Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Wrześniowe aluzje

Mimo pierwszych ataków jesieni, wrzesień wcale nie okazał się bardzo depresyjny. Lato jeszcze się nie skończyło, a mój sąsiad – jak co roku – pocieszał mnie, że „słoneczne dni bywają nawet w październiku i można jeździć na grzyby…” Jednak te dni są krótsze, deszcz nie pada, więc optymizm jest trochę wymuszony, trochę na kredyt, oparty – przyznajmy – raczej na autosugestii, niż na doświadczeniu życiowym.
W dodatku – z początkiem tegorocznego września nasi wschodni sąsiedzi aż za bardzo się postarali, by nam zepsuć humor, wyciągając ze swoich archiwów stare, sprawdzone kłamstwa (jak się okazało – znów użyteczne i groźne). Ależ ta Historia nawraca! Nie można od niej uciec! Niby nie ta sama, a prawie taka sama. Więc, kiedy siadam sobie późnym popołudniem na ławce w parku Staszica, wzdychając: „Piękny mamy wrzesień tego roku!”, to zły duch depresji jednak dopowiada: „Taki sam, jak wtedy…”
W takich chwilach udaję się do sąsiada z bloku, po duchową pociechę. „Czy wyobraża pan sobie wojnę w Europie w dzisiejszych czasach?” – pytam go prowokacyjnie. „Z taką gęstością zaludnienia? – irytuje się sąsiad: Z taką ilością samochodów? Niech pan tylko pomyśli o korkach, które powstałyby podczas spontanicznej dyslokacji  ludności z wielkich metropolii na wieś? Byłyby jeszcze gorsze, niż te na Kilińskiego w godzinach szczytu!”
Faktycznie! Choćby z tego względu prawdziwe zbrojne konflikty są dziś w Europie niemożliwe i to właśnie dlatego wojna przeniosła się w bezpieczne rewiry propagandy, PiaRu i „polityki historycznej” (i w trochę mniej bezpieczne – gospodarki). Politycy niejako stali się zakładnikami – z jednej strony: własnych arsenałów, a z drugiej: gęstej infrastruktury gospodarczej i społecznej. Mają związane ręce: nawet gdyby bardzo chcieli wysłać gdzieś jakieś czołgi czy bombowce, to powstrzymuje ich lęk przed naprawdę nieobliczalnymi skutkami i samo-unicestwieniem. Pomijam już to, że w takim Luksemburgu czołgi i tak nie miałyby się gdzie rozpędzić. „W tej sytuacji politycy z musu decydują się na pokojową współpracę i tylko Putin bruździ” – konkluduje mój sąsiad.   
A ja dodaję, że – niestety – w dzisiejszych realiach niemożliwa byłaby także konspiracja i partyzantka. Ostatnim jej akordem była podziemna Solidarność, ale wtedy ludzie byli jeszcze ofiarni i zintegrowani. Dzisiaj – w dobie powszechnego rozplotkowania, „podkablowywania” i egoizmu – żaden konspirator nie utrzymałby się w swej kryjówce dłużej, niż dwa, trzy dni. Nadto partyzantka wymaga żelaznej dyscypliny: absolutnego zaufania i posłuszeństwa. Czy wyobrażacie sobie Państwo, że jakiś dowódca mógłby dziś wydać taki oto rozkaz: „Malutki i Róża staną na czatach, Janek i Czarny osłaniają nas ogniem zza rogu, a Żeno rzuca granat…” Co by usłyszał od Czarnego? Asertywną ripostę: „Pan chyba żartuje, panie kapitanie!”
A zatem – w tych warunkach jesteśmy po prostu skazani na pokój i optymizm... chyba.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.