Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Janusz Janyst - Tansman i inni

Mamy w naszym kraju coraz większy urodzaj na festiwale. Są one najczęściej poświęcone wybranym dziedzinom sztuki, aczkolwiek zdarza się, że wcale nie dotyczą zjawisk artystycznych. Zaobserwować można pewien paradoks. Im więcej festiwali, im obfitszy jest ich wysyp, tym rzadziej używa się słowa festiwalomania, które dość często pojawiało się niegdyś w mediach jako wyraz dystansu wobec nowej mody, każącej np. w sferze życia muzycznego nie tylko tworzyć wciąż nowe imprezy, ale i organizować pod festiwalowym szyldem to, co wcześniej całkiem skromnie nazywano spotkaniem, przeglądem (bo też trwało na przykład dwa dni), albo określano jako cykl koncertów, gdy chodziło, powiedzmy, o jakieś odbywające się raz w tygodniu występy podczas wakacji.
Konsekwencję mnogości festiwali stanowi nieunikniona dewaluacja samego pojęcia a zarazem treści z nim związanych. Jakość przechodzi w ilość. Chyba już mało kogo śmieszy, że w Łodzi pojawiły się nie tak dawno festiwale piwa, pierogów i czekolady. Okazuje się, że tematem, czyli „festiwalową ideą przewodnią” może być niemal wszystko. Nie od rzeczy będzie odwołać się i do prawa Kopernika, mówiącym o wypieraniu lepszego pieniądza przez gorszy. W zalewie festiwalopodobnych imprez tracą w tej sytuacji na znaczeniu i wyrazistości – a nieraz bywają wręcz niezauważane - te przedsięwzięcia, które są rzeczywiście ważne i pod każdym względem spełniają solidne, festiwalowe kryteria formalne oraz merytoryczne.

Nie tak dawno wpadła mi w ręce wydana przez Urząd Miasta Łodzi reklamowa broszura dotycząca lokalnych osiągnięć (mająca też swą wersję na CD). W części poświęconej kulturze nie uznano w niej za stosowne wymienić Międzynarodowego Festiwalu i Konkursu Indywidualności Muzycznych im. Aleksandra Tansmana, zupełnie, jakby nie było o czym wspominać. A to przecież jeden z najważniejszych festiwali w naszym mieście i regionie a „przy okazji” wydarzenie muzyczne numer jeden.

Łódź - w której urządzane były, i są, rozmaite imprezy spod znaku Polihymnii – bardzo długo nie miała festiwalu muzycznego z prawdziwego zdarzenia, a więc takiego, który byłby sensownie wpisany w lokalną tradycję, odznaczał się czytelną formułą, dobrą kompozycją całości a zarazem miał niekwestionowaną rangę, najlepiej, jeśli międzynarodową.
I taka inicjatywa wreszcie się pojawiła właśnie w postaci Festiwalu Tansmanowskiego (połączonego z konkursem), organizowanego na zasadzie biennale od 1996 roku przez Stowarzyszenie Promocji Kultury im. Aleksandra Tansmana. Naturalnie impreza ta, od kilku edycji zwana krótko „Tansmanem”, w głównej mierze poświęcona jest jej patronowi - światowej sławy kompozytorowi urodzonemu w 1897 roku w Łodzi a zmarłemu w 1986 roku w Paryżu. Twórca ów – generalnie neoklasyk - któremu zapóźniona stylistycznie u progu XX wieku muzyka polska ma, jeśli chodzi o „doganianie” zdobyczy światowego modernizmu, wiele do zawdzięczenia (już nie tylko Szymanowski zasługuje na miano „ojca polskiej muzyki współczesnej”!) pozostawił po sobie ogromny, gatunkowo wszechstronny, dobrze znany na Zachodzie dorobek. Jego utwory włączali i nadal włączają do repertuaru najświetniejsi soliści, dyrygenci i zespoły. Ponieważ jednak wielki łodzianin większą część życia spędził na emigracji, co w PRL niejako automatycznie lokowało go na tzw. indeksie, dopiero po 1989 roku mógł w pełni zaistnieć w polskim życiu artystycznym. W przybliżeniu krajowym melomanom sylwetki Tansmana istotną role spełniła wydana w 1996 roku nakładem łódzkiego wydawnictwa 86 Press dwutomowa monografia Janusza Cegiełły Dziecko szczęścia - Aleksander Tansman i jego czasy (dziesięć lat wcześniej, gdy tom II nie był jeszcze przez autora ukończony, ukazał się nakładem PIW tom I).

