Publikacje członków OŁ KSD

Prof. Tadeusz Gerstenkorn - ZADZIWIAJĄCE !



Grudzień, okres adwentu, czyli czas oczekiwania na nadejście (przyjście) Pana wszechświata (przynajmniej przez wierzącą część naszego społeczeństwa), był także dla wielu czasem nadziei na pozytywne zmiany, na lepsze, łatwiejsze życie, zapowiadane przez nową ekipę polityczną i rządową.

Miesiąc ten powinien być, zgodnie z tradycją, czasem zadumy nad życiem i refleksją nad dokonaniami. Tymczasem po rozpoczętych przez zwycięską partię szybkich staraniach o uregulowanie nie tylko niesprawnych prawnych form życia społecznego, które w wielu przypadkach były krzywdzące i nieakceptowane społecznie, okazało się, że zwolennicy tego „by było tak jak było” (np. Agnieszka Holland) rozpętali burzę medialno-prawną, która wielu członkom naszego społeczeństwa sporo pomieszała w głowach.

Sprawa takiego manewru politycznego była o tyle ułatwiona, że dotyczyła dyskusji w domenie prawnej, a zapewne nie wszyscy wiedzą, że prawo – jeśli traktować je jako pewną dyscyplinę naukową – należy do tak zwanych dziedzin, obecnie nazywanych „miękkimi” (z ang. soft sciences), a mówiąc bardziej po ludzku, do nauk nieścisłych (jak np.. ścisła jest matematyka), w których  problemem jest posługiwanie się w określaniu ważnych sformułowań językiem naturalnym, potocznym, niemal z reguły bez ścisłego zdefiniowania operowanych pojęć (jak kto woli: nazw, terminów). Ta niedoskonałość prawa powoduje, że wszelkie tezy prawnicze mogą być traktowane jako dyskusyjne. W konsekwencji prowadzi to do tego, że adwokaci lub dobrzy znawcy przepisów prawnych mają pełne ręce roboty do pisania różnych odwołań, potrzebne są sądy różnych stopni, a nawet Trybunał, który w razie konieczności swym autorytetem ma rozstrzygać spory właśnie – po części – językowe. Same sformułowania tez (artykułów) Konstytucji są bardzo ogólnikowe, co daje możliwość ich różnego interpretowania, jak mieliśmy okazję to zauważyć, przez różnych tak zwanych konstytucjonalistów.. Świadczy to o tym, że w dziedzinie prawa przydałaby się pomoc logików operujących dobrze problematyką języka i doprowadzenie do bardziej precyzyjnych sformułowań tez prawnych, a przez to mniej kontrowersyjnych, budzących wątpliwości nawet u szerokiego ogółu społeczeństwa.

Te niedoskonałości prawa czasem są wykorzystywane umiejętnie przez osoby zręcznie operujące artykułami prawnymi (często o tym donosiła prasa), ale są i tacy prawnicy lub politycy, którzy ten stan rzeczy pragną, o ile to możliwe, doprowadzić do bardziej czytelnej sytuacji, a przynajmniej tworzącej mniej wątpliwości.

Jest takie powiedzenie, że w mętnej wodzie łatwiej się ryby łowi, więc nic dziwnego, że pewne próby udoskonalenia aparatu prawnego, z korzyścią dla społeczeństwa, są ostro tłumione przez pewne grupy, moim zdaniem, o niezbyt jasnych intencjach.

Obecny prezydent naszej RP jest  prawnikiem, więc wcale się nie dziwię, że nie przyjął przyrzeczenia (ślubowania) od powołanych do Trybunału sędziów, a uznanych wyrokiem tegoż Trybunału jako poprawnie wybranych. Bo wybranych było pięciu, a trzech tylko było „sprawiedliwych”, ale którzy z tych pięciu takimi są?. Oczywiście zawsze można tłumaczyć, że są nimi ci a ci, ale tak naprawdę sprawa jest wątpliwa, bowiem powoływani byli en bloc, czyli w grupie. Poza tym prezydent nie jest bezmyślną instytucją powołaną do przyjmowania ślubowań, ale człowiekiem światłym i ma prawo mieć swoje zdanie, czego wyrazem jest to, że na przykład może nie podpisać uchwalonej przez parlament ustawy. I słusznie, że uznaje się jego wiedzę i prawo sumienia, jeśli oczywiście się zakłada, że ma to sumienie dobrze ukształtowane.

Zdumiewające było zachowanie niektórych posłów w czasie ostatnich debat sejmu. Przemówienia bardziej zdawały się być wystąpieniami wiecowymi lub w stylu konwencji partyjnych. Zwracanie się przez wielu posłów opozycyjnych  do posłów partii rządzącej per „wy” przypominało jak najgorsze czasy minionego reżimu. Z kolei zastanawiające było to, że słabo reagował marszałek sejmu. Wyobraźmy sobie podobne zachowania w sądzie. Sędzia natychmiast doprowadziłby takich „mówców” do porządku.  Poza tym wielu posłów zdawało się nie wiedzieć, co to znaczy zadać pytanie. Jeśli ktoś nie potrafi sformułować pytania (co stanowi zakres wiadomości z pierwszych klas szkoły podstawowej), to nie powinien występować w sejmie. Jeżeli posłowie o takim poziomie wiedzy będą stanowić (lub stanowili) prawo, to nic dziwnego, że jest ono podważane i nie nadające się do stosowania.


