Polecane

Gdy człowiek jest nieposłuszny Bogu, natura buntuje się przeciw człowiekowi

Lem dylematy moralne i konflikty w „nowym wspaniałym świecie” sygnalizował i wyostrzał, nie zaś rozwiązywał. Jan Paweł II nawoływał, by rozwój cywilizacji odbywał się w zgodzie z moralnością i etyką.

Lemologia w perspektywie transhumanizmu i ekologii integralnej

Człowiek jako jedyne jestestwo pozostawia swoim istnieniem nie tylko ślad biologiczny i fizyko-chemiczny, lecz zmienia naturalne otoczenie wedle własnego uznania. Tworzy kulturę, tu rozumianą szeroko – jako całość wytworów materialnych i niematerialnych, gromadzonych pokoleniowo. Składają się na antroposferę, która jakkolwiek pochodzi z natury (biosfery), to z przemijaniem kolejnych pokoleń coraz bardziej uzupełnia biosferę i wchodzi z nią w różnego rodzaju interakcje.

Współczesny kryzys ekologiczny daje się dotkliwie we znaki z powodu naruszenia subtelnej granicy pomiędzy biosferą i antroposferą w wyniku gwałtownej industrializacji i bezwzględnego eksploatowania zasobów naturalnych w celu przerobienia ich w energię lub substancje sztuczne. Światowa reakcja na kryzys ekologiczny rozpoczęła się w latach 60. XX wieku.

    Warto jednak pamiętać, że jeszcze przed Raportem U Thanta z 1969 r., Raportem Klubu Rzymskiego z 1972 r. i Raportem Brundtland z 1987 r., w roku 1967 została ogłoszona encyklika społeczna Pawła VI Populorum progressio, w której papież wyłożył nowe rozumienie rozwoju ludzkości w sposób harmonijny, sprawiedliwy i pokojowy.

Wtedy jeszcze nie wspominał wprost o zestrojeniu z przyrodą, ale w oczywisty sposób wskazywał na, później określony jako ekologiczny, nowy sens rozwoju, kładąc nacisk na poszanowanie ludzkiej natury, także tej biologicznej. Kwestię ekologiczną rozwijali następni papieże, zwłaszcza Jan Paweł II, ale i Benedykt XVI. Natomiast papież Franciszek zrekapitulował dokonania poprzedników w wydanej w 2015 r. „ekologicznej” encyklice Laudato si’.

W jednym z poprzednich esejów (vide „Kurier WNET” nr 86) została szkicowo przybliżona nowa ideologia – transhumanizmu, która neguje wartość naturalności nie tylko struktury psycho-fizycznej człowieka, lecz całościowo pogłębia dylemat relacji natura–kultura lub biosfera–antroposfera.

W bieżącym roku minęło 100 lat od urodzin Stanisława Lema, jednego z najbardziej rozpoznawanych za granicą polskich pisarzy, a także minęło 15 lat od jego śmierci. Mimo że nie wszyscy podzielają jednakowe uznanie dla całości jego twórczości, zwłaszcza tej publicystycznej pod koniec życia, to jednak znakomita część Lemowej spuścizny, która lokuje się w gatunku literackim fantastyki naukowej (science fiction, SF), jest dziełem wybitnym. Świadczy o tym powstanie nowego działu literaturoznawstwa (nie tylko w Polsce), tzw. lemologii (lemology), poświęconego, po pierwsze, analizie literackiej dzieł Stanisława Lema.

    W ramach szerzej pojętej lemologii rozwijają się badania kulturowego przekazu utworów Lema nie tylko w odniesieniu do technicznego urzeczywistniania wymyślanych w nich innowacji, lecz także w odniesieniu do ukazywanych przez Lema odwiecznych i nowych dylematów moralnych, kulturowych i społecznych.

Konflikty opisywane w fantastycznym świecie – z jednej strony – wyostrzają ich rozpoznanie, z drugiej zaś – ukazują piętrzenie się trudności w ich rozwiązywaniu w świecie przetwarzanym przez człowieka. Jednym z ważnych problemów jest powoływanie do istnienia tworów antropoidalnych. Został on poruszony m.in. w jednej z opowiastek Lema pt. Maszyna Trurla, z jego Cyberiady. Oto własna, acz wierna rekonstrukcja opowiastki.

