Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Autoryzacja nie jest kneblem


Czy orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie redaktora naczelnego „Gazety Kościańskiej” doprowadzi do usunięcia z polskiego prawa obowiązku autoryzacji?


Z Joanną Taczkowską o autoryzacji rozmawia Błażej Torański. Joanna Taczkowska - dziennikarz i prawnik. Specjalizuje się w tematyce z zakresu prawa prasowego oraz media relations. Nauczyciel akademicki w Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy oraz Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Autorka projektu prawa prasowego oraz publikacji z zakresu dziennikarstwa i mediów, m.in książki Autoryzacja wypowiedzi, 2007.

Czy orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie redaktora naczelnego „Gazety Kościańskiej” doprowadzi do usunięcia z polskiego prawa obowiązku autoryzacji?


Wielu będzie chciało z tego orzeczenia skorzystać wskazując, że autoryzacja jest sprzeczna ze standardami europejskimi. W moim przekonaniu Trybunał tylko zinterpretował tę konkretną sprawę.

Ale stwierdził, że przepisy polskiego prawa prasowego dotyczące autoryzacji pochodzą z czasów państwa autorytarnego. Nie da się ich pogodzić ze standardami państwa demokratycznego, bo nie zostały zmienione od 1984 roku
.

To jest najmniej istotne. Francuska ustawa o wolności prasy pochodzi z 1881 roku. Ani dla Trybunału Praw Człowieka, ani też żadnej innej instytucji europejskiej nie był to powód, żeby wskazywać na niezgodność przepisów tej ustawy ze standardami europejskimi.

Autoryzacja jednak - jak twierdzi Jerzy Wizerkaniuk, redaktor naczelny „Gazety Kościańskiej”, który wygrał w Strasburgu - w takiej postaci obowiązuje tylko w Polsce i na Białorusi.

Nie jest to prawdą. Podobne instytucje, chociaż nie nazwane autoryzacją, istnieją w wielu demokratycznych systemach prawnych. Na przykład we Francji takie rozwiązanie jest w kodeksie karnym! Dziennikarzowi, który zmodyfikuje wypowiedź swojego rozmówcy, opublikuje ją niezgodnie z jego intencją, grozi sankcja karna i grzywna w wysokości 15 tys. euro! Przepis ten dotyczy także wypowiedzi audiowizualnych, wyemitowanych w telewizji. Podobna instytucja – breach of confidence  – chroniąca poufność relacji pomiędzy informatorem, a dziennikarzem, funkcjonuje w Wielkiej Brytanii. Łączy ona elementy embarga z autoryzacją. Brytyjski rozmówca może zakwestionować działanie dziennikarza, jeśli ten w jakikolwiek sposób naruszy poufną umowę, jaką zawarli. Najbardziej łagodna ochrona jest w Niemczech. Ale Federalny Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie wypowiadał się o konieczności zachowania równowagi między prawem obywatela do rzetelnego cytowania jego wypowiedzi, a wolnością prasy. Autoryzacja w Polsce nie jest więc rozwiązaniem anachronicznym, właściwym dla systemów autokratycznych. Wręcz przeciwnie, odpowiada ona rygorom demokratycznego państwa prawa, bo daje gwarancje nie tylko osobie publicznej, ale przede wszystkim zwykłemu obywatelowi w konfrontacji z mocarzem, jakim jest dziennikarz.

Polski Trybunał Konstytucyjny w sprawie „Gazety Kościańskiej” uznał, że autoryzacja gwarantuje „precyzję i pewność debaty publicznej”. Tymczasem dziennikarze powszechnie uważają, że jest to kneblowanie im ust.

Nieprawda. Wystarczy przypomnieć dziennikarzom, zwłaszcza celebrytom, którzy sami  udzielają wywiadów swoim kolegom po fachu, że niemal zawsze korzystają z prawa do autoryzacji. Łatwo więc obalić ten pogląd. Wystarczyłoby powiedzieć, że dziennikarze także sami sobie kneblują usta.
Wątpliwości może budzić tylko kwestia trybu autoryzowania wypowiedzi. Dziennikarze wskazują, że należałoby specyzować, jak szybko rozmówca powinien odesłać autoryzowany tekst. Podzielam te racje.

No właśnie. Co ma zrobić dziennikarz, który czeka na autoryzację miesiąc, dwa.


Najlepiej, aby dziennikarz miał dowód na piśmie, że prosił raz, drugi czy trzeci. Jeśli nie ma jakiejkolwiek reakcji, dziennikarz może opublikować wypowiedź, bo był skłonny ją autoryzować. Można powiedzieć wręcz, że rozmówca nie skorzystał z prawa do autoryzacji albo nadużył go. A jeśli nadużywamy prawa, to tak, jakbyśmy z niego zrezygnowali.

Redaktor naczelny „Gazety Kościańskiej” żali się, że niektórzy jego rozmówcy autoryzację rozumieją tak, że chcą zmieniać nawet jego pytania, aby pasowały do odpowiedzi.

Oczywiście tego robić nie mogą, bo przepis mówi wyraźnie, że autoryzować można tylko swoją wypowiedź. Rozmówca nie może więc zmieniać pytania dziennikarza, żądać zmiany tytułu, śródtytułu czy kontekstu.

