Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - Amerykańskie Święto Dziękczynienia

W kalendarzu amerykańskich świąt Thanksgiving zajmuje pozycję szczególną. Pod względem zewnętrznej oprawy  - a wyrazem tejże jest gościnność – może być porównywalne do wigilii Bożego Narodzenia, święta również rodzinnego. Choć Thanksgiving jest świętem o zabarwieniu religijnym, nie jest świętem kościelnym, lecz cywilnym, a nawet państwowym.

Żaden Kościół, ani anglikański, ani protestancki, ani katolicki nie stał u początków jego narodzin, a później  nie brał udziału w jego upowszechnianiu. To raczej rząd amerykański, przestrzegający rozdziału Kościoła od państwa, stał się orędownikiem święta, jakkolwiek pod wpływem postaw ludzi religijnych.

To typowo amerykańskie święto jest jakby zwornikiem, klamrą spinającą wieloetniczny, wieloreligijny i wielokulturowy naród amerykański. Bez względu na religię, wyznanie i obrządek – albo ich brak – każdy może zasiąść do świątecznego stołu bez obawy uszczerbku dla swej duchowej formacji. Bo Thanksgiving jest niezwykłym świętem jedności i jednomyślności w dziękczynieniu.

Sama idea wyrażania wdzięczności Istocie Najwyższej za pomyślność w plonach jest tak dawna i tak pierwotna, jak dawna i pierwotna jest forma życia ludzi osiadłych, uprawiających ziemię. Radość z obfitości zbiorów, które zapewniały wspólnotom rolniczym przeżycie zimowych miesięcy i przetrwanie do wiosny, u różnych ludów uzewnętrzniła się na różne sposoby. Cechą wspólną w tej różnorodności było dziękowanie bóstwom, co znajdowało wyraz w rozbudowanych obrzędach religijnych, ceremoniach, misteriach, tańcach i zabawach.

Grecy swej bogini płodów rolnych, Demeter, wyznaczyli jedno z najbardziej zaszczytnych miejsc w panteonie i za dar plonów czcili ją kilka razy w roku w publicznych procesjach z Aten do Eleusis, gdzie się miało znajdować sakralne klepisko. Największe uroczystości miały miejsce właśnie w listopadzie po uprzątnięciu pól i dokonaniu zbioru oliwek, uroczystości, które przeciągały się nawet do grudnia, łącząc się z obchodami ku czci Dionizosa, boga wina i Posejdona, boga darów morza. Cała Grecja oddawała się podówczas świątecznemu uniesieniu, składaniu ofiar, zabawom, tańcom i upojeniu. Swoje cerealia  o podobnym zabarwieniu mieli i Rzymianie. Obchodzili je uroczyście w październiku ku czci Ceres, bogini zasiewów, dojrzewania i zbioru plonów. Uformowane na Biblii wiejskie społeczności Europy znały od wczesnego średniowiecza żydowskie Święto Namiotów, wspominające nie tylko okres zamieszkiwania Izraelitów w szałasach na pustyni, ale również wyrażające wdzięczność Jahwe za obfitość plonów ziemi. A i Słowianie - zresztą jak i inne ludy pogańskie przedchrześcijańskiej Europy – obchodzili jesienią święto zbiorów, którego elementy przetrwały do naszych czasów w formie dożynek.

Naturalnie, surowi w obyczajach i pobożni purytanie angielscy, którzy na początku XVII wieku wylądowali u brzegów Massachusetts i dali początek amerykańskiemu świętu Thanksgiving, nie musieli sięgać do tradycji antycznych lub pogańskich, by dziękować Opatrzności za obfitość dóbr. Wystarczyło szczęśliwie pokonać ogromny ocean i znaleźć na wybrzeżu przyjaznych tubylców, by móc z wdzięczności oddać cześć Bogu.

Aby bliżej poznać korzenie święta, warto na moment powrócić na Stary Kontynent, do Elżbietańskiej Anglii, bynajmniej nie wyzwolonej od ducha nietolerancji religijnej, przeciwnie – pogrążonej w prześladowaniach zarówno katolików jak i innych grup wyznaniowych, stojących w opozycji do anglikanizmu. Właśnie odrywała się od oficjalnego, państwowego Kościoła anglikańskiego grupa „czystych”, ludzi przenikniętych pewnymi elementami wiary katolickiej w łonie anglikanizmu. Owi wyznawcy czystości życia religijnego, purytanie – od łacińskiego puritas – jak ich później nazwano, uznawali się za ludzi Przymierza, za pokolenie nowych Izraelitów wybranych przez Boga.

