Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać- Efez, miasto Wniebowziecia MARYI

Za rogatkami agresywnie rozbudowującego się Kuşadasi zalegają ruiny Efezu, jednego z największych i najwspanialszych miast greckich, ojczyzna wielu starożytnych myślicieli i mędrców, po wcieleniu Grecji do Imperium Rzymskiego - stolica rzymskiej prowincji Azji. Miasto ważne dla chrześcijaństwa, związane z

pobytem Pawła Apostoła i jego ucznia Tymoteusza, Łukasza Ewangelisty, Jana Ewangelisty, Marii Magdaleny, a przede wszystkim Maryi, Matki Jezusa.

W związku z Pawłem Apostołem Dzieje Apostolskie rzucają nieco światła na specyfikę Efezu, może najwięcej w kontekście zajść w miejscowym teatrze. Teatr ten zachował się w stosunkowo dobrym stanie. Może dlatego że antyczne rumowisko leży z dala od nowo budujących się miast, a zatem ludzie nie ograbiali go z ciężkiego, trudnego w transporcie budulca. Zresztą, komuż w nowych czasach, po upadku cywilizacji grecko-rzymskiej, potrzebny był tak wyszukany materiał, skoro cofnięto się do poziomu lepianek? Paweł Apostoł żył w epoce wysokiej kultury. Uczestniczył w niej i ją współtworzył. Teatr efeski mógł pomieścić 25 tysięcy widzów, czyli Efez liczył podówczas około stu tysięcy mieszkańców. Miasto ogromne! I Paweł nie obawiał się wystąpić na obcym sobie terenie przed tak wyszukanym audytorium, jakie współtworzyli ludzie o wysokich oczekiwaniach kulturalnych. Po niefortunnych doświadczeniach z Aten swą misję rozpoczął roztropnie nie od agory, gdzie zawsze wałęsały się gromady filozofów i wszelkiego autoramentu mędrków, ale od przepowiadania w szczuplejszym już gronie,  wynajmując w tym celu pomieszczenie w szkole niejakiego Tyrannosa. Tym bardziej że próba przekonania Żydów w miejscowej synagodze, że Jezus jest Mesjaszem, zakończyła się zupełną porażka. Został przez swych ziomków wyszydzony i odrzucony.
Zwrócił się zatem do pogan, a ci przez dwa lata słuchali Pawła, którego nauki poparte były cudami, tak że nawet chusty i przepaski z jego ciała kładziono na chorych, a choroby ustępowały z nich i wychodziły złe duchy (Dz 19,12). Moc przepowiadania Pawłowego była w Efezie tak potężna, iż doszło nawet do spontanicznego palenia magicznych ksiąg.

Oczywiście, nie mogło obyć się bez oporu ze strony niektórych środowisk, nie tylko żydowskich, tradycyjnie już wrogich Apostołowi, ale i greckich, szczególnie z kręgu rzemieślników żyjących z wyrobu srebrnych i złotych figurek Artemidy Efeskiej, głównej bogini w greckiej mitologii. Widzicie też i słyszycie, że nie tylko w Efezie, ale prawie w całej Azji ten Paweł przekonał i uwiódł wielką liczbę ludzi gadaniem, że ci, którzy są rękami uczynieni, nie są bogami. Grozi niebezpieczeństwo, że (…) świątynia wielkiej bogini Artemidy będzie za nic miana, a ona sama, której cześć oddaje cała Azja i świat cały, zostanie odarta z majestatu (Dz 19, 26-27).

I zaczęło się! Całe miasto ogarnęło  wzburzenie. Ludzie, którzy nawet nie wiedzieli, dlaczego się zebrali, przez dwie godziny skandowali: Wielka Artemida Efeska! Łukasz Ewangelista, który był świadkiem zajść, barwnie opisał  całe to zdarzenie w najdrobniejszych szczegółach. Za radą życzliwych ludzi Pawłowi udało się cało wymknąć z ogarniętego furią miasta, bo by go podburzony tłum rozerwał na strzępy. Miejskim rozruchom położył kres jeden z urzędników, odważnie wystąpiwszy przed rozjuszonym tłumem: Efezjanie, czyż istnieje człowiek, który by nie wiedział, że miasto Efez oddaje cześć wielkiej Artemidzie i posagowi, który spadł z nieba? Temu nie można zaprzeczyć. Dlatego winniście zachować spokój i nic nie czynić pochopnie (Dz 19, 35-37).