W akcji popularyzowania Tansmanowskich dzieł trudno nie docenić znaczenia łódzkiej imprezy, mającej już międzynarodowe uznanie, uhonorowanej też przez kapitułę Konkursu na Najlepszą Inicjatywę Obywatelską Pro Publico Bono, która przyznała Stowarzyszeniu Promocji Kultury zaszczytną, pierwszą nagrodę. 
W części festiwalowej dotychczasowych edycji, organizacyjnie wspomaganych przez kilka lokalnych, prestiżowych placówek – Akademię Muzyczną im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów, Filharmonię Łódzką im. Artura Rubinsteina, Teatr Wielki, Muzeum Miasta Łodzi - występowali wybitni soliści, zespoły kameralne, orkiestry i dyrygenci, m.in. Gwendolyn Bradley, Elżbieta Chojnacka, Małgorzata Walewska, Edward Auer, Krzysztof Jakowicz, Al Di Meola, Ivan Monighetti, Pavel Steidl, Kwartet Śląski, Kwartet Prima Vista, Sinfonietta Cracovia pod dyr. Wojciecha Michniewskiego, Sinfonia Varsovia pod dyr. Jerzego Maksymiuka i Krzysztofa Pendereckiego, Orkiestra PR Amadeus pod dyr. Agnieszki Duczmal, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod batutą Jana Krenza. Niezależnie od przewidzianych w ramach imprezy, licznych polskich prawykonań muzyki solowej i kameralnej Tansmana, znalazło się miejsce i dla kilku zaczerpniętych z jego dorobku wielkich form, np. baletu Bric a brac czy oratorium Prorok Izajasz, którego płytowa rejestracja „live” stała się kolekcjonerskim rarytasem.

Duże znaczenie ma od samego początku część konkursowa, nakierowana na wyłanianie indywidualności artystycznych w różnych muzycznych dyscyplinach. Kwestię specjalnego skoncentrowania uwagi właśnie na indywidualnościach akcentuje komentarz Andrzeja Wendlanda, dyrektora „Tansmaniady”, rokrocznie powtarzany w towarzyszących imprezie wydawnictwach: - Promowanie wyróżniających się osobowości muzycznych, niezależnie od ich specjalności, pozwala docenić nie tylko perfekcję techniczną i interpretacyjną wykonawców, ale także, a może przede wszystkim, ich osobowość. Właśnie te cechy w wielu przypadkach nie pozwoliły młodemu artyście zdobyć głównej nagrody na konkursach muzycznych. Opinia ta jest może o tyle dyskusyjna, że już niejeden laureat łódzkiego turnieju był wcześniej zauważony i nagrodzony na jakimś innym, „konwencjonalnym” konkursie, co świadczy o tym, że interpretacyjna oryginalność nie tylko mu nie przeszkodziła, ale wręcz przeciwnie - pomogła zdobyć laury. Na pewno nie ma wiec potrzeby deprecjonowania innych muzycznych turniejów, bowiem artystyczne indywidualności doceniane są wszędzie i trudno byłoby mówić o monopolu Łodzi na taką „metodę”. Jeśli tu jednak niejako z założenia zwraca się na osobowości specjalną uwagę, to tym lepiej.

W ramach „Tansmana” w szranki stawali przede wszystkim instrumentaliści i tylko raz, podczas III edycji, pojawili się również, startujący i oceniani razem z instrumentalistami, śpiewacy. Laureatami Grand Prix zostali kolejno: rosyjski wiolonczelista Igor Zoubkovski (1996), flecista węgierski Gergelly Ittzés (1998), wiolonczelista z Łodzi - Dominik Połoński (2000), węgierski pianista József Balog (2002), wiolonczelistka rosyjska Elizavieta Sushtchenko (2004), francuski klarnecista Julien Hervé (2008). Warto zaznaczyć, że nagradzane kreacje wykonawcze również były systematycznie utrwalane na płytach i w ten sposób powstała już interesująca kolekcja fonograficzna, radująca serca wytrawnych zbieraczy. Ta kolekcja jest jednocześnie wzbogacana przez krążki z Tansmanowską muzyka kameralną publikowane w cyklu Od tria do oktetu (ostatniemu festiwalowi towarzyszyła promocja płyty z pięknymi nagraniami Kwartetu Śląskiego i zaproszonych przez ten ansambl do współpracy gości, zawierającej m.in. Tombeau de Chopin na kwintet smyczkowy oraz Sextuor á cordes).
W roku 2006, w trakcie szóstej edycji konkursowej, po raz pierwszy zrealizowana została koncepcja rywalizacji kompozytorskiej. Spośród rekordowej liczby 401 partytur z 51 krajów, po wstępnej eliminacji dopuszczono wtedy do oceny 364 utwory. Ostatecznie międzynarodowe jury pod przewodnictwem Zygmunta Krauzego zdecydowało przyznać I nagrodę Czechowi Krystofowi Maratce za inspirowane folklorem z różnych stron świata, bogate w pomysły brzmieniowe Luminarium.