Krwawo prześladowani przez anglikanów, nie mogąc dojść sprawiedliwości we własnej ojczyźnie, skrzyknęli się i w grupie kilkudziesięciu rodzin pod okiem Williama Bradforda, w tajemnicy przed władzami, wymknęli się przez Kanał La Manche do Holandii. W kraju tolerancji znaleźli pokój i dobrobyt, ale i zagrożenie dla czystości swej wiary, przekonań i obyczajów, zagrożenie wypływające z niderlandzkiego dostatku i panującej tam swobody moralnej. Po kilkunastu latach pobytu grupa „świętych”, którzy uznali się za pielgrzymów na tej ziemi, podjęła ryzyko ocalenia własnej tożsamości w całkowitej izolacji od zepsutego świata. Skoro stara Europa nie mogła  zapewnić spokoju ich rozdartym duszom, postanowili go szukać za Atlantykiem.

Wynajęty okręt Mayflower, który później szczęśliwie powrócił do Anglii, przybił w listopadzie 1620 roku do piaszczystego brzegu półwyspu Cape Cod w dzisiejszym stanie Massachusetts. Ze stu dwóch pasażerów wielu nie przeżyło burzliwej i ciężkiej przeprawy. Szczęśliwcom przyszło się zmagać z długą i srogą zimą, do czego nie byli przygotowani. Wiosną 1621 roku połowa pielgrzymów znalazła wieczny spoczynek w grobach na amerykańskiej ziemi, celowo nieoznakowanych przez wspólnotę, aby swą stopniałą do połowy liczebnością nie zachęcać okolicznych Indian do atakowania pozostałych przy życiu. Tymczasem Indianie nie tylko nie zaatakowali osadników, lecz przeciwnie – przyczynili się do ich ocalenia. Głodujących zaopatrzyli w ziarno kukurydzy, a z czasem  nauczyli ich jej uprawy. Przed ewentualnym atakiem Indian chronił osadników traktat pokojowy zawarty z wodzem Massasoit, przestrzegany przez obie strony przez kolejne dziesięciolecia.

Purytańska kolonia Plymouth Plantation nabierała wigoru. Pierwszy rok na amerykańskiej ziemi okazał się szczęśliwy, zebrano wystarczająco dużo ziarna na nadchodzącą  zimę. Widmo głodu zostało zażegnane, okoliczność tę należało uczcić postem, modłami i radosnym zbrataniem z Indianami. Ci przyjęli zaproszenie osadników i skromny ich poczęstunek, składający się z kukurydzy i dzikiego ptactwa, wzbogacili mięsem z pięciu upolowanych jeleni. Była to prawdziwa uczta dziękczynienia za ocalenie na morzu, za sąsiedztwo pokojowo usposobionych Indian, za pierwsze udane zbiory na amerykańskiej ziemi.

Krytyczne okazało się lato 1623 roku. Niemiłosiernie paliło słońce, przez miesiące nie spadła kropla deszczu. Zasiewy kukurydzy ginęły w oczach. Bradford, który przewodził kolonii, zarządził w pogrążonej w rozpaczy  wspólnocie modły błagalne o deszcz. W wyznaczonym dniu modlono się od świtu do zmroku. Nazajutrz spadł obfity deszcz i padał przez dwa tygodnie. W podzięce Bogu za cud ocalenia wspólnota z Plymouth Plantation wyznaczyła na jesień kolejny Dzień Dziękczynienia.  Od tego czasu w stanie Massachusetts, choć jeszcze nieregularnie, świętowano Thanksgiving zwykle w listopadzie, już po zbiorze plonów, a przed nadejściem zimy.

