Polecane

Abp Marek Jędraszewski: Bycie Polakiem naprawdę kosztuje - i musi kosztować.

– Bycie Polakiem naprawdę kosztuje – i musi kosztować; jedynie poprzez swoje osobiste poświęcenie możemy zasłużyć sobie na to, aby Polskę móc nazwać swoją Ojczyzną – mówił abp Marek Jędraszewski sprawując Mszę św. w godzinie W” w bazylice Mariackiej w Krakowie.

Na początku homilii abp Marek Jędraszewski zwrócił uwagę, że mało jest w polskiej historii takich dat, w których pamięta się nie tylko o roku i dniu, ale nawet o godzinie i minucie danego wydarzenia. W tym kontekście metropolita krakowski wskazał na: 1 września 1939 r., godz. 4.45 (wystrzały z pancernika „Schleswig-Holstein” na polską załogę broniącą Westerplatte – początek II wojny światowej), 2 kwietnia 2005 r., godz. 21.37 r. (śmierć Jana Pawła II”, 10 kwietnia 2010 r., godz. 8.41 (katastrofa smoleńska) oraz 1 sierpnia 1944 r., godz. 17.00 – godzina „W”,  której wybuchło Powstanie Warszawskie.

Arcybiskup podkreślił, że dla chrześcijan te dramatyczne dni i godziny wpisują się w jeszcze jeden dzień i w jeszcze jedną godzinę – w Wielki Piątek i godz. 15.00, gdy na krzyżu na Golgocie Jezus oddał ducha. Metropolita zauważył, że uczestnicy wielkopiątkowej liturgii słysząc słowa „wykonało się”, upadają na kolana i w głębokim milczeniu modlą się. Natomiast obchodząc narodowe rocznice, jedynie w dniu 1 sierpnia z okazji godziny „W” wszyscy się zatrzymują, aby pełni wzruszenia i wewnętrznego przejęcia, stanąć wtedy na baczność.

– Dnia 1 sierpnia o godz. 17.00 stajemy wszyscy na baczność, aby pamiętać o tym dniu i o tej godzinie – i o nich nigdy nie zapomnieć. A przecież miały być one niejako wymazane z naszej społecznej i narodowej pamięci, a dowódcy Powstania mieli podzielić los wszystkich „żołnierzy wyklętych” – mówił abp Marek Jędraszewski dodając, że w godzinie „W” Polacy wsłuchują się w głos alarmowych syren, aby przypomnieć sobie i uświadomić „ogrom nadziei, ale także cierpień, śmierci i strat: duchowych, kulturowych, historycznych i czysto materialnych związanych z Powstaniem Warszawskim”. Metropolita wyliczał, że w Powstaniu zginęło 18 tys. żołnierzy i 180 tys. cywilów, a lewobrzeżna Warszawa została niemal całkowicie zburzona.

– Dnia 1 sierpnia o godz. 17.00 stajemy wszyscy na baczność, aby zdać sobie sprawę z tego, że w dziejach ludzkości co jakiś czas dochodzą do głosu ludzie, którzy, nie liczą się z żadną moralnością i z żadnymi zasadami obowiązującymi w cywilizowanym świecie – mówił arcybiskup przywołując rozkaz Reichsführera SS Heinricha Himmlera: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

Metropolita zwrócił uwagę także na „gorycz chwili, w której dowódcy Powstania byli zmuszeni podpisać w Ożarowie akt kapitulacji”, a także na umiejętność przebaczania i miłowania swoich nieprzyjaciół oraz konieczność zrozumienia, że „bycie Polakiem naprawdę kosztuje – i musi kosztować; że jedynie poprzez swoje osobiste poświęcenie możemy zasłużyć sobie na to, aby Polskę móc nazwać swoją Ojczyzną”.

– Dnia 1 sierpnia o godz. 17.oo stajemy wszyscy na baczność, aby ciągle na nowo odkrywać tę prawdę, że polskiej tożsamości nie da się zrozumieć bez Chrystusa i bez chrześcijaństwa – mówił metropolita krakowski przypominając słowa św. Jana Pawła II z pamiętnej homilii na Placu Zwycięstwa w Warszawie w dniu 2 czerwca 1979 r.

Arcybiskup zwrócił uwagę, że w tym roku, 1 sierpnia o godz. 17.00 Polacy stają na baczność, aby w sposób szczególny pamiętać także o walczącej Ukrainie – „już raz zdradzonej przez aliantów w 2014 roku, a teraz zdradzanej przez tych, którzy w głębi swych cynicznych, pozbawionych sumienia umysłów pragną tylko jednego: aby Ukraińcy przestali się bronić, aby zrezygnowali z własnej narodowej niepodległości, aby stali się ludem niewolników i aby jak najszybciej można było na nowo podjąć intratne interesy z imperialną Rosją”. Zaznaczył, że dzisiejsza sytuacja Ukrainy nasuwa gorzkie wspomnienia z Powstania Warszawskiego, kiedy to jeden okupant okrutnie i bezwzględnie walczył z Polakami, a drugi z obojętnością patrzył na płonącą Warszawę, cynicznie czekając na to, aby najwspanialsi synowie i córki Polski zginęli wraz ze swoją stolicą.

– Od jakiegoś czasu, choć niezbyt odległego, każdego dnia 1 sierpnia o godz. 17.00 stajemy wszyscy na baczność. Stajemy. Będziemy stać. „Póki Polska nie zginęła…” – zakończył homilię abp Marek Jędraszewski.

za:bialykruk.pl


***

Nadal się nie uczymy

Za nami 1 sierpnia i obchody rocznicy wybuchu Postania Warszawskiego. Media, które jeszcze jakiś czas temu przedstawiały powstańców warszawskich jako antysemitów i morderców Żydów, teraz, w rocznicę mają lepszą zabawę – wyzywanie od faszystów ludzi, którzy przychodzą uczcić rocznicę.W Polsce nic już ta obelga nie oznacza. Chyba żaden z uczestników marszu nie przejął się kolejnymi wyzwiskami. Gorzej, że nie wyciągamy wniosków. Skoro bowiem ten czy inny idiota z lewicy mówi o faszyzmie, który ma kwitnąć w Polsce, to logiczną konsekwencją jest walka z tym zjawiskiem. Od tak zdefiniowanego celu jest tylko krok do znalezienia sojusznika w denazyfikacji kraju. Idę o zakład, że chętnie Władimir Putin by się włączył w taką walkę. Wszak z takimi samymi hasłami wchodził mordować dzieci i kobiety na Ukrainie. Po 24 lutego powinniśmy znów nauczyć się przykładać odpowiednią miarę do słów. Nadal jednak tego nie robimy i swobodnie przyrównujemy wszystkich do Adolfa Hitlera, Józefa Stalina i Władimira Putina. Zapieczeni w sporach, widzimy politykę jak karykaturę. O ile jeszcze rok temu zjawisko to mogło śmieszyć, o tyle teraz może świadczyć o społecznej głupocie.

Jacek Liziniewicz

za:niezalezna.pl

***

Ratusz maszeruje

Pomimo licznych prób administracyjno-sądowych w Warszawie spokojnie przeszedł ulicami Marsz Powstania Warszawskiego. Zapewne jeszcze przez kilka dni temat będzie grzany, potem uspokoi się do listopada, gdy ratusz z użyciem tych samych argumentów będzie próbował zablokować Marsz Niepodległości.Który też – przepraszam, że zdradzam już zakończenie opowieści – przejdzie ulicami, może nawet odbędzie się to tak spokojnie, jak w ubiegłym roku. Strona liberalna zwyczajnie nie czuje patriotyzmu, próbuje go więc, w zależności od potrzeb, zdyskredytować, ośmieszyć lub zawłaszczyć, za każdym razem przegrywając ideowe starcie. Tak stało się również w poniedziałek, a prezydent Trzaskowski zapewnił Robertowi Bąkiewiczowi wielki sukces frekwencyjny i medialną obecność. Bo, jak się zdaje, bez narodowców liberałowie żyć przecież nie potrafią, a i w ratuszowej korespondencji byłoby bez nich jakoś pusto.

Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl