Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad: Noc Niepodległości

Noc Niepodległości

Tramwaj linii 15 przecinał miasto na pół. Było późno, ciemno, sennie. Zamglone światło latarń podstępnie wciskało się przez szyby. Ludzie wsiadali i wysiadali, ale nawet kiedy mieli miejsca siedzące, sprawiali wrażenie, jakby ani na chwilę nie przestali dreptać do swoich mieszkań.

     Na rogu Gdańskiej i Legionów do tramwaju wpadła gromadka dzieci. Poznałem je od razu. Brały udział w projekcie, który kiedyś realizowaliśmy pod egidą Ministerstwa. Urządziliśmy dla nich w Ośrodku cykl warsztatów, zrobiliśmy dwa spektakle, a potem nagle zmieniły się przepisy, zabrakło środków i projekt upadł. Dzieci obsiadły mnie jak ptaki.

     - Co robicie tak późno na ulicy? – spytałem, chociaż zdawałem sobie sprawę, że pytanie narusza ich prywatność i może być uznane za nietakt.

     Zaczęły mówić – jedno przez drugie. Wracają z próby (czyli bakcyl, którym je – miałem nadzieję – zaraziliśmy, nie umarł, jak ministerialny program). Tańczą teraz w zespole hip-hopowym. W prostych, żołnierskich słowach opisały mi swoją dolę. Zarówno ich kłopoty, jak i użyte epitety, nie różniły się specjalnie od utyskiwań dorosłych przedstawicieli świata kultury.

     - Co z wami? Czemu używacie takich nieładnych wyrażeń? – nie mogłem się powstrzymać.

     - Bo szatniarka wkur..ła nas po próbie! Spieszyła się do domu i kazała się nam zwijać.

     Chyba nie powinienem się wtrącać. Ale znakomity pisarz francuski - Vladimir Volkoff, w ostatnio wydanej książce „Spisek”, dowodzi, że na świecie dobiega końca walka o Nowego Człowieka. W tej walce dziecko stoi na z góry przegranej pozycji: Dzieci Darfuru, którym oczy wyżera głód i muchy; dzieci Biesłanu; dzieci moskiewskich ulic i brazylijskich faweli; afrykańskie dzieci z karabinami na ramieniu, wprzęgnięte w plemienne mordy; dzieci Azji wprzęgnięte w porno-biznes. Dzieci, które giną, zanim się urodzą... Wprawdzie u nas w Europie ten długi, bolesny i nieuchronny proces tworzenia Nowego Człowieka nie przebiega w tak odrażających paroksyzmach, ale...  

     - Rozumiem, ale jesteście dopiero w podstawówce! Młodym artystom nie wypada używać takich niehigienicznych słów – wjechałem im „na ambit”.

     Odparły, że to „normalna rzecz”. Poza tym są już w gimnazjum, nie w podstawówce (jak ten czas leci). Powspominaliśmy jeszcze trochę nasze wspólne przewagi artystyczne, a potem wysiadły przy Kilińskiego i przy Sterlinga. „Cześć! Do zobaczenia...!” I już ich nie było.

     Wysiadłem koło Ronda Solidarności. „Napływało szare, pochłaniające morze...” (to z wiersza Tuwima „Zdarzenie na próbie”). Napływał też wstyd. Kopuła kościoła św. Teresy tańczyła na tle czarnych chmur - jak wyrzut sumienia. Zagryzłem wargi. Byle do domu!

Tomasz Bieszczad

Pierwodruk: „PIOTRKOWSKA 104”, listopad 2008