Polecane

Jerzy Lubach-Wielka gra

Tak pod koniec XIX w. nazywano angielsko-rosyjską rywalizację na terenie Afganistanu, mistrzowsko opisaną przez Rudyarda Kiplinga w powieści „Kim” zakazanej w PRL jako „imperialistyczna”. Co miał Afganistan gdzieś na krańcach świata do imperialnego statusu Wielkiej Brytanii i Rosji? Kiedyś

także na Zachodzie istnieli specjaliści od globalnej strategii, co za prezydentury Ronalda Reagana zaowocowało rozbiciem imperium zła. Dziś mało kto ze światowych polityków rozumie, że wielka gra bynajmniej się nie skończyła, a jej przejawy widzimy nie tylko w Afganistanie, lecz także na wielu innych polach, m.in. na polsko-białoruskiej granicy.

A tak na polską granicę, która zarazem jest granicą UE, a co ważniejsze, także wschodnią flanką NATO, przeprowadzany siłami Białorusi pod oczywiste dyktando Moskwy, jest jednym z wielu posunięć kremlowskich szachistów. Ronald Reagan potrafił nieustająco szachować przeciwnika, dzisiejszy prezydent USA najwyraźniej ma inne horyzonty intelektualne, co widać i po sposobie zarządzonej przezeń ewakuacji z Afganistanu…

Zachód przytruty rosyjskim jabłkiem

Skoro nikt na Zachodzie nie jest w stanie owej wielkiej gry prowadzić, to były lejtnant KGB tym łatwiej trzęsie światem według odwiecznych rosyjsko-sowieckich reguł. Nowość polega na tym, że komunistyczne idee zagościły teraz w kluczowych krajach zachodnich. Wielki rosyjski pisarz emigracyjny Nikołaj Bierdiajew już w latach 30. ubiegłego wieku w swojej pracy „Filozofia nierówności” ostrzegał:

„Ludzie z natury swojej nie są równi, a osiągnąć ową równość można jedynie przemocą, przy czym zawsze będzie to wyrównywanie do najniższego poziomu. Zrównać biednego z bogatym można jedynie, ujmując bogatemu jego bogactwo. Zrównać słabego z silnym można jedynie, odejmując silnemu jego siłę. Zrównać głupiego z rozumnym można jedynie, przekształciwszy rozum z cnoty w niedostatek. Społeczeństwo powszechnej równości to społeczność biednych, słabych i głupich ludzi, oparte na przemocy” [przekład mój – J.L.].

Sto lat temu ten „ideał” zaczęli w ojczyźnie filozofa realizować bolszewicy, co kosztowało świat istny ocean nieszczęść. Zdawałoby się, że powrót do tych kompletnie zdyskredytowanych idei nie ma dziś szans, tymczasem jednak krecia robota lewaków ze „szkoły frankfurckiej” w USA po kilkudziesięciu latach wydała zdumiewająco podobne zatrute owoce, które doprowadziły do dzisiejszego upadku autorytetu największego mocarstwa świata.

Podczas gdy jego zramolały przywódca wraz z liderami innych byłych mocarstw zajmuje się na „klimatycznym” spędzie w Glasgow opowiadaniem dyrdymałów o globalnym ociepleniu, by uzasadnić dalsze „zrównywanie” poddanych za pomocą iście komunistycznych zamordystycznych metod, w Rosji spadkobierca bolszewików ogłasza... konserwatywny manifest dla świata! Ta ponura groteska ma sens. Przecież już Szekspir, zauważywszy, że „świat jest opowieścią szaleńca pełną wściekłości i zgiełku”, gdzie indziej stwierdził przenikliwie, że „w tym szaleństwie jest metoda”.

Kremlowi wciąż chodzi o to samo

Bolszewicy wiedzieli to doskonale. Z jednej strony przymuszali nieszczęsnych poddanych do wyznawania wiary w marksistowskie brednie, z drugiej – kontynuowali imperialną politykę carskiej Rosji. Gdy komunistyczne dogmaty im w tym przeszkadzały, obchodzili je umiejętnie, dzięki czemu Związek Sowiecki rósł w siłę, podczas gdy jego ideowi twórcy zostali przez pragmatycznego Stalina rozstrzelani lub zesłani do łagrów. Dzisiejszy widok Kremla najlepiej unaocznia politykę Rosji Putina: wznoszą się nad nim zarówno czerwona gwiazda odziedziczona po komunie, jak i carski dwugłowy orzeł.

Rozbrat w obozie przeciwników zawsze był przez Moskwę sponsorowany, podobnie jak komunistyczne sympatie Hollywood, pacyfistyczne majaczenia dzieci kwiatów czy rewolucja seksualna podrywająca podstawy społeczne ducha Zachodu. Obecna skrajna infantylizacja polityki zachodniej także jest oczywiście na rękę Kremlowi, bo pozwala bezkarnie urzeczywistniać uzależnianie od Rosji na początek Europy przez założenie pętli gazowej z taką determinacją wykonywane przez Niemcy. Ich głupawa wiara, że czynią to we własnym interesie, została zauważona już przez Lenina, który słusznie stwierdził, iż imperialiści sami sprzedadzą Sowietom sznur, na którym zostaną powieszeni.

Dobry szachista przewiduje kilka ruchów do przodu i trzeba być ślepcem, by nie dostrzegać, że przykręcanie śruby politpoprawności i religii klimatyzmu, w oczywisty sposób rokujących totalne zbiednienie społeczeństw zachodnich, powoduje narastanie sprzeciwu opartego na odwiecznych wartościach zwanych konserwatywnymi. Prymitywy z UE upatrują źródeł tego sprzeciwu w „autorytarnych reżimach” na Węgrzech i w Polsce, usiłując je zdusić kolejnymi szykanami, ale według terminologii szachowej są w niedoczasie, czyli nie umiejąc rozpoznać właściwie sytuacji, muszą wykonywać szybkie, często bezsensowne i szkodliwe dla samego siebie ruchy.

Trafna diagnoza Putina

Tymczasem gołym okiem widać, że polski „bakcyl buntu” rozprzestrzenia się także w krajach starej Europy, nawet we Francji, gdzie wszyscy kontrkandydaci Emmanuela Macrona w zbliżających się wyborach prezydenckich popierają Polskę w sporze z UE. I co, jeśli główny partner Niemiec stanie się naraz równie konserwatywny jak rządy w Budapeszcie czy Warszawie? To niebezpieczeństwo zauważono na Kremlu i oto podczas 18. już spotkania Klubu Wałdajskiego, które nosiło tytuł „Globalny wstrząs w XXI wieku: jednostka, wartości i państwo”, były kagebista oznajmił światu, że Rosja „kieruje się zdrowym konserwatyzmem”!

Jak celnie zauważa Grzegorz Górny, jedyny chyba komentator, który zwrócił na to uwagę: „Generalnie diagnoza Putina jest jasna: Zachód pod wpływem ideologii wywodzących się z marksizmu przeprowadza wielką operację inżynierii społecznej, jednakże Rosja, która przeszła już podobny eksperyment pod rządami komunistów i zapłaciła za to ogromną cenę, nie zamierza w tym uczestniczyć. Mało tego, ostrzega innych: nie idźcie tą drogą”.

Gdy szachowy pion staje się hetmanem

Niestety, wydaje się, że ten ruch szachistów z Kremla ma duże szanse powodzenia, praktycznie bowiem wszystkie konserwatywne inicjatywy na Zachodzie są prorosyjskie, upatrujące na Wschodzie braku „zgnilizny Zachodu”. Aż się chce przypomnieć refleksję francuskiego wielbiciela rosyjskiego konserwatyzmu, markiza Astolphe’a de Custine, który po kilkumiesięcznym pobycie w Rosji w 1839 r. (a nic się tam od tej pory nie zmieniło!) napisał:

„Jeżeli czyjś syn okaże niezadowolenie z życia we Francji, proszę usłuchać mojej rady i powiedzieć mu: »Jedź do Rosji«. Taka podróż jest nader korzystna dla każdego cudzoziemca. Ktokolwiek dobrze przyjrzał się temu krajowi, będzie zadowolony, że może żyć gdziekolwiek indziej. Zawsze dobrze wiedzieć, że istnieje taka społeczność, gdzie wszelkie szczęście jest niemożliwe, ponieważ zgodnie ze swoją naturą człowiek nie może być szczęśliwy bez wolności”.

Na szczęście historia szachów pokazuje, że dobre przygotowanie teoretyczne nie jest wszystkim, o zwycięstwie decyduje coś nieuchwytnego, jak geniusz ekscentryka Bob-by’ego Fischera czy wola pokazania figi reżimowi Garriego Kasparowa, notabene dziś wyrazistego opozycjonisty Kremla. Nie wiem, czy Ronald Reagan i Jan Paweł II byli znawcami „królewskiej gry”, ale ich wspólne knucie spowodowało gigantyczne zmiany na światowej szachownicy.

Dziś takich wielkich graczy po naszej stronie można policzyć na palcach jednej ręki, ale pamiętajmy o jeszcze jednej zasadzie szachowej: konsekwentnie prący naprzód pionek, osiągnąwszy granicę, zmienia się w prawie wszechmocnego hetmana. Tych pionków jest coraz więcej, więc w interesie Polski jest, by nasz przeciwnik musiał rozgrywać partię symultaniczną na jak największej liczbie szachownic i by w jak największej liczbie tych rozgrywek otrzymywał mata. A wtedy matadorem w tej szachowej korridzie może się okazać właśnie Polska!
 
Jerzy Lubach

za:niezalezna.pl