Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Władysław Trzaska - Korowajczyk: Smoleńsk 10 kwietnia 2010 Po dwóch latach

Mijają dwa lata od tamtego dramatu narodowego z 10 kwietnia 2010 na Lotnisku Siewiernym pod Smoleńskiem. Byliśmy tam na Cmentarzu Wojennym w Katyniu i oczekiwaliśmy na przybycie Prezydenta  Polski Lecha Kaczyńskiego, oczekiwaliśmy… Ziemia Smoleńska, ziemia uświęcona polską krwią, ziemia przeklęta. Katyń, Smoleńsk, Lenino, gdzie nieszczęśliwcy, którym nie udało się uciec do Andersa, ginęli tysiącami, w „bitwie”, która była kolejnym wyrokiem śmierci na Polakach.

9 kwietnia 2010 Dworzec Warszawa Zachodnia. Żegna nas, ciepłymi, serdecznymi słowami Andrzej Przewoźnik, krótkie wystąpienie kończy „do zobaczenia jutro w Katyniu”. Lekka nutka żalu, że nie udało się lecieć razem samolotem z Prezydentem.

Długi pociąg, składający się z siedemnastu luksusowych wagonów sypialnych, oczekuje na pasażerów. Kilkaset osób to żołnierze WP, orkiestra wojskowa, harcerze, posłowie do Sejmu, osoby, które spotyka się w programach telewizyjnych, znani dziennikarze i my kilkudziesięciu, może więcej, członków Rodziny Katyńskiej, pielgrzymujący do miejsca mordu na naszych Najbliższych.  
Razem z moim bratem Wojtkiem, pakujemy się do przydzielonego wagonu i trzyosobowego przedziału. Wspaniała organizacja. Harcerze z ZHR pomagają przy wsiadaniu, później będą roznosić gorące posiłki na kolację i zimne na śniadanie. Pociąg rusza. Jeszcze nie znamy się, a może zapadamy się w zadumę, bo na korytarzu panuje cisza. Prawie bezszelestnie pociąg zmierza ku granicy.

Brześć, kiedyś Litewski czy Białoruski, teraz nad Bugiem. Przetaczamy się powoli mostem nad rozlewiskami rzeki. Po paru kilometrach stajemy. Zaczęło się! Przetaczają nasze wagony na podwozia szerokich torów. Walenie młotami i zgrzyty towarzyszą tej operacji. Przenoszą nas z torów normalnych na szerokie, te 89 milimetrów dzieli Europę od Azji. Sześć godzin łomotów w halach Berestu. Dlaczego to tak długo trwa?

Wreszcie ruszamy. Mińsk, Orsza Witebsk, historyczne szlaki Wrót Smoleńskich. Przewalały się armię z zachodu na wschód i hordy dziczy wschodniej ze wschodu na zachód. Rok 1612 Polacy w Moskwie, dwieście lat później w 1812 znowu z Napoleonem na Kremlu, co przyniesie kolejne dwustulecie w 2012?

Smoleńsk wita nas radosnym, słonecznym, ciepłym porankiem. Nie lada trzeba się wygimnastykować by wsiąść na nieprzystosowany do naszych wagonów peron. Która to godzina? Siódma, ale jakiego czasu? Wsiadamy do podstawionych autokarów i jedziemy na Cmentarz, po drodze stacja Gniazdowo.

Gniazdowo. To tutaj kończyły bieg pociągi z Kozielska. Następował wyładunek oficerów do „czarnych woron” i ostatni etap do miejsca kaźni. Jak to wyglądało opisał naoczny świadek prof. Stanisław Swianiewicz. Jako wybitnemu specjaliście w sprawach gospodarek sowieckiej i niemieckiej, NKWD „darowało” życie.

Profesor swoje przeżycia z Obozu w Kozielsku opisał w autobiograficznych wspomnieniach „W cieniu Katynia”. W paru miejscach wspomina mego Ojca Leonarda Korowajczyka, który razem z innym oficerem, prowadzili t.zw. gazetę mówioną, przedstawiającą sytuacje w kraju, w Związku Sowieckim i na świecie. Prof. S. Swianiewicz znał mego Ojca z czasów wileńskich. Zbiegiem okoliczności 30 kwietnia 1940 prof. Stanisław Swianiewicz i Leonard Korowajczyk znaleźli się w jednym wagonie w drodze do Gniazdowa.