Wielki konstruktor Trurl postanowił zbudować inteligentną maszynę, która podobnie jak człowiek operowałaby rozumem, a nawet byłaby w rozumowaniu znacznie bardziej nieomylna. Bo gdyby nie ten warunek większej doskonałości maszyny, to nie byłoby powodu jej budować. Wielkie to zaiste osiągnięcie, gdy omylny człowiek tworzy dzieło nieomylne!

Aby sprawdzić działanie rozumnej maszyny, Trurl zadał jej najprostsze pytanie z arytmetyki: ile jest dwa razy dwa? Już na samym początku testu maszyna nieco rozczarowała konstruktora, gdy w procesie przygotowania odpowiedzi zaczęła hałasować i niebezpiecznie drgać, a przecież człowiek myśli w cichości i raczej w bezruchu. Dlatego Trurl postanowił wyposażyć ją w „specjalny tłumik myślowy”.

Drugie rozczarowanie przyszło w związku z tym, że maszyna długo pracowała, aby udzielić odpowiedzi, podczas gdy małe dziecko, ledwie przyuczone do prostego przekładania wielości palców na liczbę, odpowiada natychmiast poprawnie.

Najbardziej się jednak Trurl rozczarował, gdy maszyna zakomunikowała wynik: SIEDEM! Przywoływanie jej do porządku napominaniem, że wynik powinien brzmieć: cztery!, nie dało żadnych rezultatów. Maszyna w dalszym ciągu powtarzała: siedem! Nie pomogła też techniczna ingerencja Trurla w konstrukcję maszyny.

Na nic też zdała się inżynierska pomoc przyjaciela, równie wielkiego konstruktora Klapaucjusza, który, co prawda, nie zdołał nic zdziałać, aby poprawić pracę maszyny, ale na pocieszenie zastosował argument, można by rzec, dialektyczny, że „każde zjawisko ujemne ma też swoje strony dodatnie”.

    W wyniku komunikacji z maszyną Klapaucjusz zwrócił uwagę na to, że nie tyle jest ona „głupia” w sensie zupełnej bezrozumności, ile – przeciwnie – nie jest tworem bezdusznym, lecz wrażliwym. Mitygowanie jej przez konstruktorów ujawniło bowiem jej opór, który nie był po prostu trwaniem w błędzie, lecz wyrazem charakteru, przejawiającym się uporem. Jednak upór nigdy nie świadczy o wielkiej inteligencji, więc maszyna jest „głupia” w tym sensie, że nie jest mądra.

Trurl, doprowadzony do ostateczności uporem maszyny, w końcu zareagował fizyczną agresją w stosunku do niej, wbrew przestrogom Klapaucjusza, który upominał go, że maszyna jest „nie tylko wrażliwa i tępa, ale także obraźliwa”. A taki zestaw cech prowadzi do nieprzewidywalnych destrukcyjnych zachowań. Zresztą maszyna sama kilkakrotnie ostrzegała Trurla przed siłowym naruszaniem jej fizycznej konstrukcji.

Trurl jednak nie posłuchał ani Klapaucjusza, ani maszyny, aż ona, zebrawszy swoją wewnętrzną energię, oswobodziła się z wymuszonego spoczynku i w akcie zemsty zaczęła ją uzewnętrzniać dewastacją otoczenia. Wtedy konstruktorzy salwowali się ucieczką przed maszyną, której siła i duży gabaryt niszczyły wszystko po drodze. Zburzyła mijane miasteczko i unicestwiła jego mieszkańców.

Trurl i Klapaucjusz ostatecznie schronili się w jaskini, po czym zostali w niej uwięzieni, bo maszyna zamknęła sobą wyjście. Aby się uwolnić, postanowili się układać z nią, ale ona ani myślała iść na ustępstwa. Za to na zgnębionym Trurlu wymusiła, aby zapytany przez nią, ile jest dwa razy dwa, odpowiedział, co prawda się zająknąwszy, że siedem! Usatysfakcjonowana próbowała jeszcze na Trurlu wymóc przeprosiny. Tu jednak nadszedł kres Trurlowego upokorzenia i na kolejne zapytania o wynik rzeczonego działania arytmetycznego Trurl z powrotem odpowiadał z całą mocą, że cztery!, mimo że Klapaucjusz swoim: siedem! nadal chciał udobruchać maszynę.

