Polecane

19 października – Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych

Dzień ten ma być wyrazem hołdu dla duchownych, którzy swoją postawą „dawali wyraz wierze w Jezusa Chrystusa, ale też męstwu i niezłomnej postawie patriotycznej”.
W 2018 roku Sejm uchwalił ustawę ustanawiającą Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych. Jest on obchodzony 19 października jako święto państwowe uchwalone w hołdzie „bohaterom, niezłomnym obrońcom wiary i niepodległej Polski”.

Święto przypomina o roli, jaką odegrali duchowni w obronie oraz kształtowaniu postaw patriotycznych. W okresie zaborów to właśnie kapłani byli często depozytariuszami utraconej państwowości. W tym kontekście warto wymienić chociażby św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego i ks. Stanisława Brzóskę.

Jednym z najbardziej znanych duchownych, którzy poświęcili życie dla ojczyzny, jest ks. Ignacy Skorupka – kapelan żołnierzy biorących udział w Bitwie Warszawskiej, który zginął 14 sierpnia 1920 r. pod Ossowem.

Wielu polskich kapłanów zginęło podczas II wojny światowej. Heroiczną postawą wykazał się Maksymilian Kolbe, męczennik z Auschwitz, ale również księża Jan Krenzel i Teodor Walenta zamordowani przez Sowietów, czy ks. Stanisław Dobrzański, zamordowany bestialsko w 1943 r. przez nacjonalistów ukraińskich - wskazuje uchwała Sejmu. Duchowni ginęli wraz z polskimi oficerami w Katyniu, Charkowie czy Miednoje, a także w trakcie Powstania Warszawskiego. Ofiarę księży z lat 1939–1945 upamiętnia Dzień Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego w czasie II wojny światowej, ustanowiony przez Konferencję Episkopatu Polski w 2002 r. i obchodzony 29 kwietnia.

    W rozmowie z PAP w 2021 r. prof. Paweł Skibiński, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego, odnosząc się do określenia „duchowni niezłomni”, wskazał, że w wąskim znaczeniu wskazuje ono na tych księży, „którzy towarzyszyli czynnej działalności antykomunistycznej w pierwszych latach po zakończeniu wojny i po powstaniu państwa komunistycznego”. Historyk zastrzegł jednak, że „duchowni stanowili odrębną kategorię od tych, którzy uczestniczyli w politycznej działalności podziemnej”. Jak wyjaśnił, „większość duchownych wspierających działania podziemia niepodległościowego prowadziło normalne życie jako duszpasterze parafialni czy zakonnicy”.

W ocenie historyka lepsze jest wobec tego szersze rozumienie określenia „duchowni niezłomni”. „Należy zwrócić uwagę, że duchowieństwo katolickie było jedną z nielicznych grup społecznych, która miała możliwości i chęć opierania się projektowi stworzenia w Polsce państwa totalitarnego i poddanemu mu w pełni społeczeństwa” – zwrócił uwagę Skibiński. „Księża bronili niezależności i wolności społecznych daleko wykraczających poza sferę stricte religijną” – dodał.

W ocenie Skibińskiego jest wielu księży, których można wskazać jako symbol niezłomności i konsekwencji w obronie wolności religijnych i społecznych. Jako emblematyczne postaci badacz wymienił m.in. duchownych skazywanych za bycie kapelanami oddziałów niepodległościowych, na czele z ks. Władysławem Gurgaczem. Gurgacz był jezuitą; w 1947 r. związał się z oddziałem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej.

Skibiński wskazał również na bp. Antoniego Baraniaka, który był przez trzy lata przetrzymywany i torturowany w więzieniu mokotowskim za działalność stricte religijną, oraz ks. Zygmunta Kaczyńskiego prowadzącego działalność wydawniczą, za którą został aresztowany. Kaczyński był posłem na Sejm II RP, członkiem rządu na uchodźstwie, a także dziennikarzem i działaczem społecznym. W więzieniu odsiadywał wyrok za „usiłowanie zmiany przemocą jego [państwa PRL - przyp. red.] demokratycznego ludowego ustroju”.

