Publikacje członków OŁ KSD

prof. Tadeusz Gerstenkorn - Jest źle. Czy musi być jeszcze gorzej ?

Życie według zasad etycznych wpisanych w naturę człowieka, a słownie wyrażonych przez wieki doświadczeń, obowiązują każdego człowieka niezależnie od jego poglądów religijnych lub nawet ich braku. Przez Polskę przetaczały się, przechodzą stale lub zapowiadane są aktualnie liczne protesty różnych ugrupowań i już niemal wszystkich ważniejszych zawodów, nawet służb mundurowych. Do protestów włącza się Polonia. Liczba podpisów pod żądaniami usunięcia niekorzystnych dla  społeczeństwa przepisów lub ustaw, wysokich cen niszczących gospodarkę publiczną i budżety domowe, przekracza już  grubo  milion. Ludzie zaczęli już wychodzić gremialnie na place i ulice. Przoduje w tym młodzież, która wreszcie zauważyła zupełny brak dla siebie w kraju perspektyw.

Dużą pomocą w zorganizowaniu tych manifestacji okazał się Internet, dający możliwość szybkiego porozumiewania się, skrzyknięcia i wypowiedzenia swych żali i możliwych zagrożeń. Rząd podpisuje groźne dla nas zobowiązania międzynarodowe bez jakichkolwiek konsultacji społecznych, a dla upozorowania działań konsolidacyjnych proponuje pseudodyskusje dla zorganizowanych, ograniczonych grup, co jest odbierane jako kpina ze społeczeństwa. Protesty zdają się nie robić żadnego wrażenia na obecnej władzy. Rozdźwięk między nią a narodem staje się coraz bardziej widoczny. Arogancja władzy ( nie tylko u nas) jest porażająca. Wynika ona z tego, że nie została wypracowana przez prawo procedura faktycznej odpowiedzialności karnej i cywilnej za popełniane przez nią błędy. Z dużą nie tylko przykrością, ale nawet widocznym gniewem przyjmujemy wiadomości o wynoszeniu skompromitowanych tuzów władzy - po ustanowieniu urzędowania - na lukratywne stanowiska, jeśli nie w kraju, to – jak można wyczuwać – w obrębie niegdysiejszych zleceniodawców niesławnego postępowania. Trybunał Stanu jest, ale nikt go nie widział w działaniu. Sytuacja wymaga więc poważnej refleksji.

Układny poseł z PSL Stanisław  Żelichowski ( nie mylić z całkowicie odmiennym ideowo powojennym  mikołajczykowskim Polskim Stronnictwem Ludowym, co najwyżej można kojarzyć z peerelowskim wiernopoddańczym ZSL (Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym)), nawiązując w telewizji do drażliwej sprawy pewnej kontrowersji między Prokuraturą Wojskową a Prokuraturą Generalną (cywilną) i do ewentualnej (wówczas) dymisji generalnego prokuratora wojskowego, oparł swe rozważania dotyczące tej sprawy na przykładzie (jeśli to dobrze zrozumiałem) przedsiębiorstwa, w którym dyrektor jest w niezgodzie ze swym zastępcą (vice-dyrektorem). Wydaje się być oczywiste, że taki konflikt ma niedobry, a nawet niszczący wpływ na kondycję tego przedsiębiorstwa. W tej sytuacji właściciel przedsiębiorstwa lub jego zarząd musi się zdecydować na zwolnienie vice-dyrektora dla dobra zakładu, gdy porozumienie nie jest możliwe.

Rzecz wydaje się jasna i zrozumiała, choć mogą się tu nasunąć pewne wątpliwości. Nie chcę ich odnosić do omawianej tu sprawy prokuratury, ale muszę zauważyć, opierając się na doświadczeniu i obserwacji życia społecznego i politycznego na przestrzeni minionych dekad, że niestety w bardzo wielu przypadkach dyrektorzy wielu nawet dużych przedsiębiorstw nie byli (delikatnie mówiąc) najlepszymi menadżerami, a swe stanowiska piastowali tylko  z nadania prezentowanych partii politycznych, a kierowane przez nich instytucje, jeśli w ogóle się trzymały i nie upadały, to  dzięki pracy vice-dyrektorów lub niższego personelu zarządzającego.
Istotą podanego przez pana posła przykładu było jednak to, że właściciel, widząc zagrożenie placówki, ma możliwość, a nawet obowiązek zareagowania dla dobra sprawy i sytuację uzdrowić przez zmianę kadry kierowniczej.

