Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - TAM, GDZIE JAN CHRZCIŁ

Upał obezwładniający. Środek lata. Słupek rtęci przekroczył 40 stopni C. Nie ma czym oddychać. Maszerujemy w milczeniu wąską ścieżką wyciętą ponad kilometr w gąszczu lasu tamaryszkowego brzegiem suchego Wadi al-Kharrar. Że też ten egzotyczny u nas krzew może w gorącym i suchym klimacie osiągnąć wysokość dorodnego drzewa! Plątanina martwych korzeni, pnączy i gałęzi tworzy zwartą ścianę chrustu. Gdyby się to zapaliło, wszyscy spłonęlibyśmy jak na stosie. Bez możliwości wydostania się ze śmiertelnej pułapki.

Tak dochodzi się do rzeki Jordan od strony Jordanii. Zbita z desek platforma, nad nią zadaszenie, pośrodku ołtarz, obok baptysterium –  wszystko gotowe do sprawowania liturgii z widokiem na rzekę. Miejsce pełne odniesień. Przecież gdzieś tu znajdował się starożytny bród na rzece. Mówi o tym tradycja i informuje mozaikowa mapa z Madaby z VI w. Gdzieś w tym miejscu pątnicy  w okresie bizantyńskim przechodzili wpław rzekę w drodze z Jerozolimy i z Jerycha na górę Nebo, skąd Mojżesz oglądał Kanaan. To gdzieś tu Jan udzielał chrztu, bo i w jego czasach, tak jak i w czasach Jozuego, tędy przebiegała główna droga w krajny Zajordania, więc tu gromadziło się wielu ludzi. Tu również wstąpił do rzeki Jezus.

W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili, gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w tobie mam upodobanie (Mk 1, 9-11).

Woda w rzece jest zielona, mętna, prawie stojąca. Wysokie na pięć metrów trzciny lekko muska niewyczuwalny oddech wiatru. Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? – pytał retorycznie Jezus towarzyszących Mu uczniów w odniesieniu do osoby Jana Chrzciciela.

Również na izraelskim brzegu Jordanu wzniesiono przed kilku laty imponujący architekturą jak gdyby terminal dla pątników, wyposażony w toalety, przebieralnię i obowiązkowo w sklep, wszystko to zapewne w odpowiedzi na dość prowizoryczną, ale bliższą naturze konstrukcję po stronie jordańskiej. Pątnicy przybywają tu już setkami, jadąc przez pustynię drogą asfaltową w szpalerze płotów z kolczastego drutu, za którymi rozciągają się pola minowe. Przecież środkiem Jordanu biegnie granica państwowa między Izraelem a Królestwem Jordanii. Kilku żołnierzy izraelskich w pełnym uzbrojeniu trwa leniwie na posterunku, tak jak i ich uzbrojeni koledzy z przeciwległego brzegu rzeki. Nie przeszkadza to bynajmniej pielgrzymom we wstępowaniu po drewnianych stopniach do wody. Niektórzy, obleczeni w białe szaty, jakie można nabyć w miejscowym sklepie,  zanurzają się w niej cali, wraz z głową.

