Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać-Na szlaku do Santiago de Compostela (odc. XXXII)

Wędrówkę po mieście rozpoczęliśmy tam gdzie wszyscy, na Placu Obradoiro. Kogóż ja tu widzę! Jest nasz Filipińczyk, ksiądz z wyspy Luzon, którego straciliśmy z pola widzenia przed wieloma dniami, a który odprawiał dla nas trzy msze św. Jest Katharina z Rostocku, dzielna dziewczyna, która dopięła swego, dotarła do grobu Apostoła dwa dni przed nami. Dojechał na wózku inwalidzkim ów młodzieniec w towarzystwie brata i siostry, popychany przez rodzica.

Podziwiałem ich determinację, ich radość, tyle razy krzyżowały się nasze drogi.

Po raz pierwszy spotkaliśmy ich na szlaku gdzieś za Astorgą. Nie wiem, kim są i skąd pochodzą, bo nie było okazji do wymiany zdań. Jest to kanadyjskie małżeństwo z małym dzieckiem, częściowo na wózku, częściowo chodzącym. Dzielnie, szli od Burgos. Podobno w przyszłym roku planują wyjść na szlak już w Pirenejach.

Nie widzę urodziwej Brazylijki z Hamburga z synkiem o kręconych włosach i śniadej cerze, Massimem, który w moim notatniku narysował czerwoną kredką duże serce.

Widzę Polaka z biało-czerwoną chorągiewką przypiętą do roweru, którym przybył tu z Barcelony, mocno narzekając na niekończące się po drodze wzgórza.

Jest i młoda dziewczyna idąca pieszo z Lyonu – jakże też ona miała na imię? – która stąd udaje się do Fatimy, ale już autobusem, by tam wstąpić do zakonu, też nie zapytałem - jakiego. Tylu znajomych! Wszyscy się tu odnajdują.

Zamieniłem słowo z parą zakochanych, którzy poznali się na szlaku, on Amerykanin, ona Dunka, a którzy spacerują teraz po mieście trzymając się za ręce. Każdy chce mieć zdjęcie na tle frontonu katedry. Katedra jest tak gigantyczna, iż pomimo obiektywu o szerokim kącie widzenia należy podejść aż pod krużganki dawnego seminarium, obecnie gmachu urzędu miejskiego o pretensjonalnej attyce.
 
Tak, Monarchowie Katoliccy, Izabela i Ferdynand, to wielcy władcy, królowie z wizją, dla których pierwszym dobrem był interes państwa, a nie prywata. Nawet tu, przy katedrze,  wznieśli hospicjum dla pielgrzymów o tak cudownej fasadzie, na jaką tylko mógł sobie pozwolić hiszpański renesans w wersji plateresco. Mimo że nie byłem tu gościem, pozwolono mi wejść do salonów luksusowego obecnie hotelu – Hostal de los Reyes Católicos. Popadłem w zachwyt na widok hiszpańskości, owego ducha  Hiszpanii, ujawniającego się chociażby w samym tylko wystroju wnętrz – prostota i dostojeństwo,  barwność arrasów na bieli ścian, odkryte belkowanie w stropach!
 
Tysiąc lat historii wpisanej w architekturę, w zdobnictwo wszystkich epok, w rzemiosło artystyczne, w myśl zamkniętą w księgach przebogatej biblioteki. Gdy spisuję z notatek ten tekst, dochodzi mnie wiadomość o kradzieży z katedralnego archiwum rękopisu „Codex Calixtinus”. Jak można było dopuścić, by przepadł ten bezcenny skarb piśmiennictwa XII-wiecznego, dzieło Aimariego Picauda, jedyny taki zabytek na świecie! Przetrwał nawet okres grabieży francuskich wojsk napoleońskich, którzy w 1809 roku dotarli i tu, łupiąc kościelne srebra i złoto. A tu, w naszych czasach, na naszych oczach, ktoś ukradł bezcenny dokument.