Przytoczony tu przykład podany przez posła Żelichowskiego dał mi mimowoli impuls do zastanowienia się nad rozszerzeniem owej sprawy zarządzania na znacznie większą instytucję niż przedsiębiorstwo, a taką jest państwo. Każdy, kto choć trochę uczył się historii, a jeśli nawet nie miał takiej sposobności lub zaniedbał tę część ogólnego wykształcenia, wie przecież, choćby z obserwacji wydarzeń  z okresu własnego życia, że w niejednym kraju z zarządzaniem państwa bywało nie najlepiej, a często nawet bardzo źle.
I co się wówczas działo ? Bywało, jak wiadomo różnie. Jeśli lud się mocno zburzył i udało mu się objąć władzę (nieraz pozornie), to leciały wówczas głowy władców lub osób stojących na czele państwa. Bywało też odwrotnie. Rządzącym udawało się wówczas lud dostatecznie mocno przydusić i, jak to się mówiło, przyprowadzić go do porządku.

Gdy nastała era tak zwanych demokracji (o różnym zresztą profilu), to z samej nazwy miało wynikać, że lud (demos) ma mieć władzę w swojej gestii i w odpowiedni sposób ją sprawować. To sprawowanie władzy przez lud bywało niestety najczęściej dość iluzoryczne, ale wszyscy, chcieli czy nie chcieli, przyjmowali do wiadomości, że formalnie biorąc wszystko jest w porządku i demokracja panuje.

Obserwując wydarzenia niedawnych dni, miesięcy lub lat, możemy łatwo zauważyć, że słuszne często wybuchy gniewu społecznego były nieraz inspirowane lub wspierane, a później niestety wykorzystywane przez ośrodki o zupełnie innych aspiracjach i celach. Nie było to i nie jest nadal zbyt trudne do wykonania, bowiem zapał do protestu, choć często spontaniczny, nawet masowy i potężny, zwykle nie trwa zbyt długo, jest bowiem ostudzany przez naturalne kłopoty osobiste, zawodowe i rodzinne uczestników. Wykorzystują to sprytni polityczni manipulatorzy, często i gęsto wspierani przez ośrodki finansowe, które pragną przejąć kontrolę i nadzór nad burzliwymi ruchami społecznymi  dla zabezpieczenia własnych zasobów materialnych i przyszłych interesów. I to, niestety, całkiem często, jak widzieliśmy i stale widzimy, zręcznie im się udaje. Wystarczy przyjrzeć się dokładniej, co wokół nas się dzieje.

We współczesnym świecie, w którym na sposób myślenia i działania społeczeństwa media mają dużą siłę oddziaływania, opanowanie tego środka wpływu jest niezmiernie ważnym instrumentem sprawowania władzy i polityki ekip rządzących. Przykłady nawet z ostatnich dni rzucają się same w oczy. Przez media, zwłaszcza wizualne, dość łatwo można wpływać na ludzkie zachowania, zwłaszcza tam, gdzie z myśleniem, a w szczególności z rozumowaniem są niedostatki lub nawet kłopoty. Niestety taka jest nasza ludzka natura, że jesteśmy skłonni do myślowego lenistwa i wolimy przyjmować daną nam przez media papkę informacyjno-propagandową, zamiast przy niewielkim nawet wysiłku sami wyciągać wnioski z obserwowanych faktów i zdarzeń.

Jeśli chodzi o władzę, to w przypadku naszego państwa sprawa wygląda w zasadzie prosto i jasno.  Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w rozdziale pierwszym i w artykule czwartym stanowi bowiem, że:
1.    Władza zwierzchnia w Rzeczpospolitej Polskiej należy do narodu.
2.    Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.
Wyrażenie swej woli, a w konsekwencji sprawowanie władzy bezpośrednio jest możliwe
(referendum), ale utrudnione przez uciążliwe uzupełniające przepisy (odpowiednia ilość podpisów,
akceptacja sejmu), tak że w mnogości nasuwających się spraw w praktyce naród zleca to sprawowanie władzy swym przedstawicielom przez odpowiedni wybór radnych, prezydentów, posłów, senatorów i wreszcie w konsekwencji także rządu.

Wszystko byłoby pięknie i bezbłędnie, gdyby ci wybrańcy rzeczywiście spełniali wolę wyborców. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej przykra, bowiem przedstawiciele narodu, promując swoje usługi narodowi w trakcie kampanii wyborczych przedstawiają się zwykle niezwykle pociągająco, uroczo i zachęcająco uczciwie. Zapowiadają zwykle wyborcom złote góry i rajskie życie (które już po wyborach niezwykle często zachowują dla siebie), a gdy obejmują stanowiska lub rządy, to szybko zapominają przez kogo i dla jakich celów zostali wybrani.