Również inne kolonie miały za co składać Bogu podziękowania. W Wirginii od wiosny 1624 roku świętowano Dzień Dziękczynienia w podzięce za ocalenie osadników, zdziesiątkowanych przez okolicznych Indian nocą 22 marca 1622 roku. W nawiązaniu do tradycji z Plymouth koloniści z Connecticut w 1665 roku wyznaczyli własny Dzień Dziękczynienia na ostatnią środę października. Do dziś w stanie New Hampshire obchodzi się w czwarty poniedziałek kwietnia Dzień Postu – Fast Day – na pamiątkę ustanowionego przez zgromadzenie stanowe w 1681 roku dnia modłów o zdrowie Johna Cutta, pierwszego tamtejszego gubernatora.

Rok 1789 przyniósł zmianę. Dzień Thanksgiving ze święta stanowego, a więc o znaczeniu lokalnym, stał się świętem narodowym. Jerzy Waszyngton w proklamacji prezydenckiej wyznaczył czwartek 26 listopad 1789 roku jako ogólnonarodowy Dzień Dziękczynienia. Nowe państwo, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, właśnie wychodziło zwycięsko z długoletniej wojny z Anglią, powiodła się próba scalenia trzynastu kolonii w jeden rodzący się organizm państwowy, rosło poczucie istnienia jednego narodu amerykańskiego, wreszcie ów naród wypracował konstytucję, która miała regulować zasady współżycia jego obywateli, miała zapewnić społeczeństwu pokój, bezpieczeństwo, porządek, szczęście i dobrobyt. Jak mocno wierzono, żadne z tych osiągnięć nie mogło by się spełnić bez wyraźnej woli Opatrzności.

Pomimo odgórnej zachęty nie wszystkie stany z równym zapałem wprowadzały u siebie ideę wspólnego święta. W 1846 roku Sara Józefina Hale, pisarka i wydawca popularnego magazynu dla kobiet „Godey’s Lady’s Book”, podjęła krucjatę na rzecz regularnego i powszechnego świętowania  dnia Thanksgiving. Kampania ta przyniosła oczekiwany skutek i kolejno pozostałe stany przychylały się do pomysłu. Ale dopiero tragiczne doświadczenia wojny domowej uzmysłowiły ludziom potrzebę powszechnego zwrócenia się do Boga dla wyrażenia Mu wdzięczności. Aż trzykrotnie Abraham Lincoln nawoływał do dziękczynnych modłów w kościołach w intencji ratowania zagrożonej jedności narodu. Raz uczynił to wiosną 1862 roku w obliczu decydującej kampanii wojennej na froncie w dolinie rzeki Mississippi, po raz wtóry w lipcu następnego roku, kiedy pod Getysburgiem odparto konfederatów, wreszcie kilka tygodni później po przechyleniu się szali zwycięstwa na korzyść armii Północy, walczącej o zachowanie jedności państwa. Ostatni czwartek listopada został uroczyście i oficjalnie proklamowany jako Dzień Dziękczynienia wszystkich Amerykanów za ocalenie jedności Stanów Zjednoczonych Ameryki. Prezydencką decyzję solidarnie podpisali gubernatorzy poszczególnych stanów. Z powodu bliskości święta Thanksgiving i świąt Bożego Narodzenia Kongres w 1941 roku przesunął datę jego obchodzenia z ostatniego na czwarty czwartek listopada.

Różne Kościoły różnie ustosunkowały się do idei święta quasi-religijnego, któremu patronowała władza cywilna rządu federalnego. Na przykład Kościół episkopalny już  w 1789 roku zgłosił w tym zakresie swoją aprobatę. Kościół katolicki podszedł do inicjatywy z większą ostrożnością i dopiero w 1888 roku formalnie poparł świętowanie Dnia Dziękczynienia.

Każde święto ze swej natury jest wydarzeniem rodzinnym i społecznym, a wyrazem tego w naszej kulturze – obok ceremonii religijnych – jest stosownie do charakteru święta przygotowany i zastawiony stół, wokół którego zasiada wspólnota rodzinna, niekiedy też sąsiedzi i przyjaciele. Świąteczny stół dnia Thanksgiving, podobnie jak stół wigilijny czy wielkanocny, winien zawierać ściśle określone potrawy przyrządzone i podane według tradycyjnej receptury. Ponieważ w tym przypadku jest to święto narodowe, typowo amerykańskie, również potrawy podawane tego dnia nawiązują do wczesnoamerykańskiej tradycji. A te wyznaczają dania sporządzane na bazie dyni, żurawin, kukurydzy, ziemniaków i mięsa z drobiu, głównie z indyka.