PORTYK CHWAŁY

Kontemplację Portyku Chwały - bo przecież nie oglądanie - odłożyłem na poranek dnia następnego, na wczesną porę, kiedy w katedrze nie ma jeszcze ludzi.

- Wspaniałość. Tłum postaci. Jak się w tym wszystkim można rozeznać? Czy potrafisz  rozszyfrować znaczenie portalu? – zachwycała się Mariola.

- Spróbujmy dokonać tego razem. Mistrz Mateusz, który pracował nad tą kompozycją od 1168 roku  przez kilkadziesiąt lat,  zapewne do swej śmierci w 1217 roku, zawarł tu wielką wizję Kościoła. Rodzaj średniowiecznej summy teologicznej.

- Jaka to wizja?

- No właśnie, należy złamać kod, rozszyfrować znaczenie wszystkich figur, ich umiejscowienie, ich symbolikę, pamiętając, że człowiek średniowiecza odwoływał się właśnie do symboli, chcąc w ten sposób wyrazić wielkie prawdy wiary chrześcijańskiej, często niewyrażalne językiem mowy.
 
- Chcesz powiedzieć, że ów Mistrz Mateusz był nie tylko rzeźbiarzem i wybitnym artystą, ale i teologiem?
 
- O samym Mistrzu Mateuszu wiemy niewiele, prawie nic z jego życia, natomiast ktoś znający się na teologii musiał przedstawić mu cały program, jak rzeczy mają być zrobione, w jakim porządku. W tamtych czasach artyści jeszcze nie podpisywali swych dzieł, dlatego pozostają one dla nas najczęściej anonimowe. Spróbujmy więc odczytać symbolikę tego portalu. Bo jest to raczej portal, a nie portyk. Najsamprzód musimy określić kompozycję architektoniczną.

- Są tu trzy wejścia, połączone ze sobą. Centralne jest szersze od dwóch bocznych, bo i nawa środkowa jest szersza od pozostałych.

- To jest funkcja użytkowa, praktyczna, portal ma być bramą, która prowadzi do nawy, nawa zaś, czyli droga, wiedzie do prezbiterium, a w prezbiterium najważniejszym elementem jest ołtarz, bo na nim sprawuje się ofiarę Mszy świętej. Tak zatem ludzie wchodzący przez tę paradną bramę kierowali się do ołtarza. Czyli portal ma również funkcję liturgiczną. Ponieważ kościół był wyobrażeniem nieba, więc i portal miał być niejako bramą do owego niebiańskiego przybytku. Co za tym idzie,  musiał otrzymać odpowiednią oprawę ozdobną.

- Czyli kolejną funkcją portalu jest potrzeba pobudzenia u wiernych  wzruszeń estetycznych?

- Tak to można ująć. Cała  kompozycja jest przemyślana w najdrobniejszym szczególe. A więc musimy teraz złamać jej kod. Co to wszystko znaczy? Zajmijmy się najpierw portalem środkowym, jest najważniejszy. Tędy wchodził kapłan w procesji. Nad wejściem widnieje tympanon, czyli półkoliste pole symbolizujące okrąg niebiański, półsferę nieba. Postacią centralną w polu jest Chrystus. Chrystus tryumfujący, zmartwychwstały, bo w geście uniesionych rąk, zgiętych w łokciach, pokazuje rany po gwoździach, podobne rany kłute widzimy na Jego gołych stopach i dużą ranę ciętą w odsłoniętym boku.

- A co On ma na głowie? Jeśli dobrze widzę, to nie jest to  korona cierniowa.

