Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Przełamać lenistwo duszy



„Kto walczy o komunizm, musi umieć walczyć i rezygnować z walki… mówić prawdę i nie mówić prawdy, pomagać innym i odmawiać pomocy, dotrzymywać słowa i go nie dotrzymywać (…). Kto walczy o komunizm, ze wszystkich cnót ma tylko jedną: Że walczy o komunizm…” – nauczał przed pół wiekiem guru lewicy Bertold Brecht (w eseju pt. „Wymiar kary”).

Zdaje się, że ten wybitny niemiecki dramaturg i reformator teatru (w imię opacznie pojętej skuteczności) chciał przekonać swych towarzyszy do „statusu nadczłowieka”, któremu wolno więcej, niż ludziom wyznającym inne, niż on, poglądy.
Pogląd, że cel (polityczny) uświęca środki, wyrażał zresztą nie tylko w publicystyce i dramatach, ale realizował je też w codziennym życiu. Jednym z bardziej rażących tego przykładów był brak zainteresowania losem aktorki Caroli Neher, przyjaciółki i współpracowniczki, która – przebywając na emigracji w Związku Radzieckim – aresztowana przez NKWD i wtrącona do gułagu, zmarła na tyfus. Brecht (który mieszkał już wtedy w USA i  miałc silną pozycję w kręgach światowej lewicy) mógł przyłączyć się do apeli o jej uwolnie-nie. Nie zrobił tego jednak ze strachu, by nie podpaść Stalinowi.

Powrót „nadczłowieka bez właściwości”


Komunista – według Brechta – nie powinien zawracać sobie głowy takimi błahostkami, jak zasady, moralność, czy prawda. Nie musi też przejmować się kosztami swoich wyborów. Ma prawo kłamać – rano, w południe i wieczorem – z uśmiechem niewiniątka.  Oraz iść po trupach „z głową lekko wzniesioną”.
Postawę taką można – w mniejszym lub większym stopniu – zauważyć u przedstawicieli bodaj wszystkich radykalnych nurtów, obojętnie czy są to intelektualiści flirtujący z totalitaryzmami różnej maści (jak Brecht i Hamsun), czy też – jak ostatnio – „konserwatywni narodowcy”. Twarde przeświadczenie, że „tylko my jesteśmy czyści, a cała reszta to złodzieje i świnie przy korycie”, pozwala im cieszyć się upojnym statusem depozytariuszy moralności absolutnej.
W przedwyborczej gorączce uległ temu stanowi ducha nawet Jarosław Gowin (kilkanaście dni temu deklarujący możliwość zawarcia koalicji z PiS-em, a na krótko przed wyborami powtórzył – niemal dosłownie – znany od lat aforyzm Korwina – Mikke („PO i PiS to jedna i ta sama banda”). Chodziło chyba o to, że Gowin nigdy w żadnej „bandzie” nie był („ta bedzie piyrso” – jak, zapisując się po wojnie do PZPR, odparł góral na pytanie, „czy był członkiem jakiejś bandy”)...

Podwójne standardy” zawsze użyteczne

W rozchwianym świecie, w którym wczorajszy przyjaciel stał się nagle dzisiejszym nieprzyjacielem, imponować powinna niezłomność. „Słowianofilskich” przekonań pani prof. Anny Raźny, współautorki wiernopoddańczego adresu do prezydenta Rosji, nie jest chyba w stanie nadwerężyć ani likwidowanie niewygodnych dziennikarzy w Rosji, ani łamanie przez nią praw człowieka na Ukrainie, ani nawet łamanie polskiego ducha po Smoleńsku (np. sadystyczne opublikowanie w Internecie zdjęć Ofiar katastrofy). Dziwne…
Obojętnie, czy trzeba zdemaskować ‘złowrogą rolę traktatu lizbońskiego’, czy tylko ‘winy PiS-u przy zakupie Pendolino’ (sic!), na tapecie pojawiają się te same, od dekady, zarzuty:
1) PiS nie jest absolutnie „czyste” (czytaj: nie spełnia politycznych oczekiwać prawicy „pozasystemowej”), więc lepiej wypalić je z korzeniami, niżby miało gorszyć „dziesięciu sprawiedliwych”!
2) PiS nie potrafi osiągnąć celów szybko i wszystkich od razu (zgodnych z oczekiwaniami politycznymi „dziesięciu sprawiedliwych”), więc lepiej tych celów w ogóle nie osiągać!

Charakterystyczny przykład zamykania oczu na (polityczne) fakty ujawnił mi niedawno mityng łódzkich kandydatów do Europarlamentu (zorganizowany przez Uniwersytet). Pojawiła się na nim czwórka działaczy Nowej Prawicy i dalejże wypominać posłowi Januszowi Wojciechowskiemu „zmianę poglądów” (onegdaj przeszedł z PSL-u do PiS-u). W tamtym czasie chłopcy ci mieli po kilka lat i dziś chyba już nie pamiętają, że grupa działaczy podjęła wtedy starania o odnowę PSL-u w duchu tradycji Dwudziestolecia. A gdy zostali spacyfikowani, odeszli. Młodych polityków nie zdołała przekonać jasna deklaracja posła: „To nie ja się zmieniłem. To PSL, po krótkim okresie odnowy, zmieniło się i wróciło na stare, ZSL-owskie pozycje.” Uśmiech wyższości („nie z nami takie numery”), nie zszedł już do końca z niewinnych lic adeptów „polityki realnej”.
Wyznawcy „laboratoryjnie czystej” polityki często twierdzą również, że „PiS wszystkich swoich przeciwników uważa za agentów”. Nieprawda: Nie każdy przeciwnik PiS-u jest agentem. To byłby absurd... Ale prawdopodobnie każdy agent jest przeciwnikiem PiS-u.”