Zadziwiające i wielce zastanawiające jest (przynajmniej dla mnie) organizowanie przez niektóre środowiska tak zwanych Komitetów Obrony Demokracji. Zachodzi pytanie : o jaką demokrację tu chodzi ? Słowo demokracja, wbrew pozorom, ma wiele znaczeń i wiele form ustrojowych było tą nazwą określane. Była, na przykład, uważana przez wielu za wzorową, demokracja ateńska pewnej niewielkiej społeczności greckiej przy akceptowaniu przez nią i ze służącym jej niewolnictwem mas ludzkich, była demokracja rzymska (do czasu cesarstwa) o podobnym charakterze, mieliśmy krwawą demokrację równości i braterstwa z końca XVIII wieku z pokłosiem morderstw w Wandei, była quasi-demokracja bolszewicka i nazistowska z niezliczonymi milionami ofiar, panowała przez dziesięciolecia demokracja ludowa u nas i  w wielu krajach sąsiednich, pozostawiając zniszczenie i złą pamięć, wreszcie dorobiliśmy się demokracji pookrągłostołowej, którą wielu wspomina z obrzydzeniem jako dewastującą majątek narodowy, kulturę, tradycję i dobre cechy naszego społeczeństwa o wzorcach typu Sowa & przyjaciele, a której  pewna hałaśliwa część społeczeństwa chciałaby powrotu, i o której marzy (?). Idąc pod sztandarem demokracji trzeba zatem określić o jaką chodzi i o jaką się walczy.  

Z ciekawego wywiadu w Dzienniku Łódzkim z dn. 2-3 (sb.-nd.) stycznia 2016 r. (nr 1 24.137, s. 13) z prof. dr. hab. Kazimierzem Ożogiem (z Uniwersytetu Jagiellońskiego i PAN) dowiadujemy się, że „kiedy Konfucjusza zapytano, od czego zaczynałby reformę państwa, odpowiedział, że zacząłby od reformy języka i przypomnienia, ustalenia znaczenia podstawowych słów. Bo już teraz w różny sposób rozumiemy znaczenie tego samego słowa. Rozmycie znaczenia słów to efekt procesów medialnych (podr. TG). I dalej: „To samo słowo zaczynamy rozumieć w różny sposób, a to utrudnia wzajemne zrozumienie. Szczególnie jeśli słowo jest zmanipulowane, używane w różnych kontekstach. Biedny człowiek, który nie czyta ( w nadtytule:,”Wielowiekowa kultura pisma odchodzi, nadchodzi kultura obrazków i nowej piśmienności elektronicznej) któremu obca jest refleksja nad tym, co i jak mówi, co i jak słyszy, taki człowiek ma prawo czuć się zdezorientowany. I taki jest znacznie łatwiejszy do zmanipulowania”. Biorąc powyższe pod uwagę, należy rozpatrywać ostatnie starania ekipy PiS uporządkowania spraw medialnych jako jak najbardziej słuszne, ukrócenia wreszcie trucia umysłów Polaków przez stworzenie mediów narodowych i usunięcie z zakresu oddziaływania osób szukających wsparcia  w swych szkodliwych działaniach w niechętnie lub wrogo nam nastawionych ośrodkach  zagranicznych. W dawnej Polsce takie osoby podlegałyby co najmniej karze banicji, a dzisiaj mogą jeszcze niestety dość swobodnie szerzyć swą niszcząca propagandę.
OBURZAJĄCE !

Cieszy zapewne wszystkich, że jest w Polsce wolność słowa, ale nie cieszy jej nadużywanie. Dobór słów należy stosować odpowiednio do ich znaczenia i siły oddziaływania.

Na mój adres internetowy dotarł  w tych końcowych dniach grudniowych nowy portal o nazwie „Chrobry Szlak”, sygnowany przez dwie osoby, biorące za tę stronę odpowiedzialność, tj. Jan Waliszewski i Kamil Klimczak. Z pierwszego artykułu pierwszego numeru (1/2015) tego internetowego pisma dowiadujemy się, że nazwa „Chrobry Szlak” nawiązuje do historycznego pisma Stronnictwa Narodowego i Narodowych Sił Zbrojnych  wydawanego pod okupacją niemiecką (lata wojny 1939-45). Pismo ma stanowić w zamierzeniu jego twórców forum wymiany myśli publicystów obozu narodowego występujących we własnym imieniu, niekoniecznie w imieniu organizacji, do których należą. Łatwo tak powiedzieć, ale jeśli ktoś pisze, będąc jednocześnie członkiem jakiegoś ugrupowania, to trudno uznać, by przekazywane idee były tylko jego osobistymi poglądami.