- To jest korona królewska, bo Chrystus jest tu władcą, zasiada na tronie niczym cesarz, ale nie obuty, lecz boso. Jest ukazany w konwencji Pana Historii, czyli jest tym, kto otwiera dzieje człowieka i je zamyka, także dzieje  wszystkich społeczności ludzkich, wszystkich ras, narodów  i języków, wszystkich kultur i cywilizacji, całą historię. Grecy mówią, że jest alfą i omegą, pierwszą i ostatnią literą ich alfabetu, czyli jest całością, pełnią, skończeniem i wypełnieniem. Jest rekapitulacją, podsumowaniem wszystkiego i wszystkich.  Ten Chrystus jest ukazany jako Sędzia przychodzący u końca czasów. Jest Paruzją. Przychodzi na Sąd Ostateczny, czyli na końcowe, całościowe i ostateczne rozliczenie dziejów ludzkich i każdego człowieka z osobna.
 
- A postaci wokół tronu? Jest ich kilkanaście. Jedni siedzą, inni stoją.

- Cztery postacie najbliżej tronu Chrystusa w postawie siedzącej to czterej ewangeliści: Matusz, Marek, Łukasz i Jan. Łatwo ich rozpoznać, bo każdy oznaczony jest przynależnym każdemu atrybutem; widzimy anioła, lwa, orła i wołu. Ewangeliści są tu po to, by podkreślić, iż to oni przekazali na piśmie naukę Jezusa.

- Czyli co, na Sądzie nie będzie można się wymówić brakiem znajomości Chrystusowej nauki, bo jest ona spisana. A ludzie innych kultur, którzy nigdy nie poznali Ewangelii, co z nimi? Ciężko będzie?

- Będzie bardzo ciężko. Dlatego pozostaje jeszcze miłosierdzie, na co ja osobiście liczę, bo przez sito sprawiedliwości chyba się nie przecisnę?

- Masz jeszcze czas się poprawić i nawrócić, mój mężu!

- Z tym czasem jest bardzo różnie, niekiedy może go zabraknąć. Ale wróćmy do naszego portalu. Postaci stojące do nas frontalnie, po cztery z każdej strony tronu Chrystusa Pantokratora, są aniołami z przedmiotami Jego męki. Trzymając je w dłoniach, oni te przedmioty eksponują, pokazują je nam dla uświadomienia, co Jezus wycierpiał dla naszego zbawienia. Mogą też być wyrzutem sumienia czynionym tym, którzy zmarnują szansę wejścia do nieba, a są to ci, którzy zignorują ofiarę Jego męki.
 
- Przerażające, nie umieć skorzystać z owoców zbawienia! Musi to być świadoma decyzja, wybór całego życia. Tak więc mężu, rzeczywiście musimy podjąć poprawę.

- Po to jesteśmy na tej pielgrzymce, u grobu św. Jakuba. Ale czy nie rozpoznajesz naszych twarzy pośród tego mrowia zbawionych, którzy cisną się nieco wyżej po prawej i lewej stronie Chrystusa? Ja siebie tam rozpoznałem.

- Niepoprawny optymista!

- Dlaczego zaraz niepoprawny? Na tym polega chrześcijańska nadzieja, żeby widzieć siebie w gronie zbawionych. Inaczej życie nie miałoby sensu. Po co działać, trudzić się, zabiegać, skoro wszystko to miałoby pójść na marne, jak przysłowiowa para w gwizdek.

- Zgadzam się. Chrześcijaństwo jest religią nadziei. To bardzo optymistyczne. I radosne.

- Mamy tu jeszcze wieniec siedzących postaci z instrumentami muzycznymi na kolanach. Architektonicznie tworzą archiwoltę, bardzo ozdobną. Symbolicznie natomiast ich tu obecność jest istotna, bo podkreślają sens całej tej sceny odnosząc ją wprost do eschatologii, czyli do rzeczy ostatecznych, a więc nieba lub piekła. Są to owi apokaliptyczni mężowie z wizji Jana Ewangelisty, zapisanej w Apokalipsie: Potem ujrzałem (...) dwadzieścia cztery trony , a na tronach dwudziestu czterech siedzących Starców, odzianych w białe szaty, a na ich głowach złote wieńce (Ap 4,4).