Co do Artemidy, wypada zaufać archeologom i zgodzić się z nimi, że na skraju rozległych ruin efeskiej metropolii, dziś przy drodze z Kuşadasi do Selçuk, w terenie podmokłym z powodu przepływającej obok rzeczki Salinus, stała jedna z najwspanialszych budowli świata starożytnego, świątynia Artemidy – Artemizjon.

Obywatel Efezu, Herostratos, spalił świątynię Artemidy, zaliczaną już w starożytności do siedmiu cudów świata. Ten szerzej nikomu nieznany szewc  zapragnął  w ten oryginalny sposób wpisać się do annałów historii. A że w ogóle był w stanie spalić świątynię, to dlatego iż nie była do końca wzniesiona z marmuru, jak jej niebawem odbudowana wersja po katastrofie, lecz w większości z drewna, tyle że obitego blachą z brązu. Tak więc Artemizjon odbudowano, bo pożar był tylko incydentem w jej dziejach. Ostatecznie świątynia Artemidy upadła wraz z pogaństwem pod mocnym uderzeniem cywilizacji chrześcijańskiej, czego symbolem stała się jej rozbiórka na budulec dla pobliskiej bazyliki Jana Ewangelisty, dla kościoła Theotokos wzniesionego w Efezie w 431 roku, wreszcie jej wspaniałe, monolityczne kolumny trafiły do Konstantynopola, by mogły tam dźwigać gigantyczne sklepienie kościoła Mądrości Bożej, do nie dawna pełniącego rolę muzeum, obecnie zamienionego na meczet. Meandry Historii!

W świecie greckim od głębokiej starożytności Efez był głównym ośrodkiem kultu Artemidy, siostry Apollina, bogini dobrej, łaskawej, pomocnej, patronki wielu ludzkich poczynań i przedsięwzięć. Otrzymała zatem tuziny różnych wezwań, a w sztuce przedstawiano ją na różne sposoby, również jako Dianę, młodą i piękną dziewczynę z łukiem, patronkę myśliwych. Ale nade wszystko kojarzona była z dostojną matroną o wielu piersiach, które miały symbolizować dar i obfitość życia, wszelakiego życia, nie tylko w odniesieniu do ludzi, ale także zwierząt i świata roślinnego. Nawet w czasach chrześcijańskich kult Artemidy był miejscami tak głęboko wpisany w świadomość wielu ludzi, iż kiedy w 401 roku przybył do miasta z wizytacją patriarcha Chryzostom, pozbawił urzędu czterech duchownych za opieszałość i brak energii w wykorzenianiu resztek pogańskiego kultu.  Niebawem miejsce Artemidy zajęła Maryja jako Teotokos, a brak Artemizjonu, który stał już podówczas w ruinie, zastąpił poświęcony Jej kościół.
                                                                           *****
Wybór Efezu na miejsce obrad ojców soborowych w 431 roku nie był przypadkowy. Tym bardziej że rzecz miała dotyczyć Maryi, a Ta przecież mieszkała w pobliżu miasta, na lesistym skłonie porośniętego lasem wzgórza z widokiem na Morze Egejskie.  Przyszła tam z Jerozolimy w towarzystwie Jana Ewangelisty, który zobowiązany do opieki nad Nią przez umierającego na krzyżu Jezusa, zabrał ze sobą Jego Matkę do Efezu, gdzie sam osiadł.  Pamięć o tym wydarzeniu, jak i o Jej śmierci i wzięciu stąd do nieba z ciałem i duszą, była głęboko zakorzeniona w świadomości miejscowych chrześcijan, także tych żyjących wieki później w niewielkich wspólnotach greckich pod panowaniem Turków. Co więcej, było to miasto świętych. W Efezie miała zakończyć swój żywot i Maria Magdalena. Także Łukasz Ewangelista zamieszkał w mieście aż do końca swych dni, być może notując pewne szczegóły, których nie ma u innych ewangelistów, a które zasłyszał osobiście z ust Maryi, co można wywnioskować z jego komentarza, że Maryja zachowywała i rozważała w swym sercu wszystkie te sprawy. A i Tymoteusz, umiłowany uczeń Pawła Apostoła, też osiedlił się w Efezie. I tylu innych nieznanych z imienia chrześcijan! Tak więc wybór Efezu na miejsce soboru podyktowany był głęboką tradycją chrześcijańską.

