Publikacje, refleksje, wywiady

Zatrute pióra

Tak ostrych słów pod adresem ludzi mediów już dawno nikt nie słyszał. Co więcej, padły z ust osób bezpośrednio związanych ze środowiskiem dziennikarzy

Zatrute pióra

Zarzut pierwszy: poprawność polityczna stała się we współczesnym dziennikarstwie formą bezwzględnej cenzury. Drugi: selektywność w ukazywaniu faktów jako efekt zmanipulowania samego dziennikarza posiadającego błędne poczucie misji "oświecania ciemnego społeczeństwa". Skutek? Zamiast podawać fakty, podaje wyniki sondaży, stając się narzędziem intelektualnej korupcji. I wreszcie zarzut trzeci: fatalna kondycja moralna i intelektualna żurnalistów, nieznających na ogół prawdziwego znaczenia podstawowych pojęć, którymi na co dzień operują. Jaka jest na to recepta? Kształcić i wychowywać ludzi o mocnych kręgosłupach i zdolnych do samodzielnego, logicznego myślenia. Dziennikarze, godząc się na poprawność polityczną, która stała się dziś formą bezwzględnej cenzury, przyzwalają na konformizm i marginalizację prawdy. W ten sposób buduje się klimat sprzyjający łatwemu podejmowaniu kompromisów, nawet tych moralnie nie do przyjęcia. Przykładem jest choćby medialny lincz dokonany na redaktorze naczelnym "Gościa Niedzielnego" ks. Marku Gancarczyku po przegranym procesie z Alicją Tysiąc. Naukowcy i środowisko dziennikarskie dyskutowali w sobotę w Łodzi na temat kondycji ludzi tego zawodu na III Ogólnopolskiej Konferencji "Dziennikarz - między prawdą a kłamstwem. Granice kompromisu" pod patronatem "Naszego Dziennika". Patronat honorowy nad przedsięwzięciem objęli metropolita łódzki ks. abp Władysław Ziółek, wojewoda łódzki Jolanta Chełmińska oraz prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki.
- Dziś kreuje się w mediach model człowieka, który w imię fałszywie pojętej tolerancji i pod wpływem doraźnej koniunktury nie widzi przeszkód w zawieraniu niebezpiecznych kompromisów w dziedzinie moralności, religii i polityki - mówił ks. bp Adam Lepa, członek Komisji Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu. Tymczasem społeczeństwo nie rozwinie się we właściwym kierunku, gdy zabraknie w nim ludzi z autorytetem, którzy potrafią być bezkompromisowi w obronie wartości nienegocjowalnych, takich jak chociażby prawo do życia.
Wszystko w imię poprawności politycznej, która jest dziś formą cenzury - konkludował ks. prof. Waldemar Chrostowski, kierownik Katedry Egzegezy Starego Testamentu i Zakładu Dialogu Katolicko-Judaistycznego na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Przykładem tego jest choćby sprawa procesu, jaki Alicja Tysiąc wytoczyła redaktorowi naczelnemu "Gościa Niedzielnego". Ksiądz prof. Chrostowski przytoczył też kazus sprawy sióstr karmelitanek z klasztoru znajdującego się przy obozie zagłady w Oświęcimiu. - Przez długi czas nikt nie wiedział, na jakiej podstawie siostry musiały wtedy opuścić to miejsce. Wiadomo było tylko, że ktoś się z kimś dogadał w Genewie. Prawdę o tym wydarzeniu ujawniono dopiero po wielu latach - przypomniał. Zaznaczył też, że nie można mówić o żadnym kompromisie w kwestii dialogu religijnego, który ma na celu prawdę i dobro, a więc wartości, które nie mogą podlegać żadnym przetargom. Tymczasem w środkach przekazu dochodzi często do swoistego rozmiękczania tych wartości, czyli w efekcie do manipulowania nimi, czego przykładem jest niejednokrotne przeinaczanie wypowiedzi Jana Pawła II w sprawie relacji Kościoła z Żydami. Chodzi o wypowiedź Ojca Świętego, który miał zaznaczyć, iż w pewien sposób są oni naszym braćmi w wierze. W wyniku medialnych "chwytów" wypowiedź nabrała zupełnie innego sensu.
Wskutek źle pojmowanego kompromisu, który zahacza nie tylko o sferę moralności i religii, ale też o sferę polityki, dochodzi do stygmatyzacji tych, którzy myślą inaczej. W ocenie prof. Piotra Jaroszyńskiego, kierownika Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II i wykładowcy w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, nasilona propaganda potrzeby kompromisu pod znakiem zapytania stawia wiarygodność niektórych mediów, zwłaszcza tych z zagranicznym kapitałem, które w myśl zasady "płacę, więc wymagam" podają opinii publicznej "wiadomości" przeczące faktom. W ten sposób media te mijają się ze swoją misją - zamiast odzwierciedlać rzeczywistość, dowolnie ją kreują.

Granice kompromisu wyznacza prawda

Zdaniem Bronisława Wildsteina, byłego prezesa TVP, selektywność w ukazywaniu faktów to efekt zmanipulowania samego dziennikarza, który ma błędne poczucie misji "oświecenia ciemnego społeczeństwa". I zamiast przedstawiać fakty, podaje wyniki sondaży. Staje się w ten sposób narzędziem swego rodzaju intelektualnej korupcji. W opinii Jana Marii Jackowskiego, byłego przewodniczącego sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, niszczy to jednak autentyczną opinię publiczną. - Wtedy bowiem jako głos "opinii publicznej" są przedstawiane poglądy osób "opiniotwórczych" wygłaszane na forum mediów, i to praktycznie bez możliwości weryfikacji ich wizji. Gdy w prasie czytamy, radiu słuchamy, a z telewizji dowiadujemy się, że "opinia publiczna jest zbulwersowana" jakimś wydarzeniem czy poglądem, to często zbulwersowani są dysponenci tych środków przekazu lub zaniepokojeni niewygodną dla nich osobą czy zjawiskiem - twierdzi Jackowski. - Często się mówi, że Polska to kraj katolicki, ale ile osób publicznie podkreślających swoją katolickość i działających w przestrzeni publicznej swoimi wypowiedziami i czynami przyczynia się do zła i zgorszenia. Przykład? Nawoływanie do zabicia dziecka nastoletniej uczennicy z Lublina, w którym haniebny prym wiodła "Gazeta Wyborcza". Granicą kompromisu jest odniesienie do prawdy i dobra. Jeżeli kompromis ma oznaczać zgodę na zło i kłamstwo za cenę "niezrażania" innych i dobrego samopoczucia, to raczej należałoby mówić o kolaboracji, a nawet zdradzie - dodaje. Według Jaroszyńskiego, dzisiejsza niska kondycja moralna dziennikarzy to zatruty owoc fatalnej edukacji młodych ludzi, którzy nie mają okazji poznać prawdziwego znaczenia podstawowych pojęć, którymi na co dzień operują. Wystarczy wymienić ulubione przez dziennikarzy słowo "kompromis", wyraz z łacińską etymologią, w starożytnym Rzymie używany wyłącznie w kontekście transakcji handlowych.

Anna Ambroziak, Łódź

Nasz Dziennik 26.10.2009 r.