A jeśli rozmówca podczas autoryzacji zmieni tezę na antytezę?

Rozmówca ma zawsze prawo do zmiany swojej wypowiedzi. Jeśli w poniedziałek powiedział, że coś mu się podoba, to we wtorek może uznać, że mu się nie podoba. Tego prawa nie można odmówić, zwłaszcza osobie, która udziela wypowiedzi publicznie i ponosi za nią pełną odpowiedzialność.
Nie można też nikogo zmusić do udzielenia wywiadu. Jeśli ktoś jest zobowiązany do udzielenia informacji, nie musi odpowiadać na pytania dziennikarza. Może to zrobić w innej formie, na przykład komunikatu, co na pewno nie będzie atrakcyjne dla dziennikarza.
Wśród rozmówców są nie tylko politycy, ale i zwykli ludzie. Nie można argumentować, co często słyszę, że autoryzacja jest w Polsce niepotrzebna, bo zwykli ludzie nie wiedzą o jej istnieniu. A do kogo należy obowiązek poinformowania, że zwykli ludzie mają takie prawo? Oczywiście do dziennikarzy. To jest ich obowiązek etyczny. Rozmówca nie musi z niego skorzystać. Obalmy kolejny mit. Nie jest prawdą, że w Polsce nie publikuje się nieautoryzowanych wypowiedzi i wywiadów.

Chce Pani powiedzieć, że wywiady, które czytamy, są przeważnie nieautoryzowane?

Dokładnie to chcę powiedzieć. Bo jeśli rozmówca jest zainteresowany tylko tym, aby jego nazwisko pojawiło się w gazecie, na przykład chce wywołać jakiś skandal, to nie dba o integralność swojej wypowiedzi i jej rzetelność. Chce, aby wywiad z nim ukazał się jak najszybciej i wzbudził zainteresowanie. Dlatego to rozmówca decyduje: autoryzować czy nie. Jeśli chce, zgłasza to w trakcie wywiadu dziennikarzowi. Jeśli takie żądanie się nie pojawi, dziennikarz zawsze może opublikować wypowiedź bez konsultacji, zgody czy weryfikacji. Poza tym, gdyby rozmówca nie zgodził się na opublikowanie wypowiedzi, dziennikarz zawsze może ją opisać w mowie zależnej.

Najprostszy sposób ominięcia autoryzacji.


Dziennikarze często to robią z obawy przed odmową autoryzacji. Jeśli wypowiedź jest atrakcyjna, publikują ją w mowie zależnej. Mogą to robić i autoryzacja nie jest wymagana. Nie można więc mówić o kneblowaniu ust. Nie można być nieuczciwym i wplatać w wypowiedzi rozmówców treści, za które nie chcemy ponosić odpowiedzialności.  Powiem więcej: wielokrotnie zdarzało się, że nie dochodziło do rozmów, a dziennikarze publikowali cudze wypowiedzi, jako wywiady. Bywało też, że dziennikarze cytowali osoby, które nic o tym nie wiedziały, bo nie miały kontaktu z dziennikarzem.

Jeden z takich przypadków dostał nawet od SDP tytuł Hieny Roku. Ale, wracając do autoryzacji, gdyby ją stosowała Oriana Fallaci, nigdy nie ukazałyby się słynne wywiady z Chomeinim czy Arafatem.

Są sytuacje, kiedy na wywiadzie zależy rozmówcy. Jeśli rzetelność dziennikarza nie jest kwestionowana, to rozmówca nie tylko nie ma odwagi, ale i powodu, aby żądać autoryzacji. Autoryzacja pojawia się wtedy, kiedy istnieje doza niepewności, co do intencji dziennikarza, jego postawy etycznej czy umiejętności warsztatowych. Jeśli ufam dziennikarzowi, że nie zniekształci moich wypowiedzi, to nie żądam autoryzacji. Autoryzacja jest ważna z powodu obniżenia się w ostatnich latach standardów dziennikarskich. Tym częściej korzystamy z autoryzacji, im częściej jesteśmy cytowani nierzetelnie.

Do czego więc doprowadzi orzeczenie w sprawie „Gazety Kościańskiej”?

Wiele szumu wokół tego orzeczenia wywołają dziennikarze, którzy próbują unikać odpowiedzialności i chodzą na skróty. Szybko zdobywają wypowiedzi i wykorzystują je w wygodny dla siebie sposób. Ale myślę, że orzeczenie to nie wywoła żadnych skutków prawnych. Chyba, że któraś z partii zdecyduje się na wprowadzenie zmian w prawie prasowym. Ale będzie to bardzo ryzykowne. Sądzę, że autoryzacja pozostanie. Być może zostanie zmodyfikowana tak, aby odnosić się wyłącznie do wypowiedzi werbalnych. Żeby nie można żądać autoryzacji wizerunku. Do rzetelności zdjęcia nie można mieć tak dalece idących wątpliwości, jak do rzetelności cytatu. Chociaż w prawie francuskim autoryzuje się także wizerunek.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.