Chociaż Jan Ewangelista pisze wyraźnie, że Chrzciciel udzielał chrztu w Betanii, po drugiej stronie Jordanu (J 1,28), trudno jest się dziś spierać, na którym brzegu miało to miejsce. Przecież rzeka jest taka wąska – prawie by ją przeskoczyć. Nie znaczy to, że zawsze taka bywa. U samego szczytu związanej z wapiennych bloków ściany po izraelskiej stronie umocowano deszczułkę oznaczającą poziom Jordanu ze stycznia 2012 roku. Będzie z dziesięć metrów powyżej normalnego poziomu wody! Znaczy to, że Jordan może wylewać,  tak jak wtedy, gdy przez rzekę przeprawiali się  do Kanaanu Hebrajczycy Jozuego. Zaledwie niosący arkę przyszli nad Jordan, a nogi kapłanów niosących arkę zanurzyły się w wodzie przybrzeżnej – Jordan bowiem wezbrał aż po brzegi przez cały czas żniwa – zatrzymały się wody płynące z góry (…), a lud przechodził naprzeciw Jerycha (Joz 3, 15-16).
Tradycja bizantyńska, być może za Janem Ewangelistą, identyfikowała właśnie to miejsce w Zajordanii jako miejsce, gdzie Jan Chrzciciel udzielał ludowi chrztu.  Dowodem na to są ruiny pobudowanych tu kościołów, dopiero niedawno odkopanych, a przede wszystkim obecność dużego kanału, którym sprowadzano wodę bezpośrednio z rzeki do basenu chrzcielnego tuż przy imponującej rozmiarami bazylice. Basenów chrzcielnych zidentyfikowano więcej i każdy z nich połączony był własnym kanałem z rzeką.

Skąd na tym gorącym i dusznym pustkowiu tyle miejsc chrzcielnych, przecież w okresie bizantyńskim osadnictwo było tu znikome? Istniały same tylko klasztory. Odpowiedź nasuwa się sama: poganie po okresie odbytego katechumenatu przybywali nad Jordan,  by móc się ochrzcić w miejscu, w którym do rzeki wszedł sam Jezus. A przybywali z daleka, nawet z odległych prowincji Bizancjum. Ale byli i tacy, ci ochrzczeni już wcześniej, którzy wędrowali w te miejsca dla odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, jak się to odbywa i obecnie w miejscu zastępczym, w Yardenit u ujścia Jordanu z Jeziora Galilejskiego. Musiały przybywać tłumy pątników, bo dla ich przyjęcia były przygotowane hospicja i pomieszczenia na grupowe modły. Ich ślady w postaci kamiennych przyziemi niedawno odkryli archeolodzy. Zabezpieczone, można je obecnie oglądać.

Mnisi, którzy cenili bardziej anachoretyzm aniżeli życie wspólnotowe w zakładanych w sąsiedztwie klasztorach, w pojedynkę drążyli dla siebie płytkie groty w niskich marglowych skarpach. Wśród nich ascezą  świeciła pokutnica z Aleksandrii, Maria Egipcjanka, niegdyś portowa prostytutka, po nawróceniu - heroiczna święta. A i Eliasz, wielki prorok z czasów króla Achaba, ten sam, który wytracił kapłanów Baala z Góry Karmel, miał się stąd unieść do nieba na wozie ognistym. Na tę pamiątkę spłaszczony pagór – Jebel Mar Elias – zwieńczyli bizantyńscy mnisi kolejnym klasztorem.

Dziś na to pustkowie wraca chrześcijaństwo, już nie tylko w formie pątnictwa, ale i stałej obecności duchowieństwa różnych obrządków.  Po wizycie nad Jordanem Jana Pawła II w marcu roku 2000, pierwszy stanął po stronie jordańskiej grecki kościół, mały, ale zgrabny, zwieńczony złotą kopułą, obficie malowany. Zaraz wyrósł w pobliżu kościół katolicki dedykowany Papieżowi-Pątnikowi. Na ukończeniu w 2013 roku pozostawała ogromna cerkiew rosyjska, w pobliżu ormiańska i zaraz koptyjska, zaś w trakcie budowy wyłaniały się z pustyni dwie inne świątynie. Fenomen odradzającego się chrześcijaństwa, jeśli już nie poprzez zasiedlenie, bo to przecież kraj muzułmański, to przynajmniej obecnością nowo wznoszonych świątyń. Tak jest w Jordanii. Po stronie izraelskiej nie buduje się nowych kościołów w tym rejonie, zaś bizantyński monaster-twierdza z V wieku nad brzegiem Jordanu, otoczony polem minowym,  wygląda na niezamieszkany, chociaż powiewa nad nim grecka flaga, znak greckiej przynależności.