„W szerszym znaczeniu za kapłana niezłomnego należy uznać też kard. Stefana Wyszyńskiego, ponieważ bronił swobód społecznych w Polsce, mimo że osobiście z taktyką podziemia niepodległościowego się nie zgadzał, a także kard. Adama Stefana Sapiehę, który patronował akcji dokumentowania zbrodni katyńskiej, a jednocześnie w swoim otoczeniu miał osoby związane z podziemiem niepodległościowym” – powiedział historyk.

Władza komunistyczna prześladowała księży również w późniejszych latach PRL. W niewyjaśnionych okolicznościach zmarł w sierpniu 1976 r. ks. Roman Kotlarz – jeden z symboli Czerwca ’76.

    Ikoniczną postacią jest ks. Jerzy Popiełuszko, który 19 października 1984 r. został porwany, a potem bestialsko zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Po powstaniu „Solidarności” ks. Popiełuszko stał się jej duchowym przywódcą, warszawscy hutnicy określili go swoim kapelanem, był duszpasterzem krajowym ludzi pracy, a także służby zdrowia. Po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. był systematycznie nękany i inwigilowany przez SB oraz MO.

 Mimo to organizował pomoc materialną dla osób internowanych i ich rodzin, wspierał różnego rodzaju inicjatywy społeczne. Uczestniczył też w procesach aresztowanych za przeciwstawianie się prawu stanu wojennego. Wspierał więźniów politycznych. Nagrał kilka rozpraw, wnosząc na salę sądową magnetofon schowany pod sutanną. Materiał, który wtedy powstał, był emitowany m.in. w Radiu Wolna Europa. Ks. Popiełuszko główny wysiłek włożył w przygotowanie i prowadzenie w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki Mszy w intencji ojczyzny i tych, którzy za nią cierpią. Przybywały na nie delegacje „Solidarności” z całego kraju, uczestniczyli w nich intelektualiści, aktorzy oraz młodzież.

W rozmowie z PAP w 2021 r. dr hab. Rafał Łatka z Instytutu Pamięci Narodowej zaznaczył, że „duchowni, którzy współpracowali z opozycją w latach osiemdziesiątych, byli traktowani przez władzę jako realne zagrożenie dla systemu komunistycznego, dlatego że tworzyli alternatywę wobec realiów systemowych, odbioru kultury i nauki, a ta alternatywna rzeczywistość znajdowała się poza kontrolą władz”.

Wielu kapłanów z różnych regionów Polski najpierw zaangażowało się w działalność wpierającą „Solidarność”, a potem w okresie stanu wojennego wspierało podziemie. „Komunistyczne władze przy pomocy rozmaitych działań, w tym nacisków na ordynariuszy, za pomocą aparatu bezpieczeństwa starały się tę działalność możliwie ograniczyć” – wskazał badacz.

W ocenie historyka obok ks. Popiełuszki należy wyróżnić takich kapłanów, jak bp Ignacy Tokarczuk, a także księża: Kazimierz Jancarz z Krakowa, Hilary Jastak z Gdyni.

Księża stanowili zagrożenie dla władzy również w ostatnim okresie istnienia PRL. Ks. Stefan Niedzielak został zamordowany 20 stycznia 1989 r., dziesięć dni później zginął ks. Stanisław Suchowolec, a 11 lipca ks. Sylwester Zych. „Morderstwa, do których doszło pod koniec lat osiemdziesiątych, w czasie których ofiarą funkcjonariuszy SB padło trzech duchownych, miały pokazać Kościołowi, że powinien zaprzestać wpierania organizacji takich jak Konfederacja Polski Niepodległej czy tzw. środowisk radykalnych w +Solidarności+” – ocenił dr hab. Łatka.

Historyk dodał, że „te zabójstwa miały służyć jako element zastraszenia Kościoła i pokazania, że inne kierunki niż transformacja ustrojowa zaproponowana przez władze PRL nie będą tolerowane”. Był to nacisk nieformalny. „Analogicznie było zresztą w przypadku morderstwa ks. Popiełuszki, które miało być według założeń komunistycznych władz, czyli zleceniodawców tego mordu, bardzo jasnym sygnałem pod adresem hierarchii kościelnej, że wszelkie kontakty Kościół–opozycja należy ograniczać” – powiedział badacz.

za:www.niedziela.pl/artykul/85502/Narodowy-Dzien-Pamieci-Duchownych



***

38 lat temu zamordowano ks. Jerzego Popiełuszkę. Okoliczności wciąż rodzą pytania…

38 lat temu, najprawdopodobniej 19 października 1984 roku, ks. Jerzy Popiełuszko, duszpasterz robotników i kapelan „Solidarności”, został zamordowany przez funkcjonariuszy IV Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Do dziś okoliczności i data jego śmierci pozostają w pełni nie wyjaśnione.

W roku 1984 ks. Jerzy Popiełuszko z parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu był duszpasterzem robotników Huty Warszawa, służby zdrowia i nieoficjalnym kapelanem podziemnej „Solidarności”. Jego comiesięczne Msze za ojczyznę gromadziły tłumy wiernych. Propagandyści reżimu gen. Wojciecha Jaruzelskiego, na czele z rzecznikiem rządu Jerzym Urbanem, nazywali je „seansami nienawiści” i uznawali za bezprawne wiece polityczne. Ks. Popiełuszko był oskarżany o polityczny fanatyzm, pomawiano go o malwersacje finansowe i niemoralne prowadzenie się.

Prymas Polski kard. Józef Glemp w homilii wygłoszonej na pl. Teatralnym w Warszawie z okazji obchodów Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 podkreślał, że żałuje, iż nie mógł ocalić życia kapłana. Miał na myśli propozycje składane Popiełuszce w ostatnich miesiącach przed zabójstwem. W obawie o bezpieczeństwo księdza rozważano wówczas pomysł jego wyjazdu na studia do Rzymu lub przeniesienie do innej parafii, położonej poza wielkimi miastami, w których wpływy „Solidarności” były znaczące. Plany zwierzchników duchownego odbiły się szerokim echem w kręgach opozycji. Krytykowano je jako ustępstwo wobec władz komunistycznych. Zakładano, że władze nie posuną się w swoich działaniach do próby porwania lub zamordowania Popiełuszki. Ostatecznie Glemp zdecydował, że przyszłość misji kapłana będzie zależeć wyłącznie od niego samego, a nie arbitralnej decyzji jego jako prymasa.

We wrześniu i na początku października 1984 roku nasiliły się kierowane wobec księdza pogróżki formułowane przez esbecję. Pretekstem była m.in. pielgrzymka ludzi pracy na Jasną Górę zorganizowana przez niego 16 września 1984 roku. 9 października sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski spotkał się z gen. Zenonem Płatkiem, wicedyrektorem Departamentu IV MSW. „Ks. Popiełuszko eskaluje swoje wystąpienia antypaństwowe. […] Jeżeli nie zaprzestanie tej działalności, straci dobrodziejstwo amnestii i grozi mu sąd” – stwierdził zastępca szefa struktury zwalczającej Kościół.

13 października 1984 roku doszło do pierwszej próby zabicia kapłana. Podczas jego powrotu z gdańskiej parafii św. Brygidy jeden z przyszłych morderców, Grzegorz Piotrowski, rzucił w szybę samochodu księdza kamieniem. Kierowcy – Waldemarowi Chrostowskiemu – udało się go ominąć i odjechać. Grupa esbeków miała przy sobie m. in. worki, łopaty i kamienie.

19 października 1984 roku Popiełuszko wracał z Bydgoszczy, gdzie odprawił Mszę dla ludzi pracy w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników. W pobliżu wioski Górsk, na terenie niezabudowanym, zatrzymali go trzej funkcjonariusze IV Departamentu MSW, którzy sześć dni wcześniej przeprowadzili próbę zamachu: Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala.

Ksiądz został ciężko pobity, skrępowany sznurem i wrzucony do bagażnika esbeckiego auta. Jego kierowcę Waldemara Chrostowskiego obezwładniono i wepchnięto do pojazdu. Zdołał on jednak wyskoczyć z jadącego samochodu i dotarł do kółka rolniczego w Przysieku, a potem do jednej z toruńskich parafii. Tam przekazał informację o uprowadzeniu Popiełuszki. Chrostowski nie odniósł większych obrażeń. Jego relacja o skoku z auta oraz pozostawieniu przez esbeków wciąż wywołuje wiele pytań.

Nie wiadomo dokładnie, co się wydarzyło od momentu porwania kapłana do chwili wrzucenia jego ciała do zalewu pod Włocławkiem. Prawdopodobnie Popiełuszko uciekł z samochodu podczas postoju przed hotelem Kosmos w Toruniu, ale esbecy go dogonili i pobili. Na podstawie sekcji zwłok potwierdzono, że był bity oraz związany w taki sposób, że przy każdym ruchu sznur zaciskał się wokół jego szyi. Wiele wskazuje na to, że zginął 19 października, zanim został wrzucony do Wisły w okolicach tamy we Włocławku. Do nóg księdza oprawcy przywiązali worek z przygotowanymi wcześniej kamieniami.

Informację o uprowadzeniu Popiełuszki podano w „Dzienniku Telewizyjnym” 20 października. W kościele św. Stanisława Kostki, w którym duchowny działał przez cztery lata, zaczęły się gromadzić tłumy – na Mszy Świętej, Różańcu i Apelu Jasnogórskim. Działo się tak również w dniach następnych.

24 października władze ogłosiły, że wśród sprawców porwania są funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, a 27 października ówczesny szef MSW gen. Czesław Kiszczak wyjawił trzy nazwiska: Piotrowskiego, Pękali i Chmielewskiego. Informacja o wyłowieniu z Wisły pod Włocławkiem ciała ks. Jerzego pojawiła się 30 października. Było ono tak zmasakrowane, że rodzina identyfikowała je tylko na podstawie znaków szczególnych.

Popiełuszkę pochowano przy kościele św. Stanisława Kostki, a nie na Powązkach czy w rodzinnej Suchowoli – jak chciały ówczesne władze. W pogrzebie 3 listopada 1984 roku wzięło udział ponad 600 tysięcy wiernych oraz blisko tysiąc księży. Do grobu zaczęły ściągać pielgrzymki z całej Polski.

W procesie morderców kapłana (tzw. toruńskim, 1984–1985) Grzegorz Piotrowski został skazany na 25 lat więzienia, jego przełożony, wiceszef IV Departamentu MSW Adam Pietruszka, także na 25; Leszek Pękala – na 15 lat, i Waldemar Chmielewski – na 14. Wszyscy wyszli przed upływem kary. Piotrowski opuścił więzienie po 16 latach (2001), Pietruszka po dziesięciu (1995), Pękala po pięciu (1990), Chmielewski – po ośmiu (1993).

Zrekonstruowany podczas oficjalnego śledztwa przebieg wydarzeń z 19 października 1984 roku nadal budzi wątpliwości. Część autorów badających sprawę zbrodni uważa, że Waldemar Chrostowski był współpracownikiem SB. Akta bezpieki nie zawierają jednak jakichkolwiek informacji na temat jego udziału w spisku na życie księdza.

W czasie śledztwa prowadzonego przez IPN rozważano też scenariusz, w którym śmierć Popiełuszki nastąpiła dopiero kilka dni po porwaniu. W tym czasie duchowny miał być torturowany w celu zmuszenia go do wyjazdu lub zaniechania działalności. Jednym z dowodów na poparcie tej hipotezy były zeznania rybaków łowiących na Wiśle we Włocławku, którzy w nocy z 25 na 26 października mieli obserwować wrzucanie do rzeki dużego przedmiotu. Sprzeczności w ich zeznaniach oraz stan zwłok kapłana wskazują na niewielkie prawdopodobieństwo takiego przebiegu sytuacji.

Pod mostem w Toruniu niedługo po wyłowieniu ciała Popiełuszki odnaleziono różaniec. Jeśli byłby własnością księdza, to fakt ten zaprzeczałby zeznaniom esbeków, którzy nie wymienili tego punktu jako miejsca postoju w czasie porwania. Nie udało się jednak ustalić, czy różaniec należał do ks. Jerzego.

Wątpliwości części badaczy wzbudzał także sam udział skazanych esbeków w morderstwie. Pojawiała się m. in. wersja uczestnictwa dwóch grup porywaczy. Krytycy tej hipotezy wskazują, że kozłami ofiarnymi byliby wysoko postawieni oficerowie SB, którzy mimo młodego wieku błyskawicznie pieli się po szczeblach kariery. Wydaje się raczej, że powierzono im zadanie porwania kapłana, zapewniając, iż nie poniosą konsekwencji. Ich odpowiedzialność za śmierć Popiełuszki potwierdzają również ich zeznania na temat pobicia, które są w pełni zgodne z obrażeniami opisanymi po odnalezieniu ciała.

W reżyserowanym przez władze procesie zabójców Popiełuszki ujawniono okoliczności, które mogły wskazywać na udział w przygotowaniach do zbrodni innych osób, jednak sąd zajął się wyłącznie bezpośrednimi sprawcami mordu. Śledztwo wobec byłego wiceszefa MSW i szefa SB gen. Władysława Ciastonia oraz gen. Zenona Płatka wszczęto w 1990 roku – po tym, jak skazani w procesie toruńskim zaczęli zeznawać, że przełożeni wpływali na nich, mówiąc np., „by Popiełuszko zamilkł”, ale nie dając bezpośredniego rozkazu zabicia. Badacze działań bezpieki podkreślają, że należy wykluczyć, iż esbecy zamordowali księdza bez polecenia zwierzchników. Mimo ogromnych kosztów politycznych władze komunistyczne mogły zdecydować się na zabicie Popiełuszki dla zastraszenia opozycji.

Po ponaddwuletnim procesie, w sierpniu 1994 roku, Sąd Wojewódzki w Warszawie niejednomyślnie uniewinnił obu generałów z zarzutu kierowania zabójstwem. Ciastoń i Płatek, którzy w areszcie spędzili dwa lata, nie przyznawali się do winy. W 1996 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie zwrócił sprawę sądowi I instancji, uwzględniając apelację pełnomocników oskarżycieli posiłkowych. W 2000 roku proces Płatka zawieszono z powodu jego choroby (zmarł latem 2009). Ciastonia z braku dowodów winy w 2002 roku ponownie uniewinniono (zmarł w 2021). Według sądu proces nie wykazał, by w ogóle wiedział on o „zbrodniczym przedsięwzięciu sprawców zabójstwa”.

Pion śledczy IPN prowadzi śledztwo w sprawie kierowania mordem na ks. Popiełuszce przez osoby, które w hierarchii partyjno-państwowej zajmowały wyższe stanowiska niż Ciastoń i Płatek. Nie znaleziono dotychczas dowodów pozwalających na postawienie komukolwiek zarzutów, choć istnieją poszlaki o możliwym współudziale wysokich rangą funkcjonariuszy PRL. Instytut nie wykluczał wcześniej, że zarzuty mogłyby objąć gen. Jaruzelskiego. W warszawskim IPN działa też zespół prokuratorów prowadzący śledztwo w sprawie działalności „związku przestępczego” w MSW z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Chodzi o inne przestępstwa oficerów IV Departamentu MSW niż zbrodnia na ks. Jerzym.

W 2004 roku ujawniono notatkę doradcy Jaruzelskiego, mjr. Wiesława Górnickiego. Wynika z niej, że politycznym inspiratorem porwania Popiełuszki był ówczesny sekretarz KC PZPR gen. Mirosław Milewski. Hipotezy, wedle których mord był prowokacją Milewskiego wymierzoną w Kiszczaka, pojawiały się już w roku 1984. Jaruzelski wykorzystał je do wyrzucenia wrogiego mu Milewskiego z władz partii.

Zdaniem oskarżyciela posiłkowego w procesie morderców, późniejszego premiera Jana Olszewskiego, zbrodni dokonano na skutek nacisków Kremla. W jego opinii „zlecenie” zabicia przez KGB nie nastąpiło w drodze wydania takiego polecenia Jaruzelskiemu lub Kiszczakowi, ale raczej poprzez bezpośrednie kontakty z oficerami SB. Wersję tę uwiarygodniają częste podróże wszystkich trzech morderców do Moskwy.

Ewa K. Czaczkowska i Tomasz Wiścicki, autorzy wydanej w 2017 roku biografii Popiełuszki, uważają, że przy obecnym stanie wiedzy oraz materiale archiwalnym nie ulega wątpliwości, iż mordercy działali na polecenie władz, ale niemożliwe jest odtworzenie okoliczności podjęcia decyzji o zbrodni.

„Ks. Popiełuszko zapewne padł ofiarą jakiejś skomplikowanej gry z udziałem Moskwy. Na temat szczegółów tej gry nie sposób wyjść poza spekulacje. Jej uczestnikami były polskie i sowieckie służby specjalne, a także polskie i sowieckie władze partyjne. Gracze nie mieli nic przeciwko temu, by przy okazji usunąć niewygodnego kontrrewolucjonistę w sutannie. Ich ambicje sięgały jednak – jak można sądzić dalej i wyżej, ku temu, co ich najbardziej interesowało: ku władzy” – piszą w Biografii błogosławionego.

za:pch24.pl/38-lat-temu-zamordowano-ks-jerzego-popieluszke-okolicznosci-wciaz-rodza-pytania/

***

Kto zamordował księdza Jerzego Popiełuszkę?

Dygnitarze III RP nigdy nie chcieli do końca wyjaśnić wszystkich wątków związanych z tragiczną śmiercią ks. Jerzego. Przypomnę tylko dramatyczne okoliczności zaistniałe wokół prób podejmowanych przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego, któremu dwukrotnie niemalże w przededniu skierowania do sądu aktów oskarżenia w tej sprawie odbierano śledztwo – mówi Tadeusz Płużański, prezes Fundacji „Łączka”.
 
Czym była i kogo rekrutowała do swoich szeregów Samodzielna Grupa „D” IV Departamentu MSW, zwana również „Komandem Śmierci”?

Była to zbrodnicza jednostka komunistyczna, zatrudniająca największych przestępców i drani „czerwonego reżimu”, w dodatku współpracująca z KGB. Jej głównym zadaniem było mordowanie i represjonowanie „wywrotowych” Polaków, stanowiących zagrożenie dla ówczesnej władzy oraz zniszczenie Kościoła Katolickiego w Polsce.

Ludzie wchodzący w skład „Komanda Śmierci” nie mieli żadnym zahamowań przed „finezyjnym” torturowaniem i mordowaniem swoich ofiar. Co gorsza, nigdy nie widzieli niczego złego w swoim działaniu ani też nie czuli żadnej skruchy.

Trzeba również dodać, że mimo podkreślenia w nazwie „samodzielności” całej tej bandy zbrodniarzy, w rzeczywistości sterowali nią ludzie z najwyższych szczebli komunistycznej władzy. Przykładem jest przebieg procesu toruńskiego, kiedy to „czerwoni włodarze” zrzucili pełnię winy na towarzyszy Piotrowskiego, Pękalę, Chmielewskiego i Pietruszkę, sugerując że działali oni na własną rękę.

Nie jest jednak tajemnicą, że o ich działaniach wiedzieli: Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i Władysław Ciastoń. Powiem więcej – towarzysze generałowie nigdy nie staliby się przywódcami komunistycznej dyktatury, gdyby takie sprawy były poza ich zasięgiem.

Oczywiście, świetnie zdawali oni sobie sprawę z tego, co się dzieje w PRL i z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że to właśnie oni inspirowali swoich podwładnych z Grupy „D” do dokonywania zbrodni.

Najsłynniejszą z nich było zamordowanie w wyjątkowo barbarzyński sposób księdza Jerzego Popiełuszki…

To prawda. Pomimo upływu 38 lat od tej tragedii, nadal nie znamy okoliczności śmierci błogosławionego męczennika. Mimo oficjalnego „wyjaśnienia” sprawy podczas procesu toruńskiego, przez lata namnożyło się wiele wątpliwości w związku z tą sprawą.

Pierwsza z nich dotyczy daty zgonu ks. Jerzego Popiełuszki. Zdaniem prokuratora Andrzeja Witkowskiego, któremu dwukrotnie w tzw. wolnej Polsce odbierano śledztwo w sprawie śmierci kapelana „Solidarności”, nie został on zamordowany 19 października 1984 roku, tylko kilka dni później, a w mordzie uczestniczyli oficerowie GRU.

Już samo ciało zabitego, odnalezione 30 października 1984 roku, to najtragiczniejszy dowód, że dla prześladujących go komunistów nie był człowiekiem, tylko jakby rzeczą, jakimś workiem, który można z przywiązanymi kamieniami utopić.

Oczywiście, skazani w procesie toruńskim nie byli bez winy. Przez lata zajmowali się oni niszczeniem Kościoła, represjonowaniem duchownych i organizowaniem brutalnych zbrodni przeciwko Polakom, które propaganda komunistyczna przedstawiała jako działanie „nieznanych sprawców”. Nie zmienia to jednak faktu, że sterowali nimi towarzysze generałowie: Jaruzelski, Kiszczak i Ciastoń.

Do wymienionych przez Pana nazwisk dopisałbym jeszcze jednego „zasłużonego towarzysza”, czyli Jerzego Urbana – człowieka odpowiedzialnego za zapewnienie „parasola ochronnego” komunistycznym zbrodniarzom. Kiedy przypomni się jego podłe zabiegi propagandowe, szkalujące ofiary komunistycznych morderców, łzy same napływają do oczu…

Od zawsze powtarzam, że rozliczenie zbrodni komunistycznych nie może ograniczać się tylko do ich bezpośrednich wykonawców, ponieważ wówczas pomijana jest cała reszta.

Zbrodnie komunistyczne to bestialstwa całego aparatu PRL z Jaruzelskim, Kiszczakiem i Urbanem na czele. Ten ostatni do dzisiaj maskuje i zaprzecza wszystkim faktom w sprawie mordu ks. Popiełuszki oraz chroni oprawców sugerując, że kapłan sam jest sobie winien, ponieważ się „prosił” o to, co go spotkało.

Już niedługo Jerzym Urbanem zajmie się Społeczny Trybunał Narodowy. Mam nadzieję, że przyczyni się to – jeszcze w życiu doczesnym – do osądzenia i przykładnego ukarania tego zbrodniarza komunistycznego przez wymiar sprawiedliwości Rzeczpospolitej. Zabijać można bowiem na różne sposoby – przez bestialskie tortury, strzał w tył głowy, ale także wyrok sądowy czy zbrodniczą propagandę, jak robił to Jerzy Urban.

 Jaki był cel całej urbanowskiej propagandy wymierzonej przeciwko ks. Popiełuszce jeszcze przed jego zamordowaniem?

Podstawowym celem było zastraszenie, a ostatecznym – likwidacja Kościoła Katolickiego, który komuniści uważali za jednego ze swoich największych wrogów i wszelkimi możliwymi sposobami próbowali zniszczyć. Dlatego właśnie przez lata prowadzono akcje szkalujące duchownych, m.in. księdza Jerzego.

Propaganda wymierzona w Kościół miała uderzyć także w wiernych. Komuniści uważali, że dzięki zastraszaniu i mordowaniu kapłanów uda im się osłabić wiarę i postawy patriotyczne Polaków. Jakże bardzo się mylili.
 
Dlaczego zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki jest dzisiaj przez wielu nazywane „zbrodnią założycielską III RP”?

Ponieważ jest to zbrodnia de facto nieosądzona. Mimo wyroków, jakie zapadły podczas procesu toruńskiego, Piotrowski i reszta morderców szybko wyszli na wolność dzięki amnestii, a potem robili kariery w „wolnej Polsce”.

Po drugie, o czym już wcześniej wspominałem: zamordowanie ks. Jerzego przez lata nazywano „prywatną inicjatywą” oficerów Grupy „D”. Dopiero kilkanaście lat po procesie toruńskim zaczęto mówić o zbrodni komunistycznej.

Po trzecie, mocodawcy morderców księdza Popiełuszki nigdy nie odpowiedzieli za swoje zbrodnie, z wyjątkiem kilku symbolicznych wyroków.

W końcu wreszcie: dygnitarze III RP nigdy nie chcieli wyjaśnić wszystkich okoliczności związanych z tragiczną śmiercią ks. Jerzego. Przypomnę tylko dramatyczne próby podejmowane przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego, któremu dwukrotnie, niemalże w przededniu skierowania do sądu aktów oskarżenia w tej sprawie, odbierano śledztwo. A prokurator Witkowski był na tropie rzeczy fundamentalnej – na drodze do stwierdzenia tego, że za śmiercią kapelana „Solidarności” stoi związek przestępczy o charakterze zbrojnym, z towarzyszami Jaruzelskim i Kiszczakiem na czele. I to właśnie ci czerwoni dyktatorzy powinni w pierwszej kolejności odpowiadać za tę oraz inne zbrodnie PRL.

Dopóki sprawa zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki nie zostanie rozwikłana, dopóty nie będziemy mogli mówić o normalnym, niepodległym państwie polskim, a tylko o PRL-bis. Dopóki nie zostanie zatrzymana przyklepana przy okrągłym stole abolicja dla komunistycznych zbrodniarzy, obowiązująca po dzień dzisiejszy, dopóty męczeńska śmierć ks. Jerzego pozostanie skazą na naszej narodowej tożsamości.

Aktualnie sprawę śmierci ks. Popiełuszki prowadzi prokurator Mieczysław Góra z bydgoskiej delegatury IPN. Czy Pana zdaniem, tym razem sprawa zostanie doprowadzona do końca?

Jeśli nadal nie będzie ku temu woli politycznej, to moim zdaniem, zostanie zakończona tak jak w przypadku śledztwa prokuratora Witkowskiego. Widać wyraźnie, że w Polsce wciąż są potężne siły, które mogą zablokować każdą walkę o prawdę.

Z drugiej strony, to istne kuriozum, że w roku 2017, po tylu latach ciężkiej pracy Andrzeja Witkowskiego, zostaje wyznaczony nowy prokurator do tej sprawy. Musi on wertować kilometry akt. Nie podważam oczywiście pracy i zaangażowania prokuratora Góry – uważam, że jest on świetnym specjalistą i na pewno zrobi wszystko, abyśmy dowiedzieli się, co takiego stało się w październiku 1984 roku. Nie zmienia to jednak faktu, że nasuwa się pytanie: dlaczego sprawy nie oddano po raz trzeci prokuratorowi Witkowskiemu, który już dwukrotnie był bliski jej zamknięcia?

Wygląda to na celowe utrudnianie, żeby nie powiedzieć – tuszowanie śmierci ks. Jerzego: „niech sprawcy i świadkowie umrą, żeby całą sprawę pozostawić do osądzenia historykom”. Nie! Nie tędy droga!

Trzymajmy kciuki za prokuratora Górę, ale powtórzę: nie tak to wszystko powinno wyglądać!

Ksiądz Jerzy nie był ostatnim duchownym zamordowanym przez komunistów. W styczniu 1989 roku, gdy w najlepsze trwały obrady okrągłego stołu, czerwony reżim zabił ks. Stanisława Suchowolca i ks. Stefana Niedzielaka. Z kolei w lipcu 1989 roku, już po „wolnych wyborach” z 4 czerwca, zakatowano ks. Sylwestra Zycha. Dlaczego?

Ponieważ komuniści nigdy nie wybaczali, również kapłanom. Wszyscy trzej księża zamordowani w 1989 roku byli niezłomni duchownymi i walczyli o wolną, katolicką ojczyznę.

Ksiądz Niedzielak został zamordowany za działalność w AK, wspieranie WiN-u i mówienie prawdy o pomordowanych przez komunistyczny reżim.

Ksiądz Suchowolec zginął, ponieważ odprawiał Msze Święte za ojczyznę.

Ksiądz Zych był kolejnym patriotą i antykomunistą z krwi i kości, dlatego „należało” go zgładzić.

Żadna z tych spraw nigdy nie została wyjaśniona, ale wierzę, że w końcu uda się to zmienić i postawić przed sądem wszystkim mocodawców i „nieznanych sprawców”. Na takie rzeczy nigdy nie jest za późno, ponieważ jest to obowiązek państwa polskiego.
 
Dziękuję za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

za:pch24.pl