W atmosferze niewygasłych sporów chrystologicznych wyłonił się na początku V wieku kolejny problem teologiczny, który publicznie podniósł biskup Konstantynopola, Nestoriusz, skąd inąd wybitny krasomówca. Niech nikt nie nazywa Maryi Bogarodzicielką. Maryja bowiem była człowiekiem; a niemożliwością jest, aby Bóg był zrodzony przez człowieka, miał argumentować Nestoriusz według zapisu kronikarza Sokratesa Scholastyka. Nauka ta poruszyła do głębi nie tylko duchowieństwo, ale i lud chrześcijański, który od wieków czcił Maryję jako Tę, która urodziła Jezusa nie tylko jako Człowieka, ale i niejako udzieliła swojego ciała Bogu, który tym sposobem zechciał zejść na ziemię. Do tej sprawy ustosunkowały się już pozytywnie dwa poprzednie sobory, nicejski i konstantynopolitański. W duchu ortodoksji publicznie głos zabrał w odpowiedzi biskup Aleksandrii, Cyryl: Jeśli Pan nasz Jezus Chrystus jest Bogiem, jakże Najświętsza Dziewica, która Go zrodziła, mogłaby nie być Matką Boga? Kontrowersja wywołała tak głęboki ferment, a nawet podział wśród samych biskupów, iż – jak pisze kronikarz tamtych czasów, Sokrates Scholastyk – potrzebny był sobór powszechny, by wyjaśnić  dzielące chrześcijan spory. Jak we wszystkich podobnych sytuacjach w Bizancjum, tak i w tej kwestii musiał wypowiedzieć się sam cesarz. Panujący podówczas w Konstantynopolu Teodozjusz II ogłosił jesienią 430 roku zwołanie soboru na dzień Zesłania Ducha Świętego roku następnego. Ciągnące się tygodniami obrady, miejscami bardzo burzliwe, w których chwilowo uczestniczył monarcha, zakończyły się pełnym triumfem Maryi, uznanej już oficjalnie, powagą Kościoła, za Theotokos - Bożąrodzicielkę. Chrześcijański lud nie posiadał się z radości. Tańczono po ulicach Efezu. Nestoriuszowi trzeba było przydzielić ochronę zbrojną, by nie padł ofiarą linczu. Jako heretyka zesłał go cesarz na wygnanie, wpierw do Arabii, później jeszcze dalej, w głąb pustyni egipskiej, do Wielkiej Oazy, gdzie odsunięty od funkcji kościelnych zmarł tam w zapomnieniu. Na pamiątkę triumfu Maryi wzniesiono zaraz okazały kościół w Efezie, powiększając ten, w którym obradowali biskupi. Kolejny zbudowano w Nazarecie, na grocie Zwiastowania, dwa stanęły w Rzymie, bo i z Rzymu przybyli na sobór papiescy legaci. Odtąd kościoły dedykowane Maryi zalały cały chrześcijański świat.
                                                                        *****
Do ruin efeskiego kościoła Matki Bożej idzie się krętą, gruntową ścieżką w szpalerze wysokich traw, porastających bujnie zabagniony teren, bo przecież  jeszcze w czasach Pawła Apostoła o krok stąd szumiało morze. Rozległa ruina zalega na uboczu, w sporej odległości od biblioteki Celsusa, najbardziej imponującej budowli efeskiej, która stanęła u zbiegu dwóch głównych ulic. Niezwykłe to doznanie, kiedy pielgrzym, czy też turysta, zajmie miejsce na jednym z powalonych kapiteli o wyszukanych bizantyńskich wzorach. I może zadumać, w ciszy, w spokoju i w samotności nad tym, co się tu wydarzyło. Rzadko kto tu zagląda, zapewne zmęczony zwiedzaniem wspaniałych budowli antycznego Efezu, rozdeptywanego stopami tysięcznych rzesz każdego jednego dnia.  

