Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Afekt bezradności



Mój ojciec, lekarz, opowiadał mi kiedyś o pacjencie, z którym zetknął się przed wojną, w czasie praktyk w szpitalu w Tworkach. Nieszczęśnik ów wynajdywał skądciś kilkucentymetrowe gwoździe i wbijał je sobie w czaszkę, u nasady nosa (tam gdzie znajdują się zatoki czołowe). Był to klasyczny objaw tak zwanego „afektu bezradności”, aczkolwiek jeszcze nie ekstremalny (ojciec opowiadał mi o gorszych, ale – na razie – nie ma jeszcze konieczności, by je tu przytaczać). Pielęgniarze starali się usuwać z otoczenia chorego wszelkie gwoździe, pinezki, czy kawałki drutu, ale ten, wiedziony jakimś „szóstym zmysłem”, potrafił – na przykład w czasie spaceru – wyskrobać z ziemi zardzewiały hufnagel i kamieniem błyskawicznie wbić go sobie w czoło.    

Ten tragiczny przypadek przypomniał mi się ostatnio, kiedy Prawo i Sprawiedliwość kolejny raz przebiło w sondażach „magiczny szklany sufit”, tym razem wyskakując ponad granicę czterdziestu procent poparcia. Akurat zbiegło się to w czasie z wystąpieniem sejmowym posła Rafała Grupińskiego, w którym raczył on nazwać Jarosława Kaczyńskiego „Kubą Rozpruwaczem polskiej polityki”. Jest w tym pewna logika: Skoro wyzwiska typu: „faszyści”, „Hitler”, „Stalin” zdewaluowały się doszczętnie (i nie ma nadziei, że kiedykolwiek „zaskoczą”), to afekt bezradności podpowiada, że trzeba sięgać po maniakalnych morderców. Kuba Rozpruwacz – londyński zbrodniarz z 1888 roku nadaje się tu znakomicie. Mordował on swoje ofiary – ubogie prostytutki z okolic Whitechapel – nożem, a potem rozcinał im brzuchy i wyjmował niektóre organy wewnętrzne. Pan poseł Grupiński nie musiał chyba zbyt długo namyślać się nad wyborem tego akurat oprawcy, by przyrównać doń polityka przeciwnej opcji. Widać w tym i literacką erudycję, i dobry smak, i – charakterystyczną dla PO – błyskotliwość intelektualną... bo czym była, w gruncie rzeczy mało wyrafinowana, przygana „Stoicie tam, gdzie kiedyś stało ZOMO”, wobec autorytatywnych i wyszukanych epitetów: „bydło”, „nekrofile”, „dewianci”, „trupy na kółkach”, „tańczący z trumnami”, „dyplomatołki”...?     

Powstaje jednak pytanie: Co będzie dalej z prowadzonym w ten sposób, przez opozycję, dyskursem politycznym? Jakich środków ma ona używać, jakich inwektyw i potwarzy, gdy wszystkie po kolei zawodzą, a sufit do przebicia wzniósł się na wysokość 45 procent? Po jakich zwyrodnialców, rakarzy, kanibali i degeneratów będzie musiała sięgać, gdy ruszy na dobre program Mieszkanie+? Albo gdy wróci dawny wiek emerytalny?

Oczywiście zawsze można sięgnąć do tematyki medycznej, ściślej do listy groźnych chorób. „Glista ludzka”, czy „krętek blady” to dźwięczne i smakowite obelgi. W ustach Grupińskiego na pewno zwiększyłyby poparcie w sondażach o kilka promili. Albo taki rak. Ale rak czego...? „PiS jest rakiem Polski...” Nawet zawodowi propagandyści demonstracji KOD-u nie wymyśliliby lepszego hasła. Jednak... z drugiej strony: skoro przez osiem lat Polska żyła z jemiołą na plecach i ledwo, ledwo udało się nam ją odciąć...? Więc może „ebola”? Może „ostra biegunka”? Być może byli ministrowie zdrowia w rządzie PO-PSL mogliby coś podpowiedzieć, albo też obecny prezes PSL-u. Może „sporysz”?

No, i pozostaje jeszcze tematyka religijna: Rzeczy ostateczne, potępienie, druga śmierć, gotująca się smoła, opary siarki („Polska w oparach siarki i zalana wodą święconą” – niezłe!). Jarosław Kaczyński jako „Lucyfer zawiadujący PiS-owskim piekłem”. Trafione w punkt, copyright.

Mówiąc serio, widzimy że rzeczowy dyskurs jest dziś wyłącznie po stronie rządowej. To oni mają argumenty, program, narzędzia, spokój, mają też „paliwo” (energię, parę). Po stronie opozycji jest: fikcja, wirtualny świat, obelgi, gołosłowność, afekt bezradności, czyli brak „paliwa”. Cytowany tu poseł Grupiński usiłował ostatnio dowieść, że „PiS chce nas cofnąć do czasów maszyny parowej”. Z równym powodzeniem mógłbym napisać, że „PO chciała nas cofnąć do czasów zaborów (tylko w ostatniej chwili coś nie wypaliło)”. I co? Będzie proces? Przecież to PO – przez minionych osiem lat – do perfekcji doprowadziła taki rodzaj dyskursu publicznego, że „wszystko wolno”. Że przeciw konkurentom politycznym można wypowiedzieć każdą durnotę i wyciągnąć przeciw nim każdą inwektywę, insynuację, kłamstwo, każdy gołosłowny wymysł. Bez żadnych zahamowań (przede wszystkim estetycznych) i bez przejmowania się kategorią wiarygodności. Teraz opozycja pada ofiarą, zaproponowanej przez siebie, własnej metody komunikacji, jak uczeń czarnoksiężnika.

Porównanie zwyczajnego, spokojnego polityka PiS-u do okrutnego XIX-wiecznego zboczeńca dowodzi, że politycy Platformy Obywatelskiej tracą nie tylko zdolność oceny rzeczywistości, ale przede wszystkim instynkt samozachowawczy. I polityczny. Tylko tak dalej. Szerokiej drogi!

Tekst ukazał się również na portalu wPolityce.pl

http://wpolityce.pl/polityka/297396-afekt-bezradnosci-co-bedzie-dalej-z-prowadzonym-w-ten-sposob-przez-opozycje-dyskursem-politycznym