- I tylu ich jest? Policzmy. Zgadza się.

- Musi się zgadzać. Mistrz Mateusz był dobrym matematykiem, na pewno potrafił liczyć do trzydziestu.

- Raczej był planistą umieć wszystko tak precyzyjnie rozrysować, a potem odkuć w twardym kamieniu przy zachowaniu proporcji i symetrii, ażeby starczyło miejsca dla każdej z tych postaci.

- Kompozycyjnie ważna w tym wszystkim jest również środkowa kolumienka, jedyna w swoim rodzaju, o trzech różnych warstwach znaczeniowych. Na jej głowicy, tuż pod stopami siedzącego na tronie Chrystusa, jest scena przedstawiająca kuszenie Jezusa, bardzo symboliczna, trzeba się dobrze wpatrzyć, by móc rozszyfrować znaczenie tych maleńkich postaci. Prawdopodobnie chciano podkreślić, że Jezus jako Bóg, który przyszedł na ziemię dla naszego zbawienia, był też prawdziwym człowiekiem, poddanym nawet pokusom szatana, czyli podobnym nam we wszystkim oprócz grzechu, jak poucza Biblia. Trzonem kolumny jest figura św. Jakuba w pozycji siedzącej, który również jako pielgrzym wita nas, wchodzących do świątyni. W prawej ręce trzyma rozwinięty zwój, na którym widnieje napis po łacinie: Misil me Dominus -  Posłał mnie Pan. Wreszcie dolna część kolumienki, też cała pokryta rzeźbami, przedstawia genealogiczne drzewo Jezusa, który w porządku ludzkim wywodzi się od starotestamentowego króla Dawida, poprzez liczne postaci biblijne aż do Józefa, męża Maryi.

- Dlatego Jezusa nazywano za życia Synem Dawida. Pamiętam z Ewangelii okrzyki ludu, jakie często wznoszono na Jego widok: Synu Dawida ulituj się nade mną! Hosanna Synowi Dawidowemu, gdy wjeżdżał Jezus na oślicy w mury Jerozolimy.

- Tak właśnie. W sztuce to przedstawienie nazywa się Drzewem Jessego, bo Jesse był ojcem Dawida. Wreszcie mamy bazę tej kolumny, którą jest głowa jakiegoś monstrum. Różnie to interpretują badacze. Ciekawostką są te dwa otwory w miejsce dłoni, otwory będące paszczami jakiejś bestii. Otóż wchodzący do kościoła pielgrzymi wkładają w nie własne ręce. Ażeby tego dokonać, trzeba samemu przyklęknąć, a wsuwając do końca dłonie, bije się własnym czołem w czoło tej brodatej postaci.

- Ale coś tu jeszcze jest, tuż pod stopami św. Jakuba, jakieś małe ludziki na kapitelu dolnej części kolumienki.
 
- Dziękuję ci, bo bym przeoczył, a to teologicznie bardzo ważny element. Przedstawia Trójcę Świętą. Chodzi o przybliżenie ludziom prawdy, że w plan zbawienia, w przyjście Jezusa na ziemię zaangażowana jest cała Trójca Święta, a zatem Bóg Ojciec i Duch Święty.

- A portale boczne?

- Zacznijmy od prawego. W filar nośny wkomponowane są półkolumienki, a te pełnią rolę postumentów, na których Mistrz Mateusz poustawiał prawie naturalnej wielkości figury. Cztery zwrócone w kierunku wejścia środkowego to Piotr i Paweł, filary Kościoła, oraz obaj bracia, synowie Zebedeusza, Jakub i Jan. Dalej widzimy pozostałych apostołów, a także dwóch ewangelistów, Marka i Łukasza. Przy ścianie jest figura Jana Chrzciciela. Analogicznie zaplanowany został lewy portal, z tym że są tam obecni prorocy Starego Testamentu - więksi, do których zalicza się Mojżesza, Izajasza, Daniela i Jeremiasza, oraz mniejsi - Ozeasz, Joel, Amos i Abdiasz. Wszystkich możemy zidentyfikować na podstawie inskrypcji na rozwiniętych zwojach.

- Zostawmy może omawianie pozostałych figur, bo widzę, że jest ich tu jeszcze sporo, ale jaki ma sens zestawienie apostołów Nowego Testamentu z prorokami Starego Testamentu.

- Wszystkich figur, w tym motywów symbolicznych, takich jak różne monstra, zwierzęta, gryfy, demony, diabły, itd.  jest sto dwadzieścia. Tylu doliczyli się historycy sztuki. Każdy motyw ma swoje znaczenie. Ale, jak zauważyłaś, ważniejsze w tym wszystkim jest przesłanie, jakie niesie cała ta kompozycja. Otóż stworzony przez Boga człowiek w osobach Adama i Ewy, których podobizny też tu widzimy w łuku nad lewym portalem, skuszony przez diabła, upadł i został wypędzony z  Raju na nasz ziemski padół. Nie znaczy to wcale, że Stwórca poirytował się do tego stopnia, iż swoje stworzenie odtrącił od siebie raz na zawsze. Nie. Miał już gotowy plan ratunku człowieka. Posłał na ziemię jako odkupiciela swojego Syna. Ale to przyjście Jezusa Chrystusa musiało być odpowiednio przygotowane w rodzinie ludzkiej, bo Jezus-Bóg miał zstąpić na ziemię przez człowieka i jako człowiek. Dlatego spośród wielu narodów Bóg upatrzył sobie jeden szczep semicki i począwszy od Abrahama  Bóg formował ten swój upatrzony lud przez blisko dwa tysiąclecia, przekształcał  go w naród, z tego powodu nazywany narodem wybranym. Nie dlatego Bóg wybrał Żydów, że ich szczególnie umiłował. Nie. Wybrał ich po to, by narzucić im misję do wypełnienia. Jaka to misja? Aby z tego narodu mógł wyjść Mesjasz, odkupiciel ludzi. Dlatego widzimy w tej kompozycji przedstawicieli starotestamentowego Prawa, a tymi są prorocy, tak jak reprezentantami Nowego Przymierza pozostają apostołowie, przymierza, które Bóg zawarł po raz ostatni, już nie tylko z narodem wybranym – apostołowie przecież byli Żydami – ale ze wszystkimi ludźmi wszystkich czasów. To przymierze przypieczętował swoją męką i zmartwychwstaniem Jezus, przekreślając sens obrzezania jako znaku przymierza Starego Testamentu.

- I to wszystko Mistrz Mateusz odkuł w tym twardym granicie? Całą tę naukę?

- Tak! To jest właśnie ów kod, który należało rozszyfrować.

- Wątpię, aby ludzie średniowiecza mogli sobie z tym poradzić, tym bardziej że nie potrafili czytać, ani pisać.

- Dlatego posługiwali się mową znaków i symboli. Oni istotę przesłania Starego i Nowego Testamentu znali na pamięć. Nie mieli telewizorów ani Internetu, ostatnio też smart fonów, które - w końcu bardzo przydatne dla nas urządzenia - odbierały by im resztki wolnego czasu i które by im wypłukiwały pamięć z mózgu, nie mówiąc o indoktrynacji. Ludzie dawnych wieków posiadali świetną pamięć, sprawniejszą od naszej, bo nasza jest przymulona lawiną wiadomości, które dziś są, a jutro schodzą z pola widzenia na rzecz kolejnych. I tak bez końca. I niewiele z tych wiadomości w głowie pozostaje. Człowiek średniowiecza, tak jak i człowiek czasów starożytnych  potrafił słuchać i zapamiętywać.