Tym razem wściekłość maszyny spowodowała kruszenie przez nią materiału skalnego jaskini. Sytuacja konstruktorów wydawała się beznadziejna, a mimo to Trurl nie przestawał wciąż dumnie powtarzać: „– Dwa a dwa jest cztery! Cztery!!!”.

    A jednak ostatecznie maszyna przegrała pojedynek z naturą, nie mogąc przełamać skalnych ścian. Przestała działać. Wcześniej przegrała pojedynek z prawdą, w tym przypadku reprezentowaną przez prawa elementarnej arytmetyki, przy których obstawał, zdawałoby się straceńczo, Trurl.

Poniżej ta sama Lemowa opowiastka o maszynie Trurla zostanie uwspółcześniona i wyrażona w języku transhumanizmu.

Konstruktor Trurl jest postępowy w tym znaczeniu, że wyznaje ideologię transhumanizmu, według której kolejne osiągnięcia techniki należy spożytkować do przekształcania wadliwej natury człowieka, jak i do trudno podporządkowującego się otoczenia przyrodniczego, czyli dążyć do tzw. denaturalizacji.

Ideologia ta kładzie szczególny nacisk na ulepszanie (enhancement) tzw. człowieka naturalnego w kolejnych etapach bionizacji i cyborgizacji oraz na powoływanie do istnienia tworów antropoidalnych, tj. transludzi i hybryd organiczno-technologicznych oraz czysto technologicznych, które staną się stopniowo doskonalsze pod każdym względem w stosunku do owego człowieka naturalnego, aż transczłowiek osiągnie stopień kompletnie zwirtualizowanego bytu poczłowieka (posthuman – postczłowieka, nadczłowieka).

Niech konstruktor Trurl-transhumanista będzie nazywany skrótem T-T, podczas gdy drugi bohater – konstruktor Klapaucjusz-transhumanista – skrótem K-T.

Zgodnie z umiejętnościami inżynierskimi, jakie posiada T-T, i celami, jakie przyświecają transhumaniście, buduje on nie tyle po prostu maszynę w mechanicznym sensie, co skomplikowane antropoidalne urządzenie, tj. A-U, za pomocą połączonych technologii genetyki+robotyki+informatyki (w sensie nauk o informacji) +nanofizyki, w akronimowym skrócie – GRIN. Wytworzony antropoid ma przewyższać (to enhance) człowieka naturalnego w operacjach umysłowych. A-U jest antropoidem także w tym zakresie, że komunikuje się z konstruktorami.

Efekt zamierzony przez T-T nie zostaje jednak osiągnięty, ponieważ A-U nie wykonuje poprawnych operacji matematycznych. Wszelkie techniczne próby jego usprawnienia, jak i napominanie go spełzają na niczym.

Drugi konstruktor, K-T, jest już świadom tego, że stosowanie najnowszych technologii GRIN pozwala na autonomizację tworów takich jak A-U. Ich samodzielność przejawia się w okazywaniu przez A-U pewnych stanów, podobnych do emocjonalnych, które przyczyniają się do niepowodzenia konstruktora T-T, gdyż powodują opór A-U w podążaniu za krokami założonej procedury, nie czysto techniczny, lecz podobny do psychologicznego – jak upór. A-U jest zatem jestestwem odczuwającym (sentience), w stosunku do którego trzeba stosować swoiste metody perswazyjne, nie zaś siłowe, wyłącznie fizyczne lub techniczne.

    Odczuwające A-U jest tworem o zmagazynowanej różnego rodzaju energii, którą – jak się okazuje – może wyzwalać na zewnątrz, np. w celu dania odporu niebezpieczeństwu. Atak fizyczny T-T i deprecjonowanie psychologiczne A-U przez obu konstruktorów są odbierane przez nie jak zagrożenie, a zatem przystępuje ono do zniszczenia źródła zagrożenia, czyli T-T i K-T, mimo to że jest dziełem jednego z nich. Nie jest także dla A-U wartością otoczenie naturalne i kulturowe, które po drodze obraca w perzynę.

Podejmowane przez T-T i K-T próby obłaskawienia A-U, łącznie z poddaniem ich intelektów manipulacji przez A-U, nie przynoszą pozytywnego skutku. Jedynym obronnym szańcem okazuje się pierwotna nieożywiona przyroda (natura). I to ona pokonuje A-U.

Morałów w Lemowej opowiastce znaleźć można wiele. Tu zostaną ukazane trzy. Jeden z nich nasuwa na myśl napomnienie św. Jana Pawła II, który zastanawiając się nad ludzką twórczością, przestrzegał przed buntem rzeczy, czyli zagrożeniem człowieka przez jego wytwory, jeśli cel i sposób ich wytwarzania nie są zgodne z właściwym systemem wartości oraz gdy działanie wytworów wymyka się spod kontroli ich autora. W pierwszej encyklice Redemptor hominis pisał, że człowiek „żyje w lęku, że jego wytwory (…) te, które zawierają w sobie szczególną miarę ludzkiej pomysłowości i przedsiębiorczości, mogą zostać obrócone w sposób radykalny przeciwko człowiekowi”.

Po drugie, w końcu to natura buntuje się przeciwko porządkowi wprowadzonemu przez zadufanego w swojej mocy człowieka i pokonuje wytwór techniczny A-U. Jan Paweł II tak o tym pisał: „Gdy człowiek okazuje nieposłuszeństwo Bogu i odmawia poddania się Jego panowaniu, wówczas natura buntuje się przeciw człowiekowi i nie uznaje go za swego «pana»”.

I jeszcze jeden morał z Lemowej opowiastki, równie niepopularny w dobie postprawdy (vide „Kurier WNET” nr 73), to to, że prawda (tu reprezentowana przez obstawanie Trurla przy wyniku: cztery!) ma swoją moc, co można przełożyć na diagnozę, że w zwycięstwie nad maszyną ma jednak udział człowiek – osoba ludzka obdarzona godnością.

    Stanisław Lem był optymistycznie nastawiony do rozwijających się technologii, podobnie jak jest nastawiona Stolica Apostolska, co potwierdza papież Franciszek, gdy pisze, cytując słowa Jana Pawła II, że: „trzeba się cieszyć z tych osiągnięć [techniki] i zachwycać szerokimi możliwościami, jakie odkrywają nam te nieustanne nowości, bo »nauka i technologia są wspaniałym produktem ludzkiej twórczości, która jest darem Boga«”.

Lem starał się przewidywać w przekształcanym technicznie środowisku dylematy moralne i konflikty społeczne, polityczne, zbrojne, kosmiczne w nowym wspaniałym świecie. Przede wszystkim je sygnalizował i wyostrzał, nie zaś rozwiązywał. Również nie moralizował, jakby pozostawał sceptyczny w stosunku do mocy ludzkiej moralności. Z kolei w tym miejscu Jan Paweł II wręcz nawoływał do tego, aby „[r]ozwój techniki oraz naznaczony panowaniem techniki rozwój cywilizacji współczesnej” odbywał się proporcjonalnie do „rozwoju moralności i etyki”.

W obliczu transhumanistycznego programu denaturalizacji człowieka i środowiska jego bytowania troska o zachowanie naturalności nie jest tylko przedmiotem nauczania Kościoła, zsyntetyzowanego w programie ekologii integralnej papieża Franciszka, postulującym harmonijne współistnienie przyrody, ludzkich populacji, materialnych i niematerialnych wytworów człowieka w taki sposób, aby rozwijać dzieło stworzenia zgodnie z powołaniem osoby ludzkiej.

Obok ekologicznej wykładni Kościoła rozwijane są i znacznie szerzej rozpowszechniane świeckie nurty ekologiczne. Jeden z nich, tzw. technogajanizm, propaguje takie wykorzystanie nowych technologii, które służyłoby poprawie stanu środowiska naturalnego i warunków życia wszelkich organizmów. Większość tych nurtów ekologicznych jest skrajnie biocentryczna, a w ideologicznym przekazie często wewnętrznie sprzeczna w owym biocentryzmie. Byt ludzki, z jednej strony, jest w nich traktowany na równi z innymi formami życia, z drugiej zaś człowieka czyni się odpowiedzialnym za stan biosfery, ale nie w konsekwencji umiłowania daru stworzenia. W tej perspektywie trudno dopatrzyć się godności i wolności osoby ludzkiej.

Teresa Grabińska

za:wnet.fm