Polecane

Koszulka Salviniego ważniejsza niż rzeczywistość

Ewentualne zbliżenie premiera Mateusza Morawieckiego z Matteo Salvinim i Viktorem Orbánem jest sprzeczne z polską racją stanu. Na Kremlu strzelają korki od szampana – komentowali niecały rok temu plany zacieśnienia współpracy PiS z kilkoma prawicowymi partiami europejskimi Borys Budka i Tomasz Grodzki na wspólnej konferencji prasowej.

W tym samym czasie w najlepsze trwała finalizacja prac nad gazociągiem Nord Stream 2, najważniejszym przedsięwzięciem niemieckiej chadecji, siły politycznej rozdającej karty w Europejskiej Partii Ludowej, formalnie rządzonej przez Donalda Tuska. Dziś, gdy Europa znalazła się w przededniu wojny, zasada „o Niemcach dobrze albo wcale” nadal obowiązuje u polityków Platformy. Czy za chwilę rozciągnie się ona również na Rosję, tak jak było kilka lat temu?

Większość Czytelników zna doskonale cytaty i fakty, które pojawią się w tym tekście. Niestety trzeba je przypominać niemalże w nieskończoność, ponieważ w dzisiejszej sytuacji geopolitycznej Polski, Europy i świata stają się świadectwem hipokryzji ważnej części polskiej klasy politycznej i jej opiniotwórczych narzędzi.

Skutki obłaskawiania Rosji

Zacznijmy jednak od 2007 r. Platforma Obywatelska zaproponowała (i przeprowadziła) całkowite zerwanie z polityką zagraniczną według formuły jagiellońskiej, uznawanej za optymalny model dyplomacji przez rząd PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wspieranie i współpraca z mierzącymi się z podobnymi zagrożeniami państwami Europy Środkowej i Wschodniej oraz bliska współpraca z USA nie leżały w polu zainteresowania dyplomacji PO. Rosyjskie media zdążyły ogłosić polskiego premiera „naszym człowiekiem w Warszawie”, a ten zrewanżował się, dostrzegając w Putinie „naszego człowieka w Moskwie”.

W kolejnym roku, w ramach polityki resetu relacji z Rosją, Barack Obama ogłosił rezygnację z planów budowy w Polsce tarczy antyrakietowej. Przekazał to światu, a więc i Rosji, 17 września, w rocznicę wejścia Sowietów na tereny walczącej z Niemcami II RP. Niecałe trzy tygodnie wcześniej doszło do tajemniczej rozmowy Tuska i Putina na sopockim molo. Kilka miesięcy później ciała prezydenta Rzeczypospolitej i wielu jej przywódców wojskowych oraz innych przedstawicieli elit znalazły się w smoleńskim błocie, Donald Tusk obściskiwał się z Władimirem Putinem, a polskie media ogłaszały początek nowej ery w relacjach naszych krajów, ponieważ w rosyjskiej telewizji pokazano film „Katyń” Andrzeja Wajdy.

Potem mogliśmy obserwować cały festiwal samoupokorzenia – rezygnacja z międzynarodowego śledztwa i właściwie bezkrytyczne przyjęcie rosyjskiej wersji wydarzeń, kompromitujące przeprosiny Pawła Grasia po rosyjsku czy ujawnione po latach przez Ewę Stankiewicz zblatowanie Ewy Kopacz, wówczas minister zdrowia, z pracownikami postsowieckiego prosektorium. Sfałszowanie stenogramów sejmowych i nowa polityka historyczna, palenie zniczy żołnierzom sowieckim i próba postawienia im pomnika w Ossowie. Wreszcie jeden z ostatnich akordów tej fali uniesień – czołówka „Wiadomości” TVP z maja 2013 r., zawierającą patetyczny, propagandowy filmik z okazji święta Armii Czerwonej.

Najwierniejszy w Europie sojusznik Kremla

Uległość Platformy, kojarzonej głównie jako siła proniemiecka, wobec Rosji to temat rzeka. Przypomnijmy jeszcze, że nim Radosław Sikorski złożył swoje hołdy w Berlinie, domagając się od Niemiec podjęcia wprost europejskiego przywództwa (listopad 2011 r.), w lutym 2010 r. na łamach niemieckiej prasy pisał, że Rosja nie powinna być wykluczana z możliwości przystąpienia do NATO.