- Mężu, zeszło nam tu z godzinę, proponuję, byśmy teraz zwiedzili przynajmniej ze dwa  kościoły w sąsiedztwie – rozsądnie zarządziła Mariola.
– Do katedry wrócimy na jedenastą, bo w południe ma być Msza święta z błogosławieństwem  pielgrzymów. Chciałabym zobaczyć też tę ogromną kadzielnicę, botafumeiro, jak ją rozbujają. Później proponuję muzeum i skarbiec, by trochę czasu zostało jeszcze na samo miasto. No i chcę koniecznie zobaczyć tę złotą obręcz rycerza Suera na szyi Jakuba Alfeusza.
                                                             *****
Na wyjezdnym poszedłem pożegnać się jeszcze z biskupem Teodomirem, spoczywa w kamiennym sarkofagu w prawym ramieniu transeptu, blisko wyjścia na Plac Plateria. Identyfikuje go inskrypcja wycięta na kamiennym wieku starożytnym krojem pisma. Biskup, który przyczynił się do znalezienia grobu św. Jakuba, zmarł w 847 roku.
                                                                          *****
FINIS TERRAE

Koniec Ziemi! Aby pozostać sam na sam w objęciach natury, z dala od tłumu turystów i pielgrzymów, usunąłem się na ubocze, daleko od latarni morskiej. W gęstwinie skarłowaciałych od wichrów, tulących się do ziemi krzewów o ostrych listkach, znalazłem ogromny głaz, płaski jak blat stołu. Był rozgrzany od słońca niczym żelazko. Tam usiedliśmy. A przed nami ogrom oceanu! Przestrzeń. Nieskończoność. I ten głęboki błękit morza. Poszarpane skałami urwisko wznosi się z trzysta metrów od lustra wody. Nawet nie dochodzi stamtąd grzmot fal -  tak jest tu wysoko.

 - Odczytaj na głos, proszę,  fragment z Księgi Jonasza – wręczyłem Marioli  Pismo Święte.  Lubię posłuchać biblijnych opisów marynistycznych. Nie jest to wprawdzie Morze Śródziemne, ani nie jest to wybrzeże Jafy, czy Cezarei Nadmorskiej, niemniej są to odmęty morza.

Jonasz zszedł do Jafy, znalazł okręt płynący do Tarszisz, uiścił należną opłatę i wsiadł na niego, by udać się nim do Tarszisz, daleko od Pana. Ale Pan zesłał na morze gwałtowny wiatr, i powstała wielka burza na morzu, tak że okrętowi groziło rozbicie. Przerazili się więc żeglarze i każdy wołał do swego bóstwa: rzucili w morze ładunek, który był na okręcie, by uczynić go lżejszym. Jonasz zaś zszedł w głąb wnętrza okrętu, położył się i twardo zasnął. Przystąpił więc do niego dowódca żeglarzy i rzekł mu: Dlaczego ty śpisz? Wstań, wołaj do Boga twego, może wspomni Bóg na nas i nie zginiemy. (...) Weźcie mnie i rzućcie w morze, a przestaną się burzyć wody przeciw wam, ponieważ wiem, że z mojego powodu tak wielka burza powstała przeciw wam. (Jon 1,3-12).

- Zatrzymaj się, proszę! Przeczytaj teraz  fragment z Dziejów Apostolskich, rozdział odnoszący się do podróży św. Pawła do Rzymu.

I popłynęli wzdłuż brzegów Krety. Niedługo potem spadł od jej strony gwałtowny wiatr, zwany euroaquilo. Gdy okręt został porwany i nie mógł stawić czoła wiatrowi, zdaliśmy się na jego łaskę i poniosły nas fale. (...) Ponieważ miotała nami gwałtowna burza, żeglarze zaczęli nazajutrz pozbywać się ładunku, a trzeciego dnia wyrzucili własnoręcznie sprzęt okrętowy. Kiedy przez wiele dni ani słońce się nie pokazało, ani gwiazdy, a niesłabnąca nawałnica szalała, znikała już wszelka nadzieja naszego ocalenia. A gdy już ludzie nawet jeść nie chcieli, powiedział do nich Paweł (...) Tej nocy ukazał mi się anioł Boga, do którego należę, i któremu służę, i powiedział: Nie bój się Pawle (...) Bóg podarował  ci wszystkich, którzy płyną razem z tobą. Bądźcie więc dobrej myśli, bo ufam Bogu, że będzie tak, jak mi powiedziano. (Dz 27, 13-24).

