Polecane

Ks.prof.Paweł Bortkiewicz TChr-Czy i kogo słuchać?

Już w okresie poprzedzającym synod biskupów na temat synodalności słychać było wiele głosów mówiących o potrzebie wsłuchiwania się w głos ludu. Ta umiejętność wsłuchiwania się dla wielu stanowi cechę charakterystyczną pontyfikatu papieża Franciszka, który

niejednokrotnie dystansował się i dystansuje od wyrazistego oceniania ludzkich postaw, ukazuje siebie jako pasterza, który zna zapach swoich owiec i wzywa do takiej postawy wszystkich duszpasterzy. Słuchaniu ma towarzyszyć równie popularne dzisiaj „rozeznanie” i „towarzyszenie”, które winno dotyczyć zwłaszcza ludzi żyjących w „sytuacjach nieregularnych”.

Przyznam się, że z jednej strony wszystkie te sugestie wydają mi się od lat oczywiste. Od początku mojego kapłaństwa obserwowałem wielu moich współbraci, którzy starali się słuchać, rozeznawać i towarzyszyć różnym ludziom. W pamiętnych latach osiemdziesiątych to słuchanie, rozeznawanie, towarzyszenie wyrażało się w tym, że Kościół w Polsce stał się miejscem azylu dla bardzo wielu różnych ludzi. Stał się miejscem wykorzystywanym koniunkturalnie – dopóki był potrzebny był ceniony i szanowany, z chwilą odzyskania politycznej wolności, stał się zbędny, a nawet zwalczany.

I kiedy po latach spoglądam na tamten czas, na Msze za ojczyznę, na niezliczone kazania które piętnował i demaskowały zło i zakłamanie systemu komunistycznego, ale w to miejsce wprowadzały wyłącznie ogólne hasło w rodzaju „ale my nie dajmy się zwyciężyć złu, tylko zło dobrem zwyciężajmy”, to wspominając tamte czasy rodzą się we mnie wątpliwości.
Być może tylko bł. ksiądz Jerzy Popiełuszko i bardzo nieliczni  potrafili tamte słowa świętego Pawła o przezwyciężaniu zła dobrem przekuwać na konkret słów i czynów. Właśnie owo przekształcanie tej frazy na życie wydaje mi się, że zostało wówczas mocno zaniedbane.

Słuchaliśmy rozeznawaliśmy, towarzyszyliśmy–ale czy nauczaliśmy?

Właśnie owo pytanie o nauczanie-jasne, wyraziste, jednoznaczne pojawia się we mnie w tych właśnie dniach.
W dniach, w których na przykład słyszę, że jeden z księży biskupów deklaruje wolę udziału w pracach synodalnych Kościoła lokalnego tak zwanych „osób lgbt”.

Deklaruje ich udział ze względu na konieczność słuchania. Otóż wydaje mi się – przepraszam za ostrość sformułowania – że to jest strata czasu. Od lat wysłuchujemy roszczeń tej właśnie grupy. Roszczeń, u których podstaw jest antyteizm - odrzucenie prawdy o Stwórcy i stworzeniu.

Nie wiem, czy jest potrzeba słuchania tych roszczeń. Nie są ani racjonalne, ani – ujmując to delikatnie – bogate językowo.
Nie będę miał ochoty pójść na zbliżające się spotkanie

„Wolność kocham i rozumiem”, które w Poznaniu będzie prezentacją poglądów pani Holland i pana Zolla, wraz z towarzyszącym rachunkiem sumienia Kościoła w Polsce.

Nie wiem czy potrzebuję permanentnego wsłuchiwania się w głosy tych, którzy są którzy czynią się mentorami Kościoła, ale sami nie słuchają Jego nauczania.

Wiem natomiast, że trzeba bardziej Boga słuchać niż ludzi.

Ale słuchając Boga trzeba Jego słowa nieść innym.
To znaczy rzetelnie głosić Jego naukę.