Na pierwszy numer tego pisma składają się trzy artykuły. Z tego pierwszy pt. „Powyborcze podsumowania” Jana Waliszewskiego nie budzi moich wątpliwości. Jest to analiza autora do zajętego przez Ruch Narodowy stanowiska w ostatnich wyborach parlamentarnych i udział przedstawicieli tego Ruchu w klubie Kukiz’15.  Drugi artykuł historyka Jana Szałowskiego nosi tytuł „Garść refleksji nad Odrodzeniem Polski w roku 1918”. Już sam tytuł wskazuje, że jest to artykuł, który w skrótowy sposób ukazuje spojrzenie autora na sprawy zawsze dla Polaka interesujące. Artykuł jest ciekawy i wart przeczytania. Szkoda tylko, że autor nie dokonał sam porządnej korekty artykułu  lub nie poprosił o to kogoś ze znajomych polonistów. Przed trzecim artykułem znajduje się „Deklaracja ideowa Klubu imienia Romana Dmowskiego”, którego  prezesem jest młody człowiek Kamil Klimczak. Jak podano, klub znajduje się obecnie w fazie rejestracji. Może później dowiemy się, gdzie się znajduje i jaki może mieć zasięg oddziaływania.

Trzeci artykuł pt. „O co chodzi z tym trybunałem?” autorstwa Kamila Klimczaka budzi mój stanowczy sprzeciw. Jest to niezrozumiały, jak na lidera młodzieżowego Ruchu Narodowego, atak na prezydenta Andrzeja Dudę za to, że nie przyjął zaprzysiężenia wybranych przez ówczesny sejm prawników wybranych na sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

Jeśli dobrze pamiętam (można mnie skorygować), prezydent II RP odpowiadał tylko przed Bogiem i historią. Teraz z pewnych środowisk słychać głosy nawet o postawieniu prezydenta przed Trybunał Stanu. Nie jest to, co prawda, sprawa taka prosta do  zrealizowania, ale samo wezwanie medialne  jest już jakimś sygnałem, że się komuś burzy w głowie.

Przytaczam tu do oceny fragment wypowiedzi z omawianego artykułu: „O ile uchwalenie niekonstytucyjnych przepisów przez Platformę mieści się w ramach porządku prawnego – posłów nikt nie pociąga do odpowiedzialności za „wypadki przy pracy” – to zachowanie prezydenta Dudy podpada już pod kategorię deliktu konstytucyjnego (delikt – przewinienie, wykroczenie, naruszenie prawa, występek; także pogrubienie: TG), gdyż miał on obowiązek dokonać niezwłocznego zaprzysiężenia wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Miał wszelkie uprawnienia, by zwrócić się do Trybunału w sprawie uchwalonej już w czerwcu noweli do ustawy o TK. Nie skorzystał z nich i powinien za to trafić przed Trybunał Stanu. Zachowanie polityków PiS jest do tego wręcz bezczelne (podkr. TG) , bo kwestionują wprost konstytucyjne uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego.
Czy PiS nie ma choć części racji ? Ma. Środowisko sędziowskie jest upolitycznione i wybitnie skomunizowane. Ale na to są inne środki niż wsadzanie poprzez gangsterskie chwyty (podkr. TG) powolnych sobie sędziów do TK.”  

Młody publicysta zapędził się mocno za daleko. Nie wiemy, jakie to „inne środki” miałyby być zastosowane i skąd autor artykułu wie, że nowo wybrani sędziowie będą „powolni” tym, którzy ich wybrali Poza tym, wystarczy wiedzieć (Słownik Współczesnego Języka Polskiego), że  określenie gangsterskie znaczy tyle co charakterystyczne dla gangstera, odnoszące się do niego, a gangster to człowiek zajmujący się zorganizowaną działalnością przestępczą; inaczej: bandyta. A zatem jest to już wyraźne pomówienie przez współszefa pisma członków legalnie działającej partii politycznej i może narazić go na poważne konsekwencje prawne. Tu żadna wolność słowa nie pomoże. Tym bardziej, że w końcowej części artykułu pada ponownie sformułowanie: Cała ta sytuacja pokazuje, że w walce Platforma – PiS nie ma złych i dobrych. Jest po prostu dwóch równie bezwzględnych gangsterów (podkr. TG) i rodzi się pytanie: Gdzie w tym wszystkim interes Narodu i Państwa ?”

Z tego płynie prosty morał, że choć dobrze jest, jeśli młodzi ludzie starają się być aktywni w społeczeństwie, to lepiej jest,  by pewne ważne oceny i przedsięwzięcia czynili za radą starszych doświadczonych osób. Zdołano to już zauważyć na przykładzie dostępu do uprawnienia prowadzenia pojazdami, ograniczonego pewnymi przepisami, które blokują zbytnią młodzieńczą porywczość.

Cały artykuł zamiast służyć idei Ruchu, którego członkiem jest autor artykułu, może tylko zniechęcić od bycia jego zwolennikiem, jeśli ktoś weźmie pod uwagę argumentację i język tu stosowany. Szkoda, że taki artykuł ukazał się na początek planowanego pisma, bo odstraszy potencjalnych czytelników. Słowa należy szanować. W słowie jest piękno i wartość moralna, jeśli się je właściwie stosuje. O tym należy pamiętać.