Pierwszy kościół wzniesiono w Efezie pod koniec IV wieku w taki sposób, by mógł się zmieścić w kantorach portowych pobudowanych za czasów Hadriana, które w większości leżały już wtedy w ruinie na skutek trzęsień ziemi, jakie nawiedzały te strony w drugiej połowie IV stulecia. Na czas obrad ojców soborowych przysposobiono południowy portyk budowli adaptowanej do funkcji liturgicznych. Drugi kościół stanął tuż po zakończeniu soboru i ten okazał się najbardziej dostojny i nad wyraz piękny. Trzeci kościół pochodzi z VIII wieku, kiedy Efez schodził już ze sceny dziejów. Trzy te kościoły nie były wznoszone jeden nad drugim, czy też jeden obok drugiego, ale – co jest fenomenem – stanęły jeden za drugim, w jednym rzędzie, bez konieczności wyburzania wcześniejszych, skromniejszych świątyń.
                                                                          *****
O ile do ruin kościoła Theotokos trafiają jednostki motywowane ciekawością archeologiczną, a jeśli są chrześcijanami – wiarą, o tyle tłumy garną się do miejsca, gdzie Maryja spędziła ostatnie lata swego życia i gdzie zmarła – do Meryem Ana Evi. Tak z turecka nazywa się oddalone kilka kilometrów od Efezu miejsce, ciche ustronie pośrodku bujnego, aromatycznego lasu śródziemnomorskiej odmiany. Jest tam niewielka kaplica, typowo bizantyńska, datowana przez archeologów na XIII wiek. Kaplica stanęła obok a częściowo na bardzo starej strukturze z kamienia wiązanego zaprawą przez kogoś, kto nie posiadał większej znajomości sztuki budowlanej, przez kogoś, kto budował bez rysunku, bez planu, ot tak jak budowało się od niepamiętnych czasów po wsiach we wszystkich kulturach. I jak budowano w Kafarnaum, bo za budowniczego przyjmuje się samego Jana Ewangelistę, który tu urządził dla Maryi niewielki domek. Może nie własnoręcznie dźwigał jego ściany, może zwrócił się o pomoc do okolicznych ludzi, bo zawiązały się już wtedy drobne wspólnoty chrześcijańskie. Poniżej kaplicy-domku obficie bije źródło. Cudowne ustronie na zamieszkanie, niczym pustelnia. Dziś już nie jest ono pustelnią. To jeden z najbardziej uczęszczanych ośrodków pielgrzymkowych na Bliskim Wschodzie, nie tylko w skali Turcji. A przychodzą tu całymi rodzinami i muzułmanie, bo i oni czczą Maryję, co podkreślono z dumą, kiedy na powitanie 30 listopada 1979 roku  wręczono  Janowi Pawłowi II na tym miejscu pięknie oprawiony egzemplarz Koranu.
                                                                              *****
Historia identyfikacji domku Maryi to opowieść z pogranicza science fiction. Był rok 1890, Smyrna na tureckim wybrzeżu Morza Egejskiego, dziś duże miasto Izmir. Siostry Miłosierdzia prowadziły tam szpital francuski. Zwyczajem klasztornym, kiedy to podczas posiłków czyta się jakąś pobożną lekturę, pewnego dnia lektorka czytała fragmenty z książki opisującej mękę Jezusa i żywot Maryi według wizji zmarłej w 1824 roku Anny Katarzyny Emmerich, przykutej chorobą do łóżka prostej wieśniaczki i zakonnicy niemieckiej. Przełożona, zaintrygowana zasłyszanymi podczas lektury  rewelacjami, próbowała skonfrontować ich prawdziwość z opinią ojców lazarystów, którzy w miejscowym szpitalu nieśli chorym posługę duchową. Ci zakwalifikowali rzekome wizje do pobożnych  życzeń dotkniętej ciężką chorobą kobiety, opowieść bez  historycznych wartości.  

Niemniej sugestywne opisy, nie kolidujące w niczym z treścią Ewangelii, przeciwnie, uzupełniające ich niedomówienia, oraz fakt, że Katarzyna Emmerich, sama półanalfabetka, która nigdy nie była w Ziemi Świętej i nie widziała opisywanych miejsc dotyczących życia Jezusa i Maryi, a które przytaczała ze zdumiewającą wprost dokładnością, kazały ojcom lazarystom zrewidować negatywną opinię co do historycznych wartości opisywanych zdarzeń. Wybrali się zatem do niedalekiego od Smyrny Efezu i z książką Katarzyny Emmerich, niczym z baedekerem,  postępowali krok w krok za jej opisami. Doszedłszy do wskazanego w książce wzgórza, natrafili na pracujące w polu  tytoniu tureckie kobiety, które proszącym o wodę wędrowcom wskazały źródło świeżej wody, bijące nieopodal. Jakież było zdumienie domorosłych eksploratorów, kiedy w sąsiedztwie źródła odnaleźli kaplicę stojącą na miejscu drobiazgowo opisanym przez wizjonerkę. Kolejne ekspedycje zakonników, jak i późniejsze badania archeologiczne, potwierdziły ponad wszelką wątpliwość, że odkryta kaplica stoi na przyziemiu bardzo starej, datowanej na I wiek kamiennej struktury. Co więcej, zamieszkujące w sąsiedztwie niewielkie wspólnoty greckie, jak również ich tureccy sąsiedzi, od niepamiętnych czasów urządzali pielgrzymki do pozostającej w stanie ruiny kaplicy, a działo się tak każdego 15 dnia sierpnia, w dzień Wniebowzięcia Matki Bożej.