Przyjaźń z Rosją skończyła się, gdy po agresji na Ukrainę również Niemcy przyjęły, na pewien czas, bardziej krytyczną wobec tego kraju narrację, co zresztą nie przeszkodziło im w kontynuacji budowy Nord Streamu 2. W efekcie jesteśmy tam, gdzie jesteśmy – Putin zyskał potężne narzędzie do szantażowania całej Europy ograniczeniem lub wstrzymaniem dostaw gazu, z którego skwapliwie korzysta. Niemiecki rząd oficjalnie krytykuje kolejną odsłonę rosyjskiej agresji wobec Ukrainy, jednak w sferze praktycznej zachowuje się jak najwierniejszy sojusznik Kremla. Niemcy odmawiają więc przekazania Ukraińcom broni, blokują również w miarę możliwości uzyskanie przez Kijów podobnej pomocy od państw trzecich.

Szef (już zdymisjonowany, niemniej dymisja ta nie oznacza, że w swoich poglądach odosobniony) niemieckiej marynarki wojennej Kay-Achim Schoenbach mówi, że Krym jest już stracony, a z Rosją trzeba współpracować. Co więcej, współpracować należy, ponieważ jest to… kraj chrześcijański, a Putin tak naprawdę nie chce od świata niczego prócz należnego mu szacunku.

Przyzwoitość Onetu, czyli retusz laurki dla Putina

W świetle tych wszystkich informacji nie może specjalnie dziwić fakt, że będący własnością Niemców Onet w samym środku tej politycznej burzy zaskakuje nawet wiernych czytelników, publikując tekst jednoznacznie ocieplający wizerunek Putina jako pełnego życia i pozostającego w znakomitej formie mistrza wielu sportowych dyscyplin. Tu jednak drobne pocieszenie: dobrze o naszej zbiorowej kondycji świadczy fakt, że ta prokremlowska laurka wzbudziła sprzeciw na tyle dużej części internautów z wielu stron politycznych sporów, że redakcja poczuła się zmuszona do zmiany wymowy tekstu i po kilku godzinach był to już krytyczny materiał o wykorzystywaniu sportu do ocieplania wizerunku satrapy. Co jednak zdążyliśmy zobaczyć – zobaczyliśmy.

Na to wszystko, tak samo jak w czasach Obamy i jego resetu, nakłada się fatalna polityka Stanów Zjednoczonych. Joe Biden, który miał być antyrosyjskim jastrzębiem, okazał się mistrzem wpadek i ustępstw, opierającym swoją politykę na całkowicie fałszywych założeniach. Jak pamiętamy, niektóre media i politycy nowego prezydenta USA witali z entuzjazmem proporcjonalnym do ich nienawiści do Donalda Trumpa. Dziś stosują taktykę przemilczenia, refleksji jednak nie doczekaliśmy się żadnej. „Świat właśnie przed chwilą stał się bardziej przyzwoity” – pisał po inauguracji prezydentury Janusz Schwertner z Onetu. To właśnie z tej przyzwoitości wzięła się dziejowa konieczność ocieplania wizerunku Putina nad Wisłą niemal równo rok później.

Definicja prorosyjskości według Borysa Budki

Niedawno charakterystyczną scenę widzieliśmy w studiu Polsat News, gdy Bogdan Rymanowski rozmawiał z Borysem Budką, który oskarżył polskie władze o prorosyjskość, której dowodem ma być to, że w Parlamencie Europejskim wspólnie z PiS głosują politycy uważani za prorosyjskich. Gdy Rymanowski wykazywał, że prorosyjskość objawia się raczej wspólnymi interesami przy budowie NS2, Budka stwierdził, że ludzie poważni nie mogą porównywać Le Pen, Orbána czy Salviniego do Europejskiej Partii Ludowej i niemieckiej chadecji, a fakt założenia przez włoskiego polityka koszulki z Putinem to rzecz o wiele poważniejsza niż niemiecko-rosyjskie interesy.

Tekst Onetu jak na razie pozostaje na szczęście wyjątkiem, ale i ostrzeżeniem. W naszej tak silnie uzależnionej od niemieckich kaprysów i pieniędzy polityce wszystko może się zmienić w kilka chwil, a stare miłości nie rdzewieją.

Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl