Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Mężczyźni i ciule

„My się więcej w ciula robić nie damy!” Soczysta obietnica przywódcy śląsko-dąbrowskiej Solidarności, Dominika Kolorza, rzucona do kamery po przerwanych negocjacjach z rządem, zrobiła w mediach zasłużoną, acz – niestety – krótkotrwałą karierę. Słowa te słyszałem potem wielokrotnie, będąc w Kopalni Brzeszcze, w dniu podpisania porozumienia kończącego strajk w obronie czterech kopalń (17.01.2015).


Teraz, gdy rządowa spec-ustawa, o „restrukturyzacji” górnictwa, została (bez poprawek) przepchnięta w senacie, wypadałoby znowu zapytać rząd o intencje. O to, czy porozumienie nie jest kolejną grą pozorów. Być może – jak twierdzili niektórzy górnicy – rząd nie może już się wycofać ze swoich planów, bo za dużo komuś obiecał. I nie byli to bynajmniej polscy górnicy…

W oparach cynizmu

Jednak znacznie ważniejsze, niż dywagacje na temat prawdomówności rządu, wydaje się dziś pytanie o naiwność Polaków, naiwność niekiedy wręcz samobójczą. Obserwując w ostatnich latach poczynania władz i reakcje społeczeństwa, nie sposób oprzeć się podejrzeniu, że Polacy po prostu lubią być „robieni w ciula”, że „bycie ciulem” nie stanowi dla nich jakiegoś specjalnego dyskomfortu, a – co więcej – że ze swojego „statusu ciula” czerpią oni jakąś perwersyjną, masochistyczną satysfakcję (o ile, oczywiście, go dostrzegają). „Ciul” w gwarze śląskiej znaczy „głupek”. Ciulowi można wmówić wszystko, bo ciul „łyka” i trawi wszelkie kłamstwa i manipulacje – jak struś kamyki. Ciul wie, że państwo przejęło jego pieniądze z funduszu emerytalnego – dla jego dobra. Nie przejmuje się treścią rozmów polityków w lokalu „Sowa i przyjaciele” (są tacy jurni i dowcipni!). W najmniejszym stopniu nie wzrusza go też myśl o sfałszowaniu wyborów. A od tysięcy szczątków, na jakie rozpadł się Tu-154, jego uwagę łatwo odwróci najnowsza „gra półsłówek” wokół sporu o wysokość podchodzenia do lądowania.   
Ciul wierzy w to, co poda mu do wierzenia jego ulubiony prezenter celebryta. W tej swojej wierze ciul musi być i naiwny, i cyniczny zarazem. Tak mu wygodniej: Nie chce mieć problemów, chce wrócić do domu, umyć ręce w „ciepłej wodzie z kranu” i zjeść kolację z żoną. Prof. Andrzej Zybertowicz ten swoisty syndrom wyparcia nazywa „odmową wiedzy”. Wiedza potrafi być męcząca. Niekiedy ciul instynktownie czuje, że – pod mainstreamowym płaszczykiem ułudy – świat jest bardziej skomplikowany, niż pokazuje TVN i że ktoś go „robi w ciula”. A kto chciałby być „zrobiony w ciula”? Nikt. Więc „ciul” udaje, że nikt go „w ciula nie robi”, że władza jest uczciwa, ludzie z gruntu dobrzy, media prawdomówne, a pieniądze powstają w bankomatach. I tylko ta cholerna opozycja bruździ (chociaż ostatnio jakby mniej).

Tak zwany „mir domowy”

Po ostatnich wyborach niespodziewaną karierę w mediach (większą jeszcze niż wypowiedź Dominika Kolorza) zrobiło określenie „mir domowy”. Kiedy rozemocjonowany filmowiec monarchista wszedł (zresztą był zaproszony) do siedziby Komisji Wyborczej, media podniosły wielkie larum, że oto „naruszony został mir domowy”! Ciekawe… mir domowy w miejscu, gdzie właśnie badano magiczne oddziaływanie pierwszej strony „książeczki” na wynik PSL-u. Przepraszam za bon-mot, ale to trochę tak, jakby bronić miru domowego w salonie masażu…
Ale w takim razie – jak potraktować nagłą, arbitralną decyzję o „wygaszaniu” kilku kopalń? Czego to było naruszenie? Czy czasem nie miru? To nagłe wpędzenie tysięcy ludzi w lęk, frustrację, rozpacz… w miastach, gdzie kopalnia jest jedynym miejscem utrzymania? Wmawiając im, wbrew prawdzie, że jest ona nieopłacalna? Trafnie, na ten właśnie aspekt „wygaszania” miejsc pracy, zwrócili uwagę górnicy z Brzeszcz, w programie Telewizji TRWAM (21.01.2015). To oni przeżyli najpoważniejsze, w ostatnim czasie, naruszenie miru domowego. Czy zatem polski rząd zna takie pojęcia: Mir domowy gminy Brzeszcze? Mir domowy Śląska? Mir domowy Polski?   
A co z cowieczornymi wtargnięciami do mojego domu? Czy nie naruszają one miru? Mainstreamowi funkcjonariusze blagi – z przymilnym uśmiechem domokrążcy – włamują się, pod osłoną nocy, do mojego systemu wartości i wciskają mi „wartości” rodem z jaskini zbójców. Namawiają: Zmień się, bądź taki jak my, też będziesz kosił kasę. Więc… czy to nie jest naruszanie mojego miru domowego?! Oczywiście: Zawsze mogę zgasić telewizor, albo przełączyć na Tv Republikę, czy TRWAM. Mogę, ale niby dlaczego? Czy za swoje opłaty abonamentowe, nie mam prawa do obiektywnej telewizji publicznej kierującej się zasadami moralnymi, a nie jakimś darwinizmem?  

Oaza Brzeszcze

Dobrze, że życie pozwala czasem zobaczyć całkiem inny świat, niż ten zza maintreamowego filtra. 17.01.2015. zespół łódzkiego Kabaretu „Pętla Ósemki” został zaproszony do Kopalni Brzeszcze. Kilka dni przedtem występował tam – dobrze znany czytelnikom „Gazety Polskiej” – Paweł Piekarczyk (wywiad: „GPC” 20.01.2015.). Miał więcej szczęścia, niż my: mógł zjechać do górników. My przyjechaliśmy w sobotę, nie pracowały służby mogące nas eskortować na dół, więc porozmawialiśmy ze strajkującymi przez interkom. Było za to wiele godzin serdecznych, bezpośrednich rozmów z „naziemnymi” członkami „Solidarności” i z dyrekcją Kopalni. Dyrektor ds. pracowniczych, Jan Parcer, opowiadał, jak wielką pracę wykonały Brzeszcze w ciągu ostatnich dwóch lat, żeby poprawić opłacalność produkcji (wydobywa się tam także inne, niż węgiel, bogactwa naturalne, zredukowano przerosty zatrudnienia, przygotowano do eksploatacji nową ścianę, podjęto rozmowy o dostawach węgla dla Tauronu). Załoga nie rozumie decyzji o likwidacji, traktuje Kopalnię jak wspólne, polskie dobro. To widać na każdym kroku. Stanisław Kłysz – szef miejscowej Solidarności – w chwilę po zakończeniu strajku przekonywał: „Najważniejsza jest wola i jedność.” W tle czuło się jednak ostrożność.   

Wreszcie, w porze kiedy dzień przechodzi w zmierzch, Kabaret „Pętla Ósemki” (którego jestem współtwórcą) zaczyna przed frontem Kopalni spektakl dla górników i ich rodzin. Tłum reaguje niezwykle żywo, chwyta pointy w pół słowa. Zrozumiałe poruszenie wzbudza skecz o Agencji Pracy za Granicą „Saksy” (która oferuje zatrudnienie w Hondurasie i Mozambiku – przy osuszaniu bagien i wydobyciu uranu na pustyni Kutafonga – za 10 kwacha 20 tambala dziennie). Między zaimprowizowaną z palet sceną a widownią zawiązuje się nić solidarności. Przypomina mi się rok 1980 i 81, kiedy łódzki Teatr 77 grał dla strajkujących studentów w Szczecinie i Łodzi. Żony, matki górników dziękują, że ktoś o nich pamięta.   
Jest ciemno, gdy dowiadujemy się, że porozumienie podpisane. Po kolejnych dwóch godzinach górnicy wychodzą na powierzchnię. Czarne sylwetki w perspektywie dziedzińca przed budynkiem szybu. Chcę ich zobaczyć – jakby przeniesionych z 1980 roku. Krzyczą: „Dziękujemy! Dziękujemy!” Rodziny i mieszkańcy odkrzykują z ulicy: „Dziękujemy! Dziękujemy!” Nagle czuję się malutki ze swoimi skeczami, wierszykami i piosenkami. Czuję tylko wdzięczność. Potem są uściski, przemówienia, śpiewy. „Jeszcze Polska…”, „Mury”, „Janek Wiśniewski”, „Barka”…
Chce mi się żyć.

(„Gazeta Polska Codziennie” – 27.01.2015.)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.