Finlandyzacja instynktu samozachowawczego


Drobnym przykładem postępującego zaniku woli obrony naszych interesów jest moja rozmowa telefoniczna z pewnym zaprzyjaźnionym małżeństwem (animatorami jednego z ruchów charyzmatycznych w Kościele). Kieruję do nich prośbę o pomoc w eurowyborach dla pani Urszuli Krupy (drugie miejsce na liście PiS w Łódzkiem). Odpowiadają, że nie mogą nic zrobić, albowiem byłby to z ich strony akt „polityczny”.
Pani doktor Krupa, opierając się na najnowszych badaniach naukowych, wskazuje na niszczycielskie skutki ideologii gender – nie tylko dla osobowości dziecka, ale również dla samej istoty człowieczeństwa i fundamentów naszej cywilizacji.
Moi rozmówcy znają te wykłady, tłumaczę więc spokojnie, że tu nie chodzi o żadną „politykę”, ale o to, by nasze wnuki – kiedy osiągną wiek czterech lat – nie były (na przykład) zmuszane do masturbacji w przedszkolach, jak to już zdarza się na Zachodzie. Proszę jedynie o indywidualne, „prywatnie” poparcie od ludzi ze środowisk katolickich... Moje argumenty nie przełamują jednak oporu: animatorzy oświadczają, że „podjęli decyzję, by nie mieszać się do polityki.” Ich stanowiska nie zdoła zmienić – nieco nerwowa – riposta, że przecież połowa Starego Testamentu traktuje o polityce: o sporach dynastycznych, intrygach, podbojach… oraz że proces Jezusa – oprócz oczywistego podłoża religijnego – był także fatalnym splotem politycznych interesów i oportunizmu ówczesnych polityków…
Nie mam już siły przypominać niezliczonych wypowiedzi św. Jana Pawła II, który (np. w trakcie pożegnań na lotnisku w Balicach) zlecił nam troskę o Ojczyznę i nakazał aktywność społeczną. W jaki sposób da się wypełnić papieskie prośby i wskazania, odżegnując się od „polityki”?  Widać, że u wielu, nawet przekonanych, katolików postrzeganie „polityki” jako abstrakcyjnego, nieuchwytnego zła, staje się wygodnym alibi dla bierności. Oczywiście – w grę wchodzi tu zapewne strach przed „życiowymi reperkusjami”... Tak, czy inaczej – znaczna część Polaków stała się „beneficjentami” (a jednocześnie zakładnikami) własnego lęku i jakiegoś fatalnego „lenistwa duszy”.

„Boże igrzysko” czy „poligon ojca kłamstwa”…?

29 kwietnia br. Jarosław Kaczyński apelował w Łodzi: „Polacy muszą się przebudzić!” Myślę, że potrzeba jeszcze czegoś: Polacy muszą ‘stanąć  w prawdzie’. Rozdrapać rany, którym pozwolili zarosnąć „błoną podłości”. Spojrzeć w głąb swych serc i zapytać: „Co stało się z nami w ciągu minionych lat? Dlaczego tak łatwo zaakceptowaliśmy furię kłamstw i sadystycznej pogardy wobec Ofiar katastrofy smoleńskiej?”
O animatorów tej nagonki – mniejsza. Oni takich pytań chyba nie postawią. Ale zwykli, szarzy ludzie? Czy przez ten oportunizm „wzmocnili się duchowo”? Czego się bali? Że ktoś podsłucha, co myślą? Za kogo i o co się modlą? Że ktoś sprawdzi ich odciski palców na kartce wyborczej? Że stracą lepszą pozycję w wyścigu szczurów i celebrze „normalności”?
Lepiej znosić cierpienia i zniewagi, walcząc – u boku europejskich chrześcijan – o prawdę i odnowę moralną „zgniłego Zachodu”, niż pod skrzydłami słowiańskiego dyktatora czekać na triumf „konserwatyzmu”, którego ideolodzy wprawdzie walczą z genderyzmem, ale którzy nie przejmują się ani losem tysięcy ofiar aborcji, ani poszanowaniem ciał w prosektorium… Jak można uważać się za „twardego katolika”, a jednocześnie kłaniać się przywódcom, którzy cele polityczne osiągają drogą nagiej, barbarzyńskiej przemocy...?
Najbliższe półtora roku pokaże, czy Polacy zdecydują się na wykonanie wielkiego skoku w nieznane. Być może zaryzykują? Ale w którą stronę skoczą? Być może zechcą sprawdzić, czy potrafią żyć bez suwerennego państwa, bez własnych imponderabiliów, bez własnych interesów? A kiedy już skoczą… przypomni im się, że warto byłoby sprawdzić, czy w tym basenie jest woda...? 

Pierwodruk: „Gazeta Polska Codziennie” – 26.05.2014.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.