Publikacje członków OŁ KSD

Boże Narodzenie 2015 roku


Cóż z tego, że Jezus narodził się w Betlejem /.../ jeśli nie narodził się w sercu człowieka?

Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna (Hbr 1,1-2) – tym zdaniem otwiera św. Paweł list do swych ziomków z narodu wybranego, pisząc z pozycji syna tego narodu. I zaraz, po kilku zdaniach wstępu, przechodzi on do apologii Jezusa Chrystusa, o Jego wyższości  nad aniołami. W tym krótkim wersecie prologu może zastanawiać określenie o dniach ostatecznych. Co to za dni, te dni ostateczne? Podobne stwierdzenie pojawia się u Pawła w Liście do Koryntian, kiedy mówi Apostoł o dopełnianiu się kresu czasów (1 Kor 10,11). Bardziej czytelnie przeczucie to wyraził w liście do mieszkańców Galacji znad Morza Czarnego: Gdy jednak nadeszła pełnia czasu zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty... (Ga 4,4). Bibliści zgodnie uważają, że chodzi tu o czasy mesjańskie, czyli o taki okres - liczony kilkoma dziesiątkami lat - kiedy to na przełomie er w narodzie wybranym ujawniło się nieznane wcześniej naprężenie tęsknoty za przyjściem zapowiadanego i oczekiwanego od wieków Mesjasza. Ta tęsknota była do tego stopnia żywa, społeczność żydowska była tak mocno rozkołysana w tym oczekiwaniu, iż z tą wątpliwością – czy ty jesteś Mesjaszem – zwracano się nawet do Jana Chrzciciela, gdy ten chrzcił ludzi w wodach Jordanu. Nawet świecki historyk, Józef Flawiusz, pisze w wielu miejscach na kartach swych ksiąg historycznych, jak to podszywało się niemało awanturników politycznych pod powszechne oczekiwanie na pojawienie się jakiegoś charyzmatycznego wodza o znamionach mesjasza, kogoś, kto byłby władny usunąć z Palestyny panujących tam podówczas Rzymian. A i sam Jezus, kiedy wystąpił publicznie ze swą misją, przestrzegał lud, by nie dał się zwodzić fałszywym mesjaszom, bo tacy się przecież pojawiali całymi gromadami.

Ta pełnia czasów to dopełnienie się Historii, jej centralny punkt, kiedy w konkretnym czasie co do dnia i roku – mówi się o 6-7 roku  przed Chr. - w miasteczku Betlejem, położonym w Judei rządzonej przez króla Heroda, narodził się Jezus. Wszedł w historię ludzką niepostrzeżenie, cicho, bez trąb i fanfar, bez grzmotów, jakie przed wiekami towarzyszyły Mojżeszowi na Górze Synaj, kiedy Jahwe ogłaszał tam swoje prawa. Dlaczego tak się stało? Dlaczego Bóg wybrał taki a nie inny sposób objawienia się ludzkości? Czy aby nie po to, by w poszukiwanie Boga zaangażowany był wysiłek człowieka obdarzonego wolną wolą? A co z tymi, którzy nie chcą, nie mogą, nie są w stanie wdać się w przygodę życia szukania Boga? Któż więc może się zbawić? – pytali Jezusa przerażeni uczniowie. I usłyszeli – U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga (Mk 10,26-27). Pan Bóg jako suweren pozostawił sobie moc decyzyjną. A tą jest Jego miłosierdzie.

Wejście Boga w ludzką historię w osobie Jezusa Chrystusa stanowi centralny punkt w  odniesieniu do dziejów człowieka. Zwróćmy uwagę na jeden ich aspekt, na wyłonienie się religii monoteistycznych z całym tego wyłonienia się zasobem następstw, chociażby w odniesieniu do biegu zdarzeń, kultury, sztuki itp. W pierwszej kolejności chrześcijaństwo, które stworzyło  najbardziej wzniosłą cywilizację, która stała się fundamentem Europy, a przez nią fundamentem innych kontynentów, nawet wbrew próżnym wysiłkom wielu współczesnych ludzi, by się odżegnać od chrześcijańskich korzeni w imię opatrznie pojętej wolności człowieka.

Przed chrześcijaństwem kształtowała się religia ludu wybranego, judaizm, religia zbudowana na bezpośrednim ingerowaniu Jahwe nawet w codzienne zachowania ludzi, których sobie Bóg upatrzył i niejako prowadził za rękę. W tym miejscu warto sobie uświadomić, że wybór Abrahama spośród setek ówczesnych szczepów i plemion nie był podyktowany jakąś szczególną empatią Boga do tego człowieka i do jego potomków, lecz wynikał z odwiecznego planu przygotowania jednego ludu do bardzo konkretnej misji. A tą misją była formacja ludu wybranego, z którego w porządku ludzkim mógł się narodzić Bóg-Człowiek. Od momentu wyjścia Abrahama z miasta Ur w rejonie Zatoki Perskiej do przyjścia anioła Gabriela do pokornej, prostej, nikomu nieznanej dziewczyny z Nazaretu, Matki Jezusa, Bóg potrzebował ponad 1800 lat formowania swojego ludu! Gdy dobiegły kresu te lata, wtedy nastąpiła owa pełnia czasów. Judaizm stanowi zatem antycypację tajemnicy Betlejem.

Wreszcie islam, trzecia religia monoteistyczna, która nigdy by się nie pojawiła, gdyby nie Stary i Nowy Testament, gdyby nie obecność Żydów i chrześcijan na Półwyspie Arabskim.  Religia, która w porządku logiki dziejów pozostaje wielką niewiadomą i wielkim nieporozumieniem. I to nie tylko w odniesieniu do twórcy tej religii, Mahometa, do jego kolei życia, postępowania i nauczania. Ale i w odniesieniu do fenomenu ekspansji islamu tak w czasach dawnych, jak i współczesnych.

A zatem wiele procesów w wymiarze dziejów świata, nawet tak bardzo agresywny obecnie opór wobec chrześcijaństwa będącego znakiem sprzeciwu, bierze początek w grocie betlejemskiej, w której narodził się Jezus Chrystus, Pan Historii. I do Niego te dzieje zmierzają, niekiedy jakże trudnym do pojęcia dla nas traktem, co też sztuka chrześcijańska trafnie zrozumiała i odwzorowała w idei Chrystusa Pantokratora malowanego na sklepieniach kościelnych kopuł, bo te mają wyobrażać stworzony Wszechświat.
Wejście Jezusa Chrystusa w dzieje rodzaju ludzkiego ma dla nas wtedy sens, jeżeli to wejście będzie miało przede wszystkim wymiar indywidualny, czyli w odniesieniu do ludzi dobrej woli.

Cóż z tego, że Jezus narodził się w Betlejem – zauważył proroczo Adam Mickiewicz - jeśli nie narodził się w sercu człowieka?

Jan Gać

19 grudnia 2015 roku