- Wystarczy – zaproponowałem – niech odczytane teksty usposobią nas do refleksji. Niech bryza od oceanu, łagodna i lekka jak  skrzydło ważki poniesie nas w nieodgadnioną dal.
Tu się kończy ziemia, europejski kontynent. Do tego miejsca dochodzą pielgrzymi. Dalej iść już się nie da. Ale człowieka zatrzymać nie sposób, bo w jego naturze jest pragnienie zdobywania nieznanych przestrzeni. Czy to ciekawość świata, czy imperatyw? Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną (Rdz 1,28).  W ten sposób Bóg błogosławił ludziom, dając im pierwsze przykazanie. A więc nie można się zatrzymać. Morze nie będzie  przeszkodą w poznawaniu świata. Przeciwnie, wody nie dzielą, lecz łączą lądy. Co takiego jest w człowieku, że go tak gna w nieznane! Mówiąc delikatnie – czy to nie szturchaniec, jaki otrzymał w Raju na wychodnym? Idź, człowieku w świat, i radź sobie!

Według średniowiecznego podania również morzem dotarły do Galicji relikwie św. Jakuba. Okręt wiozący je płynął pradawnym szlakiem dookoła kontynentu. Szlak ten, trzymając się linii brzegowej, przemierzali już Rzymianie. Znali go przed nimi nawet Fenicjanie, bo są ślady ich bytności w wielu miejscach na wybrzeżu atlantyckim. To ci nieustraszeni żeglarze pierwsi wychynęli poza Słupy Herkulesa, by założyć Kadyks, skąd podejmowali dalsze wyprawy na setki lat przed Rzymianami. Opływając Półwysep Iberyjski płynęli tym samym szlakiem do Irlandii mnisi ze Wschodu. Pływali tędy i Wikingowie, a po nich krzyżowcy do Ziemi Świętej z północnych krain Europy, mieszkańcy Anglii i Skandynawii.

Istnieje wzruszająca legenda, jak to Maryja też przypłynęła tą samą trasą ze wsparciem dla św. Jakuba, a Jej statek zakotwiczył nieco dalej na północ od Finis Terrae, w miejscowości Muxía. Pielgrzymom, którzy docierają w te strony, miejscowi rybacy pokazują Jej kamienną łódź wyciągniętą na brzeg, taką bowiem formę przybrał kamień – Os Cadrís – uformowany w procesie erozji i wypolerowany przez morskie fale. Od wieków stoi na samym brzegu oceanu kościółek z kamienia – Nosa Senora da Barca – maryjne sanktuarium.

Poszarpany klifami i drobnymi wysepkami odcinek wybrzeża od przylądka Finis Terrae - w tutejszej wymowie Fisterra - do Muxía nazywa się Costa da Morte - Śmiertelnym Wybrzeżem. Dlaczego? Nie wiem. To tu zbierano na plażach muszle św. Jakuba. Służyły jako pamiątka odbytej peregrynacji do grobu Apostoła.

Nie zszedłem po klifach na brzeg oceanu. Muszle kupiłem w Santiago de Compostela, na straganie przy katedrze, mosiężną zaś Mariola wybrała w sklepie z pamiątkami. Tę metalową przytwierdziłem śrubą do drzwi wejściowych naszego domu. Będzie nam codziennie przypominała jedną z najwspanialszych przygód życia – peregrynację do grobu św. Jakuba Apostoła. Żegnaj Jakubie!  

Gloria a Santiago,
Patrón Insigne!
Gratos, tus hijos,
hoy te benedicen.