Polecane

„In vitro” zwiększa prawdopodobieństwo nowotworów i wad genetycznych. Fakty ukrywa się dla zysku

W Polsce i na świece stale wzrasta liczba zapłodnień pozaustrojowych . Choć „in vitro” staje się coraz bardziej powszechne, to wiedza o zagrożeniach związanych z tą metodą pozostaje ukryta przed pacjentami. Tymczasem kolejne badania dowodzą, że sztuczne zapłodnienie zwiększa ryzyko wystąpienia u dziecka patologii – w tym nowotworów i wad genetycznych.

– (…) Program in- vitro przenosi wady między pokoleniami – konkludował w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” polski lekarz, komentując najnowsze doniesienia ze świata nauki.

W renomowanym czasopiśmie naukowym „Plos Medicine” opublikowano wyniki badań ryzyka zachorowania na raka wśród dzieci poczętych laboratoryjnie po transferze zamrożonego zarodka. Dane nie pozostawiają złudzeń – ryzyko wystąpienia nieprawidłowości było w ich wypadku znacznie wyższe niż u dzieci poczętych naturalnie. Jak podkreślał w komentarzu udzielonym „Naszemu Dziennikowi” prof. Andrzej Kochański, badania pod wieloma względami można uznać za przełomowe – przede wszystkim z powodu bardzo dużej liczby analizowanych przypadków – przebadano 180 tys. dzieci poczętych pozaustrojowo, a grupa kontrolna składała się z 8 milionów poczętych naturalnie – tak duży zakres badań pozytywnie wpływa na ich rzetelność.

Jednak „in vitro” to nie tylko częstsze nowotwory, ale także znacznie powiększone- bo o 30 do 40 proc. – prawdopodobieństwo wystąpienia wad genetycznych. – Mówi się, że program in vitro jest metodą, która przenosi wady między pokoleniami. Dzieje się tak, ponieważ w naturze plemnik albo komórka jajowa lub nieprawidłowe gamety płciowe, które mają dużo mniejszą zdolność do połączenia się ze sobą, są eliminowane. Natomiast, gdy lekarze używają mikronarzędzi, wtedy niejako wymuszają fuzję połączenia komórki jajowej z plemnikiem. W ten sposób te nieprawidłowości genetyczne, które wynikają z nieprawidłowości naszych przodków, mogą być przenoszone na następne pokolenia – wyjaśniał dr Tadeusz Wasilewski.

– Wiemy, że im później od momentu połączenia komórki jajowej z plemnikiem nastąpi transfer zarodka do organizmu matki, tym ryzyko wystąpienia nieprawidłowości u dziecka jest dużo większe. To dowodzi niezbicie, że przebywanie zarodków poza organizmem mamy nie jest bezpieczne. To w istocie jeden wielki eksperyment na genomie człowieka – dodawał ginekolog i założyciel kliniki leczenia bezpłodności NaProMedica. Powodem, jak podkreślał, jest fakt, że przed wprowadzeniem do organizmu matki, zarodek przebywa w laboratorium, przez co podatny jest na niekontrolowany wpływ czynników środowiska.

Mimo jednoznacznych rezultatów badań, pacjentom nie mówi się o ryzyku związanym z metodą „in vitro” – praktycy chcą bowiem zwiększyć swoje dochody i liczbę pacjentów, więc rzeczowe poinformowanie chętnych jest im nie na rękę. – To w istocie jeden wielki eksperyment na genomie człowieka. O tym się głośno nie mówi i nie ujawnia się tych wątpliwości małżeństwom, które decydują się na poddanie się tej procedurze, bo przecież to nie jest w interesie ośrodków, które zarabiają na in vitro. Jest to jednak podejście nieuczciwe. A sama procedura uderza w godność człowieka – mówił dr Wasilewski.

Uwagę na problem zamiatania niewygodnych danych pod dywan przez klinicystów oferujących metodę „in vitro” zwracał także prof. Bogdan Chazan, wiceprezes Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich. Mimo kolejnych dowodów na zagrożenia związane z procedurą, popularność zapłodnienia pozaustrojowego nie maleje, ponieważ praktykom gwarantuje ono zysk, ubolewał doktor. –  Już od wielu lat widać, że liczba zapłodnień in vitro przy użyciu zamrożonych zarodków się zwiększa. Tym, którzy stosują te praktyki, zależy na zapewnieniu większej częstości udanych zapłodnień. Nie zważają na to, że nie jest to obojętne dla dalszego rozwoju dziecka. Chęć zysku przeważa nad bezpieczeństwem. To smutne, ale pokazuje, że nie chodzi o rzeczywistą pomoc, lecz o uzyskanie jak największego zysku – komentował.

za:pch24.pl