia... Nihil novi sub sole... Niezależnie od miejsca na Ziemi. Niezależnie od klasy, rasy, pozycji. Tyle tylko, że  w niektórych miejscach bardziej...

- „Czyń roztropnie i patrz końca” Końca czego? W jakiej perspektywie? Dnia? Tygodnia? Roku? Kadencji jakiegoś władania? Końca młodości? Sił? Zdrowia?  Życia?...
                                                                      ***
Malutkie dzieci mają czasami zwyczaj zakrywania oczek rękoma czy spódnicą mamy, aby uniknąć konfrontacji z niemiłą im rzeczywistością. Nie przystoi ludziom dojrzałym, bądź za takich - metrykalnie – uznawanych, uciekanie od weryfikacji swego rodowodu, sensu i celu istnienia. Ograniczanie - dla jakiegoś infantylnego komfortu - myślenia do życzeniowego, stanowiącego alibi miałkich, bądź całkiem nędznych, czynów.

Niestety lewość duchowa niszczy swoje potencjalne (wierzę) możliwości intelektualne dla chwilowych „przewag”; niechby jeno wyobrażonych w nadętej wyobraźni, bądź oklaskanych przez salonowych klakierów. Piszę o infantylności duchowej lewości, ponieważ zbyt liczne przykłady dokumentują, że we wszelkich potyczkach z rzeczywistością, lewizna odpycha uciążliwy balast wysiłku intelektualnego na rzecz błyskotek werbalnych, a kiedy te okażą się niewystarczające, ucieka w nademocjonalne okrzyki i czyny, których ofiarami paść mają ich przeciwnicy - wydumani, czy rzeczywiście stojący w opozycji do ich uproszczonej, prymitywnej wiedzy i wizji.
Lewość duchowa, na nieszczęście – również dla nich samych – wierzy w słuszność swoich wyborów. Wierzy w potęgę jedynie swego rozumu.

To ślepy tor bytu, jakże często używany w dziejach. „Na ślepym torze historii panuje największy ruch.” (Arnold Toynbee). A maszyniści „parowozów dziejów” wiozący nas do nowych światów, Nowych Wieków, tolerancyjni dla swoich ułud, zmieniają się od pewnej stacji w bestie nie tolerujące zbyt dociekliwych pytania: Dlaczego tędy? Czy to roztropne? Jaki ma przynieść pożytek w końcu?                                                                              ***
Chciałbym wspomóc ten tekst fragmentem znakomitego ostrzeżenia x. prof. Jerzego Bajdy (x. prof. Jerzy Bajda – I co dalej? Polakom pod rozwagę. NDz. 26/04/07), który zwrócił uwagę na Thomasa E. Brewtona:

„Ten publicysta przypomniał, że to, co proponowali encyklopedyści przed rewolucją francuską, było "wiarą w wyższość rozumu", który sam rzekomo potrafi kierować życiem społecznym. W praktyce okazało się, że jest to "zamek z piasku" podmywany falami politycznej tyranii. Władza "rozumu" ustąpiła natychmiast pierwszeństwa władzy rewolucyjnego terroru, który poddał rozum w służbę celom politycznym - czyli celom określonych grup politycznych. Po egzekucji króla Ludwika XVI trybunał rewolucyjny oświadczył, że "jest absolutnie konieczne ustanowić despotyzm wolności, aby zmiażdżyć despotyzm królów" (Brewton cytuje tu André Maurois "A History of France"). Krew lała się obficie w imię "wolności". Okazało się więc, że rozum jest bezbronny wobec siły. Zniewolenie rozumu przez brutalną siłę nie jest jednak tylko chłodnym skonstatowaniem faktu. Okazało się wkrótce, że "fakt" ten został zatwierdzony jako zasada, która definitywnie zdetronizowała rozum, apoteozując czysto materialną, kosmiczną siłę. Po opublikowaniu darwinowskiej hipotezy ewolucji kontynuatorzy liberalnego socjalizmu zaczęli kruszyć fundamenty konstytucji amerykańskiej i brytyjskiej, opowiadając się za "darwinizmem politycznym". Prominentny zwolennik i propagator darwinizmu Thomas Huxley oświadczył, że moralność chrześcijańską należy odrzucić jako zabobon. Stwierdził, iż nie ma czegoś takiego jak grzech, nie ma żadnego kryterium dla rozróżnienia dobra i zła, światem rządzi jedynie prawo walki o przetrwanie.”
   
***
Czy ta huxleyowska ( i np. wskazana w jednym z przednich felietonów singerowa) głębia wskazuje na dobrze ukształtowany i funkcjonujący rozum? I czy to jedynie akademickie spekulacje jednego z dziewiętnastowiecznych „olbrzymów”, czy też zapładniająca idea – podobna marxowemu potępieniu religii jako opium dla ludu - realizowana następnie przez żądną krwi gawiedź postępu?

To są oczywiście pytania retoryczne – wszak widzimy co się dzieje w ogłupiałych lewością duchową parlamentach, partiach, lobbies, trybunałach, elytach. Widzimy w którym kierunku idzie, zataczając się w pijanym widzie, świat „tolerancji” i „humanistycznych wartości”.

Lepkich jak plastelina, albo jak...

Quidquid agis prudenter agas et respice finem.


za: http://krzysztofnagrodzki.pl