W kulturze rolnej uprawa dyni stanowiła podstawę prekolumbijskich cywilizacji, roślina ta bowiem rosła wszędzie, udawała się znakomicie, można było przechowywać ją przez zimę i przyrządzać w dowolnym czasie na wszelkie możliwe sposoby.  Tak jak uprawy dyni – pumpkin – pierwsi osadnicy nauczyli się od Indian zbierania jagód z dziko rosnących krzewów. Europejskie gospodynie, niezwyczajne do spożywania surowych owoców, szybko nauczyły się przetwarzać  cierpkie, czerwone jagody żurawiny – cranberry – robiąc z nich konfitury i przeciery. W takiej też postaci trafiły na świąteczny stół jako cranberry sauce, obok przecierów z jabłek – apple sauce – i z dyni – pumpkin sauce. Przejąwszy również od Indian umiejętność uprawy nieznanej w Europie kukurydzy, koloniści bardzo wcześnie docenili  odżywcze walory tej rośliny zbożowej. Gotowana w kolbach lub w postaci wyłuskanej należała - obok zapiekanych ziemniaków, też nieznanych w Europie przed wielkimi odkryciami geograficznymi  – do głównego dania.

A było nim mięso z drobiu, we wczesnym okresie pochodzące z upolowanych, dziko żyjących indyków i udomowionych gęsi i kaczek. Dopiero na początku XIX wieku indyk stał się główną potrawą na stole Dnia Dziękczynienia. Ptak ten, udomowiony przez Azteków i przywieziony do Europy przez Hiszpanów, wrócił do Nowej Anglii w klatkach pierwszych kolonistów, stając się z czasem symbolem amerykańskiej obfitości kulinarnej. Benjamin Franklin posunął się aż do absurdu, zachęcając obywateli do umieszczenia w godle państwowym nie orła, lecz właśnie indyka. Na szczęście zwyciężył zdrowy rozsądek wedle wierszowego porzekadła:
    
                           May one give us peace
                            in all our states,
                            The other a piece
                            For all our plates.

I tak się też stało! Trudno dziś wyobrazić sobie w Ameryce świąteczny obiad bez indyka. Ptak ten, nadziewany według kulinarnych sekretów gospodyń, soczyście upieczony, podany w bukiecie boczku, cebuli, ziół i przypraw korzennych, musiał być okazały, by starczyło dla całej rodziny i zaproszonych gości, i by jeszcze zostało na najbliższą niedzielę. Wszak Ameryka to  niczym biblijny Eden, ziemia rodząca, która nie powinna zaznać głodu. Na to święto gospodynie wyłączyły  z menu ryby, ostrygi i homary łowione w obfitości na co dzień i uznawane za potrawę biedaków, niegodną pracowitych farmerów z Nowej Anglii.

Po głównym daniu mięsnym panie domu stawiały na stole chrupiące placki i pierożki, owe przeróżne pies nadziewane mięsem, warzywami, grzybami i owocami – jak powiadano – wszystkim, co rośnie na ziemi i pod ziemią. Stanowiły one kulinarny sekret i specjalność zaradnych gospodyń Nowej Anglii i specjały te  były przygotowywane na dziesiątki różnych sposobów. Na deser podawano pudding pod różnymi postaciami – najbardziej ceniony ze śliwek. Z czasem na stole pojawiły się egzotyczne owoce, głównie figi i daktyle, bo można je było importować suszone. Jedyną potrawą podawaną na surowo były łodygi selera. Do popicia pan domu przynosił z piwnicy wino z jabłek – apple cider – które sam przyrządzał według tylko sobie znanej receptury.

Niezmordowana w upowszechnianiu dnia Thanksgiving Sara Hale w redagowanym przez siebie piśmie dla kobiet podała kilka przepisów potraw na święto. Pół wieku później, w 1914 roku, Fannie Farmer raz jeszcze opracowała świąteczne menu, wychodząc z trzystuletniej tradycji, której aż po dziś pozostają wierne  amerykańskie panie domu.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.