Miejsce domu, w którym Maryja spędziła ostatnie lata swojego życia i miejsce Jej śmierci, zostało uznane przez świat chrześcijański za autentyczne. Było to zgodne z najdawniejszą tradycją, która to wydarzenie łączyła właśnie z Efezem, a nie z Jerozolimą, której przypisywano ten przywilej znacznie później, bo dopiero w V wieku. Tradycja efeska jest zatem starsza, sięga czasów apostolskich, a jej prawdziwość potwierdzona została także historycznie i archeologicznie. W nawiązaniu do tej tradycji nie gdzie indziej, ale właśnie w Efezie zebrał się kolejny sobór ekumeniczny, na którym rozwiązano ostatecznie kontrowersję wokół osoby Maryi, Matki Jezusa jako Boga i jako Człowieka.
                                                                              *****
Kręta, dobrze utrzymana droga asfaltowa wspina się po zboczu zalesionym aromatycznymi sosnami. Powietrze przesycone jest balsamiczną wonią śródziemnomorskiej frygany. Po kilku kilometrach droga osiąga parking, obrzeżony budynkami sklepów z dewocjonaliami i restauracją. Krótka alejka w przecudnej scenerii wiedzie do niewielkiej kaplicy z ołtarzem w miniaturowym prezbiterium z figurą Matki Bożej ustawioną w niszy. A więc to tu! Dwie tablice upamiętniają nawiedzenie kaplicy przez dwóch papieży, Pawła VI w 1967 roku i Jana Pawła II w 1979 roku, który przed figurą odprawił Mszę św. Pracująca przy sanktuarium siostra zakonna z Polski umożliwia pielgrzymom odprawienie Mszy św. na zewnątrz, w przygotowanym w tym celu ogródku. Nieco niżej, na zboczu, tryska źródełko, a wokół bieleją umieszczone na stelażu nieprzeliczone liściki i zdjęcia z prośbami i podziękowaniami, pisane przez ludzi z całego świata, różnych wyznań, także przez muzułmanów. Upatrzyły sobie to miejsce i Turczynki.
 
Gęsty, sosnowy las przysłania widok na morze i na leżące u stóp wzgórza ruiny Efezu. Jest to jedyne miejsce, skąd widać zarówno i jedno, i drugie, dokładnie tak, jak to w swej wizji ujrzała Katarzyna Emmerich, zaliczona w poczet błogosławionych przez papieża-Polaka. Doprawdy, wybrał Jan cudowne miejsce dla matki Jezusa.
                                                                             *****
Ostatni raz na kartach pism Nowego Testamentu spotykamy się z osobą Maryi w Wieczerniku po tym, jak apostołowie powrócili do Jerozolimy z Góry Oliwnej, gdzie byli świadkami wstąpienia zmartwychwstałego Jezusa do nieba. Łukasz Ewangelista pisze w Dziejach Apostolskich, że wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, matką Jezusa, i braćmi Jego (Dz 1,14). Trudno też sobie wyobrazić, aby nie było tam  Maryi w dzień Pięćdziesiątnicy, kiedy na zgromadzonych w Wieczerniku zstąpił Duch Święty. Po tych wzmiankach osoba Maryi schodzi z pola widzenia autorów ewangelicznych. Wolno nam zatem zapytać, jakie były dalsze koleje Jej życia, a szczególnie moment Jej śmierci.