W mojej pamięci Gniazdowo zapisało się w 1989, w czasie kręcenia przez Marcela Łozińskiego dokumentalnego filmu „Las katyński”, w którym uczestniczyłem w gronie rodzin pomordowanych oficerów. Jeden z uczestników tamtej filmowej wyprawy wygadywał niestworzone brednie, wypaczające prawdę historyczną. Wiele wskazywało, że była to prowokacja. Pisemnie zwróciłem uwagę Andrzejowi Wajdzie, jako inicjatorowi tego filmu, że promuje kłamstwo. Tutaj poróżniliśmy się w sposób zdecydowany.  Po latach okazało się, ż ktoś o głośnym nazwisku nie musi być autorytetem.

Nasze autokary ruszają i po trzech kilometrach dojeżdżamy do Cmentarza Wojennego. Tłumek powoli przeciska się przez bramki, w których „borowiki” dokładnie nas kontrolują. Polana powoli zagęszcza się ludźmi, a wśród Polaków, raz po raz słyszy się rosyjską mowę. Z daleka wyczuwa się funkcjonariuszy KGB. Już niewiele czasu mamy do przybycia Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i początku uroczystości. W napięciu oczekujemy tej historycznej chwili.
Słońce nagle skryło się za chmurami, z minuty na minutę robi się coraz zimniej, ale na Cmentarnej Polanie mgła nie była widoczna. Miska gorącej kaszy gryczanej, serwowanej z kotła, trochę nas rozgrzewa. Mijają minuty oczekiwań, ale nikt nie wie dlaczego Uroczystość opóźnia się. Nie ma żadnej informacji.
Trochę zniecierpliwieni oczekiwaniem, z moim bratem Wojtkiem obchodzimy Cmentarz, zatrzymując się przy tablicach bliskich członków naszej rodziny. Zaduma, krótka modlitwa, migotliwe światełko znicza. Ppr. r. Tadeusz Tyszka brat babci Jadwigi Kuczyńskiej, jego zięć ppr. r. Władysław Solanko, ppr. r.. Mieczysław Kuczyński – brat Mamy, por. r. Leonard Korowajczyk – nasz Ojciec, ppr. r. Witold Eysmontt dalszy kuzyn. Kilka lat temu Leonard Korowajczyk, Mieczysław Kuczyński i Tadeusz Tyszka zostali mianowani na wyższy stopień oficerski.

Raptem, tuż przy nas, rozpaczliwy głos: „Samolot z Panem Prezydentem rozbił się na lotnisku w Smoleńsku!”. Rozdygotana pani przyskoczyła do człowieka: „Prowokatorze, jak śmiesz wykrzykiwać takie rzeczy!”. „Proszę pani, jestem posłem, w tej chwili otrzymałem wiadomość z Kancelarii Sejmu”. Rozdzwoniły się telefony komórkowe. Potwierdza się tragiczna wiadomość. Jakiś rozpaczliwy okrzyk: „Ja muszę tam jechać. W samolocie był mój ojciec”. Moja pierwsza myśl zamach i natychmiastowe skojarzenie z Katastrofą w Gibraltarze.
Co się stało? Kto leciał tym samolotem? Kto się uratował? Czy wszyscy zginęli? Zginął Pan Prezydent i Pani Prezydentowa oraz najważniejsze osoby w Państwie! Pierwsze wiadomości o 87 ofiarach. Głośniki na Cmentarzu milczą. Rozdzwonione telefony przynoszą strzępki wiadomości z Polski. Łkanie. Płacz. Soczyste słowa. Rozpacz.

Bezradnie kręcimy się z bratem. Szeregi krzesełek z kartkami z wyznaczonymi miejscami dla VIP-ów, miejsca które nigdy żadna z tych osób, w żadnym miejscu na świecie nie zajmie.
Obok nas znalazł się Antoni Macierewicz, ktoś zrobił zdjęcie i to ujęcie zostało zamieszczone w Albumie Cmentarzy Wojennych, ostatnim dziele śp. Andrzeja Przewoźnika. Ta fotografia skojarzyła mi się z audycją Moniki Olejnik „Kropka nad i”, wyemitowanej w ostatnich dniach marca 2012. Dziennikarka pytała kilka razy swego interlokutora: „Dlaczego Macierewicz nie pojechał na lotnisko?”. A jak miał pojechać, skoro nasze autokary gdzieś odjechały? Zadając pytanie trzeba je formułować z sensem. We wspomnianym Albumie jest jeszcze jedno zdjęcie Wojtka i moje, kiedy stoimy przy tablicy naszego Ojca.

