Polecane

Ponieważ jest to sprawiedliwe…

3 października bieżącego roku minęła 32. rocznica zjednoczenia Niemiec, będąca jednocześnie 78. rocznicą upadku Powstania Warszawskiego i początku metodycznego wyburzania przez Niemców stolicy Polski – już nie w wyniku walk, ale na mocy zbrodniczego rozkazu Führera III Rzeszy Niemieckiej, nakazującego wymazanie niepokornego miasta z mapy Europy.

Tego samego, symbolicznego dnia rząd Rzeczypospolitej Polskiej przesłał na ręce rządu Republiki Federalnej Niemiec notę dyplomatyczną w sprawie „podjęcia niezwłocznego działania, zmierzającego do trwałego, kompleksowego, ostatecznego, prawnego i materialnego uregulowania kwestii następstw agresji i okupacji niemieckiej w ­latach 1939−1945”.

Oficjalne podniesienie w relacjach międzyrządowych Rzeczpospolita Polska–Republika Federalna Niemiec kwestii niemieckich odszkodowań dla Polski z jednej strony jest nadrobieniem wieloletnich zaniechań wobec społeczeństwa polskiego. Jest też działaniem na rzecz, jak podkreślił minister Zbigniew Rau, budowy relacji polsko-niemieckich „na sprawiedliwości i prawdzie”, co „doprowadzi do zamknięcia bolesnych rozdziałów przeszłości oraz zapewni dalszy rozwój stosunków dwustronnych w duchu dobrego sąsiedztwa i przyjaznej współpracy”. Polska akcja dyplomatyczna ma również znamienne implikacje międzynarodowe, wykraczające poza obszar Unii Europejskiej, których skutki już możemy obserwować.

Bezpośredni cel polskiej akcji dyplomatycznej

Podjęte przez dyplomację polską działanie zmierza de facto do podpisania nowego układu z Niemcami. Jak oświadczył minister Zbigniew Rau: „Uregulowanie to winno zawierać:

• wypłacenie przez Republikę Federalną Niemiec odszkodowania za materialne i niematerialne szkody wyrządzone państwu polskiemu tą agresją i okupacją (tzn. najazdem na Polskę w 1939 r. i okupacją z lat 1939−1945 – P.Ż.G.),
• zrekompensowanie ofiarom tejże agresji i okupacji oraz członkom ich rodzin wyrządzonych im szkód i krzywd,
• systemowe rozwiązanie kwestii zagrabionych polskich dóbr kultury i archiwaliów,
• zwrócenie zrabowanych przez państwo niemieckie w latach 1939−1945 aktywów i pasywów polskich banków państwowych,
• uregulowanie należności wynikającej z rabunkowej działalności kas kredytowych Rzeszy,
• zapewnienie pełnej rehabilitacji zamordowanych działaczy przedwojennej mniejszości polskiej w Rzeszy Niemieckiej oraz zrekompensowanie strat poniesionych przez organizacje polonijne w Rzeszy Niemieckiej,
• pełne i systemowe uregulowanie statusu Polaków i osób polskiego pochodzenia poprzez przywrócenie statusu mniejszości narodowej, zgodnie z dotychczasowym stanowiskiem strony polskiej, przede wszystkim dotyczącym kwestii nauczania języka ojczystego,
• zapewnienie właściwej współpracy w zakresie upamiętnienia polskich ofiar II wojny światowej oraz podjęcie przez władze niemieckie skutecznych działań na rzecz zaprezentowania własnemu społeczeństwu prawdziwego obrazu wojny i jej skutków – szczególnie krzywd i szkód wyrządzonych w Polsce i Polakom”.

Spotkanie Rau–Baerbock: początek drogi

Dzień później, 4 października, doszło w Warszawie do spotkania i wspólnej konferencji prasowej ministra spraw zagranicznych RP prof. Zbigniewa Raua i szefowej Auswärtiges Amt (niemieckiego MSZ) Annaleny Baerbock.

Nie jest rzeczą zaskakującą, że w tej sytuacji tematem głównym rozmów i konferencji obojga ministrów była kwestia reparacji niemieckich. Niespodzianką nie było także stanowisko rządu niemieckiego. Annalena ­Baerbock potwierdziła, że według Berlina na Niemcach ciąży odpowiedzialność moralna, ale już nie materialna za czyny popełnione w Polsce w czasie II wojny światowej.

W odpowiedzi szef dyplomacji polskiej wyraził nadzieję na ewolucję stanowiska RFN i twardo ripostował, podkreślając, że „Nikt nie może (…) wskazać systemu moralnego czy porządku prawnego, w którym sprawca zbrodni byłby władny samodzielnie i wyłącznie określać zakres swojej winy, ale także zakres i czas swojej odpowiedzialności”. Podkreślił także niewykonanie przez Niemcy wszystkich zobowiązań wynikających z traktatu polsko-niemieckiego z 1991 r., co było odniesieniem do kwestii statusu mniejszości polskiej w Niemczech, w tym nauczania języka polskiego.

Polityczne skutki podniesienia kwestii niemieckich odszkodowań

Nikt nie ma wątpliwości, że batalia o wypłatę przez Republikę Federalną Niemiec, jako spadkobierczynię prawną III Rzeszy Niemieckiej, odszkodowań za zbrodnie popełnione przez państwo niemieckie w Polsce w latach II wojny światowej i towarzyszące im zniszczenia, będzie długa.

Bezpośrednie skutki polityczne i wizerunkowe podniesienia tej sprawy przez dyplomację polską są jednak już widoczne. Sprawa wzbudziła szerokie zainteresowanie w mediach europejskich i amerykańskich, przyczynia się do upowszechnienia prawdziwego obrazu wojny i okupacji niemieckiej w Polsce, odbiera Niemcom rozgrywaną przez nich politycznie, w tym przeciw Rzeczypospolitej, pozycję moralną narodu, który rzekomo „wzorowo rozliczył się ze swej przeszłości” i z tego tytułu może pouczać innych o tym, jak tego dokonać. Jest swoistym powiedzeniem „sprawdzam” niemieckiej klasie politycznej, szermującej hasłami praworządności, wartości europejskich oraz wspólnoty interesów europejskich w ramach UE pod przywództwem Berlina.

Łamie wygodny dla Niemiec obraz zbrodni hitlerowskich jako popełnionych rzekomo w zasadzie jedynie na Żydach i Rosjanach (pod którym to mianem w pamięci historycznej Niemców, a w ślad za nimi i większości Zachodu, funkcjonują wszystkie narody imperium sowieckiego, w tym najdłużej znajdujące się pod okupacją niemiecką i najbardziej nią dotknięte, czyli Białorusini i Ukraińcy).

W obrazie tym nie było dotąd Polski, a przynajmniej obecna była marginalnie, czego symbolem jest częste mylenie powstania w getcie warszawskim z Powstaniem Warszawskim. Próba „zapisania” Polaków do kategorii sprawców Holocaustu u boku nieokreślonych etnicznie nazistów, oparta na nieznajomości na Zachodzie warunków niemieckiej okupacji w Polsce, doznaje w ten sposób silnego ciosu.

Kontekst współczesny: Unia Europejska, Ukraina

Spór o odszkodowania odbywa się tu i teraz, w kontekście jak najbardziej rzeczywistych współczesnych sporów międzynarodowych. Toczącej się wojnie na Ukrainie towarzyszy powszechne oczekiwanie ukarania Rosji jako agresora i obciążenia jej reparacjami wojennymi na rzecz niszczonej przez jej armię Ukrainy.

W dniach 4−5 lipca w szwajcarskim Lugano odbyła się konferencja poświęcona powojennej odbudowie najechanego przez Moskali kraju. Uczestniczyli w niej reprezentanci ponad 40 państw i 18 organizacji międzynarodowych. Niemcy, jako najpotężniejsza gospodarka UE, mają przy tym ambicje koordynowania europejskiego wysiłku w zakresie pomocy w odbudowie Ukrainy. Nie jest tajemnicą, że istotna część funduszy na ten cel ma być wygenerowana poprzez wymuszenie na Rosji wypłaty reparacji.
Brak rekompensat dla Polski stawia w tej sytuacji Niemcy w bardzo niewygodnym położeniu moralno-politycznym. Jakże sięgać po status koordynatora odbudowy Ukrainy, odrzucając jednocześnie własną odpowiedzialność materialną (do moralnej – bezkosztowej – Niemcy się przyznają) za czyny, których dopuściło się państwo niemieckie w Polsce, a które w swej naturze (dążenie do likwidacji najechanego państwa i narodu poprzez eksterminację ludzi i zniszczenie lub zrabowanie jego majątku narodowego) różnią się od obecnych poczynań Rosji skalą, skutecznością i długotrwałością, ale nie celem?

Jednocześnie Niemcy, ustami kanclerza Olafa Scholza, otwarcie deklarują wolę objęcia przywództwa w Unii Europejskiej. Czynią tak, mimo iż skompromitowały się prowadzoną od lat polityką współpracy z Rosją, arogancją w czasach kryzysu zadłużeniowego strefy euro i kryzysu imigracyjnego, łamiąc procedury unijne i narzucając swą wolę innym państwom.

Dziś z równą butą usiłują przerzucić koszty swej prorosyjskiej polityki energetycznej na inne państwa członkowskie Unii Europejskiej i wbrew regułom jednolitego rynku europejskiego łamią zasady uczciwej na nim konkurencji olbrzymimi dotacjami dla własnych firm. Skutek jest łatwy do odgadnięcia – Niemcy nie są w Europie lubiane, a nastroje antyniemieckie są najsilniejsze od czasów II wojny światowej. W sporze z Niemcami o odszkodowania za II wojnę światową sympatia europejskiej i amerykańskiej opinii publicznej jest po stronie Warszawy, a nie Berlina.

Niemieckie próby karcenia Polski za demokratyczny wybór do rządzenia krajem „nie tych, co trzeba”, będą teraz trudniejsze.

Robimy to, bo to słuszne i sprawiedliwe

Rząd i Sejm RP podjęły decyzję o odbudowie Pałacu Saskiego i pałacu Brühla w Warszawie, zburzonych przez Niemców po upadku Powstania Warszawskiego. To dla omawianej kwestii reparacji dobry symbol, ilustrujący jej wymiar moralny. Nie ma powodu, by koszty tej odbudowy ponosił podatnik polski, a spadkobiercy sprawców uchylali się od obowiązku materialnego naprawienia wyrządzonych szkód.

To oczywiście przykład jednostkowy, nieoddający skali problemu. Pokazuje on jednak, że sprawa jest moralnie oczywista. Sprawstwo zbrodni, rabunku i zniszczeń jest znane i przez nikogo niekwestionowane. Zadośćuczynienia nie było (utrata przez Niemcy terytoriów, które w 1945 r. przekazane zostały Polsce, ukazywana niekiedy jako rekompensata, była takową, ale nie za niemieckie poczynania w Polsce, tylko za ziemie utracone przez Polskę na rzecz Związku Sowieckiego, a i tak obszar Rzeczypospolitej uległ w wyniku tych przesunięć zmniejszeniu z 389 720 km2 do 312 679 km2).

Agresja niemiecka otworzyła bramę dominacji sowieckiej i w efekcie była praprzyczyną 45-letniej sowieckiej dominacji nad Polską. Za to rachunku materialnego Niemcom nie wystawiamy, ale powinni mieć także świadomość własnej moralnej współodpowiedzialności i za tę krzywdę, wyrządzoną dwóm powojennym pokoleniom Polaków.

Za czyny własne ponoszą oni jednak pełną odpowiedzialność i moralną, i materialną. Domagamy się wyciągnięcia wynikających z niej konsekwencji, ponieważ jest to słuszne i sprawiedliwe, ponieważ ma znaczenie dla przeszłości i dla przyszłości, ponieważ wszelkie zbrodnie – i te dawne niemieckie, i te obecnie popełniane rosyjskie – powinny być przykładnie ukarane, a zadośćuczynienie za nie dokonane, choćby miało to być bolesne dla sprawców czy ich spadkobierców.

Musi takie być właśnie po to, by w przyszłości zniechęcać wszelkich możliwych naśladowców zbrodniarzy do obierania tej barbarzyńskiej drogi.

Przemysław Żurawski vel Grajewski

za:niezalezna.pl


***

Reparowanie niemieckich głów

Przeniesienie na oficjalny poziom starań o wypłatę Polsce przez Niemcy odszkodowań za wojenne zbrodnie już przyniosło niespodziewany efekt. Szefowa niemieckiej dyplomacji zmuszona została wobec całego świata do wypowiedzenia oczywistego głupstwa.

Stwierdzenie, że Niemcy w pełni poczuwają się do winy moralnej przy jednoczesnym „nein” wobec realnego zadośćuczynienia za winy w sposób wyjątkowo jaskrawy unaocznia brak jakichkolwiek argumentów strony niemieckiej. Gdyby istniały, zostałyby użyte. Rzeczywiste leżą gdzie indziej. Niemcy od dłuższego czasu powiększają katalog spraw spornych. Od statusu i majątku mniejszości polskiej, przez kwestię Odry i terminala kontenerowego w Świnoujściu, po zasadniczy spór Polski z organami UE, których główną sprężyną jest polityka Berlina. Wiele z tych spraw z punktu widzenia niemieckiego budżetu to kwestie małej wagi lub jak pieniądze na KPO płacone z cudzej kieszeni, ale widać, że Niemcy zamierzają kwestie te wrzucić do jednego garnka z reparacjami, by ustępstwa sprzedać w ogólnym bilansie. Największą jednak nadzieję pokładają w sponsorowaniu polskiej opozycji. Wszak nakłady na campusy to grosze wobec należnego Polakom zadośćuczynienia.

Adrian Stankowski

za:niezalezna.pl