Katyń 1940-2010

Józef Szaniawski-"...kiedy my żyjemy"

Każdy naród ma swój hymn państwowy, z którego powinien być dumny. Różnie z tym bywa, zwłaszcza że są w Europie takie dwa państwa, które do dzisiaj jeszcze zachowały swe hymny z epoki totalitaryzmu, hymny, pod którymi dokonywano zbrodni ludobójstwa XX wieku.
Polacy, jak mało który naród, mogą i powinni być dumni ze swojego hymnu z wielu powodów. Pieśń "Jeszcze Polska nie zginęła" jest datowana na koniec XVIII w. i liczy sobie prawie 220 lat. To jeden z najstarszych hymnów w świecie i Europie. Został napisany przez Józefa Wybickiego - poetę, polityka, wojewodę, posła na Sejm 4-letni, żołnierza Powstania Kościuszkowskiego. Wtedy utwór "Jeszcze Polska..." hymnem nie był i być nie mógł, bo dwa lata wcześniej Rzeczpospolita jako państwo została wykreślona z geopolitycznej mapy Europy. Przestaliśmy istnieć nie tylko jako państwo, ale co gorsza, Rosja, Prusy i Austria rozdarły i rozebrały Polskę między siebie. Podjęły też wzajemne zobowiązania w traktatach rozbiorowych, że nie dopuszczą do tego, by Polska kiedykolwiek odrodziła się jako państwo. Był to tragiczny moment w dziejach Polski, jak żaden wcześniej. Potęga zaborców zlikwidowała duże i zamożne państwo w środku Europy, a inne europejskie kraje biernie albo nawet z aprobatą przyglądały się temu bezprecedensowemu gwałtowi. Zdradziecki król targowiczanin abdykował na rzecz władczyni Rosji. Insurekcja Kościuszkowska została zdruzgotana przez Rosjan i Niemców. Rosyjscy sołdaci marszałka Suworowa w 1794 r. nie tylko mordowali bezbronnych polskich jeńców, ale dokonali też krwawej rzezi Pragi, wyrzynając dosłownie całą jej ludność cywilną wraz z dziećmi i kobietami. Większość przywódców powstania albo poległa śmiercią bohaterów jak generał Jakub Jasiński, albo musiała uciekać z Polski. Najstraszliwszy los spotkał tych, którzy dostali się do rosyjskiej niewoli. Był wśród nich Naczelnik Tadeusz Kościuszko - bohater Polski i Ameryki, którego uwięziono w Twierdzy Petropawłowskiej na skalistej wysepce u ujścia Newy do Bałtyku. Było to wtedy najokrutniejsze więzienie na świecie.
W tych tragicznych okolicznościach znaleźli się nieliczni, ale odważni patrioci polscy, którzy zdeterminowani miłością Ojczyzny nie pogodzili się z utratą niepodległości i postanowili działać. Byli to m.in. gen. Jan Henryk Dąbrowski oraz Józef Wybicki. To ten ostatni zdefiniował na następne dziesięć pokoleń nie tylko polski czyn niepodległościowy, ale także polską rację stanu, a także tożsamość narodową Polaków. Takiej definicji nie tylko w hymnie państwowym, ale w ogóle nie ma nikt w Europie ani na świecie. Wiekopomne jest bowiem pierwsze zdanie naszego hymnu:
"Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy".
Te słowa, ta prosta myśl stanowią przesłanie dla Polaków na momenty najtrudniejsze, nawet te najbardziej tragiczne. Niestety, historia nie szczędziła nam tragedii, a do nich z pewnością należy to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku.
Ta data z całą pewnością przejdzie do naszej historii. Jest ona nie tylko jedną z najbardziej tragicznych w naszych dziejach, ale zarazem jedną z najważniejszych. 10 kwietnia 2010 r. w niewyjaśnionej katastrofie pod Smoleńskiem tuż obok osławionego Lasu Katyńskiego zginął Prezydent Rzeczypospolitej oraz towarzysząca mu grupa blisko stu osób stanowiących elitę państwa i Narodu. Należy podkreślić, że wszyscy oni zginęli za Polskę, na posterunku i w służbie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, wykonując swoją ostatnią misję.
Tą misją miało być złożenie hołdu ofiarom zbrodni ludobójstwa sowieckiego - tysiącom oficerów Wojska Polskiego, którzy zostali wymordowani przed 70 laty przez państwo rosyjskie zwane wówczas Związkiem Sowieckim. Prezydent Lech Kaczyński jak prawdziwy mąż stanu z głęboką determinacją wypowiadał się wielokrotnie, że musi się udać do Katynia, aby osobiście w imieniu Narodu uczcić pamięć pomordowanych nad dołami śmierci. Tymczasem premier rządu Rosji Władimir Putin oficjalnie zaprosił do Katynia jedynie premiera Donalda Tuska, a Prezydenta Kaczyńskiego ostentacyjnie pominął. Teraz, kiedy mija pierwszy ból, kiedy pochowaliśmy Prezydenta i wciąż żegnamy pozostałych zabitych w katastrofie, kiedy opadają początkowe emocje - należy dokładnie i na zimno dokonać analizy rosyjskich i polskich wypowiedzi. Tych osób mianowicie, które uznawały misję Lecha Kaczyńskiego w Katyniu jako niechcianą wizytę. Niewątpliwie dla Władimira Putina - obecnego premiera, a niegdyś prezydenta Rosji, a jeszcze wcześniej wysokiego funkcjonariusza KGB, przylot Prezydenta Kaczyńskiego do Katynia był wizytą niechcianą i rosyjski premier robił wszystko, by do niej nie doszło!
Brak słów, aby określić tragedię, jaka po siedemdziesięciu latach po raz drugi wydarzyła się pod Smoleńskiem. Polska ponownie straciła na tej ziemi swoją elitę polityczną, wojskową, intelektualną. Jeśli to jeszcze nie apokalipsa, to z całą pewnością prawdziwa hekatomba. To wydarzenie bez precedensu nie tylko w historii Polski. Takiej katastrofy nie notują kroniki żadnego państwa Europy ani świata. Jedyną pocieszającą myślą w tych dniach grozy i smutku jest specyfika przypisywana Polakom nie tylko przez przyjaciół, ale nawet przez wrogów. Oto w krytycznych momentach historii, kiedy wydaje się, że to już "finis Poloniae", Polacy jako Naród i społeczeństwo potrafią być wielcy, zdeterminowani i odpowiedzialni. Tak w historii rzeczywiście bywało, choć jednak nie zawsze.
W dramatycznym okresie stanu wojennego Zbigniew Herbert napisał ponadczasowy "Raport z oblężonego Miasta", który zakończył zdaniem:
"(...) i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto".
Ta strofa to dalekie echo słów "...kiedy my żyjemy". Niech każdy weźmie te słowa do siebie.

za: NDz z 21.4.10 (kn)