Z „VIII Tansmanem” w roku 2010 połączony został drugi z kolei konkurs kompozytorski. Napłynęło tym razem 278 prac z 50 krajów, jury również pod przewodnictwem Krauzego zakwalifikowało do oceny 245 partytur. W finale znalazło się 5 kompozycji. 19 listopada zostały one publicznie wykonane przez filharmoników łódzkich pod dyr. Wojciecha Michniewskiego. Grand Prix znów zdobył Czech - Ondřej Adámek za Dusty Rusty Hush – dzieło trochę „barbarystyczne”, ale niebanalne i pełne humoru. II nagrodę otrzymał Marko Nikodijević (Serbia/Niemcy) za Cvetić, kućica…la lugubre gondola – utwór o czytelnej dramaturgii, sugestywnym nastroju, dający pole do popisu różnym grupom instrumentów. Nagroda III przypadła w udziale Włochowi Federico Gardelli za atonalne, trochę „nerwowe” w wyrazie Concerto per mandolino e orchestra.
Z wydarzeń części festiwalowej na czoło wysunął się koncert inauguracyjny w Teatrze Wielkim (14.XI), podczas którego światowej sławy gambista i dyrygent hiszpański Jordi Savall zaprezentował, wraz ze swą międzynarodową formacją wokalno-instrumentalną, monumentalny projekt poświęcony historii Jeruzalem, „miasta pokoju niebiańskiego i ziemskiego”. Fascynujący okazał się śpiew solistów, frapowała muzyka, po części improwizowana, o charakterze synkretycznym, grana na dawnych a także egzotycznych instrumentach. Interesujący był potem w filharmonii występ Orkiestry Akademii Beethovenowskiej pod dyr. Łukasza Borowicza. Na program złożyły się wyłącznie neoklasyczne dzieła patrona festiwalu, w tym premiera światowa finezyjnie brzmiących Piece concertante na fortepian na lewą rękę (grał Marek Szlezer) i orkiestrę oraz prawykonanie polskie, zawierającej tak samo jak utwór poprzedni efektowne fugato, III „Symphonie concertante” (z udziałem solistów: Marii Machowskiej – skrzypce, Artura Rozmysłowicza – altówka, Jana Kalinowskiego – wiolonczela i Marka Szlezera – fortepian). Warto było pójść na występ European Union Baroque Orchestra – dawne, stylowo i z energią wykonane kompozycje ponad dwudziestu twórców kontrapunktował notabene taniec modern dwóch solistów (w innych momentach śpiewających), Vincenzo Capezzuto i Yannisa Françoisa. Na uwagę zasłużył – poprzedzony otwarciem w Muzeum Miasta Łodzi wystawy Psalmów Andrzeja Strumiłły - wieczór psalmów w interpretacji filharmoników łódzkich - orkiestry i chóru pod dyr. Pawła Kotly z solistą, Jamesem Oxley’em – tenor. Zabrzmiały: Psaumes Tansmana i Symfonia psalmów Strawińskiego. Wysokim poziomem zespołowej gry odznaczał się koncert kierowanej przez Agnieszkę Duczmal Orkiestry „Amadeus”, która, wraz z solistami - skrzypkiem Jarosławem Żołnierczykiem i flecistą Janosem Balintem, zaprezentowała Cztery pory roku zarówno Vivaldiego, jak i Piazzolli. Wspaniale wypadł wieczór finałowy w kościele św. Mateusza, rozpoczęty, w związku ze śmiercią Henryka Mikołaja Góreckiego, prezentacją jego kompozycji chóralnych a cappella. Maestro Krzysztof Penderecki poprowadził następnie wykonanie swej, grawitującej w stronę postromantycznego ekspresjonizmu i imponującej siłą wyrazu, instrumentalno-wokalnej, VIII Symfonii - „Pieśni przemijania”. Śpiewali Izabela Matuła – sopran, Agnieszka Rehlis – mezzosopran, Vytautas Juozapaitis – baryton, chór Filharmonii Podlaskiej, grała niezawodna Sinfonia Varsovia..
Natomiast utworem wielce kontrowersyjnym, a mówiąc bez ogródek – zdecydowanie słabym, okazały się, zamówione przez organizatorów i dopełniające wspomniany wcześniej, odbywający się w filharmonii finał konkursu kompozytorskiego, Chopin – Milton Songs Michaela Nymana. Sugerowano, że będzie to coś nadzwyczajnego, a usłyszeliśmy po prostu toporną, trywializującą pierwowzór (mimo próby literackiego – jak to dziś niektórzy powiadają - „ubogacenia”) transkrypcję pięciu najprostszych fakturalnie Chopinowskich preludiów (a-moll e-moll, h-moll, E-dur, c-moll) na głos (śpiewał skądinąd ciekawie bas-baryton Andrew Slater) i kameralny zespół instrumentalny o trochę nietypowym składzie (z elektryczną gitarą basową) i z udziałem kompozytora jako pianisty. Nyman, znany brytyjski reprezentant muzycznego minimalizmu, w tym momencie „pokonany” został zdecydowanie pod względem warsztatowo-aksjologicznym nie tylko przez Tansmana, Strawińskiego czy Pendereckiego, co jest zresztą najzupełniej oczywiste, ale też przez młodych twórców, których prace, jako jeden z konkursowych jurorów, wcześniej punktował. I to był, niewątpliwie, „Tansmana 2010” szczegół pikantny.

Janusz Janyst

Copyright © 2017. All Rights Reserved.