Kompletna dezorganizacja. Nie ma nikogo, kto by pokierował setkami bezradnych ludzi. Nawet KGB- owcy gdzieś się ulotnili.
Wreszcie księża wzięli w swoje ręce sytuację.. Modlitwy za zmarłych. Msza święta.
Ostre słowa z głośników. ”Proszę natychmiast wsiadać do autokarów. Jedziemy na obiad. Po posiłku natychmiast wyjeżdżamy do Polski!”.
Zaskakująca chwila. Razem z tym poleceniem, gdzieś zginęły chmury, ostro zaświeciło słońce, ogarnęło nas miłe ciepło.
Jak to wyjeżdżamy? Przecież po obiedzie mieliśmy się tu znowu spotkać, a powrót przewidywano wieczorem.- Odjeżdżamy o piętnastej!

Szybki obiad. Siedzę koło pani konsul, ale ani jednego słowa na temat katastrofy nie mogę wydobyć. Trochę się nie dziwię, ale w każdym z nas tkwi chęć dotarcia do prawdy.
Wsiadamy do naszych wagonów i w wielkim pośpiechu jedziemy do Polski, jedziemy jakby ktoś nas gonił, a jazda trwała o kilka godzin krócej niż do Smoleńska. I dopiero tutaj w kraju mieliśmy więcej wiadomości o tragedii. Jednocześnie, jako jednego z tych, którzy byli blisko tragedii, dziennikarze z telewizji i radia proszą o wywiady.

Mijają dwa lata od tamtej tragedii. Był raport MAK i Jerzego Millera. Niewiele wyjaśniły, a każdy dzień rodzi nowe pytania. Pytania i pytania, a wrak rozwalany drągami i łomami zaraz po katastrofie, niszczeje na lotnisku i „czarne skrzynki”  są niedostępne, tak jak i wiele innych dowodów mogących wyjaśnić przyczyny katastrofy. Trzeba jednak chcieć, a nie tylko udawać, że się chce.

Była mgła czy jej nie było?
W końcu marca 2012  zadano pytanie min. Radkowi Sikorskiemu, skąd wiedział, w kilka minut po katastrofie, że Prezydent zginął. Minister ponoć dowiedział się od ambasadora Jerzego Bahra, który z odległości 150 m. obserwował szczątki samolotu. 150 metrów! Przecież we wszystkich relacjach mówiło się o gęstej mgle, w której ledwo można było zobaczyć kontury samolotu. Kto łże? Minister, ambasador czy wielu świadków? A poza tym w wielu relacjach, o których już nie pamiętamy, powtarza się osoba Tomasza Turowskiego, jako ambasadora tytularnego w Moskwie, od lat siedemdziesiątych związanych z wywiadem PRL. Stał na Sewiernym, jako jedyny przedstawiciel RP.

W trzy dni po dramacie Donald Tusk, jak wierny wasal, całe śledztwo przekazał Rosji. To zadecydowało, że całej prawdy o tej tragicznej katastrofie, prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy , tak jak Anglicy na dalsze pół wieku zamknęli dostęp do dokumentów tragedii w Gibraltarze. Propagandyści z Platformy Obywatelskiej, ze Stefanem Niesiołowskim na czele, wykrzykują, że cała prawda zawarta jest w Raporcie Millera /sic!/.

Łacińskie przysłowie mówi „winien kto ma zysk”. Kto po tym tragicznym wypadku zyskał? Bronisław Komorowski, w czasie liczonym kwadransami, mianuje się Prezydentem. Donald Tusk pozbywa się Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który nie pozwalał szarogęsić się Premierowi przebierającemu jak w ulęgałkach w ustawach szkodliwych dla Polski. Władimir Putin nie ma za przeciwnika Prezydenta, który stawał mu okoniem. Generalicja powiązana z NATO już nie zawadzi w jakimś diabolicznym planie, o którym jeszcze nic nie wiemy. Postkomunistyczne służby specjalne bez przeszkód mogą kręcić swoje i nieswoje interesy. Może to sferze tylko plotek, ale w rozmowie między dwoma znaczącymi politykami padło pytanie „a co z drugim „ – w domyśle Kaczyńskim i odpowiedź „mamy przecież drugą „Tutkę”.

Po tragedii z 10 kwietnia 2010 naród polski zwarł szeregi, ale ohydna, chamska propaganda sącząca jadem nienawiści do wszystkiego co Polakom jest najdroższe, częściowo rozbiła tę solidarność. Polacy muszą podnieść się z tego zniewolenia i pokazać swój narodowy charakter. Wzorem mogą nam służyć Węgrzy i ich Premier Victor Orban.
To nie mgła okrywa tragedię z 10 kwietnia 2010, ale okrywa je międzynarodowe kłamstwo , któremu patronują najwyżsi dostojnicy w Warszawie  i Moskwie.




Copyright © 2017. All Rights Reserved.