W tym ostatnim przypadku sprawa mogłaby się wydawać jako niezmiernie prosta i łatwa do załatwienia przez wyborców niezadowolonych z danego wyboru. Skoro naród sprawuje władzę, to przecież ma prawo, tak jak ten właściciel przedsiębiorstwa, nie sprawdzającego się wybrańca usunąć i zmienić. W przypadku prywatnego przedsiębiorstwa sprawa jest rzeczywiście bezproblemowa. Bowiem, jeśli w interesie sprawa źle się toczy, przedsiębiorstwo chyli się ku upadkowi (upadłości), to właściciel szybko zmienia  jego kierownictwo. Ale jak to sprawnie zrobić z wybrańcem narodu, który zawiódł swych mocodawców i został niemądrze wybrany?  Formalnie biorąc można tego dokonać przez skomplikowaną i dość długo trwającą prawną procedurę odwoławczą, ale nie jest mi znany choćby jeden taki przypadek z dziejów III RP. Trzeba przecież pamiętać, że wybraniec Narodu był de facto wybrańcem partii. On został przez swego wodza wystawiony na świecznik kandydatury.  Jeśli ma znamię znanej marki BMW (Bierny – Mierny –ale Wierny), to choćby coś przeskrobał, będzie broniony i chroniony ile tylko sił i finansów w partii starczy. Partia ma na to środki. Przecież dostaje od Narodu. Złudzeniem jest, przy obecnej ordynacji wyborczej, że obywatel wybiera swego przedstawiciela. Zachowane są tylko pewne formy, które działają jako przykrywka demokracji. Tej nowej jej wersji: demokracji partyjnej.  W tej sytuacji czekamy znowu cztery lata na nowe wybory, by zagłosować (często pozornie) inaczej i oby nie gorzej. Jednak przez cztery lata ( w innych krajach może ten okres być inny) może się zdarzyć, że dana wybrana (jakoby przez nas)  władza zdoła tak pogrążyć stan gminy, powiatu lub państwa i poszczególnych obywateli, że naprawa tej sytuacji zdaje się być niezwykle trudna do realizacji , a nawet beznadziejna. Jeszcze gorzej bywa, gdy ekipa będąca u steru władzy jest porażająco arogancka i stara się wprowadzać w życie wypróbowaną swego czasu zasadę: „raz zdobytej władzy nigdy nie oddamy”. Przy odpowiednich mechanizmach i kruczkach prawnych, i działaniach medialnych może się to nawet przez dostatecznie długi czas udawać. 

Do takich mechanizmów należy w pierwszym rzędzie niszczenie morale społeczeństwa. Osiąga się to różnymi sposobami: przez ułatwienia do nabycia alkoholu ( w naszych miastach już niemal na każdej ulicy jest kilka sklepów niezwykle bogato i obficie  wyposażonych w trunki i piwa, a przy tym pracujących zwykle 24 h), propagowanie seksu w radiu, telewizji, kinach i teatrach (niby przybytki kultury) jako jedynej radości życia, przez ułatwienia rozwodowe, pędu za zdobyciem dóbr materialnych, niezwykłą pobłażliwość dla związków nieformalnych i homoseksualnych. Człowiek pozbawiony  kręgosłupa moralnego i nie nauczony obowiązkowości wobec rodziny i społeczeństwa, nieprzyzwyczajony do uczciwej, solidnej pracy, a raczej żyjący pod stałą presją jej utracenia, bez widoków na spokojną emeryturę i  godną starość, da się niestety kierować według nakazów medialnych usłużnych dziennikarzy i pozbawionych skrupułów polityków.

Jak w takiej sytuacji sobie radzić i i nawet wyjść obronną ręką ? Wydarzenia ostatnich dni wykazują, że przy dobrej woli społeczeństwa potrafią się same zorganizować, zmobilizować do działania, nie patrząc na nie budzących już zaufania  pseudopolityków, biznesmenów i skrzywionych moralistów, sami wyszukują ludzi prawych, wykształconych i doświadczonych życiowo, sprawdzonych przez swą odpowiedzialność za rodzinę,   rzetelną pracę zawodową i społeczną. Nacisk i protest społeczeństwa  okazuje się tak duży, że zmusza do ustąpienia skorumpowane rządy (ostatnio: Włochy, Rumunia, niedawno Węgry).

Przede wszystkim społeczeństwo powinno zadbać o właściwy poziom moralny całej zbiorowości, zaczynając każdy od siebie, a przenosząc potem to zadanie na młodzież. Życie według zasad etycznych wpisanych w naturę człowieka, a słownie wyrażonych przez wieki doświadczeń, obowiązują każdego człowieka niezależnie od jego poglądów religijnych lub nawet ich braku. Ludzie wierzący, w szczególności chrześcijanie, szukają wsparcia do praktykowania życia moralnego w modlitwie, a katolicy w pięknej modlitwie różańcowej, rozpropagowanej niedawno na Węgrzech. Rozbudziła ona sumienia tej społeczności i dokonała odnowy politycznej w sposób zaskakujący. Z niezrozumiałych dla człowieka prawego względów odnowa ta jest ostatnio mocno krytykowana i nawet atakowana w wydawałoby się cywilizowanej i tolerancyjnej Europie.

Jak należy wyjść z kłopotliwej sytuacji społecznej i politycznej w Polsce ? Propozycje podstawowe podałem już wyżej. Taktyczne działania wskaże zapewne budzące się społeczeństwo, zwłaszcza młode, oraz, jak sądzę, ta jego część, która w ostatnich wyborach niefortunnie wybrała. Ma obowiązek nad tym się zastanowić. Oby jak najszybciej, i nie za późno !