Najstarsza tradycja mówi, że w chwili śmierci – na Wschodzie zwanej Zaśnięciem, Koimesis – została wzięta do nieba z duszą i ciałem. Wiemy też, że Jan Ewangelista został zobowiązany przez Jezusa w ostatniej chwili tuż przed zgonem na krzyżu do opieki nad Jego matką. Jan musiał być w Jerozolimie jeszcze w 49 roku, bo wtedy spotkał go tam, wraz z Piotrem i Jakubem, Paweł Apostoł, który po czternastu latach działalności apostolskiej wśród pogan Azji Mniejszej i Grecji przybył do Świętego Miasta (Ga 2,1-10). Po tej dacie również Jan schodzi z pola widzenia autorów starożytnych. W nieznanych nam okolicznościach musiał jednak opuścić Jerozolimę, skoro odnajdujemy go w Efezie oraz na niedalekiej od Wybrzeża Jońskiego wyspie Patmos, gdzie spisywał swe wizje w księdze Apokalipsy. I znów trudno nam sobie wyobrazić, by umiłowany uczeń Jezusa pozostawił Jego matkę samą, bez opieki, w Jerozolimie wstrząsanej prześladowaniami tych, którzy w Jezusie uznali zapowiadanego Mesjasza. Zabrał Ją ze sobą do Efezu, do stolicy rzymskiej prowincji Azji, gdzie chrześcijaństwo rozwijało się niezwykle bujnie. W I wieku było to miasto w dużym stopniu już chrześcijańskie, przyjazne obcym przybyszom, wielokulturowe, a przede wszystkim bezpieczne pod rzymską administracją i praworządnością.
                                                                           *****
A co z Janem Ewangelistą? Wraz ze śmiercią cesarza Domicjana w 98 roku, ważność traciły jego dekrety prześladowcze. Jan z wygnania na Patmos mógł zatem powrócić do Efezu. Był już starcem, ale sprawnym intelektualnie, skoro zdołał spisać kolejne rozdziały swej Ewangelii. Niedługo po tym zakończył swe życie, miejscowi przyjaciele pochowali go na wzgórzu z dala za miastem i zapamiętali to miejsce. Kiedy można już było oficjalnie budować chrześcijańskie obiekty kultu w pierwszych dekadach IV wieku, wzniesiono na grobie apostoła kościół, od razu w postaci ogromnej bazyliki, pod okiem samej św. Heleny, matki Konstantyna Wielkiego.

Projekt był tak ambitny, iż dzieło kontynuował Teodozjusz II w połowie V stulecia. Sto lat później bazylikę ratował Justynian Wielki w związku ze zniszczeniami spowodowanymi trzęsieniami ziemi, a te kilka razy nawiedzały w tamtych czasach kraje Bliskiego Wschodu. Monogramy cesarskiej pary, Justyniana i Teodory, widoczne są jeszcze na kapitelach kolumn.

Bazylice nadano kształt krzyża łacińskiego, posiadała trzy nawy, ołtarz wysunięto możliwie blisko ku wiernym, za ołtarzem znajdowało się dość obszerne pomieszczenie, apsyda, przeznaczone dla duchowieństwa. Poprzeczna nawa, transept, mogła pomieścić sporą grupę wiernych. Do kościoła wchodziło się z obszernego dziedzińca otoczonego kolumnadą, z atrium, po pokonaniu przedsionka, narteksu. Kościół przesklepiony był sześcioma kopułami, z których największa dźwigała się wysoko nad skrzyżowaniem nawy głównej i nawy bocznej, gdzie na marmurowym podeście ustawiono ołtarz. Mniejsze dwie kopułki przesklepiały baptysterium i pomieszczenie skarbca, budowle przylegające do  północnej ściany kościoła.

Kościół musiał być bogato dekorowany mozaikami, sugerują o tym zachowane tu i tam fragmenty posadzki. Ani jedna ściana się nie zachowała w pozycji pionowej, tym bardziej runęły sklepienia, trudno zatem  mówić o jakości dekoracji. Sądząc po starannie obrobionych w blokach marmuru  kapitelach, po mnogości kolumn różnego kształtu, wolno nam wnioskować, że Janowy kościół stanowił klejnot wczesnochrześcijańskiej architektury.

Patrząc na efeskie rumowisko ze śladami wszystkich epok historycznych, przychodzi zadumać nad zjawiskiem przemienności czasów. Panta rei - wszystko płynie, wszystko jest zmiennością, wszystko przemija, jak zauważył Hieraklit  rodem z tego właśnie miasta, wpatrując się w nurt bystro płynącej rzeki. Ale też spostrzegł w tej zmienności coś stałego, coś niezmiennego, tą niezmiennością jest  koryto rzeczne, w którym  woda się przemieszcza.